Eugeniusz Noworyta: Fakty i zmyślenia6 min czytania

19.05.2019

Nowy po „Klerze” film, tym razem braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” wywołał turbulencje o dużej sile i trudnych do przewidzenia skutkach. Obrońcy status quo starają się utwierdzić swych zwolenników w przekonaniu, że mamy do czynienia z atakiem na Kościół i tradycyjne, narodowe wartości. Dla liberalnej części społeczeństwa jest natomiast oczywiste, że osią sporu jest zwalczanie pedofilii i ukrywanie jej sprawców przez Kościół. W tle majaczą też toksyczne dla społeczeństwa związki Kościoła z władzą.

W czym jest zawarta siła rażenia tego filmu, zważywszy, że już nieraz do opinii publicznej docierały świadectwa pokrzywdzonych oraz informacje o przestępstwach popełnianych przez osoby duchowne? Tym impulsem poruszającym ludzkie sumienia są drastyczne fakty, ale przede wszystkim zestawienie relacji ofiar z ich żyjącymi jeszcze oprawcami, oraz ich zarejestrowane przez kamery przyznanie się do winy. Ten obraz, ilustrujący niszczące dla ofiar następstwa pedofilskich przestępstw w zestawieniu z rozpowszechnioną praktyką ich tuszowania przez biskupów, każe się zastanowić nad systemowymi aspektami funkcjonowania instytucji kościelnych.

Dominującą reakcją tych ostatnich, a także sprzężonej z nimi rządzącej partii są próby rozmydlania sprawy i jej bagatelizowania mimo oczywistości, że ofiary są ofiarami, a sprawcy sprawcami.

W pierwszym przypadku mówi się, że pedofilia, co jest oczywiste, to nie jest sprawa dotycząca tylko Kościoła. Pomija się przy tym okoliczność, że chodzi o instytucję szczególnego zaufania, a nie pierwszy z brzegu urząd czy przedsiębiorstwo. Powoływanie się przy tym na statystyki skazanych i używanie jako koronnego argumentu okoliczności, że wśród skazanych za przestępstwa seksualne jest znacznie więcej np. murarzy i stolarzy niż księży skażone jest grzechem niedopowiedzenia, iż nad żadnym z tych i innych niż kościelne środowisk nie jest rozpostarty ochronny parasol, jak to ma miejsce w przypadku osób duchownych. Jednym słowem: murarzy i stolarzy nikt nie chroni, w przeciwieństwie do księży i zakonników; toteż ci pierwsi częściej trafiają za kratki.

W drugim przypadku aktywna rola w bagatelizowaniu sprawy i pozbawianiu jej jakiegokolwiek znaczenia przypadła czołowemu w obozie dobrej zmiany profesorowi, który ogłosił, że nadużycia seksualne wobec chłopców w wieku od 12 do 17 lat to nie jest pedofilia, lecz po prostu pederastia, a ta, jak wiadomo, nie podlega kryminalizacji. Konfuzja i zażenowanie, jakie spowodowała ta wypowiedź pisowskiego intelektualisty, skłoniła jego partyjnych towarzyszy do wygłaszania przez nich komentarzy odwracających kota ogonem, jak ta sugestia  naznaczona farsą, że profesor mógł mieć na myśli starożytne praktyki mistrzów pozostających ze swymi młodocianymi uczniami w relacjach nie tylko nauczycielskich, lecz także seksualnych. Ergo, zacny profesor, wytrawny znawca starożytnych obyczajów miałby pomóc w prawidłowej kwalifikacji nadużyć seksualnych w polskim Kościele i pozbawić je znaczącego przestępczego wymiaru. W sumie profesor wpisał się w partyjny przekaz dnia, że pedofilii nie ma, a cały problem został wymyślony przez opozycję i nie ma o czym mówić.

Z kolei sam prezes krytykę funkcjonowania instytucji kościelnych uznał  za walkę z Kościołem, a tym samym, jak podkreślił, z Polską. Ta próba zablokowania dyskusji i całego procesu oczyszczania Kościoła z nadużyć, w tym jego upolitycznienia i gorszącego „sojuszu ołtarza z tronem”, spotkała się ze sprzeciwem, pewnie ku zaskoczeniu władzy, nie tylko ze strony opozycji, co było do przewidzenia, lecz także przedstawicieli Kościoła; nie tylko środowisk  bardziej liberalnych, otwartych na dialog i krytyczną refleksję, ale również reprezentantów hierarchii, zwłaszcza prymasa Polski, a także przewodniczącego Episkopatu, który w geście autokorekty swoich wcześniejszych wypowiedzi dostrzegł w filmie braci Sekielskich prawdziwy obraz rzeczywistości, a nie inkryminowany przez rządzących atak na Kościół. Wychodzi na to, że prezes strzelił sobie we własne kolano.

Co z tego wszystkiego wyniknie?

Dla Kościoła w Polsce może to być punkt zwrotny w sensie pozytywnym wówczas, gdy zadziałają nowe procedury prewencji, a konsekwencje poniosą sprawcy przestępstw oraz ci hierarchowie, którzy je w przeszłości tuszowali. W szerszym odniesieniu, według papieża Benedykta XVI, kryzys kościoła powszechnego jest tak głęboki (bo nie dotyczy tylko pedofilii), że nie sprostają mu jego obecne instytucjonalne struktury, a odrodzenie Kościoła nastąpi poprzez powrót do źródeł wczesnego chrześcijaństwa i powstawanie małych wspólnot powiązanych misją  świadczenia pomocy bliźnim, a nie dążeniem do władzy, bogactwa i przywilejów. Współgra z tym sugestia jednego z biskupów niemieckich przytoczona teraz przez cenionego, stałego komentatora tematyki  teologicznej w „Gazecie Wyborczej”, że źródła kryzysu mogą wynikać z błędów zawartych w samej doktrynie chrześcijańskiej.

Wiele się oczekuje od papieża Franciszka. Źródłem nadziei jest jego dotychczasowe postępowanie i determinacja w zwalczaniu nadużyć w kościele i wymowne gesty solidarności z ich ofiarami.

Kluczowa będzie jednak postawa społeczeństwa, zmiana nabożnej mentalności wiernych wobec księży i przyjęcie  postawy ograniczonego zaufania w stosunku do duchowieństwa i kościelnych instytucji, a także zwiększenie wpływu świeckich środowisk na ich funkcjonowanie. Laikat, co teraz się postuluje, powinien przyjąć aktywną postawę i bronić Kościoła nie przez bierną akceptację zła, lecz przez jego zwalczanie.

Decydującym ogniwem w uzdrowieniu sytuacji, obok reakcji samego Kościoła, pozostaje państwo i jego organy: prokuratura, sądy, instytucje kontrolne. A przede wszystkim, niezbędne jest przestrzeganie prawa, zwłaszcza respektowanie konstytucyjnego rozdziału Kościoła i państwa  oraz, zgodnie z duchem Konstytucji, kształtowanie ich relacji we  wzajemnym szacunku i współdziałaniu dla dobra człowieka i dobra wspólnego.


Eugeniusz Noworyta

Polski dyplomata i polityk


Ur. 25 grudnia 1935 w Krakowie. Ambasador w Chile (1971–1973), Hiszpanii (1977–1981) i Argentynie (1996–2001). 
Stały przedstawiciel PRL przy ONZ (1985–1989). 
Wykładowca stosunków międzynarodowych na uczelniach w Warszawie i Łodzi.

P.S. Wróciliśmy z żoną z niedzielnej mszy w parafialnym kościele w nieco lepszych nastrojach: kazanie było w duchu Ewangelii, wprawdzie bez żalu za grzechy, ale za to wolne od retoryki oblężonej twierdzy i politycznej agitacji, co niestety jeszcze niedawno się zdarzało.

Print Friendly, PDF & Email