2018-03-17.
To zastanawiające: lata wspólnej historii i te nagłe wybuchy wzajemnych oskarżeń, podejrzeń i niechęci. Trudno szukać pocieszenia w ostatnich sondażach wykazujących, że Żydzi nie są już liderami nacji najbardziej znienawidzonych przez Polaków i czerpać satysfakcję z tego, że ich miejsce zajęli Arabowie, bowiem emocjonalne napięcie, jakie towarzyszy polsko-żydowskim sporom osiąga taki poziom, że dotyka najczulszych sfer ludzkiej egzystencji i rodzi pytania o jakość charakterów poszczególnych jednostek i całych narodów.
Przyczyny tych konwulsji we wzajemnych stosunkach próbują od lat wyjaśniać uczeni, świadkowie wydarzeń, duchowni, dziennikarze, politycy i wyspecjalizowane instytuty, ale najczęściej ich konkluzje, zazwyczaj niepozbawione subiektywnego spojrzenia, stają się źródłem kolejnych kontrowersji i zamiast niwelowania różnic, prowadzą do ich zaostrzenia. Jak sobie z tym poradzić w obliczu prawdy, że ta sytuacja rodzi niszczące skutki dla obu narodów i ma destrukcyjny wpływ na młode pokolenia?
Jeśli pominąć instrumentalne wykorzystywanie tej problematyki w celach politycznych, gospodarczych i jakichkolwiek innych przez polityków oraz różne grupy interesu i poszczególne jednostki – należałoby przyjąć, że głównym motywem ich działania jest dążenie do oparcia polsko-żydowskich relacji na prawdzie. Jednak w dążeniu do jej ustalenia oprócz wielkich emocji, można też dostrzec dużą rozbieżność w dziedzinie metod opisywania rzeczywistości. Być może, przy założeniu dobrych intencji wszystkich stron, właśnie w tym obszarze rodzi się najwięcej kontrowersji. Oto niepełny wykaz zróżnicowanej metodologii w podejściu do omawianego problemu.
Generalizacja pojedynczych zdarzeń. To częsty przypadek, wynikający z przemożnego dążenia do jednoznacznego zakwalifikowania opisywanego problemu według czarno-białych kryteriów, bez żadnych szarości i niejasności. Autorzy takich tekstów nie przywiązują wagi do uwarunkowań ani argumentów oponentów i formułują uogólniające wnioski według z góry przyjętych konkluzji. Ich prace, w zamyśle demaskatorskie, budzą zdecydowany opór i zamiast edukować, a co za tym idzie poprawiać świat, utrwalają zadawnione podziały i stereotypy.
Podobne efekty rodzi dosyć rozpowszechniona metoda szacunkowa w określaniu rozmiarów popełnionych przestępstw i doznanych krzywd. Zaskakuje łatwość, z jaką niektórzy badacze i politycy mnożą udokumentowane przypadki i – bez niezbędnych dowodów – sugerują dziesiątki, setki, a nawet tysiące podobnych zdarzeń. W ten sposób pęcznieją liczby ofiar, a zło wyrządzone bliźniemu nabiera monstrualnych rozmiarów, przestaje być słusznie napiętnowanym odosobnionym czynem, a staje się regułą. W takim ujęciu zanika podział na dobrych i złych, bo pod pręgierzem staje cała społeczność: Polaków lub Żydów, zależnie od tego, kto dokonuje rozliczenia historii. Zamiast edukacji, taka metoda powoduje irytację.
Niszczące skutki rodzi powracająca z uporem metoda wykorzystywania różnych, trudnych epizodów wzajemnych relacji, zadawnionych urazów, nieufności, niechęci i stereotypów do celów bieżącej walki politycznej. Te działania są szczególnie destrukcyjne, bo nacechowane cynizmem zaślepionych walką o władzę polityków, pobudzają ciemne strony ludzkich charakterów: antysemityzmu i antypolonizmu. Zamiast zbliżenia, mamy wzajemną pogardę i nienawiść.
Wiele złego wynika z metody relatywizacji cierpienia. Słusznemu żądaniu uznania wyjątkowości Zagłady często towarzyszy niedocenianie cierpienia innych. Dla Polski jest to szczególnie bolesne, zważywszy skalę represji i ofiar, jakie poniosła polska ludność z rąk niemieckiego okupanta. Ten spór o to, kto więcej wycierpiał – prowadzi na manowce i usuwa w cień sprawców wojennych zbrodni. Podobną rolę spełniają oskarżenia o wykorzystywanie cierpienia w charakterze instrumentu do załatwiania różnych przyziemnych interesów. Uważnego podejścia wymaga wyraźne rozgraniczanie ofiar od sprawców, ponieważ brak precyzji w tym zakresie, czego doświadczyliśmy niedawno, rodzi nieintencjonalnie poważne perturbacje w stosunkach polsko-żydowskich.
Następstwa nowelizacji ustawy o IPN wprowadzające penalizację nieprawdziwych opinii o polskim współsprawstwie w niemieckich zbrodniach, wskazują na nieskuteczność metody regulowania kontrowersyjnych problemów historycznych w drodze przepisów prawa. A jeżeli już stosuje się takie instrumenty, to trzeba zadbać o precyzję terminologii, aby wykluczyć jej różne interpretacje i oskarżenia o próbę negowania ciemnych stron historii i atak na wolność słowa (zwłaszcza świadectwa ocalonych).
Nieprzemyślane lub intencjonalne działania polityków prowadzą do erupcji niedobrych emocji, utrudniających utrzymanie dobrych stosunków między państwami. Zbyt często na potrzeby partyjnej polityki podważany jest wysiłek wielu ludzi zaangażowanych w przezwyciężanie stereotypów i budowę przyjaznych relacji między narodami. Aby to zmienić, niezbędna jest zmiana podejścia i oddzielenie trudnych problemów historii od bieżącej polityki oraz pozostawienie rozstrzygania wątpliwości i ustalanie faktów badaczom i instytutom naukowym. Istotna rola przypada edukacji, zwłaszcza młodych pokoleń oraz wyjaśnianie kontrowersji w drodze dialogu, a nie przy użyciu kampanii propagandowych.
Dobrze radzi Szewach Weiss: miejmy w pamięci 800 lat wspólnej historii, a przy ocenie budzącego największe kontrowersje okresu drugiej wojny światowej nie zapominajmy, że oba narody, polski i żydowski, były ofiarami niemieckich zbrodni.
Czy politycy posłuchają tej rady i swoje działania zechcą umieścić w takim kontekście? Czas pokaże.
Eugeniusz Noworyta
>>Przyczyny tych konwulsji we wzajemnych stosunkach próbują od lat wyjaśniać uczeni, świadkowie wydarzeń, duchowni, dziennikarze, politycy i wyspecjalizowane instytuty, ale najczęściej ich konkluzje, zazwyczaj niepozbawione subiektywnego spojrzenia, stają się źródłem kolejnych kontrowersji <<
Ja bym nie wyjaśniał "naukowo" bo będzie tak jak z "falą" w wojsku a obecnie w szkołach.
Fala była jest i będzie.. wszyscy ją "wyjaśniali" a religie… Są jakie są, niezbędne dla ludzi, nawet tych edukowanych.
Anegdotka z LWP…
Fala w jednostce, uwzięli się na jednego chłopaka co to był ani be ani me…
Chłopak był twardy, wszystko znosił więcej niż dzielnie..
Po miesiącach dwóch podeszła do niego delegacja twardzieli i mówią;
Waluś.. okazujesz się być gość.. od dziś przestajemy ci dokuczać!
Waluś… naprawdę chłopaki!?
Naprawdę!!
No to w porządku… rzecze Waluś.
To ja przestanę wam scać do kawy…
Kilka uwag na bieżąco” “… lata wspólnej historii i te nagłe wybuchy wzajemnych oskarżeń, podejrzeń i niechęci.” Nie tak “nagłe”, bo antysemityzm, pogromy i prześladowania Żydów mają w Polsce długą i niechlubną tradycję, zwłaszcza w XIX i w XX wieku aż do Marca ’68. To “nagłe” jeśli dobrze rozumiem Autora to wybuch fali nienawiści antysemickiej po okresie normalizowania stosunków z Izraelem i stopniowego wyjaśniania wzajemnych uprzedzeń w okresie 1989 – 2015. Stwierdzenie, że prace hisoryków, publicystów, świadków historii wyjaśniających wzajemne relacje Polaków i Żydów jako “…niepozbawione subiektywnego spojrzenia, stają się źródłem kolejnych kontrowersji i zamiast niwelowania różnic, prowadzą do ich zaostrzenia”, jest dość nieostre i odnosi sie do niewielkiej części relacji, głównie polityków, dziennikarzy i świadków historii. O ile świadkowie historii są usprawiedliwieni, bo całość ich wspomnień nosi charakter z zasady subiektywny, o tyle dziennikarze i politycy niekoniecznie. Historycy najrzadziej subiektywizują, choć i tutaj zdarzają się wyjątki. Myślę tutaj o pani dr Ewie Kurek, której interpretacja holocaustu, być może dokonywana zgodnie z jej sumieniem w dobrej wierze, od lat gromadzi pisowskich i prawicowych ukrytych bądź jawnych antysemitów. W tym sensie badacz odpowiada za wszystkie, także te trudniej przewidywalne skutki swoich interpretacji. Ciekawe, że tacy ludzie sami dość dowolnie interpretujący proces historyczny, zarzucają brak rzetelności innym historykom np. Janu Tomaszowi Grossowi.
Pośród innych przytoczonych argumentów Autora na podkreślenie zasługuje wykorzystanie antysemityzmu do bieżących celów politycznych. Szczególnie tzw. “wstawanie z kolan” i “polityka dumy narodowej” to pisowskie mrzonki, które w sposób prostacki czy prymitywny ożywiają demony przeszłości przynosząc Polsce poważne szkody na arenie miedzynarodowej. To, moim zdaniem, celowe i cyniczne rozbudzanie antysemityzmu w celach bieżącego poparcia partii rządzącej, kompletnie ignoruje polską rację stanu. Ustawa o IPN przyniosła i przynosić będzie trwałe szkody pozycji Polski na arenie międzynarodowej, przy czym jest rodzajem prymitywnego i kompletnego nieracjonalnego prawa kryminalizującego historię. Odnosi skutki przeciwne od zamierzonych. Szerzej “plityka historyczna” PiSu jest najbardziej przeciwskuteczną działanością, stanowiąc szkolny przykład jak nie należy takiej polityki prowadzić.
*
Polityka PiS przynosi fatalne skutki w relcjach z innymi państwami i równie fatalne w społeczeństwie polskim. Jedynym smutnym i gorzkim skutkiem pozytywnym jest narastająca świadomość kręgów opiniotwórczych, że wiele spraw po PiSie będziemy musieli zmienić i naprawić. Debatę o stosunkach polsko-żydowskich również.
>>Polityka PiS przynosi fatalne skutki w relcjach z innymi państwami i równie fatalne w społeczeństwie polskim. Jedynym smutnym i gorzkim skutkiem pozytywnym jest narastająca świadomość kręgów opiniotwórczych, że wiele spraw po PiSie będziemy musieli zmienić i naprawić. Debatę o stosunkach polsko-żydowskich równie<<
nooo tak..
!Jedynym smutnym i gorzkim skutkiem pozytywnym jest narastająca świadomość kręgów opiniotwórczych!
Rozumiem chęć bycia opiniotwórcą.. radość budzi fakt "budzącej się świadomości".
Najbardziej podoba mi się, "smutny i gorzki pozytywny skutek" , zapamiętam i wykorzystam..
Mogę?
ps.
zła wiadomość… Putin dalej prezydentem…
W najbliższym czasie zaatakuje USA na terenie PRL-bis.. tfu! III RP
Będzie się działo…. boję się!
>>Polityka PiS przynosi fatalne skutki w relcjach z innymi państwami i równie fatalne w społeczeństwie polskim. Jedynym smutnym i gorzkim skutkiem pozytywnym jest narastająca świadomość kręgów opiniotwórczych, że wiele spraw po PiSie będziemy musieli zmienić i naprawić. Debatę o stosunkach polsko-żydowskich równie<<
nooo tak..
!Jedynym smutnym i gorzkim skutkiem pozytywnym jest narastająca świadomość kręgów opiniotwórczych!
Rozumiem chęć bycia opiniotwórcą.. radość budzi fakt "budzącej się świadomości".
Najbardziej podoba mi się, "smutny i gorzki pozytywny skutek" , zapamiętam i wykorzystam..
Mogę?
ps.
zła wiadomość… Putin dalej prezydentem…
W najbliższym czasie zaatakuje USA na terenie PRL-bis.. tfu! III RP
Będzie się działo…. boję się!
Artykuł na czasie dyskusji polsko-żydowskiej , jednak moim zdaniem – przepraszam Autora, zaledwie dotyka tematu. Uważam, że sprawa wymaga “pochylenia” (bardzo modne ostatnio słowo” nad nią, naukowców, ale nie tylko, wymaga dyskusji wszem i wobec. Bo, wydaje mi się , że powinno zostać w ogóle przedefiniowane pojęcie “narodu”. Co to jest “naród”, można znaleźć stosowną definicję, np: “Zbiorowość złożona z ludzi o poczuciu tożsamości opartym na wspólnej historii, kulturze i tradycji, często mówiących tym samym językiem i zamieszkujących określone terytorium.” (Encyklopedia Powszechna, str. 559, Larousse Polska 2006), a zatem w przypadku Polski i Polaków, jak określić naród polski, w sytuacji gdy Polska na przestrzeni dziejów miała najróżniejsze terytorium z mieszkańcami o różnych tradycjach, wyznających różne religie, mająca różnych władców, etc? A obecnie, gdy JK główny prezes pis, tym samym RP, podzielił nas na sorty i kategorie? Czy jeśli się jest urodzonym z dziada, pradziada na terenach zaliczanych obecnie do terytorium Polski, to jest się Polakiem? Ile pokoleń musi mieszkać na tym terytorium, aby rodzina została uznana za rodzinę polską? Czy jeśli się jest ateistą to jest się Polakiem, czy Żydem? A wyznawca prawosławia zamieszkały na Podlasiu polskim to Polak, czy Rosjanin? A co z protestantyzmem? Czy Ewangelik, to Niemiec , czy Polak mieszkający na Dolnym Śląsku? Te i inne tego typu pytania, mogą wydawać się infantylne, ale odpowiedź na nie okazuje się bardzo istotna, aby wreszcie skończyła się , mim zdaniem ta dyskusja, dobra może dla filozofów i innych myślicieli, ale jakże komplikująca życie normalnych ludzi tu i teraz. Zapytania we wnioskach np. paszportowych o obywatelstwo i narodowość uważam za idiotyczne, bo jeśli jestem obywatelem tego kraju, tu mieszkam z dziada, pradziada, tu dokonuję wszelkich wyborów, to po co mi narodowość, jestem Polką i już.
Wydaje mi się, że główne zamieszanie powstaje, gdy do pojęcia “narodowość” próbuje się dokleić obowiązkowo określone wyznanie i wówczas staje się jasne dlaczego pis tak kurczowo trzyma się kleru katolickiego, bo sobie ubzdurali, że Polacy to obowiązkowo Katolicy. To staje się groźne, bo co zrobią miliony innowierców i ateistów, jeśli któregoś dnia pis nagle dojdzie do wniosku, jak w czasach słusznie minionych w 1968r i zażąda opuszczenia tych ziem, bo uznają że Polska tylko dla Katolików??????