Jerzy Klechta: Stefan146 min czytania

Dlatego w „Życiu i Nowoczesności” podjęliśmy właśnie tę walkę o przyszłość techniki i o przyszły rozwój kraju. To było dla nas najistotniejsze. Z moimi przyjaciółmi elektronikami opracowaliśmy raport o możliwościach rozwoju elektroniki w Polsce. Warto wspomnieć, że jedynym człowiekiem, który zdecydował się nas przyjąć, był Szlachcic – ówczesny minister spraw wewnętrznych. W składzie naszej delegacji byli: Andrzej Bartosiak, współwłaściciel z George’m de France’m, patentu na Secam, Zbyszek Puzewicz, twórca polskiego lasera, Arkadiusz Góral, mikroelektronik, Jacek Karpiński i ja. Szlachcic przyjął nas ciepło. Wezwał swojego szefa kontrwywiadu gospodarczego, Adama Krzysztoporskiego, i prosił, żeby ten przedstawił mu w ciągu dwóch tygodni opinię na temat naszego raportu. I kiedy spotkaliśmy się znowu, okazało się, że opinia Krzysztoporskiego pokrywa się z naszą. Szlachcic zwrócił się wtedy do nas: „Jakie to dziwnie, że to, co Krzysztoporski mi tutaj pisze, dokładnie pokrywa się z waszym stanowiskiem”. Na co Karpiński nie wytrzymał i mówi: „Nic dziwnego, przecież on nie ma dostępu do zagranicznej prasy fachowej, więc ja musiałem mu swoją pożyczyć!”

Nikt z nas, konstruktywistów, nie interesował się ewentualnością opozycji politycznej, bo dla nas to było po prostu marnowanie czasu. Wiadomo było, że jeżeli nie przebudujemy tego całego ustroju krok za krokiem, żaden bunt jednostek nie będzie w stanie niczego zmienić, poza oczywiście spowodowaniem ewentualnego uwięzienia. Ja miałem bardzo krytyczny stosunek do aktywności politycznej opozycji.


Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.

Karola Modzelewskiego prawie nie znałem i nie miałem z nim bliższych kontaktów. Jacka Kuronia lubiłem bardzo. Po roku 1970 zmienił poglądy i doszedł do wniosku, że trzeba się jednak wiązać z robotnikami. Pomysł KOR-u nie pojawił się tylko z chęci niesienia pomocy robotnikom. To była już ukształtowana idea współpracy z nimi. Do tego doszła jego genialna idea nie samego jedynie buntu i sprzeciwu, ale także konstruktywnego działania – „zamiast palić komitety, zakładajcie komitety”. To było wielkie genialne hasło, które nam, byłym rewolucjonistom, bardzo odpowiadało, bo prowadziło do czegoś. To ono przygotowało rozsadzenie reżimu.

„Życie i Nowoczesność” do dzisiejszego dnia wspominają starsi naukowcy, inżynierowie i fachowcy jako coś ważnego, ponieważ całkowicie różniło się od tego, co się w tamtym czasie działo w prasie. Mieliśmy doktrynę, która prezentowała nasz sposób działania w tamtej rzeczywistości. Była to opozycja przez konstrukcję, co okazało się jednak dla aparatu partyjnego nie do wytrzymania. Niedawno dostałem pakiet numerów „Życia i Nowoczesności” w prezencie od kolegi i kiedy po latach jeszcze raz to wszystko czytałem, przestałem się dziwić. To co tam robiliśmy, rzeczywiście było nie do zaakceptowania. Z tym, że byliśmy poza jakimikolwiek środowiskami. Ja miałem oczywiście najrozmaitsze kontakty, w tym również przyjaciół w środowiskach katolickich, także zakonnych.

Print Friendly, PDF & Email
 

5 komentarzy

  1. Bogdan Miś 23.11.2019
  2. Bogdan Miś 23.11.2019
  3. PIRS 24.11.2019
  4. Obirek 24.11.2019
  5. Margaret P. Bonikowska 27.11.2019