Jerzy Klechta: Stefan146 min czytania

Najzabawniejsze było to, że przez dwa tygodnie nasza milicja studencko-robotnicza, która była organem porządkowym Studenckiego Komitetu Rewolucyjnego, pilnowała porządku w mieście, bo oficjalna władza „od porządków” całkiem się pogubiła. Nie wiedzieli, co robić, kogo słuchać. Nasza milicja chodziła z drewnianymi pałami po mieście i w opaskach Komitetu. Szefem tej milicji był Adam Kreisler. W pewnym momencie przyszła do niego grupa dosyć szemranych, dziwnych facetów i zapytała: Jak długo będziecie rządzić miastem? Adam na to: „Pewnie jakieś dwa tygodnie, zanim się to wszystko nie ustatkuje. Nie możemy być przecież w nieskończoność. – Dwa tygodnie? – Chyba tak. – No to my przez dwa tygodnie nie będziemy kraść, bo my jesteśmy delegacją zawodowych złodziei krakowskich”.

Jako Studencki Komitet Rewolucyjny zabraliśmy się za rozwiązywanie spółdzielni produkcyjnych w Krakowskiem. Warto wspomnieć, że jeszcze przed Październikiem, cała nasza rewolucyjna grupa pojechała w wakacje do PGR-u Cetuń w Koszalińskie, żeby tam pracować, a następnie opracować raport o tym, co się dzieje w gospodarce PGR-owskiej. Po miesiącu wróciliśmy, a raport, przekazaliśmy do KC i „Po prostu”. Czy to odegrało jakąkolwiek rolę, trudno powiedzieć, ale opis sytuacji był chyba dość rzeczowy. Ta nasza rewolucja, nie była rewolucją w imię gospodarki rynkowej. Wtedy jeszcze nie było o tym mowy. Chcieliśmy prawdziwego socjalizmu. Jedyne oczywiste dla nas było, że muszą być prywatne gospodarstwa wiejskie, prywatna drobna wytwórczość i drobny prywatny handel, i oczywiście autentyczna spółdzielczość.


Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.

Wysłannicy Studenckiego Komitetu Rewolucyjnego jeździli w teren i rozwiązywali bądź też pomagali rozwiązywać spółdzielnie produkcyjne. Mój młodszy brat sam rozwiązał chyba ze trzy. Przy okazji uratował kiedyś od linczu szefa bezpieki w Nowym Targu, gdzie pojechał po to, aby go usunąć ze stanowiska. Na miejscu okazało się, że jemu po prostu groził lincz. No i Jędrek go uratował. Takich dramatycznych sytuacji był wiele. W każdym razie, w tamtym czasie w Małopolsce rzeczywiście dokonywały się duże zmiany. Byliśmy konstruktywistami. Od początku było dla nas oczywiste, że nie wyjdziemy z tego obozu. To nawet mama powtarzała: „Pamiętajcie, zostaliśmy sprzedani na 100 lat”. I pamiętałem jeszcze to, co jako mały chłopiec usłyszałem od Szpinalskiego: „Nie mieliśmy, my, rewolucjoniści, żadnych złudzeń. Problem polegał na tym, jak z tego, co jest, zrobić autentyczny, uczciwy socjalizm, wypływający z tradycji PPS-u, a nie jego stalinowską wersję, ani sowiecki ustrój”.

Print Friendly, PDF & Email
 

5 komentarzy

  1. Bogdan Miś 23.11.2019
  2. Bogdan Miś 23.11.2019
  3. PIRS 24.11.2019
  4. Obirek 24.11.2019
  5. Margaret P. Bonikowska 27.11.2019