2018-08-04.
Głupota ogólnie pojęta w zasadzie nie jest ani grzechem, ani przestępstwem, o ile nie przyszpili jej zbrodniczej łatki jaki nadgorliwy egzekutor.
Ta polityczna podobnie. Wachlarza kar za obydwie nie przewidują więc ni kodeksy kanoniczne, ni karne. Głupota bowiem jest karą samą w sobie i wystarczają na ogół bezpośrednie konsekwencje tego stanu psychicznego, gorsze niejednokrotnie do zniesienia, nieczułe na okoliczności łagodzące. To tzw. kary życiowe. A te, jak wiadomo, nie mają zahamowań przed ferowaniem wysokich wyroków czy stosowaniem odpowiedzialności zbiorowej i pokoleniowej.
Już na biblijnych kartach przykładów co nie miara. Od przywalenia w Raju pierwszym rodzicom, poprzez naznaczenie ich kainowego potomstwa, różne potopy, sodomy i gomory, żeby na plagach egipskich wyliczankę zakończyć, ponieważ ten akurat przypadek jest najdokładniej „udokumentowany”. Cwaniactwo faraona Ramzesa II, który nie chciał dobrowolnie pozbyć się izraelickiej siły roboczej, mocą boga Jahwe zafundowało całej ludności kraju w dolinie Nilu pakiet dziesięciu wymyślnych plag.
Wniosek, po pobieżnym chociażby przejrzeniu wszystkich przykładów, nasuwa się natychmiast i jeden: głupotą, wbrew obiegowym, „praktycznym” opiniom, nie jest słuchanie głosu rozsądku i umiar, lecz bezrefleksyjne brnięcie w fałsz, obłudę, zawiść, chciwość i tym podobne cechy właściwe od zarania rodzajowi ludzkiemu. Choć srogie za to kary bywają, czasem niesprawiedliwe dla ogółu, to posiadają przecież wartości umoralniające i wskrzeszające rozum bodaj na jakiś czas.
Historia lubi się powtarzać, tym bardziej kiedy nauka idzie w las porzucając niefrasobliwie rozochoconą armię wysoko mierzących niedouków. Wydaje się, że dziś Polska wkroczyła na podobną starożytnemu Egiptowi drogę ku upadkowi.
Jest w kraju nad Wisłą taki jeden fanfaron, co to nikogo się nie boi zza grupy rosłych ochroniarzy. Który powoli wprowadza w kraju, pozaprawnymi metodami i wbrew woli większości społeczeństwa, formę współczesnego zniewolenia, wykorzystując do tego podległy mu aparat władzy, nacisku i represji, przyboczną gwardię zachwyconych sobą tępaków oraz otumanioną populistycznymi hasłami i religijnymi dogmatami mniejszość.
Kary już są, jakże by mogło być inaczej, ale to zaledwie flanka mogącej nadciągnąć burzy plag. Wyizolowanie z ram Unii Europejskiej skutkujące pozbawieniem unijnej pomocy, chaos prawny i niekompetencja na kierowniczych stanowiskach w kluczowych instytucjach, pazerność i niegospodarność włodarzy, moralne rozbestwienie z jednej a uzasadniony przed szykanami lęk z drugiej strony, jak również najpopularniejszy dziś kurs – na przeczekanie, mogą spowodować powtórzenie co do joty zestawu plag egipskiego, choć oczywiście w wersji daleko uwspółcześnionej.
Możemy zatem mieć, jak na zawołanie, bardziej zatrute środowisko naturalne, plagę owadów i gryzoni, pomór wśród pogłowia hodowlanego wraz z towarzyszącymi temu wybuchami epidemii wśród ludności. A w znaczeniu przenośnym już – wydaje się – nadciągnęła ciemność, jako i specyficzna szarańcza bezkarnie grasuje pustosząc wypracowany trudem jednego pokolenia dobrostan. Gwałtowny natomiast spadek populacji może nam zagwarantować panoszące się psim swędem towarzystwo antyszczepionkowe i kajagodkowe z przyklaskiem kościółkowym szkodliwe fanaberie, oraz polityka poniewierania starością.
Ale Polska nie byłaby pyszniącą się wielowiekową przeszłością Polską, gdyby nie zrodziła swojej, nigdzie indziej nie występującej, patriotycznej, narodowej plagi.
Pierwsi kilka lat temu zagrożenie dostrzegli i dali mu swoją, germańską nazwę dziennikarze niemieccy ostrzegając publicznie przed owymi warzywami, przez lata hitem eksportowym ku wschodowi, obecnie z zastopowaną ekspansją dzięki węchowi tamtejszych służb, z których to warzyw jakikolwiek toksyczny produkt może w przyszłości stać się polską narodową trucizną.
Szum się na takie dictum podniósł w ówczesnych rządowych gremiach i innych nadmiernie przeczulonych patriotycznie środowiskach, ale obśmiany przez świat wyciszył się po kryjomu. No i minęła zaledwie dekada, jak stało się. Mamy, co wraży żurnaliści przewidzieli: ani to do przełknięcia kiepski pasztet, ani narobiony gar bigosu, ani nawet do spijania nawarzone piwo, tylko najzwyklejsza, polska, narodowo-katolicka zupa, której fala tsunami powoli od wschodu zalewa kraj.
I nie jest to bynajmniej coś o smaku Kaczej zupybraci Marx z 1933 r., choć to akurat danie posmakować powinny w celach dydaktycznych obie strony krajowej barykady. Ta nasza, to bogata w najdziwniejsze kształtem, kolorem i smakiem składniki, uwarzona na zleżałym zioberku i niekoniecznych dudach, nazbyt ostro przyprawiona… k a r t o f l a n k a. Jeszcze nie zalała całego kraju, jeszcze nie zakrztusili się nią wszyscy z otwartą gębą zaskoczeni, dopiero niewielu opanowało w-prawne pływanie wśród pian przysmrodzonej zasmażki i nurkowanie aż do warstw dennych przed pojawiającymi się przeszkodami pakietów ratowniczych. Jeszcze jest czas…
…by postawić tamy pełzającej zarazie, usypać takie wały, jak Polska cała, których nie będzie w stanie pokonać. Mamy przecież tyle dań w polskim zestawie mogących urozmaicić narodowe menu.
I jeszcze jedno mi się marzy, tak już na deser: aby ktoś niedaleko mieszkający wpadł do zachodniopomorskiego (w pobliżu Koszalina) Biesiekierza i przybrał stojący tam od 1983 roku, mający 9 metrów wysokości pomnik, a właściwie jego umieszczoną na postumencie czterometrową bulwę, w modną ostatnio koszulką z napisem: Konstytucja, Jarek.
WaszeR Londyński
W tekście wykorzystano zdjęcie sygnowane JDavid umieszczone na stronie http://polskierekordy.pl/2017/04/04/pomnik-ziemniaka/. Sam pomnik został zaprojektowany przez Wiesława Adamskiego.