Jerzy Klechta: Stefan146 min czytania

W imieniu kierownictwa partii przemówił Władysław Bieńkowski. Oczekiwaliśmy, że wobec wydarzeń minionych miesięcy powie, że to rewolucja, a on tylko raz wspomniał: Niektórzy uważają, że można by to nazwać rewolucją. I tak dostał wtedy huraganowe oklaski.To on był autorem referatu, który wygłosił Gomułka na ósmym Plenum KC i pierwszy mówił głośno w Październiku, że to nie jest kwestia osobistych błędów Stalina, tylko systemowe zniekształcenie. To stanowisko odpowiadało w dużym stopniu temu, co myśmy sami myśleli, bo nic nas tak nie irytowało, jak wiązanie wszystkiego z kultem jednostki. Pamiętam hasło: „Socjalizm tak, wypaczenia nie”. Z tym że „Po prostu” chciało dalszych zmian. To był ten tak zwany „drugi etap”, o który Gomułka nas oskarżył, słusznie oczywiście, bo tego chcieliśmy. Liczyliśmy wtedy, że następnym etapem będzie pełna demokracja. I już wtedy wiedzieliśmy, że gospodarka planowa to jest nieszczęście, pomijając oczywiście stek kłamstw, który jej towarzyszył. A na Zachodzie gospodarka rynkowa pokazała, co potrafi. Bezpośrednią zresztą przyczyną rozpędzenia wznowionego po wakacjach 1957 r., jesiennego „Po prostu” był artykuł Stefana Kurowskiego właśnie o tym, że trzeba wprowadzić gospodarkę rynkową. Czekaliśmy na to potem następne 30 parę lat.


Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.

Zaprzyjaźniłem się w Warszawie z przeciwnikiem Października, twórcą „czerwonego harcerstwa” drużyny „Walterowców”, Jackiem Kuroniem, nie wiedząc nawet, że blokował odrodzenie prawdziwego harcerstwa. Był to urodzony pedagog, o cudownym kontakcie ze swymi wychowankami, przy tym – rewolucjonista. To była strasznie fajna młodzież. Jacek nie miał w sobie nic z dowódcy, a ta młodzież patrzyła w niego jak w tęczę. Traktował ich jak partnerów, co było niesłychanie istotne. Podczas letnich włóczęg reporterskich odwiedziłem obóz letni tych przyszłych „komandosów”, chyba w Bieszczadach, te małe szczyle wymądrzały się tam nieprawdopodobnie, ja im się przysłuchiwałem. I dopiero, gdy podczas wieczornego ogniska usłyszałem słowa Jacka – Musimy zacząć od początku jak towarzysz Lenin…, powiedziałem mu potem – Żebyś nie miał wątpliwości, beze mnie. Bo ja wiem, jak się to skończyło… I rano wyjechałem. Pamiętam nawet, jak w 1964 roku po „Liście otwartym do partii” Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego (1964), krytykującym ówczesną linię polityczną PZPR, powiedziałem, chyba nawetpublicznie, że trzeba było to napisać 6-7 lat wcześniej, kiedy mogło to być dla nas poparciem. Teraz to zupełnie bezprzedmiotowe, mniej, niż myśmy oczekiwali w 1956 roku. A ich wtedy z nami nie było. Mieli do nas bardzo zdystansowany stosunek.

 

5 komentarzy

  1. Bogdan Miś 23.11.2019
  2. Bogdan Miś 23.11.2019
  3. PIRS 24.11.2019
  4. Obirek 24.11.2019
  5. Margaret P. Bonikowska 27.11.2019