Jako redakcja dodatku mieliśmy bardzo dobre stosunki z pewnym wyjątkowym cenzorem. Tak dobre, że po rozpędzeniu nas pojechaliśmy do pana Junga – tego cenzora – z kwiatami i podziękowaniem za współpracę. Wyobrazić sobie coś takiego w obozie sowieckim było doprawdy bardzo trudno. Jung wiedział wcześniej, jakie będą wprowadzone „zapisy”, pamiętam historię, która dobrze charakteryzuje naszą współpracę. Jest poniedziałek, a my w poniedziałek odsyłaliśmy kolumny do cenzury, i słyszę w słuchawce Junga: „Panie Stefanie, ten tekst o traktorach możecie mi przysłać jutro, nie ma żadnego pośpiechu, zdążymy”. Leon Bójko oczywiście natychmiast jedzie do niego i Jung mówi: „Od piątku będzie zapis na traktory, więc jeżeli zdążycie do jutra coś przygotować, to nie będę miał żadnych trudności z puszczeniem tego”.
Kuśmierek błyskawicznie pisze tekst o sytuacji polskich traktorów, Bójko o naszej gospodarce rolnej i znaczeniu w niej traktorów, Karol Szyndzielorz robi przegląd światowego rynku produkcji traktorów, z którego wynika, że Ursus jest na piątym miejscu, wyżej od Fiata itd. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Jung też nie wiedział. Ale poszło wszystko.
Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.
Potem Kazio, Kazimierz Barcikowski, którego znałem z jego wiejskich początków, członek Biura Politycznego (który zawsze mnie przelicytowywał w krytycyzmie na temat reżimu), opowiedział mi, że na piątkowym posiedzeniu Biura Politycznego Wrzaszczyk prezentował ideę sprzedania Ursusa Fiatowi, na co któryś z członków biura podniósł numer „Życia i Nowoczesności” i powiedział: „A czy to prawda, co oni tu piszą, że Ursus stoi wyżej w światowej hierarchii produkcji traktorów, niż Fiat?” Wrzaszczyk nie mógł temu zaprzeczyć i tak cała jego idea padła.
Tego rodzaju pomoc zdarzyła się parę razy. Był nam Jung bardzo przychylny, choć oczywiście pilnował, żeby jego samego nie spotkały jakieś represje z tym związane. Czasem była to kwestia zamiany jednego zdania czy wyrazu. Nie wolno było na przykład skrytykować nawet sekretarza komitetu zakładowego. Trzeba więc było tak sprawę ująć, żeby wiadomo było, o kogo chodzi, ale bez słowa ataku. W każdym razie pan Jung był dla nas nieocenioną pomocą.
W latach siedemdziesiątych zaangażowaliśmy się wszyscy w obronę Jacka Karpińskiego, wielkiego konstruktora komputerowego. Potem uważano nawet, że „Życie i Nowoczesność” zostało rozpędzone właśnie za walkę o Karpińskiego. W pewnym sensie to była prawda. To, co zrobiono z Karpińskim, to była moralna zbrodnia. I to zbrodnia popełniona nie tylko na samym Jacku, ale także na tym kraju.
Należał do sześciu europejskich konstruktorów komputerowych, których zaproszono w 1961 roku do Stanów Zjednoczonych. Mógł zostać, otwierano przed nim wszelkie możliwości rozwoju, a on wrócił do kraju, żeby tu pracować, bo wierzył, że zmiany po Październiku pozwolą mu przynajmniej robić to, co warto. Niestety, nawet KAR-65, komputer na lampach elektronowych jeszcze, ale dzięki swej logice pracujący z szybkością pierwszych komputerów na układach scalonych, musiał Karpiński stworzyć w piwnicy Instytutu Fizyki, gdzie go chronił prof. Pniewski. W latach siedemdziesiątych zniszczono go kompletnie, a był genialnym konstruktorem. Logika jego minikomputera K-202 wyprzedzała logikę zachodnich rozwiązań w PDP o półtora roku.
To są historie, które można by ciągnąć dziesiątkami. To samo zrobiono z Edmundem Nowakiem, konstruktorem pras hydraulicznych. Odkrywcę miedzi lubińskiej, dr. Jana Wyżykowskiego, po prostu wykończono, aż zmarł na zawał. Sytuacja w okresie gierkowskim była oczywiście zupełnie inna, niż za Gomułki, ponieważ Gierek brał kredyty na Zachodzie i musiał już nieco inaczej obchodzić się ze swoim społeczeństwem, ze zjawiskiem, które zaczęło się nazywać „opozycją”.
To nie przeszkadzało jednak, że tych wszystkich wielkich inżynierów, konstruktorów, nowatorów aparat partyjny i biurokraci niszczyli bezpardonowo. O nich nikt się już po nas nie upominał. Do dzisiejszego dnia ci moi przyjaciele i koledzy naukowcy mają zasadnicze zastrzeżenia do naszej opozycji politycznej, że nigdy nie zainteresowała się losem tych, którzy byli autentycznymi ofiarami reżimu. W dodatku zupełnie niezasłużonymi, ponieważ chcieli jedynie tworzyć, zmieniać na lepsze, rozwijać. Doskonale wiedzieli, że trzeba coś zrobić. Tak samo byli niszczeni co zdolniejsi menedżerowie i dyrektorzy. Ten świat niszczono w sposób bezprzykładny. Żeby ludzie aparatu partyjnego mogli przeskoczyć na lepiej płatne posady w przemyśle…
Na prośbę Z. Szczypińskiego:
Stefanie – przeczytałem i cały jestem dumny, że miałem szczęście jako „poziomka” poznać Cię i trochę namieszać w tamtym czasie, Kłaniam się nisko, czapką do ziemi, po polsku. Zbyszek S.
Nieskromnie pozwolę sobie poinformować, że niedawno minęło 57 lat naszej przyjaźni.
Ad multos annos
Plurimos annos, plurimos, tak jezuici śpiewają przy różnych okazjach, pozwalam sobie zaśpiewać również Stafanowi Bratkowskiemu. Pózno go poznałem, ale w czasach gdy taka znajomość jest wyjątkowo cenna. Jest wyspą na której czuję się dobrze i bezpiecznie gdy wokół szaleją fale bezmyślności, a może dokładniej rzecz ujmując, konformizmu.
To powinna być lektura obowiązkowa dla pokolenia wnuków Stefana. A dla mojego także, chociaż w innym celu.