W imieniu kierownictwa partii przemówił Władysław Bieńkowski. Oczekiwaliśmy, że wobec wydarzeń minionych miesięcy powie, że to rewolucja, a on tylko raz wspomniał: Niektórzy uważają, że można by to nazwać rewolucją. I tak dostał wtedy huraganowe oklaski.To on był autorem referatu, który wygłosił Gomułka na ósmym Plenum KC i pierwszy mówił głośno w Październiku, że to nie jest kwestia osobistych błędów Stalina, tylko systemowe zniekształcenie. To stanowisko odpowiadało w dużym stopniu temu, co myśmy sami myśleli, bo nic nas tak nie irytowało, jak wiązanie wszystkiego z kultem jednostki. Pamiętam hasło: „Socjalizm tak, wypaczenia nie”. Z tym że „Po prostu” chciało dalszych zmian. To był ten tak zwany „drugi etap”, o który Gomułka nas oskarżył, słusznie oczywiście, bo tego chcieliśmy. Liczyliśmy wtedy, że następnym etapem będzie pełna demokracja. I już wtedy wiedzieliśmy, że gospodarka planowa to jest nieszczęście, pomijając oczywiście stek kłamstw, który jej towarzyszył. A na Zachodzie gospodarka rynkowa pokazała, co potrafi. Bezpośrednią zresztą przyczyną rozpędzenia wznowionego po wakacjach 1957 r., jesiennego „Po prostu” był artykuł Stefana Kurowskiego właśnie o tym, że trzeba wprowadzić gospodarkę rynkową. Czekaliśmy na to potem następne 30 parę lat.
Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.
Zaprzyjaźniłem się w Warszawie z przeciwnikiem Października, twórcą „czerwonego harcerstwa” drużyny „Walterowców”, Jackiem Kuroniem, nie wiedząc nawet, że blokował odrodzenie prawdziwego harcerstwa. Był to urodzony pedagog, o cudownym kontakcie ze swymi wychowankami, przy tym – rewolucjonista. To była strasznie fajna młodzież. Jacek nie miał w sobie nic z dowódcy, a ta młodzież patrzyła w niego jak w tęczę. Traktował ich jak partnerów, co było niesłychanie istotne. Podczas letnich włóczęg reporterskich odwiedziłem obóz letni tych przyszłych „komandosów”, chyba w Bieszczadach, te małe szczyle wymądrzały się tam nieprawdopodobnie, ja im się przysłuchiwałem. I dopiero, gdy podczas wieczornego ogniska usłyszałem słowa Jacka – Musimy zacząć od początku jak towarzysz Lenin…, powiedziałem mu potem – Żebyś nie miał wątpliwości, beze mnie. Bo ja wiem, jak się to skończyło… I rano wyjechałem. Pamiętam nawet, jak w 1964 roku po „Liście otwartym do partii” Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego (1964), krytykującym ówczesną linię polityczną PZPR, powiedziałem, chyba nawetpublicznie, że trzeba było to napisać 6-7 lat wcześniej, kiedy mogło to być dla nas poparciem. Teraz to zupełnie bezprzedmiotowe, mniej, niż myśmy oczekiwali w 1956 roku. A ich wtedy z nami nie było. Mieli do nas bardzo zdystansowany stosunek.
Na prośbę Z. Szczypińskiego:
Stefanie – przeczytałem i cały jestem dumny, że miałem szczęście jako „poziomka” poznać Cię i trochę namieszać w tamtym czasie, Kłaniam się nisko, czapką do ziemi, po polsku. Zbyszek S.
Nieskromnie pozwolę sobie poinformować, że niedawno minęło 57 lat naszej przyjaźni.
Ad multos annos
Plurimos annos, plurimos, tak jezuici śpiewają przy różnych okazjach, pozwalam sobie zaśpiewać również Stafanowi Bratkowskiemu. Pózno go poznałem, ale w czasach gdy taka znajomość jest wyjątkowo cenna. Jest wyspą na której czuję się dobrze i bezpiecznie gdy wokół szaleją fale bezmyślności, a może dokładniej rzecz ujmując, konformizmu.
To powinna być lektura obowiązkowa dla pokolenia wnuków Stefana. A dla mojego także, chociaż w innym celu.