Grzegorza Lindenberga znamy (ostatnio) głównie jako znakomitego autora tekstów o muzułmańskim terroryzmie. Piszę „ostatnio”, bo to dziennikarz i socjolog. Współzałożyciel „Gazety Wyborczej”, potem naczelny „Super Expressu”, autor dwóch książek socjologicznych i przewodnika po Toskanii, który teraz wystrzelił niesłychanie interesującą książką popularnonaukową.
Książka nosi tytuł Ludzkość poprawiona i ma podtytuł „Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy”. Rewolucja, którą zapowiada Autor, związana jest z rozwojem nauki w dwóch dziedzinach – w genetyce i w informatyce, a dokładniej, niosą ją nowe techniki inżynierii genetycznej oraz gwałtowny rozwój sztucznej inteligencji.
Największą zaletą książki Lindenberga jest przystępny i ciekawie napisany opis tego, co się dzieje w tych dwóch dziedzinach. A dzieje się strasznie dużo i w ostatnich latach widzimy gwałtowne przyspieszenie. Przyszłość może się okazać taka lub inna i chociaż bez wątpienia wkraczające w życie innowacje zmienią bardzo wiele, jednak ich znaczenie i tempo wdrażania nie tylko może, ale niemal z pewnością okaże się inne, niż to obecnie przewidujemy. Nie zmienia to faktu, że rozwój tych dwóch dziedzin jest zdumiewający, a perspektywy zastosowań pojawiających się tu innowacji poruszają wyobraźnię.
O najnowszych osiągnięciach genetyki Grzegorz Lindenberg pisze znacznie mniej, ale z nie mniejszym entuzjazmem jak o rozwoju sztucznej inteligencji.
To co dziś budzi tak wielkie nadzieje, to nowa technika inżynierii genetycznej znana jako CRISPR/Cas9, która pozwala na modyfikowanie genomów w łatwy, szybki i tani sposób.
„Rewolucyjność CRISPR polega na połączeniu wszechstronności, prostoty przygotowania, precyzji i taniości — pisze Lindenberg — Tam, gdzie zmiana genu poprzednimi metodami kosztowała setki tysięcy dolarów i zajmowała biologom miesiące, teraz kosztuje setki dolarów i zajmuje jedynie dni.”
Co oznacza, że niemal wszystkich stać będzie na zastanawianie się, co jeszcze możemy poprawić i na eksperymentowanie. Wcześniejszy rozwój w dziedzinie inżynierii genetycznej wywołał popłoch i zrodził całe dywizje dzielnych bojowników walczących z GMO i znajdujących sens życia w straszeniu ludzi tym, o czym zazwyczaj mają zaledwie szczątkowe pojęcie. Lindenberg zasadnie wskazuje na to, że łatwiejsza i tańsza inżynieria genetyczna może przede wszystkim zrewolucjonizować produkcję żywności i medycynę. Czy jest nadmiernie optymistyczny? Nie, jeśli idzie o otwierające się możliwości. Pytanie jednak kto i jakimi metodami będzie się starał wykorzystanie tych możliwości blokować.
„Uważam, że CRISPR/Cas9 przyniesie wyłącznie dobre rzeczy. Jednym przyniesie ozdrowienie z nieuleczalnych dziś chorób genetycznych, innym przyniesie nowe odmiany roślin, dzięki czemu będą mogli produkować więcej zdrowszego jedzenia. Jeszcze innym przyniesie możliwość wczesnego wykrywania rozmaitych chorób, a całym rzeszom – zwalczanie chorób takich jak rak, a przynajmniej niektóre jego odmiany, które będzie można zwalczać modyfikowanymi białymi ciałkami krwi. Niektórym, a może wszystkim, przedłużenie zdrowego życia.”
Ten akurat cytat jest nie z jego książki, a z wywiadu z Piotrem Ibrahimem Kalwasem. Gorąco namawiając do przeczytania tej książki, bo świetnie napisana i fascynująca, mam jednak wrażenie, że entuzjazm Autora jest chwilami przesadzony. Lindenberg zdaje sobie z tego sprawę i wspomina, że te niesłychane możliwości mogą być wykorzystane również w niecnych celach, chociażby do produkcji broni biologicznej. Osobiście podejrzewam, że (przynajmniej chwilowo) więcej szkód przynosi zachwyt dla tej rewolucji ze strony różnych szarlatanów i naciągaczy oferujących na prawo i lewo „genowe terapie”, które nie przeszły normalnych procedur kontrolnych i z medycznego punktu widzenia są nic niewarte. Terapie genetyczne są w medycynie nadal melodią przyszłości, chociaż dzięki obniżeniu kosztów badań i eksperymentów, prawdopodobnie przyszłości raczej bliższej niż dalszej.
Z rewolucjami kłopot, bo apelują do romantyzmu. Tymczasem w nauce nic nie dzieje się z dnia na dzień, to żmudna dłubanina, sprawdzanie hipotez i odrzucanie jednej po drugiej, a kiedy już coś się udaje, trzeba przeprowadzać dziesiątki badań kontrolnych, sprawdzać możliwe skutki uboczne itp. itd. Wyhodowanie nowej odmiany rośliny to wiele sezonów eksperymentów nawet już po tym, jak badacze są wstępnie zadowoleni. Jedną z wielkich zalet manipulacji genetycznych przy pomocy metody CRISPR jest to, że można manipulować w genomie rośliny czy zwierzęcia bez wprowadzania do organizmu obcych genów. Jestem jednak sceptyczny, czy to uspokoi bojowników walki z GMO i polityków takich jak prezes Kaczyński.
A jednak warto być entuzjastą, gdyż faktycznie te nowe możliwości są niesamowite. Nie można wykluczyć, że kraje, które będą miały mniej restrykcyjną politykę prowadzenia badań na tym polu i wdrażania zaakceptowanych innowacji, zdystansują cywilizacyjnie i gospodarczo kraje, które będą się nadal upierały przy dziesiątkach różnego rodzaju utrudnień w rozwoju tej dziedziny. (Wielu polskich biotechników po prostu wieje dziś do Wielkiej Brytanii, USA lub do Chin, a jeszcze więcej zmienia zawód, bo w swojej dziedzinie nie mogą dostać pracy.) Lindenberg pisze z zachwytem, że wśród odkrywców tej metody jest również polski naukowiec, Krzysztof Chyliński, ale jego bazą jest uniwersytet w Wiedniu. (Przypomnę cichutko mało w Polsce znany fakt, że wśród zwolenników brexitu jest wielu brytyjskich naukowców, przerażonych blokowaniem rozwoju nauki przez unijnych biurokratów.)
Z opisu Lindenberga widać wyraźnie, że najwięcej dzieje się w tej dziedzinie w USA i w Chinach, przy czym to w Chinach jest dziś najmniej restrykcji ograniczających badania.
Trudno o wątpliwości, że rozwój genetyki niesie rewolucję, która wiele zmieni, oddalając groźbę głodu, powodując dalsze obniżenie kosztów produkcji żywności i wpływając na zmniejszenie kosztów ekologicznych tej produkcji, że genetyka pozwoli na stworzenie bardziej skutecznej medycyny, a więc na dalsze przedłużenie życia. Jak bardzo? Tu entuzjazm Grzegorza Lindenberga jest niemal tragiczny, bo grozi nam zgoła nieśmiertelnością. Na szczęście specjaliści pocieszają nas, że aż tak źle nie będzie i że nadal będziemy mogli liczyć na śmierć jak na Zawiszę, chociaż perspektywa znacznego przedłużenia ludzkiego życia jest całkiem realna. (Daniel Dennett marzy cichutko, że może kiedyś będzie możliwa apoptoza całego ciała, że będziemy w miarę zdrowo dożywać do sędziwego wieku, by w pewnym momencie organizm, samoczynnie i bez długich cierpień, wyłączał wszystkie funkcje.)
Ostrożny byłbym również z zapowiedziami wskrzeszania wymarłych gatunków. Szumu w gazetach narobiła zapowiedź przywrócenia do życia mamutów. Faktycznie udało się DNA mamuta odtworzyć, faktycznie można takie DNA wpakować w jajeczko słonicy (zwierzęcia najbardziej spokrewnionego), a następnie w macicę azjatyckiej słonicy. Jednak to, co się po wielu próbach urodzi, nie będzie (jak zasadnie pokazuje brytyjski biolog Matthew Cobb) tak całkiem mamutem, nie mówiąc już o wskrzeszeniu gatunku.
Jeszcze ciekawsza jest idea poprawienia ludzkiej inteligencji. W swojej najnowszej książce Robert Plomin (prawdopodobnie najlepszy dziś specjalista w tej dziedzinie), opisuje historię polowania najpierw na gen inteligencji, a potem na grupę genów (bo fakt, że inteligencja jest dziedziczna, był już potwierdzony ponad wszelką wątpliwość), by po dziesięcioleciach bezskutecznych poszukiwań dojść do wniosku, że to nawet nie grupa, a cała chmara genów decyduje o jednostkowej inteligencji, więc jeśli komuś się wydaje, że można będzie tak pomanipulować sobie z genomem zarodka, żeby urodziło się superinteligentne dziecko, to dzisiejsza wiedza podpowiada nam, że możemy o tym zapomnieć. (Co moim skromnym zdaniem powinno być powodem do zadowolenia).
Niezależnie od tych wszystkich zastrzeżeń faktem jest, że nowe metody szeroko otwierają wrota do badania tego, co tak naprawdę dzięki genetyce i inżynierii genetycznej możemy zyskać i jak bardzo możemy jakość naszego życia poprawić.
Czy rzeczywiście drugim czynnikiem niosącym rewolucyjne zmiany w naszym życiu będzie sztuczna inteligencja? I znów najciekawsza w książce Grzegorza Lindenberga jest opowieść co to takiego ta sztuczna inteligencja, jak bardzo jest ona już dziś obecna w naszym życiu, co może już dziś i co prawdopodobnie będzie mogła jutro.
Dziesiątki razy dziennie jakiś piekielny sztuczny inteligent obraża naszą naturalną inteligencję, podpowiadając nam, komu powinniśmy złożyć życzenia, co chcieliśmy napisać, co chcieliśmy przeczytać lub zobaczyć. Klnąc paskudnie, wysyłamy sztucznego inteligenta do wszystkich diabłów i wyobrażamy sobie oczyma duszy piekło młodego pokolenia za kilka lat.
Grzegorz Lindenberg mógłby równie dobrze napisać książkę Rok 2048. W 1948 Orwell napisał swój Rok 1984, wyobrażając sobie, że technika dostarczy niemal nieograniczonych możliwości policyjnego nadzoru i cenzurowania każdej myśli. Stało się dokładnie odwrotnie. Rozwój techniki bardziej kontrolę nad społeczeństwem osłabił, niż wzmocnił. Dziś rozwój sztucznej inteligencji może przerażać. Możliwości podglądania i ciągłego sprawdzania życia prywatnego obywateli wykraczają daleko poza orwellowską wizję. Kamery rozpoznają twarze i pozwalają błyskawicznie wyszukać człowieka w tłumie (co nie musi służyć wyłącznie poszukiwaniu przestępców), dzięki sztucznej inteligencji obywatel może być kontrolowany przez 24 godziny na dobę.
Już dziś możemy się poważnie niepokoić, jak te możliwości zostaną wykorzystane w Chinach.
Na Zachodzie mamy chwilowo inny problem, sztuczna inteligencja jest w dużej mierze zaprzęgana do manipulacji zmierzających do wpływania na nasze zachowania. Facebook wie o mnie znacznie więcej, niż kiedykolwiek wiedziała o mnie jakakolwiek policja. Firma dyskretnie wykorzystuje tę wiedzę, żeby nakłonić mnie do pozostawania na Facebooku i do chociażby podświadomego oglądania reklam (bo to właśnie jest źródłem jego zarobków). Sztuczna inteligencja niewątpliwie będzie darem bożym dla wszelkiego rodzaju oszustów (a pewnie zainteresuje również różnych ojców Rydzyków). Autor omawianej tu książki nie ma tak podejrzliwego nastawienia do wścibskiego i podstępnego potwora, chociaż zdaje sobie sprawę z faktu, że chociaż ludzkość może być poprawiona, mamy gwarancję, że pozostanie niepoprawna.
Niesłychanie interesująco pokazuje nam, czym właściwie jest ta sztuczna inteligencja, jak się rodziła i co już potrafi. Przypomina, że pojęcie inteligencji ma wiele definicji. Najczęściej są one powiązane z naszą zdolnością uczenia się, obserwacją, zdolnością kojarzenia i logicznej analizy, sprawnym działaniem i uczeniem się na własnych błędach. Komputer może dziś wygrać z człowiekiem w szachy czy w inną grę, ale nie będzie wiedział, że wygrał.
Czy możemy mówić o inteligencji, czy nadal jest to tylko dobrze zaprojektowana maszyna? Jakie znaczenie ma tu matematyka i moc obliczeniowa procesorów? Gdzie jest granica między algorytmem nakazującym maszynie mechaniczne wykonanie pewnych działań a programem zdolnym do samodzielnego uczenia się i tworzenia nowych algorytmów? To jest jak powieść kryminalna, w której z zapartym tchem śledzimy kolejne kroki nauki.
Lindenberg pisze, że jego niedowierzanie zmieniło się w zdumienie, kiedy zauważył, że komputerowe tłumaczenie z jednego języka na drugi powoli zbliża się do tego, co potrafi człowiek. Początkowo te programy komputerowych tłumaczy były obiektem niekończących się dowcipów. (Sam uważałem, że to najlepszy sposób produkowania nowoczesnej poezji i tekstów intelektualnie ponowoczesnych). Język to wieloznaczności, idiomy, skróty myślowe wymagające znajomości historii, dowcip i elegancja. Byliśmy pewni, że na tym polu maszyna nigdy nie dotrzyma kroku człowiekowi. A jednak widzieliśmy, jak te programy stawały się coraz lepsze, zyskując niemal pełną sprawność w tłumaczeniu różnych tekstów instruktażowych i prostych opisów. Już dziś nie jest to tłumaczenie słowa po słowie z jednego języka na drugi. Ja sam jestem tu nadal podejrzliwy, ale pamiętam moją fascynację, kiedy oglądałem komputerowe symulacje procesów ewolucji.
Czy maszyna może naśladować ludzki mózg, zbierać dane i dokonywać stopniowej analizy? Jak uczono się wykorzystywania rosnącej mocy obliczeniowej tak, żeby komputer zaczął wykonywać operacje, które zasadnie możemy nazwać inteligentnymi, w których maszyna zauważa własne błędy i umie się na nich uczyć? Ta opowieść fascynuje i zachwyca.
Kiedy komputer wygrywa z mistrzem świata w szachy, otwieramy usta ze zdumienia, kiedy komputer pomaga lekarzowi postawić poprawną diagnozę i wybrać właściwą terapię ratując życie pacjenta, wielu pacjentów pobiegnie do kościoła podziękować Bogu za to, że wysłuchał ich modlitw.
Świat za kilkadziesiąt lat będzie z pewnością zupełnie inny niż dziś. Na ulicach będzie prawdopodobnie wiele samochodów bez kierowców (mogą być również rowery, których pasażerowie będą zajęci czytaniem wiadomości), coraz więcej komentarzy w internecie będzie pisanych przez złośliwe boty. Już dziś komputery potrafią analizować głosy i uczyć się ich bezbłędnego naśladowania, więc możemy mieć zalew sfałszowanych mów polityków.
Prawdopodobnie Lindenberg ma rację i na dłuższą metę bilans zysków i strat będzie pozytywny. Wielokrotnie przytaczałem historię rodzinną, jak mój dziadek po raz pierwszy w życiu słuchał radia. Było to zbudowane przez jego syna radio kryształkowe, wzmacniaczem dźwięku była porcelanowa waza na zupę, a z wazy popłynęła muzyka symfoniczna. Zachwyt dziadka nie miał granic, był pewien, że teraz wielka kultura trafi pod strzechy. W trzy lata później radio było najpotężniejszą bronią Adolfa Hitlera. Można powiedzieć, że radio zmieniło wówczas świat bardziej niż samochód.
Rewolucja w genetyce i informatyce zmieni nasz świat. Jak i co tu okaże się najistotniejsze, na to pytanie nadal trudno odpowiedzieć.
Kilka dni temu czytałem wywiad z koreańskim ekonomistą Ha-Joon Changiem, który przekonywał, że wynalazek pralki był ważniejszy niż wynalazek internetu. Internauci nie byli przekonani, jeden z nich nazwał go nawet „wiejskim filozofem”. Zapewne nie domyślał się nawet, że gdyby nie ta przysłowiowa pralka i tysiące innych drobnych wynalazków, które zmieniły nasz świat, byłby wiejskim a nie internetowym komentatorem i machałby motyką, nie mając czasu na pisanie komentarzy.
Więc tak, świat za 30 lat nie będzie podobny do tego, co nas otacza obecnie. Nawet jeśli nie możemy przewidzieć, jak będzie wyglądał, to książkę Grzegorza Lindenberga warto przeczytać już dziś.
Ludzkość jest poprawiona i zapewne będzie nadal poprawiana. Grzegorz Lindenberg ma ekspercką wiedzę o muzułmańskim (i nie tylko muzułmańskim) fanatyzmie, więc wie również, że pozostanie niepoprawna.
Tak jest, to mała ale bardzo smaczna książeczka. Ale dobrze ją czytać znając przywoływanego Daniela C. Dennett,a “Od bakterii do Bacha – o ewolucji umysłów” i “Homo deus – krótka historia jutra” Yuval Noah Harariego – tak myślę…
A jeszcze do “Poprawionej ludzkości” Lindberga – szkoda, że autor, socjolog z wykształcenia, nie pokusił się o szersze potraktowanie społecznych uwarunkowań badań tak w dziedzinie genetyki jak i tworzenia SI. Tu dopiero są problemy, no chyba, że “załatwimy” manipulacją w naszych genach to żeby znikła ludzka agresja, chęć dominacji, powszechne posługiwanie się kłamstwem w polityce i nie tylko, jednym słowem aby ludzie przestali być ludźmi… ale to niemożliwe i dlatego raczej ponura niż świetlana perspektywa przed naszą młodzieżą
Książkę kupię, natomiast jeżeli chodzi o angielskich naukowców, to nie słyszałem, żeby któryś z nich popierał Brexit. Skąd taka informacja?
Z całym szacunkiem, ale chyba Panu akurat nie trzeba przyp0ominać, że zdumienie jest pomostem do wiedzy kiedy skłania do samodzielnych poszukiwań, w przeciwnym przypadku jest filarem ignorancji. Samodzielne znalezienie odpowiedzi na to pytanie zajmuje około 10-30 sekund.
Proszę bardzo: https://www.theguardian.com/politics/2018/oct/23/hard-brexit-cripple-uk-science-nobel-scientists-may-juncker
Tego sie właśnie spodziewałem (chociaż najmniej z Pana strony). Wbijamy hasło British Scientists for brexit i w ciągu 0.4 sekundy sztuczny inteligent wyrzuca 65 tysięcy odpowiedzi. Sztuczny inteligent nie ujawnia kryteriów swojego myślenia. Odpowiedzi nie sa chronologiczne, ani tym bardziej rzeczowe. (Algorytm wyboru jest ukryty). Guardian oczywiście na pierwszym miejscu. Ciekawsze rzeczy daje się wyłuskać na 3 stronie i dalej.
Na pierwszej wypowiedzi przedstawicieli nauk mocno niescisłych, na dalszych miescach pojawiają sie pierwsze (oczywiste dla zwykłego inteligenta) informacje, że środowisko jest podzielone, że są jakieś niepokoje na temat blokowanioa przez UE innowacji i nadzieje, że bez UE może być łatwiej. Jest Pan profesorem fizyki, warto z pomocy sztucznegol inteligenta korzystać wnikliwiej. Proponuję poświęcenie kolejnych 20 sekund. (Można również zmienić hasło. Można spróbować coś z farmacja, biotechniką, ja akurat mam moje informacje nie przez sztucznego inteligenta a bezpośrednio od zaprzyjaźnionych biologów.)
Przyczepiłem się do tego wątku, bo akurat miałem przyjemność dwa dni temu rozmawiać z trzema naukowcami angielskimi i zostałem poproszony o statystykę poparcia PiS wśród polskich naukowców. Nie znam żadnych oficjalnych danych badań socjologicznych, ale oceniłem na 5%. Zrewanżowałem się następnie pytaniem o poparcie Brexitu wśród angielskich naukowców. Zaczęli się śmiać i powiedzieli, że takiego nie znają. A jaka jest prawdziwa statystyka, to niech socjologowie robią badania. Na początek niech podadzą statystykę poparcia PiS wśród naukowców.
Co mi przypomina rozmowę z profesorem Balcerowiczem, który wyznał (rok 1992), że nie zna ekonomistów popierających Wspólną Politykę Rolną Unii Europejskiej. Nie dyskutowałem dalej. Środowiska (również te naukowe) mają to do siebie, że lubią wierzyć, że wszyscy myślą jak oni. Brexit zasadnuiczo różni się od PiS, Brytyjczycy nigdy nie byli wielkimi sympatykiami Unii, a niechęć do unijnej biurokracji jest tam b. silna. Oczywiście są lęki, czy aby nie zapłacą zbyt wiele, ale za wyjściem opowiedziało się całkiem sporo i to wcale nie głupich ludzi. Ich głosów nie było w cytowanym przez Pana Gusrdianie, ale już w Timesie tak.
Panie Andrzeju, nie wiem czy redakcje tak znamienitych polskich gazet jak “Super Express” i “Fakt” podawały listy także znamienitych luminarzy polskiej nauki wspierających “Dojną Zmianę”, ale mogłyby. To takie nasze Murdochowe Sunday-Timesy.
Poszukałem samodzielnie – po odcedzeniu alt-newsów, bulwarówek oraz “informacji” ze źródłami sięgającymi Russia Today nie znalazłem żadnego znanego (w bibliografiach google scholar) nazwiska powiązanego z |science|academia|scientist| AND “supports Brexit”.
Głównym źródłem większości Pana “informacji” o “poparciu akademii” jest https://briefingsforbrexit.com/, strona utworzona i utrzymywana przez jedną z brytyjskich odnóg RT.
Lekkie wprowadzenie do tematu rosyjskiej działalności “informacyjnej”:
https://www.thewrap.com/russian-propaganda-us-election-donald-trump-hillary-clinton-wikileaks-drudge-report-info-wars/
https://www.theatlantic.com/international/archive/2017/12/russia-hackers-journalism-press-freedom-troll-factory/549422/
Trochę cięższe:
https://www.rand.org/content/dam/rand/pubs/perspectives/PE100/PE198/RAND_PE198.pdf
https://www.rand.org/content/dam/rand/pubs/research_reports/RR2200/RR2237/RAND_RR2237.pdf
Powyższe teksty oczywiście koncentrują się na USA, ale na podobne analizy dotyczące Brexitu i referendum jeszcze poczekamy.
I ciekawy przykład próby analizy wpływu bliskiego nam podwórka:
http://www.crcb.eu/wp-content/uploads/2018/04/crcb_2017_mrsrpphnm_English_190319_.pdf
Polecam uwadze wszystkich autorów i komentatorów.
Dziękuję za informację co jest moim głównym źródłem informacji, byłem zrozpaczony, że do tej chwili nie miałem o tym pojęcia. Nie wiem również dlaczego u Rosjan musiał pan/pani szukać wyjaśnienia wyników referendum, kiedy p0dpowiada to historia Wielkiej Brytanii i jej stosunku do Wspólnoty. Poczatkowo traktowano to jako spisek niemiecko-francuski przeciw brytyjskim interesom, potem tam właśnie wymyślono termin euroskleroza, potem doszli do wniosku, że jednok trzeba być w środku, żeby blokować co się da, starając sie jechać na gapę jak długo się da. To w odniesieniu do głównego nurtu zwolenników brexitu. Wśród naukowców i przedsiębiorców głównym nurtem obaw były antyinnowacyjne regulacje unijne, głównie antygmo, ale nie tylko. Żełaju szczastiua i dalszych owocnych poszukiwań rosyjskich tropów i innych obsesji mało związanych z rzeczywistościa. Zapewniam pana/panią, że wpływ na myślenie naukowców opowiadających się za brexitem mają większy ustawodawcy blokujący edytowanie genów niż rosyjscy specjaliści od czarnej propagandy. No ale rozumiem potrzebę studiowania rosyjskich tropów.
Czytam: “Za wyjściem głosowało całkiem sporo i to niegłupich ludzi”.
Ja mógłbym napisać: “Wersję zamachu smoleńskiego popiera całkiem sporo i to niegłupich ludzi”. Oba zdania są logicznie prawdziwe, ale publicystycznie kłamliwe, bo nie mamy definicji określenia “całkiem sporo”. Ja znam 10 wybitnych fizyków, którzy wierzą w zamach smoleński. Czy to całkiem sporo? IMHO, tak, ale znam jednocześnie około 500 fizyków, którzy są przeciwnego zdania. Więc może tych 10 to nie całkiem sporo.
Przy okazji: https://www.independent.co.uk/news/science/brexit-no-deal-eu-horizon2020-dominic-raab-a8506146.html
Po pierwsze radykalnie różna jakość zjawisk, więc wychodzi głupstwo. Zamach smoleński to teoria spiskowa obrażająca inteligencję, blokująca naukę biurokracja unijana to słoń w salonie, którego można ignorować chyba tylko patrząc z nad Wisły. Istotnie danych statystycznych nie mam, ale obserwowałem dyskusje, w których podejmowano kwestie unijnych regulacji badań i wdrażań, perspektywy rozwoju poza unią, i (główne) obawy jak będzie z finansowaniem nauki. Obawiam się, że to porównanie jest bardzo niepoważne. Brytyjczycy na Unię patrzą zupełnie inaczej niż Polacy. Dla nas to chorągiewki, baloniki, pioseneczki, dla nich czysto techniczne pytania ile zyskam ile stracę. Nasz wspaniały Skubiszewski był do głębi urażony, kiedy pierwszy raz pojechał na wstępne rozmowy i myślał, że będzie rozmawiał o wielkich sprawach, a tam kazali mu rozmawiać o cenach wołowiny. Obawiam się, że może Pan nie zauważać jakościowej różnicy między zamachem smoleńskim a argumentami na rzecz stawki na innowacje. http://www.listyznaszegosadu.pl/notatki/innowacja-i-jej-wrogowie
Errata
jest: Głównym źródłem większości Pana „informacji” o „poparciu akademii”
powinno być:
Głównym źródłem dla większości znalezionych przez wyszukiwarkę „informacji” o „poparciu akademii”
Przepraszam serdecznie za skrót, który mógł Pana urazić.
Co do “Nie wiem również dlaczego u Rosjan musiał pan/pani szukać wyjaśnienia wyników referendum”. Nie musiałem specjalnie szukać. Obserwuję działalność propagandzistów państwa rosyjskiego od lat.
AK> “Żełaju szczastiua i dalszych owocnych poszukiwań rosyjskich tropów i innych obsesji mało związanych z rzeczywistościa.”. Proszę użyć wyszukiwarki z hasłem Arron Banks.
Pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz za “Pana „informacji”