Bogdan Miś: Tajemnicze uwagi o dziennikarstwie4 min czytania

16.09.2019

Dotarłem do dziwnego tekstu. Oto on. Wygląda jak jakiś stenogram z instruktażu. Jakbym to kiedyś słyszał…

Zacznijmy od krytyki. Więc, towarzysze, może ona być konstruktywna – albo nie. Jak zobaczycie jakieś zło i je opiszecie – to jest krytyka. Ale jeśli na tym sprawa się skończy – to nie jest krytyka konstruktywna. Bo czemu takie ujawnienie zła służy? Z jednej strony – niby ostrzega, piętnuje, zapobiega podobnym sytuacjom na przyszłość. Informuje. Ale z drugiej strony mówi to ludziom, że nasza partia tego zła nie dostrzegła. Że błądzi. Czyli obiektywnie – to nam szkodzi. I my taką krytykę zdecydowanie odrzucamy. Bo czysta informacja, to – towarzysze – bardzo często z politycznego punktu widzenia dezinformacja.

Bo popatrzmy na sprawę inaczej. Skąd, towarzysze, wiecie, to co wiecie? A może partia wie o wszystkim, ale prowadzi subtelną grę i czeka cierpliwie, by sprawcy tego zła obnażyli się do końca? By ujawnili sojuszników – naszych wrogów? Wtedy wasz krytyczny tekst wszystko może zepsuć…

A jeśli partia rzeczywiście nie wie – to znaczy, że wy, prosty skrobipiórek, mówicie: ja wiem lepiej niż towarzysze z władzy. To zaś jest wszak niemożliwe, jednostka nie może wiedzieć lepiej. To dowodzi tylko i jedynie waszej próżności. Zarozumialstwa. A my takich dziennikarzy nie chcemy.

Więc dziennikarz, który rozumie swoją misję jako żołnierza naszej partii, który jest świadomy i ideologicznie wyrobiony – zobaczywszy zło nie ograniczy się do opisania go. Więcej: nie będzie się z tym spieszył. Pójdzie z tematem do instancji partyjnej, przedstawi go, poprosi o ocenę. Da partii szansę zareagowania. Bo – nie oszukujmy się – rzadko, bo rzadko, ale partia jednak też błądzi. Bo partia to ludzie, a ludzie bywają omylni. Ale naród nie powinien o tym wiedzieć. Naród musi mieć pozytywne wzory, ufać – rozumiecie? A wy chcecie to zaufanie poderwać. Tak jest obiektywnie, niezależnie od waszych intencji.

Ale i to mało. Dobry, zaangażowany dziennikarz nie tylko widzi zło. On musi – a co najmniej: powinien – wiedzieć, jak to zło usunąć. I idąc ze swoim tematem do instancji partyjnej, powinien jej przedstawić swoje propozycje naprawy. Tylko wtedy jego krytyka zasługuje na nazwę konstruktywnej. I tylko taką krytykę możemy akceptować, towarzysze.

Oczywiście, towarzysze, nie będziemy takich zachowań na was wymuszać administracyjnie. Nasza partia nie jest od tego. Nasza partia liczy na waszą samoświadomość i samorządność. Ona tylko wskazuje kierunki. A tu kierunek jest taki: zorganizujecie się, towarzysze. Będziecie mieli własny samorząd, który poprowadzi odpowiednie szkolenia i zdecyduje o przyznaniu wam uprawnień do pisania czy posługiwania się kamerą, czy mikrofonem. Bo powiedzmy wyraźnie: do czego by prowadziło, gdyby nikt o takie uprawnienia nie pytał? Publikowałby – kto chce, a to przecież nazywa się woluntaryzm i anarchia.

Bo, towarzysze, wolność słowa – to wolność świadomego słowa, a nie gadanie czy pisanie co się komu zachce i gdzie mu się spodoba.

I ten wasz samorząd, towarzysze, będzie mógł każdego z tego tak ważnego i odpowiedzialnego społecznie zawodu wykluczyć, na stałe – lub czasowo. To się będzie nazywało zakaz publikacji.

Mówicie, że to będzie niedozwolona cenzura? Ależ skąd, przecież nie powołamy żadnej instytucji, która by przed publikacją czytała wasze teksty. Co innego po publikacji, bo to już jest praca badawcza, której wyniki naturalnie będą dla nas użyteczne politycznie i mogą posłużyć do udzielenia odpowiednich życzliwych rad i wskazówek samorządom. Ale o cenzurze mowy nie ma.

Zastrzegamy sobie tylko jedno: nie może być tak, że wy sobie sami wybierzecie ten samorząd. Muszą w nim zasiadać – i to z głosem decydującym — reprezentanci suwerena, bo w przeciwnym wypadku stalibyście się przecież jakąś nową kastą. Bo u nas nie ma i nie może być nietykalnych; lud lub jak wolicie suweren, decyduje – oczywiście, w porozumieniu z konstytuującym naszą tożsamość Kościołem katolickim – o wszystkim.

Tak nam dopomóż Bóg.

I – żebyście nie mieli wątpliwości – ta instrukcja została zatwierdzona. Czy muszę wam mówić przez kogo? Z pewnością – nie. Przecież jesteście świadomymi bojownikami naszej świętej sprawy…

Nie udało mi się ustalić daty pierwszej publikacji tego tekstu. Gdyby nie końcowe akapity myślałbym, że to jakiś rok 1950. Ale wtedy by nie było o Kościele, tylko raczej o ZSRR.

Dziwne w sumie.

Bogdan Miś

Print Friendly, PDF & Email
 

3 komentarze

  1. Jerzy Łukaszewski 28.10.2019
  2. slawek 28.10.2019
  3. Krzysztof Łoziński 28.10.2019