Na dwustu kilkudziesięciu studentów na roku, ogromna część była absolwentami tzw. Uniwersyteckich Studiów Przygotowawczych, z których rekrutowali się również autentyczni robotnicy. Mieliśmy na roku takich dwóch: Lisika i Fudalę. Lisik niedowidział. Za to Fudala wspaniale nim się opiekował. Obaj byli zresztą niebywale pracowici i bardzo uczciwi, tak, że nie sądzę, by to była inwestycja zmarnowana. Poza tym byli tam również szeregowi i oficerowie bezpieki, byli oficerowie KBW i różni ludzie z aparatu partyjnego. Część z nich była jednak bardzo inteligentna i robiła potem kariery na przykład w MSZ-cie i na placówkach zagranicznych. Niektórzy “ bezpieczniacy” byli dosyć przyzwoici. Jeden z nich, który mnie zresztą jakoś lubił i chronił, miał za sobą krwawe rozprawy z partyzantami w lesie. Był to świat niesłychanie skomplikowany.
Na studiach, w przeciwieństwie do sytuacji w Zakładzie, byłem prawie całkowicie sam, to znaczy żyłem samotnie. Miałem na roku trochę rówieśników, później wybitnego prawnika Janusza Szwaję, Krysię Buraczyńską i Janka Chłapa. Na całą potężną gromadę studentów to były jedyne osoby (oraz Basia Turkowska), z którymi miałem wspólny język, chociaż też bez zbytniej swobody wypowiedzi. Nie uważałem, żeby można było wszystko mówić. Z Januszem Szwają, znacznie lepszym szachistą ode mnie, graliśmy pamięciówki w szachy podczas studium wojskowego, do którego byliśmy zmuszani. Obaj się zresztą jakoś z niego wykpiliśmy.
Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.
Krąg przyjaciół, z którymi czułem się naprawdę swobodnie i przyjemnie zbudował się dopiero dzięki studiom mojego brata na krakowskiej Politechnice. Tam zawiązała się grupa ludzi, z którymi spotykaliśmy się prywatnie, mniej więcej od jesieni 1954. Głównie dyskutowaliśmy, ale także organizowaliśmy potańcówki i bawiliśmy się. Byli wśród nas m.in.: Benek, dziś Bolesław, Tejkowski i Zbyszek Sikora z budownictwa, Sławek Podolak z architektury, członkowie władz partyjnych z Politechniki, prześliczna studentka architektury, którą uwielbiałem, Tereska Surzycka, i wyższa, niestety, ode mnie, też piękna – Irka Wolllen z polonistyki. Ja byłem wtedy krościastym młodzieńcem i wymyśliłem sobie, że przykryć te moje wypryski może zapuszczona broda. To była wtedy pierwsza broda w Krakowie i nie była to broda ideologiczna. Po mnie zapuścił brodę Sławek Mrożek, co już było wyrazem protestu. Jego broda miała pewien sens, powiedzmy, ideowy, moja – brała się po prostu z trądziku młodzieńczego. Dopiero potem powiedziałem, że ją zgolę, jak obalimy władzę.
Na prośbę Z. Szczypińskiego:
Stefanie – przeczytałem i cały jestem dumny, że miałem szczęście jako „poziomka” poznać Cię i trochę namieszać w tamtym czasie, Kłaniam się nisko, czapką do ziemi, po polsku. Zbyszek S.
Nieskromnie pozwolę sobie poinformować, że niedawno minęło 57 lat naszej przyjaźni.
Ad multos annos
Plurimos annos, plurimos, tak jezuici śpiewają przy różnych okazjach, pozwalam sobie zaśpiewać również Stafanowi Bratkowskiemu. Pózno go poznałem, ale w czasach gdy taka znajomość jest wyjątkowo cenna. Jest wyspą na której czuję się dobrze i bezpiecznie gdy wokół szaleją fale bezmyślności, a może dokładniej rzecz ujmując, konformizmu.
To powinna być lektura obowiązkowa dla pokolenia wnuków Stefana. A dla mojego także, chociaż w innym celu.