Człowiekiem niesłychanie dla mnie ważnym był Andrzej Wielowieyski. Szczególnie ceniłem go za książkę „Przed trzecim przyspieszeniem”, która wyszła w 1968 roku i była przez nas bardzo reklamowana w „Życiu i Nowoczesności”. Wtedy też poznaliśmy się z Andrzejem i przypadliśmy sobie do gustu. Jego książka reprezentowała dokładnie tego ducha, który był mi tak bliski. Traktowała o toczących się procesach cywilizacyjnych i choć to nie było powiedziane wprost, pokazywała, jak dalece nasz świat zostaje w tyle za postępami światowej czołówki. Można powiedzieć, że książkę „Gra o jutro”, którą napisałem z bratem w 1970 roku, zainspirowała właśnie książka Andrzeja. Ukazywaliśmy rewolucję w zarządzaniu, dokonującą się na Zachodzie, reklamowaliśmy przejście do gospodarki pieniężnej i pełną decentralizację w zarządzaniu, z odpowiedzialnością menedżerów, rezygnację z planów jako podstawy oceny przedsiębiorstw, a sprzedaż i zysk jako jedyną sprawdzalną podstawę oceny. Wydał książkę Andrzej Wasilewski, dyrektor PIW-u, a na promocję przyszedł, ni mniej, ni więcej, Stefan Olszowski… Dostał książkę do rąk sekretarz KC od spraw gospodarki, Bolesław (Borys) Jaszczuk, i kazał ją natychmiast wycofać z księgarń. Ale to było w miesiąc po jej wydaniu i już nie było ani egzemplarza. To się jedno z drugim bardzo dobrze zgadzało. Dwa tygodnie później po strzelaniu do robotników Jaszczuk odszedł razem z Gomułką.
Jako „Życie i Nowoczesność” byliśmy więc dość niewygodni. Wytrzymali nas do jesieni 1973 roku, a potem rozpędzili nas tak, że znowu nigdzie nie mogliśmy dostać pracy. Co zabawne, byłem w tym czasie kierownikiem Pracowni Prognoz Rozwoju Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Informatyki, zajmowałem się grami symulacyjnymi oraz prognozowaniem. I z tych naszych symulacji wynikało, że „Życie i Nowoczesność” rozpędzą gdzieś z końcem 1972 lub z początkiem 1973 roku. A dotrwaliśmy aż do jesieni 73’. Te gry symulacyjne bardzo się przydawały. Było to zresztą znakomite doświadczenie wojenne.
Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.
Przez siedem lat, do października 1980, byłem bezrobotny. Przeżyłem głównie dzięki kolegom wydawcom. Wynikały czasem z tego całkiem zabawne sytuacje. Zacząłem pisać w „Kulisach” w roku chyba 1973 cykl felietonów pt. „Skąd przychodzimy”, który szybko stał się dość popularny. Ale Jerzy Łukaszewicz, rządca prasy, zdjął również i to. Nie podlegał mu natomiast Łukasz Szymański, wydawca, dyrektor Iskier, bo to był inny pion władzy. Dzięki temu udało mu się wydać w 1975 roku książeczkę pod tym samym tytułem „Skąd przychodzimy”, zbiór felietonów, publikowanych wcześniej w „Kulisach”. Potem ją jeszcze wznowił i dzięki temu mogłem już jakoś funkcjonować.
Na prośbę Z. Szczypińskiego:
Stefanie – przeczytałem i cały jestem dumny, że miałem szczęście jako „poziomka” poznać Cię i trochę namieszać w tamtym czasie, Kłaniam się nisko, czapką do ziemi, po polsku. Zbyszek S.
Nieskromnie pozwolę sobie poinformować, że niedawno minęło 57 lat naszej przyjaźni.
Ad multos annos
Plurimos annos, plurimos, tak jezuici śpiewają przy różnych okazjach, pozwalam sobie zaśpiewać również Stafanowi Bratkowskiemu. Pózno go poznałem, ale w czasach gdy taka znajomość jest wyjątkowo cenna. Jest wyspą na której czuję się dobrze i bezpiecznie gdy wokół szaleją fale bezmyślności, a może dokładniej rzecz ujmując, konformizmu.
To powinna być lektura obowiązkowa dla pokolenia wnuków Stefana. A dla mojego także, chociaż w innym celu.