Jerzy Klechta: Stefan146 min czytania

Wyniki wyborów były dla władzy absolutnym szokiem. Jak dalece nasza strona też się tego nie spodziewała, dowodzą moje rozmowy z „Wolną Europą”. To było na początku kwietnia 1989, „Wolna Europa” mogła się z nami kontaktować już bezpośrednio przez telefon. Wtedy Alina Grabowska w rozmowie ze mną zapytała o prognozę wyników czerwcowych wyborów. Powiedziałem, że z wyjątkiem dwóch do pięciu, weźmiemy wszystkie mandaty w Sejmie z tych 35%, a w Senacie jakieś 91 do 94 na sto możliwych. Wszyscy, co zabawne, uznali mnie za zwariowanego optymistę. Na tydzień przed wyborami podwyższyłem jeszcze tę swoją prognozę dla Senatu na 94 do 96 miejsc. Jeśli chodzi o wybory do Sejmu, obawiałem się o 2 mandaty. Nie mówiłem oczywiście, o które. Bałem się, czy Adam przejdzie w „czerwonym” Sosnowcu i czy Jacek Kuroń pokona Siłę-Nowickiego, który dał się wstawić jako kandydat ze strony władzy na Żoliborzu. Ale na szczęście fotografia z Wałęsą decydowała i wszyscy wygrali. W Senacie wzięliśmy 99 miejsc, jeszcze wyżej niż prognozowałem. Przed zapomnianym dziś dniem 18 czerwca, dniu „dogrywki” między kandydatami strony „rządowej”, Solidarność wezwała swych zwolenników, by poszli głosować i wybrali wskazanych kandydatów (łatwo dziś sprawdzić, kogo i ilu ich było).

Po zakończeniu Okrągłego Stołu, to był chyba koniec marca, Adam zapytał mnie, ile czasu potrzeba na uruchomienie gazety codziennej. Powiedziałem mu to, co Urban doskonale wiedział: Normalnie to pół roku, ale musisz wierzyć, że zrobimy to w miesiąc. Z Romą, mającą kontakty z „Dzwonka”, sprowadziliśmy całą czołówkę polskiego bezrobotnego dziennikarstwa i zabraliśmy się do pracy. Dołączyła bardzo zdolna młodzież po znakomitym treningu w „Tygodniku Mazowsze”, w tym – Helenka Łuczywo, znakomity redaktor i świetna adiustatorka.

Dzięki zmobilizowanym zawodowcom udało się uruchomić gazetę niemal z dnia na dzień. Po prostu przyszliśmy jak do roboty i zrobiliśmy to bez większego kłopotu. Pierwszy numer w początku maja poprowadził Ernest Skalski, drugi – Dariusz Fikus. Zachował się pierwszy numer „Gazety” z podpisami Adama i Helenki na nim, z podziękowaniem dla Romy i dla mnie: „Bez was ten numer by się nie ukazał”. Tyle satysfakcji nam zostało.


Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.

Miałem niebywałe szczęście do poznawania strasznie fajnych ludzi. To chyba jakieś szczególne szczęście. Nie mogę powiedzieć, żebym nie trafiał nigdy na łobuzów i to nawet zdeklarowanych, ale mówiąc szczerze, nie starałem się ich jakoś zapamiętywać. Po Październiku ‘56 przeczytałem w zarządzie uczelnianym ZMP, który rozwiązałem, ogromną stertę donosów na mój temat, podpisanych przez faceta, który był potem sekretarzem komitetu miejskiego partii. Nie znałem go i nigdy nie utrzymywaliśmy ze sobą stosunków. Prawdopodobnie musiał zbierać na mój temat informacje, bo było tam i o powołaniu Płonącego Pomidora, i o całej innej działalności. Ale wyglądało na to, że donosów tych nie przekazał dalej. Więc i takie rzeczy się zdarzały. W 1990 roku przed komisją Rokity zeznawał pułkownik bezpieki, który powiedział, że dostał polecenie zlikwidowania mnie i odmówił wykonania rozkazu. Nie poszedłem sprawdzać, kto mu kazał. Nie wiem też, dlaczego odmówił wykonania rozkazu.

To, co odkrywałem po 1956 roku, to rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia. Do dzisiejszego dnia nie udało mi się wyłożyć swoim czytelnikom wszystkiego, czego jeszcze musimy się nauczyć. Te kilkadziesiąt lat wyrwanej cywilizacji cały czas rzutuje na postępy naszej części Europy na wschód od Łaby. Wyrwa jest w mózgach. Amputowano nam doświadczenie gospodarki całych pokoleń. Tę potrzebę odbudowy naszej cywilizacji poczułem tak naprawdę w momencie odkrycia, dzięki Liebfeldowi, dawnych wielkich polskich inżynierów i ich wiedzy. W gruncie rzeczy to przesądziło o całym moim życiu. To właśnie było to „coś pożytecznego”, co mogłem w życiu robić, to, o czym mówiła mama. Zresztą ona w pełni to akceptowała. Ciągle się mówiło o „pomysłach Bratkowskiego”. A to nie były żadne pomysły, tylko doświadczenia, które już gdzieś kiedyś funkcjonowały. Zająłem się odbudową wiedzy i to był mój najważniejszy cel przez te wszystkie lata.

Print Friendly, PDF & Email
 

5 komentarzy

  1. Bogdan Miś 23.11.2019
  2. Bogdan Miś 23.11.2019
  3. PIRS 24.11.2019
  4. Obirek 24.11.2019
  5. Margaret P. Bonikowska 27.11.2019