Z genealogii polskiego hejtu7 min czytania

Zdanie odrębne

30.11.2019

Przekonanie, że jesteśmy narodem mesjańskim, z uporem utrwalane przez państwo i Kościół, powinno zaowocować szeregiem tzw. zjawisk pozytywnych: wysoką kulturą, przyzwoitym obyczajem, szacunkiem dla prawa, spolegliwością wobec bliźnich, etc. Tymczasem zarówno państwo, jak i Kościół szerzą hejt, zwany po polsku mową nienawiści, który przenika do wszystkich warstw społecznych za pomocą Internetu, stając się normą w stosunkach międzyludzkich tudzież praktyką instytucji państwowych, jak np. wymiar sprawiedliwości, w którym grupa hejterska szczuła na sędziów, a prokuratura – po dwu latach! – umarza śledztwo w spawie szubienic z portretami europosłów.

Nie znajdują pokrycia w faktografii historycznej ani to, że w przeszłości byliśmy krajem demokratycznym (owszem dla 10% obywateli), praworządnym (przez wieki problemem było egzekwowanie prawa), ani tolerancyjnym (spora grupa rodzimych innowierców, czyli arian została wypędzona z Kraju).

Tym i innym naszym ‘grzechom’ towarzyszyła zwykle mowa nienawiści, przygotowując grunt pod szykany, prześladowania, represje itp. działania wobec własnych obywateli. Jako państwo w przeszłości wielonarodowe i wieloreligijne zapisaliśmy w tej kwestii osobny rozdział, zwłaszcza w czasach, kiedy na ziemiach I Rzeczpospolitej roiło się od inno- albo różnowierców. W głównej mierze to im przypisywano nienawiść religijną, rzekomo burzącą harmonijne życie społeczności katolickiej. Tymczasem różnowiercy przybierali na ogół postawę obronną; stroną atakującą było wyznanie dominujące w państwie.

Rzecz dotyczy w pierwszym rzędzie stosunku ludności polskiej do Żydów jako przedstawicieli wyznania Mojżeszowego. Nietolerancja religijna wobec nich nasilała się szczególnie w „epoce reakcji katolickiej”, czyli w XVII i XVIII wieku. Pisze o tym wielki znawca spraw polskich Jan Stanisław Bystroń[1]: „Patrzano na Żydów niechętnie, więc też ich konterfekt w literaturze wygląda bardzo karykaturalnie. Tak więc charakteryzuje Żyda Klonowicz[2] w Worku Judaszowym:

. . . . . . . . . . . . . pląsze rękami na trzecie
Żydowin uszargany w płaskatym birecie,
Czerwonołby, w giermaku i z garbatym nosem,
Który jako papuga mówi kaczym głosem
Który handel zaczyna od trąbki szafranu[3].

Bystroń zwraca uwagę na zbrodnie Żydów „popełniane jakby w ciągłej walce przeciwko światu chrześcijańskiemu. Przypominano im ukrzyżowanie Chrystusa […]; powtarzano stare zarzuty średniowiecza, że zatruwają oni studnie. Powszechnie utrzymywało się przekonanie, że Żydzi ponoć potrzebują do swych obrzędów hostii, którą mieli w tym celu kraść w kościołach; opowiadano o mordach rytualnych, a więc o okrutnym męczeniu dzieci chrześcijańskich dla zdobycia krwi, koniecznej do obrzędowego ciasta; cała literatura powstała na ten temat i rozruchy antyżydowskie najczęściej rodziły się na tle takich właśnie pogłosek.

. . . . drudzy nieszlachetnym przedawają Żydom
Dziatki niewinne, bożym i świeckim ohydom,
Którzy toczą i cedzą chłopiątek niewinnych,
Z żyłek, z serca żywą krew, z członeczków dziecinnych;
Odprawują Wielkanoc juchą naszych dziatek[4].

I dodaje: „W klasztorach wieszano obrazy, przedstawiające sceny mordu rytualnego, aby podtrzymać w tłumach nienawiść do nieprzyjaciół chrześcijaństwa. Żydzi bronili się jak mogli, udowadniali niesłuszność zarzutów, ale nie wiele to pomagało; zdarzały się z tego tytułu procesy, niejednokrotnie kończące się surowymi wyrokami i okrutną śmiercią zasądzonych”[5].

Równolegle okazywano nienawiść dysydentom, czyli chrześcijanom, ale nie katolikom, do których zaliczano protestantów – luteranów i kalwinów, a przede wszystkim arian. Wytaczano im procesy o znieważanie krzyża, obrazę procesji, ograniczano prawa obywatelskie, usuwano z urzędów itp. Zaś po traktacie warszawskim z 1716 roku zakazano: budowy zborów, odprawiania nabożeństw, zgromadzeń publicznych i prywatnych, głoszenia kazań, a nawet śpiewów religijnych. Łamiącym zakazy groziły kary pieniężne, więzienie, w końcu wygnanie z kraju.

„Ale cała niechęć katolickiego społeczeństwa do luteran i kalwinów była jeszcze niczym wobec tej orgii nienawiści, której ofiarą stali się arianie. […] W stosunku do żadnej innej grupy religijnej, nawet Żydów i muzułmanów, nie stosowano tak ostrych represyj, jak przeciwko arianom; sejm z r. 1638 każe im opuścić Raków, duchową stolicę sekty, a konstytucja z r.1658 każe im opuścić w wyznaczonym czasie granice państwa, sprzedawszy całe swe mienie, a to pod karą śmierci. […] Drakońskie te ustawy spotykały się ze szczerym uznaniem w społeczeństwie katolickim; nawet człowiek bądź co bądź nie przeciętny, jak Kochowski[6], sławił je w niemiłosiernym, fanatycznym wierszu Bando na ariany:

Wychodź, swacho Babilonu,
Nierządnico wszeteczna.
[…]
Wender, wender, aryjani
Wnukowie Belzebuba
[…]
Pikardowie, nowokrzczeńcy,
Wszystka diabla rodzina,
Lucyperwi siostrzeńcy,
W drogę, przyszła godzina.
Głos fasolny, głos ogromny
Huczna trąba wynosi,
A przez edykt wiekopomny
Wygnanie wasze głosi

Utworzono regestry sądowe spraw ariańskich, utrzymujące ewidencję osób podejrzanych o hołdowanie zabronionej wierze; potem podciągnięto tu także niektóre inne sprawy dysydenckie i oskarżenia o bezbożność. Już nie tylko opinia publiczna, ale i prawo pilnowało prawowierności katolickiej”[7].

Jak widać, mowa nienawiści w dawnej Polsce nie była domeną nizin społecznych; prym w niej wiedli i upowszechniali uznani poeci, którzy wszak zawsze nadają ton życiu publicznemu. To oni podsycali populizm, zamiast tonować nastroje; niejednokrotnie go inspirowali dla celów religijnych i politycznych. Ciemny, niepiśmienny lud mógł tylko naśladować elity i powtarzać za nimi nienawistne słowa. Mowy nienawiści unikał król (prezydenta wtedy nie było!), który – w imię pokoju społecznego – wystrzegał się szczucia na innowierców; wszak byli obywatelami jednego państwa, płacili podatki, stawali w jego obronie…

Dziś, w dobie mediów elektronicznych nienawiść jest powszechna i bezpośrednia. Sieją ją politycy, duchowni, dziennikarze partyjnego radia i telewizji, etatowi hejterzy w mediach elektronicznych. Robią to – jak dawniej – ludzie pióra i nauki; przedstawiciele nowej elity. Oto czołowy intelektualista Grzegorz Braun[8], walcząc z pacyfizmem, jako „kolejnym przesądem polskiej inteligencji”, dnia 27 listopada 2012 roku oświadcza bez żenady: „No powiedzmy wziąłbym tak z tuzin redaktorów „Gazety Wyborczej”, ze dwa tuziny pracowników drugiej gwiazdy śmierci (? – JS), centralnej dzisiaj TVN-u, nie wspominam oczywiście o etatowych zdrajcach i sprzedawczykach, którzy zawsze nimi byli […] no, jeżeli się tego nie rozstrzela, co dziesiątego, to znaczy, że hulaj dusza, piekła niema”[9]. Kiedy wypowiedź stała się głośna i trafiła do prokuratury, dodał beztrosko: „mówiąc »co dziesiątego«, chyba nie doszacowałem”.

Słowa te padły dużo wcześniej, zanim cała Polska mogła usłyszeć z trybuny sejmowej: „Jesteście kanalie, zdradzieckie mordy”, powtarzane następnie w różnych okolicznościach… Nie miały one żadnego znaczenia podczas przesłuchania osoby aspirującej do roli sędziego w Trybunale Konstytucyjnym; słowo ‘morda’ wręcz ją nobilitowało… Tak, jak przed laty nie miało znaczenia nazwanie czarownicą żony prezydenta RP. Za takie słowa w dawnej Anglii, dzieci bawiłyby się głową nieszczęsnego zakonnika, jak piłką nożną… Tak, jak nie ma znaczenia nazywanie ludzi „czarną zarazą” – również przez duchownego, tyle że hierarchę… Albo jak esej nadwornego poety o wieszaniu jako narodowym katharsis, dziś wykonanym in effigie, czyli na portretach i niekarany (niekaralny?) przez państwo, bo przecież symboliczny, nawiązujący do obrazu malarza Warszawy

W więc wszystko jest: na swoim miejscu, zgodnie z narodową tradycją, chrześcijańskim obyczajem, poczuciem smaku, w myśl hasła „za Waszą i naszą wolność”, w duchu pokoju i przebaczenia, zgodnie z wysokimi standardami moralnymi, nauką Kościoła, wstawaniem z kolan, rewolucją godności, hodowlą konia arabskiego, wymogami BHP, klauzulą sumienia, przepisami drogowymi, wymogami sztuki lekarskiej, racją stanu, daniną solidarnościową, leczeniem odwykowym… Wszystko jest normalnością! I czym kto jeszcze chce.

J S


  1. Tegoż, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XV – XVIII, Warszawa 1976.
  2. Chodzi o poetę Sebastiana Klonowica (1545-1602). Jeden z jego utworów z roku 1600 nosi tytuł: Worek Judaszów to jest złe zbycie majętności
  3. J. St. Bystroń, op. cit., t I, s.63.
  4. Op. cit., s. 64. Drugi fragment wiersza również autorstwa Klonowica.
  5. Op. cit.
  6. Chodzi o Wespazjana Kochowskiego (1633-1700), poetę baroku i czołowego przedstawiciela literatury sarmackiej.
  7. Ibidem, s. 348
  8. Według Wikipedii: „polski reżyser, scenarzysta, nauczyciel akademicki, publicysta i polityk”.
  9. https://natemat.pl/42423grzegorz-braun-wzywal-do-rozstrzelania
 

5 komentarzy

  1. Andrzej Koraszewski 30.11.2019
  2. Obirek 01.12.2019
  3. asc 01.12.2019
    • Wrotycz 07.12.2019
  4. lola lola12 01.12.2019