Herezja bliska sercu4 min czytania

 

 

2018-03-22.

Jedną z najgroźniejszych w skutkach wczesnochrześcijańskich herezji był manicheizm. Nazwa wywodzi się od imienia proroka – Maniego (Manesa); był źródłem licznych sekt, które pojawiały się w różnych fazach rozwoju Kościoła i są żywotne także dzisiaj, zwłaszcza w krajach, gdzie chrześcijaństwo jest bezrefleksyjne, powierzchowne, obrzędowe, zwyczajowe, a więc w także Polsce.

Istota manicheizmu to radykalny dualizm światów, które tworzą dwa pierwiastki, albo substancje: dobro, upostaciowane przez światło, i zło – ciemność. Od starożytnych filozofów przyrody (m. in. Epikura) Mani przejął pogląd, że światy te istnieją w czasie rozłożonym na etapy. W pierwszym,  czyli w przeszłości  (Arkadia, Złoty Wiek) dobro i zło są od siebie ściśle oddzielone; w teraźniejszości mieszają się ze sobą, by – w trzecim etapie, przyszłości –   ponownie się rozdzielić (tysiącletnia rzesza, kraj rad). Manicheizm, ze względu na uznanie zła za osobny byt, jest doktryną głęboko pesymistyczną; zło jest wszędzie – albo w opozycji do dobra, albo w mariażu z nim. Sposobem walki ze złem jest poznanie, wiedza (gnosis), której jednak nie można jej zdobyć w normalnym trybie, krok po kroku, przez doświadczenie i rozum; jest to wiedza tajemna, dostępna i przekazywana nielicznym, wybranym (zakon).

Przypominam pokrótce tę starą doktrynę, która co rusz,  daje o sobie znać także w świecie nowożytnym – poprzez rewolucje, totalizmy, autokracje twarde i miękkie oraz w praktyce Kościoła (inkwizycja). Wprawdzie św. Augustyn gromił manichejczyków, jednak w końcu im uległ…

Przy pomocy tej doktryny można też podjąć próbę wyjaśnienia rządów „dobrej zmiany” (obydwa pojęcia manichejskie, ponieważ możliwa jest ‘zła zmiana’!), których korzenie sięgają Zakonu PC. Od początku wspierał je człowiek Kościoła, przebiegły redemptorysta z Torunia, który przez lata głosił wszem i wobec, że „Polska jest w stanie likwidacji i eksterminacji”. Przypominał o tym codziennie, przez kilka miesięcy, tuż po Potopie czytanym w Radiu Maryja, by pokazać, że współczesną figurą najazdu szwedzkiego jest bezbożna Unia Europejska. „Polska jest dziś chora. (…) chore są elity i chory jest cały naród” – wtórował mu przed wyborami były metropolita przemyski.

Manichejskie diagnozy duchownych kulminowały w haśle zawodowych polityków: „Polska w ruinie”, co doprowadziło do zmiany prezydenta i rządu. Ten pierwszy natychmiast zadeklarował się jako „niezłomny”, co uwypuklało złomność (ułomność) jego poprzednika. Rząd od razu przystąpił do wykazywania złodziejstwa poprzedniej ekipie, deklarując uczciwość i ascezę własnej, która nie kradnie, lecz rozdaje… Potem wystarczyło podtrzymywać manichejskie paliwo wypowiedziami typu: „Stoicie tam, gdzie kiedyś stało ZOMO”, „cała Polska (dobro) z was się śmieje… komuniści i złodzieje (zło); „jesteście zdradzieckie mordy, kanalie (opozycja), zamordowaliście mi  brata (władza)!”. Zdrową, narodowo-katolicką substancję przeciwstawiono roznoszącym choroby pasożytom, czyli muzułmańskim uchodźcom, etc. Konflikty Polski z Niemcami, Żydami, Ameryką, Ukraińcami, Litwinami… to zewnętrzne przejawy wewnętrznego manicheizmu, który w taki oto, mało wyrafinowany sposób, sięga swego apogeum i szeroko się rozlewa. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak podobnie zachowuje się przywódca Ameryki, przeciwstawiając ją reszcie świata, czy Rosji, który idzie jeszcze dalej, i grozi…

Dla współczesnych manichejczyków (może manicheistów?) teraźniejszość jest nie do przyjęcia; nie spełnia ich oczekiwań, jest niemoralna, zepsuta i  chora (jak Europa); jest ordynarnym zmieszaniem zła z dobrem. Trzeba więc wrócić do wyidealizowanej przeszłości np. Średniowiecza, albo popatrzeć w przyszłość, kiedy to zwykli „zjadacze chleba” zostaną przerobieni „w anioły”.

Przeszłość i przyszłość to dla nich stany optymalne, ponieważ realnie nie istnieją. Pierwszy dawno minął, można za nim tylko tęsknić; drugi – jeszcze nie nastąpił, można więc do niego wzdychać głęboko. Są to stany idealne, czyste, w których dobro i zło są na swoich miejscach. W znienawidzonej teraźniejszości oba te pierwiastki mocno się wymieszały, co powoduje, że nasz świat nie jest ani czarny, ani biały – tylko szary, z ogromną gamą odcieni, prozaiczny, nieostry… Wymaga codziennej, żmudnej pracy, wyrzeczeń i dyscypliny; każe tonować emocje, język i zachowania; być przyzwoitym, mitygować narodową dumę i wyższość, tudzież polityczną pazerność…  Taki stan egzystencji jest na dłuższą metę trudny do zniesienia; na usta nieustannie ciśnie się pytanie: „Jak żyć?”, które prędzej czy później musiało się doczekać odpowiedzi – także w naszym Kraju.

Współczesny manicheizm jest popularny z wielu powodów: dawno wykroczył poza ramy religijne i stał się sprawnym narzędziem polityczno-społecznym przez swoją prostotę, albo raczej prostactwo. Jest jednoznaczny, odruchowy i reaktywny, angażuje emocje, pamięć i wyobraźnię; nie pozostawia miejsca na namysł, refleksję czy wątpliwości. Mając do dyspozycji tylko dwa   pojęcia/instrumenty, potrafi nimi żonglować jak kuglarz, nazywając zło dobrem, a dobro złem, i w ten sposób utwierdzać Polaków w – ulubionych przez nich – stanach moralno-religijnej ułudy.

J S

Print Friendly, PDF & Email
 

2 komentarze

  1. Obirek 22.03.2018
  2. A. Goryński 24.03.2018