05.04.2020
Byli i tacy policjanci czasu wojny…
Redakcja

Foto: Archiwum Rodziny Kozielewskich
Nikt nie ma wątpliwości. Bez tego człowieka nie byłoby legendarnego bohatera Jana Karskiego, o którym mówi dziś cały świat. Gdyby nie on, formacja o siedemnaście lat młodszego Jana, któremu zastępował ojca, wyglądałaby zapewne inaczej. Pułkownik Marian Kozielewski, bohater Rzeczypospolitej. Przypomnienie o nim jest obowiązkiem.
Urodził się 6 września 1897 roku w Łodzi jako najstarszy syn Stefana i Walentyny (z domu Burawskiej) Kozielewskich. Rodziny o pięknych tradycjach patriotycznych zarówno po mieczu, jak i kądzieli. Jako szesnastolatek uciekł z domu, by przyłączyć się do Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego.

W sierpniu 1915 roku został ranny w boju i trafił do szpitala. Wzięty do niewoli, pracował w kopalni węgla w Saksonii do grudnia 1916 roku, kiedy zwolniono go ze względu na stan zdrowia. Powróciwszy do kraju, natychmiast stawił się do służby legionowej. Po kryzysie przysięgowym w lipcu 1917 roku został osadzony w obozie dla internowanych w Szczypiornie. Znów zwolniony z powodów zdrowotnych, rozpoczął działalność w POW i był kolejno dowódcą sekcji, plutonu i kompanii oraz komendantem lokalnej organizacji POW w Rogowie pow. Brzeziny. W listopadzie 1918 roku uczestniczył w opanowaniu dworca kolejowego Łódź-Fabryczna nieopodal kamienicy przy ulicy Kilińskiego 71, gdzie mieszkała rodzina Kozielewskich.
Po krótkiej służbie w 28 Pułku Piechoty Strzelców Kaniowskich został skierowany do powstających organów bezpieczeństwa Rzeczypospolitej. Od lipca 1919 roku służył w Policji Państwowej. W wojnie z bolszewikami 1920 roku dowodził kompanią ochotniczego Policyjnego 213 Pułku Piechoty. Następnie, do wiosny 1923 roku zaangażowany był w organizację służby ochrony granic na Wileńszczyźnie.
Dalej służba wiodła przez kierowanie powiatowymi komendami policyjnymi w Radomsku, Włoszczowej i Szydłowcu oraz nowogródzką komendą wojewódzką i następnie od 1931 roku Komendą Wojewódzką PP we Lwowie. W listopadzie 1932 roku podczas pogromowych zamieszek antyżydowskich nie zawahał się posłać policji konnej do rozpędzenia kilkutysięcznego tłumu atakującego Żydów i niszczącego ich mienie.

Doprowadził do schwytania grupy nacjonalistów ukraińskich, morderców jednego z najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego, posła Tadeusza Hołówki, odpowiadającego za relacje z mniejszością ukraińską. Sprawcy stanęli przed sądem w 1933 roku.
Po zabójstwie, w czerwcu 1934 roku ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, podinspektor Marian Kozielewski — na żądanie marszałka Józefa Piłsudskiego — przeniesiony został na stanowisko komendanta Policji Państwowej Miasta Stołecznego Warszawy. Walnie przyczynił się do ujęcia grupy ukraińskich nacjonalistów, organizatorów i wykonawców zamachu na szefa MSW. W 1937 roku doprowadził do aresztowania i skazania słynnego warszawskiego kasiarza Stanisława Cichockiego „Szipcbródki”.
W stolicy wykazał się wielkimi talentami organizacyjnymi i wprowadzaniem w polskiej policji rozwiązań służb zachodnioeuropejskich. Publikował w fachowych pismach policyjnych. Przewidywany był nawet jego awans na komendanta głównego PP, czemu stanęła na przeszkodzie śmierć Józefa Piłsudskiego i nowa konstelacja polityczna, jaka się wyłoniła w Warszawie.

W kampanii wrześniowej 1939 roku bohatersko bronił stolicy. Wypełniając postanowienia aktu kapitulacji, jaki podpisało 27 września 1939 roku dowództwo obrony Warszawy i na kategoryczne „życzenie” prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego, komendant Marian Kozielewski wraz ze swym korpusem pozostał na stanowisku, przechodząc pod nadzór okupacyjnej administracji niemieckiej w ramach Policji Porządkowej (zwanej potocznie Granatową) z zastrzeżeniem użycia jej tylko do utrzymywania porządku i zwalczania przestępczości. Na ostatniej odprawie z podległymi sobie funkcjonariuszami w sposób jednoznaczny nakreślił powinności formacji w nowych warunkach, mówiąc, że będzie ona organizacją sabotującą zarządzenia niemieckie wymierzone przeciwko społeczeństwu polskiemu, uprawiającą dywersję i walczącą z okupantem.
Pułkownik Kozielewski, realizując nakreślony program działania, zgodnie z zapowiedzią, rozpoczął organizowanie konspiracyjnych struktur w ramach policji. Stworzona przezeń organizacja nosiła kryptonim Firma Asekuracyjna POL. Równocześnie tępił przypadki kolaboracji granatowych policjantów z okupantem oraz szantażowania przez nich ukrywających się Żydów.
W październiku 1939 roku za pośrednictwem znanego mu osobiście byłego ministra spraw wewnętrznych Mariana Borzęckiego podporządkował się Centralnemu Komitetowi Organizacji Niepodległościowych, uznając go za reprezentację Rządu RP na Uchodźstwie. Zaprzysiągł w Podziemiu młodszego brata — podporucznika Jana Kozielewskiego, który dotarł do okupowanej stolicy po ucieczce z niewoli sowieckiej i niemieckiej. Zarekomendował Jana — Marianowi Borzęckiemu.
W grudniu 1939 roku, bracia Kozielewscy przygotowali pierwszy raport o sytuacji w okupowanej Polsce, który przekazali paryskiemu rządowi Władysława Sikorskiego przez dyplomatę jugosłowiańskiego. W ślad za tym Jan Kozielewski wyruszył zimą 1940 roku ze swą pierwszą misją.
7 maja 1940 roku pułkownik Marian Kozielewski wraz z kilkudziesięcioma podległymi sobie oficerami policyjnymi zaangażowanymi w działalność konspiracyjną został aresztowany i osadzony na Pawiaku. W sierpniu, w pierwszym transporcie został wywieziony do obozu w Oświęcimiu.
Zwolniony dzięki zabiegom konspiracyjnym i ogromnemu zaangażowaniu żony Jadwigi w maju 1941 roku powrócił do Warszawy i z marszu przystąpił do służb policyjnych Państwa Podziemnego — Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa (PKB) zostając ich komendantem głównym.
Stworzył krajową sprawnie funkcjonującą strukturę. W zasadniczej części tworzyli ją policjanci granatowi. U schyłku 1943 roku PKB liczył około 11 tysięcy policjantów i 500 oficerów. Jego zastępcami byli długoletni współpracownik major Bolesław Buyko i zrzucony z Londynu cichociemny kapitan Bolesław Kontrym.

Ten drugi kierował pionem śledczym PKB, który zajmował się m.in. zbrodniami zdrady narodowej, do których zaliczano przypadki denuncjowania Niemcom członków Podziemia, ale też szukających ratunku Żydów.

Jesienią 1942 roku Marian Kozielewski współorganizował operację wejścia swego brata w przebraniu ukraińskiego strażnika pomocniczej formacji SS do żydowskiego obozu tranzytowego w Izbicy.
W konspiracyjnych strukturach policyjnych zaangażowani byli także dwaj pozostali bracia komendanta Kozielewskiego – Józef i Edmund. W podziemiu działała także siostra braci Kozielewskich – Laura, przed wojną szyfrantka w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Józef odegrał ważną rolę w operacyjnym rozpracowaniu i potwierdzeniu tożsamości Franza Kutschery, co przesądziło o realizacji zamachu na tego zbrodniarza.
W wyniku intryg wewnętrznych w Delegaturze Rządu na Kraj związanych z ambicjami Polskiego Stronnictwa Ludowego i nieustannym mieszaniem się w kompetencje PKB, z końcem listopada 1943 roku, Marian Kozielewski złożył rezygnację. Jego miejsce zajął wskazany przez PSL Stanisław Tabisz.
Marian Kozielewski pozostawał bez przydziału. Po wybuchu powstania warszawskiego zgłosił się na ochotnika. W szturmie PAST-y został dwukrotnie trafiony przez niemieckiego snajpera, wynosząc z ognia rannego kilkunastoletniego powstańca. Pułkownik ocalał, przeżywając m.in. ostrzał artyleryjski szpitala powstańczego, gdzie trafił ranny. Odnalazła go żona. Po upadku powstania Kozielewscy trafili do Pruszkowa. Potem ukrywali się na fałszywych papierach.w Szydłowcu u rodziny Jadwigi.
Zadenuncjowani przez sąsiadów, wiosną 1945 roku wyjechali to Łodzi tuż przed aresztowaniem przez bezpiekę. Kozielewskich ostrzegł i zorganizował ich ucieczkę miejscowy aptekarz, Żyd ocalały z Holocaustu. W Łodzi Marian Kozielewski przez pewien czas prowadził sklep drogeryjno-chemiczny. Kiedy jego tożsamość została ujawniona, bezpieka i NKWD dokonały najścia na sklep, szczęśliwie podczas nieobecności Kozielewskiego. Od tego czasu się ukrywał.
Po brawurowej akcji został wywieziony do Berlina, a tam przerzucony do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Wstąpił do służby w Polskich Kompaniach Wartowniczych i trafił do Francji.

Za sprawą młodszego brata Jana, Marian wraz z żoną, która do niego dotarła po ucieczce z kraju, trafili w 1948 roku do Kanady. Tam w New Glasgow pod Montrealem prowadzili farmę rolniczą. O pięćdziesiąt kilometrów od nich w miejscowości Arundel podobną farmę miał generał Kazimierz Sosnkowski, który w 1914 roku wcielał nastolatka Kozielewskiego do kompanii legionowej i z którym znajomość przetrwała pół wieku. Ostatecznie dzięki zabiegom Jana Karskiego, wówczas już profesora Georgetown University, Marian i Jadwiga Kozielewscy otrzymali azyl polityczny i stały pobyt w Stanach Zjednoczonych.
Do Waszyngtonu przybyli w 1960 roku. Pułkownik Marian Kozielewski nie przyjął jednak — ku powszechnemu zdumieniu Amerykanów — rządowego zasiłku przyznawanego uchodźcom politycznym i weteranom II wojny. Podjął pracę pracownika ochrony Corcoran Gallery w Waszyngtonie. Z niewielkich zarobków co miesiąc przygotowywał paczki z pomocą dla swoich policyjnych towarzyszy broni klepiących w Polsce biedę. Często ukrywających się pod zmienionymi nazwiskami.
8 lipca 1964 roku podczas służby nocnej w galerii popełnił samobójstwo. W pożegnalnym liście zadysponował wszystko, co po nim zostało tym, którym dotąd pomagał w Polsce. Zgodnie z kodeksem honorowym przed zadaniem sobie śmierci, pułkownik Marian Kozielewski zniszczył swoją broń osobistą: pistolet Colta wzór 1911.

Jan Karski pochował brata na waszyngtońskim cmentarzu Góry Oliwnej. Tam spoczywa do dziś. Sam spoczął obok w lipcu 2000 roku w identycznym grobie i pod takim samym nagrobkiem.

Pułkownik Marian Kozielewski, czterokrotnie odznaczany Krzyżem Walecznych, czterokrotnie ranny w boju był nie tylko wybitnym oficerem i dowódcą. Pozostaje kwintesencją polskiego patriotyzmu, narodowej dumy i honoru.
W styczniu 2019 roku, w 100-lecie powołania Policji Państwowej, Komenda Stołeczna Policji ogłosiła swym patronem legendarnego komendanta tej jednostki.
Zdaniem historyków policji II RP oraz środowisk grupujących rodziny policyjne — pułkownik Marian Kozielewski był jednym z najwybitniejszych oficerów tej formacji. Zasłużonym podczas pokoju i bohaterskim podczas wojny.
Pośmiertne szlify generalskie należą się Mu nie mniej niż jego bratu. Którego do takiej samej godności stworzył.

Waldemar Piasecki
Nowy Jork
Ilustracje: Archiwum Rodziny Kozielewskich, Towarzystwo Jana Karskiego, Wikipedia, Narodowe Archiwum Cyfrowe, www.policjapanstwowa.pl
Niebywała historia. Zasługuje na osobną biografię.
Jan Grabowski w “Na posterunku” przytacza opinię wywiadu ZWZ-AK o Kozielewskim jako o komendancie Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa na dystrykt warszawski (a nie “Policji Porządkowej” jak w tekście artykułu). Opinia była niepochlebna. Grabowski ponadto stwierdza, że “Na temat roli Kozielewskiego we wcielaniu w życie pierwszych zarządzeń okupanta nie zachowało się wiele materiałów”. Tyle o tej postaci w książce o granatowej policji.
Wspomniana książka Grabowskiego nie jest dobrym źródłem informacji o Kozielewskim.
Jak można pisać Policji Polskiej GG i osobie Komendanta PP m.st. Warszawy poświęcić jeden akapit? Wiadomo, postać Kozielewskiego nie wpisuje się w tezę Grabowskiego o udziale policji polskiej w Holokauście.
Niestety, jak w licznych innych przypadkach, tak i w tym, źródło archiwalne zostało zmanipulowane.
Dokument, na który Grabowski się powołuje (AAN, AK, 203-III-124, Notatka Ppłk. Kozielewski Marian, b.d., k. 113.) nigdzie nie zawiera słów: “Mało inteligentny i służbista.” Te epitety zostały dodane przez Grabowskiego!!! A co do samego dokumentu pochodzącego z Archiwum Akt Nowych w Warszawie z Zespołu 1326 “Armia Krajowa”, jego wytwórca nie jest znany. Zawarte tam informacje na temat
policyjnej kariery Kozielewskiego są nie dość, że szczątkowe, to jeszcze nie do końca prawdziwe. Warto pamiętać, że podinspektor Kozielewski, Komendant Policji Państwowe m.st. Warszawy postrzegany był jako człowiek sanacji. Czy mogło to pozostać bez wpływu na opinię o nim sporządzaną przez osobę wrogą sanacji? Na czym opinia ta jest oparta?
Uwagę zwraca krytyka płk. Kozielewskiego za utrzymywanie kontaktów z Józefem Szeryńskim, późniejszym komendantem żydowskiej policji w getcie, a przed wybuchem wojny oficerem Komendy Głównej Policji Państwowej. Dokument wspomina „Okazał dużo przyjaźni podinspektorowi Szeryńskiemu w dobie obecnej okupacji, podobnie jak mjr, Buyko”. Może pisząc charakterystykę Komendanta Policji Polskiej m. Warszawy należało i o tym wspomnieć, opisując stosunek polskich policjantów do Żydów?! Grabowski mógł (ale nie musiał), bo w końcu przeczy to jego tezie o spontanicznym i dobrowolnym udziale polskich policjantów w niemieckiej machinie zagłady.
Grabowski całą wiedzę o płk. Kozielewskim czerpie ze wspomnianego dokumentu, nie zadając sobie trudu jego weryfikacji, czy krytycznej analizy. Nie konfrontując z innymi materiałami źródłowymi. Pisze o
Kozielewskim, że “po zwolnieniu z obozu [w maju 1941 roku] włączył się w pracę konspiracyjną”. Tymczasem, od samego początku okupacji, kiedy wspólnie ze stołecznym garnizonem PP pozostał na posterunku, rozpoczął tworzenie struktur konspiracyjnych wśród funkcjonariuszy Policji (znane jako „Firma Asekuracyjna POL”). Warto o tym pamiętać.
Kolejna kwestia zw. z Kozielewskim… Grabowski pisze “Wiadomo, że łączyła go bliska znajomość z kapitanem Józefem Szeryńskim, późniejszym komendantem żydowskiej policji w getcie, co mogło mieć wpływ (ale nie musiało) na przyszły wybór szefa JOD” przywołując jako źródło książkę Katarzyny Person pt. “Policjanci. Wizerunek Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim”. Szkoda, że nie zadał sobie trudu doczytania kolejnych akapitów w tej książce, gdzie Pani Person jednoznacznie odrzuca możliwość wpływu Kozielewskiego na nominację Szeryńskiego, ponieważ w październiku-listopadzie 1940, kiedy o tym decydowano Kozielewski przebywał od kilku miesięcy w KL Auschwitz.
Kulisy wyboru Szeryńskiego na szefa Służby Porządkowej (SP) w warszawskim getcie opisuje jego funkcjonariusz (zastępca kierownika Sekretariatu SP) Stanisław Gombiński w swoich wspomnieniach (“Wspomnienia policjanta z warszawskiego getta”, Warszawa 2010), do których jednak Grabowski nie sięgnął. A gdyby nawet Kozielewski miał możliwość wpływu na wybór Szeryńskiego, któż był lepszym kandydatem na szefa SP niż przedwojenny wyższy oficer Policji Państwowej (podinspektor), “wyróżniający się zdolnościami, pracowitością i systematyczną pedanterią w pełnieniu obowiązków”, jak go określił Stanisław Gombiński?!
Jak oceniać historyka, który opisując osobę pułkownika Mariana Kozielewskiego cytuje dokument archiwalny nie w oryginalnej treści, a dokonuje jego skrótów w sposób tendencyjny, wręcz fałszując jego wymowę?! Przykład? Proszę bardzo. Grabowski umieścił jedno zdanie, rzekomo z wspomnianego
dokumentu AK: “Człowiek w gruncie rzeczy prawy, lecz ponad miarę zmanierowany, odznaczał się niepohamowanym parciem zrobienia kariery, co łącznie z brakiem wyrozumiałości dla podkomendnych wytworzyło wokół niego nieprzyjemną atmosferę […] wśród podoficerów policji był wprost znienawidzony”.
Tymczasem jego oryginalna treść brzmi: “Ppłk. Kozielewski Marian, człowiek w gruncie rzeczy prawy, lecz ponad miarę zmanierowany, odznaczał się niepohamowanym parciem zrobienia karjery, co łącznie z brakiem wyrozumiałości dla podkomendnych wytworzyło wokół niego nieprzyjemną atmosferę, choć w istocie rzeczy zasługiwał i jako człowiek i jako Polak na lepszą opinję“.
Jest różnica?! Więc jak oceniać takiego historyka? Jaką wartość ma taka książka?!
Wspomniana książka Grabowskiego nie jest dobrym źródłem informacji o Kozielewskim.
Jak można pisać Policji Polskiej GG i osobie Komendanta PP m.st. Warszawy poświęcić jeden akapit? Wiadomo, postać Kozielewskiego nie wpisuje się w tezę Grabowskiego o udziale policji polskiej w Holokauście.
Niestety, jak w licznych innych przypadkach, tak i w tym, źródło archiwalne zostało zmanipulowane. Dokument, na który Grabowski się powołuje (AAN, AK, 203-III-124, Notatka Ppłk. Kozielewski Marian, b.d., k. 113.) nigdzie nie zawiera słów: “Mało inteligentny i służbista.” Te epitety zostały dodane przez Grabowskiego!!! A co do samego dokumentu pochodzącego z Archiwum Akt Nowych w Warszawie z Zespołu 1326 “Armia Krajowa”, jego wytwórca nie jest znany. Zawarte tam informacje na temat policyjnej kariery Kozielewskiego są nie dość, że szczątkowe, to jeszcze nie do końca prawdziwe. Warto pamiętać, że podinspektor Kozielewski, Komendant Policji Państwowe m.st. Warszawy postrzegany był jako człowiek sanacji.Czy mogło to pozostać bez wpływu na opinię o nim sporządzaną przez osobę wrogą sanacji?
W dokumencie tym uwagę zwraca krytyka (tak to można odczytać) płk. Kozielewskiego za utrzymywanie kontaktów z Józefem Szeryńskim, późniejszym komendantem żydowskiej policji w getcie, a przed wybuchem wojny oficerem Komendy Głównej Policji Państwowej. Dokument wspomina „Okazał dużo przyjaźni podinspektorowi Szeryńskiemu w dobie obecnej okupacji, podobnie jak mjr. Buyko”. Może pisząc charakterystykę Komendanta Policji Polskiej m. Warszawy należało i o tym wspomnieć, opisując stosunek polskich policjantów do Żydów?! Szeryński właściwie Szynkman, urodził się w rodzinie żydowskiej, by następie przyjąć wiarę chrześcijańską. Grabowski mógł (ale nie musiał), bo w końcu przeczy to jego tezie o spontanicznym i dobrowolnym udziale polskich policjantów w niemieckiej machinie zagłady.
Grabowski całą wiedzę o płk. Kozielewskim czerpie ze wspomnianego dokumentu, nie zadając sobie trudu jego weryfikacji, czy krytycznej analizy. Nie konfrontując z innymi materiałami źródłowymi. Pisze o Kozielewskim, że “po zwolnieniu z obozu [w maju 1941 roku] włączył się w pracę konspiracyjną”. Tymczasem, od samego początku okupacji, kiedy wspólnie ze stołecznym garnizonem PP pozostał na posterunku, rozpoczął tworzenie struktur konspiracyjnych wśród funkcjonariuszy Policji (znane jako „Firma Asekuracyjna POL”). Warto o tym pamiętać.
Kolejna kwestia zw. z Kozielewskim… Grabowski pisze: “Wiadomo, że łączyła go bliska znajomość z kapitanem Józefem Szeryńskim, późniejszym komendantem żydowskiej policji w getcie, co mogło mieć wpływ (ale nie musiało) na przyszły wybór szefa JOD” przywołując jako źródło książkę Katarzyny Person pt. “Policjanci. Wizerunek Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim”. Szkoda, że nie zadał sobie trudu doczytania kolejnych akapitów w tej książce, gdzie Pani Person jednoznacznie odrzuca możliwość wpływu Kozielewskiego na nominację Szeryńskiego, ponieważ w październiku-listopadzie 1940, kiedy o tym decydowano Kozielewski przebywał od kilku miesięcy w KL Auschwitz.
Kulisy wyboru Szeryńskiego na szefa Służby Porządkowej (SP) w warszawskim getcie opisuje jej funkcjonariusz (zastępca kierownika Sekretariatu SP) Stanisław Gombiński w swoich wspomnieniach (“Wspomnienia policjanta z warszawskiego getta”, Warszawa 2010), do których jednak Grabowski nie sięgnął. A gdyby nawet Kozielewski miał możliwość wpływu na wybór Szeryńskiego, któż był lepszym kandydatem na szefa SP niż przedwojenny wyższy oficer Policji Państwowej (podinspektor), “wyróżniający się zdolnościami, pracowitością i systematyczną pedanterią w pełnieniu obowiązków”, jak go określił Stanisław Gombiński?
Jak oceniać historyka, który opisując osobę pułkownika Mariana Kozielewskiego cytuje dokument archiwalny nie w oryginalnej treści, a dokonuje jego skrótów w sposób tendencyjny, wręcz fałszując jego wymowę?! Przykład? Proszę bardzo. Grabowski umieścił jedno zdanie, rzekomo z wspomnianego dokumentu AK: “Człowiek w gruncie rzeczy prawy, lecz ponad miarę zmanierowany, odznaczał się niepohamowanym parciem zrobienia kariery, co łącznie z brakiem wyrozumiałości dla podkomendnych wytworzyło wokół niego nieprzyjemną atmosferę […] wśród podoficerów policji był wprost znienawidzony”.
Tymczasem jego oryginalna treść brzmi: “Ppłk. Kozielewski Marian, człowiek w gruncie rzeczy prawy, lecz ponad miarę zmanierowany, odznaczał się niepohamowanym parciem zrobienia karjery, co łącznie z brakiem wyrozumiałości dla podkomendnych wytworzyło wokół niego nieprzyjemną atmosferę, choć w istocie rzeczy zasługiwał i jako człowiek i jako Polak na lepszą opinję“.
Jest różnica?! Więc jak oceniać takiego historyka? Jaką wartość ma taka książka?!
Wspomniana książka Grabowskiego nie jest dobrym źródłem informacji o Kozielewskim.
Jak można pisać Policji Polskiej GG i osobie Komendanta PP m.st. Warszawy poświęcić jeden akapit? Wiadomo, postać Kozielewskiego nie wpisuje się w tezę Grabowskiego o udziale policji polskiej w Holokauście.
Niestety, jak w licznych innych przypadkach, tak i w tym, źródło archiwalne zostało zmanipulowane. Dokument, na który Grabowski się powołuje (AAN, AK, 203-III-124, Notatka Ppłk. Kozielewski Marian, b.d., k. 113.) nigdzie nie zawiera słów: “Mało inteligentny i służbista.” Te epitety zostały dodane przez Grabowskiego!!! A co do samego dokumentu pochodzącego z Archiwum Akt Nowych w Warszawie z Zespołu 1326 “Armia Krajowa”, jego wytwórca nie jest znany. Zawarte tam informacje na temat policyjnej kariery Kozielewskiego są nie dość, że szczątkowe, to jeszcze nie do końca prawdziwe. Warto pamiętać, że podinspektor Kozielewski, Komendant Policji Państwowe m.st. Warszawy postrzegany był jako człowiek sanacji.Czy mogło to pozostać bez wpływu na opinię o nim sporządzaną przez osobę wrogą sanacji?
W dokumencie tym uwagę zwraca krytyka (tak to można odczytać) płk. Kozielewskiego za utrzymywanie kontaktów z Józefem Szeryńskim, późniejszym komendantem żydowskiej policji w getcie, a przed wybuchem wojny oficerem Komendy Głównej Policji Państwowej. Dokument wspomina „Okazał dużo przyjaźni podinspektorowi Szeryńskiemu w dobie obecnej okupacji, podobnie jak mjr. Buyko”. Może pisząc charakterystykę Komendanta Policji Polskiej m. Warszawy należało i o tym wspomnieć, opisując stosunek polskich policjantów do Żydów?! Szeryński właściwie Szynkman, urodził się w rodzinie żydowskiej, by następie przyjąć wiarę chrześcijańską. Grabowski mógł (ale nie musiał), bo w końcu przeczy to jego tezie o spontanicznym i dobrowolnym udziale polskich policjantów w niemieckiej machinie zagłady.
Grabowski całą wiedzę o płk. Kozielewskim czerpie ze wspomnianego dokumentu, nie zadając sobie trudu jego weryfikacji, czy krytycznej analizy. Nie konfrontując z innymi materiałami źródłowymi. Pisze o Kozielewskim, że “po zwolnieniu z obozu [w maju 1941 roku] włączył się w pracę konspiracyjną”. Tymczasem, od samego początku okupacji, kiedy wspólnie ze stołecznym garnizonem PP pozostał na posterunku, rozpoczął tworzenie struktur konspiracyjnych wśród funkcjonariuszy Policji (znane jako „Firma Asekuracyjna POL”). Warto o tym pamiętać.
Kolejna kwestia zw. z Kozielewskim… Grabowski pisze: “Wiadomo, że łączyła go bliska znajomość z kapitanem Józefem Szeryńskim, późniejszym komendantem żydowskiej policji w getcie, co mogło mieć wpływ (ale nie musiało) na przyszły wybór szefa JOD” przywołując jako źródło książkę Katarzyny Person pt. “Policjanci. Wizerunek Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim”. Szkoda, że nie zadał sobie trudu doczytania kolejnych akapitów w tej książce, gdzie Pani Person jednoznacznie odrzuca możliwość wpływu Kozielewskiego na nominację Szeryńskiego, ponieważ w październiku-listopadzie 1940, kiedy o tym decydowano Kozielewski przebywał od kilku miesięcy w KL Auschwitz.
Kulisy wyboru Szeryńskiego na szefa Służby Porządkowej (SP) w warszawskim getcie opisuje jej funkcjonariusz (zastępca kierownika Sekretariatu SP) Stanisław Gombiński w swoich wspomnieniach (“Wspomnienia policjanta z warszawskiego getta”, Warszawa 2010), do których jednak Grabowski nie sięgnął. A gdyby nawet Kozielewski miał możliwość wpływu na wybór Szeryńskiego, któż był lepszym kandydatem na szefa SP niż przedwojenny wyższy oficer Policji Państwowej (podinspektor), “wyróżniający się zdolnościami, pracowitością i systematyczną pedanterią w pełnieniu obowiązków”, jak go określił Stanisław Gombiński?
Jak oceniać historyka, który opisując osobę pułkownika Mariana Kozielewskiego cytuje dokument archiwalny nie w oryginalnej treści, a dokonuje jego skrótów w sposób tendencyjny, wręcz fałszując jego wymowę?! Przykład? Proszę bardzo. Grabowski umieścił jedno zdanie, rzekomo z wspomnianego dokumentu AK: “Człowiek w gruncie rzeczy prawy, lecz ponad miarę zmanierowany, odznaczał się niepohamowanym parciem zrobienia kariery, co łącznie z brakiem wyrozumiałości dla podkomendnych wytworzyło wokół niego nieprzyjemną atmosferę […] wśród podoficerów policji był wprost znienawidzony”.
Tymczasem jego oryginalna treść brzmi: “Ppłk. Kozielewski Marian, człowiek w gruncie rzeczy prawy, lecz ponad miarę zmanierowany, odznaczał się niepohamowanym parciem zrobienia karjery, co łącznie z brakiem wyrozumiałości dla podkomendnych wytworzyło wokół niego nieprzyjemną atmosferę, choć w istocie rzeczy zasługiwał i jako człowiek i jako Polak na lepszą opinję”.
Jest różnica?! Więc jak oceniać takiego historyka? Jaką wartość ma taka książka?!
Bardzo poważne zarzuty wobec prof. Grabowskiego – manipulacja i przekłamanie źródeł. Gdzie i kiedy recenzja książki?
Jeśli tylko znajdę czas, to będzie i recenzja. Powyżej opisałem jedynie fragment dot. Mariana Kozielewskiego. Zarzuty poważne, ale udokumentowane. Każdy może sięgnąć do źródeł, na które się powołuję i porównać. Dla ułatwienia:
– Stanisław Gombiński, “Wspomnienia policjanta z warszawskiego getta”, Warszawa 201, s. 154,
– Katarzyna Person, “Policjanci. Wizerunek Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim”, Warszawa 2018, s. 26,
– Archiwum Akt Nowych w Warszawie, Zespół 1326 – Armia Krajowa, sygn. 203-III-124 – spis Niemców i Volksdeutschów w Warszawie, k. 113
Był ojcem chrzestnym mojej Matki. Kierował policyjną karierą mojego dziadka, komisarza PP, który w konspiracji dowodził Departamentem Gospodarczym w dowództwie Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa. Dzięki pośrednictwu M. Kozielewskiego moja matka – uwięziona na Pawiaku, została dopisana do listy osób, zwolnionych w zamian za zwrot pancernej limuzyny Himmlera, którą żołnierze podziemia zwinęli na Pradze. Dziadek zginął w piątym dniu powstania. Marian Kozielewski do śmierci, za pośrednictwem moich rodziców przekazywał niewielkie kwoty pieniężne (przysłane w listach) rodzinie w Łodzi. W moim domu mówiło się o nim po prostu Marian, jak o bliskim krewnym
O samobójstwie Mariana Kozielewskiego nie mówiło się u mnie w domu nic, aż dopiero po latach moi rodzice powiedzieli, że przyczyną była ogromna tęsknota do kraju i, to nie zostało wyraźnie i dosłownie powiedziane, ale rozczarowanie młodszym bratem, którego wychował i wykształcił. Coś musiało w jego listach, których adresatką była moja babcia, przebijać.
To jest temat na film fabularny!
W okresie Powstania Warszawskiego, od 9 sierpnia 1944, do końca, funkcję komendanta Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa dla miasta st. Warszawy pełnił mój dziadek, Leonard Wawrzyniec Żaczkowski, płk. “Leonard”. Wcześniej, od listopada 1939 roku, organizował podziemie PPS WRN. W pierwszych dniach powstania organizował milicję robotniczą PPS na Starym Mieście. Po kapitulacji powstania, poszukiwany intensywnie zarówno przez Gestapo jak i NKWD, zdołał uniknąć aresztowania, aż do 24 lutego 1949. 4 grudnia 1951 został skazany przez Sąd Wojewódzki m.st Warszawy na 12 lat więzienia (początkowo prokuratura domagała się trzykrotnej kary śmierci, ale Bierut ułaskawił go z dwóch). Przebywał w więzieniach w Grudziądzu, Rawiczu i w obozie w Potulicach (dla Niemców). Skazany został za “dowodzenie przestępczą organizacją , której celem było zwalczanie wspólnie z hitlerowcami, ruchu komunistycznego”. Do winy się nie przyznał. Według aktu oskarżenia (w posiadaniu rodziny), “na Placu Teatralnym strzelał do komunistów”, “ustalał adresy zamieszkania komunistów” podczas powstania i “smarował szyny dla niemieckich transportów jadących na front wschodni”. Zwolniony z więzienia 17 maja 1956 roku, zrehabilitowany 9 lutego 1957.
Źródła: Janusz Marszalec “Ochrona porządku i bezpieczeństwa publicznego w Powstaniu Warszawskim”
Danuta Łozińska “Czas przeszły”. (córka Leonarda i moja matka, hufcowa Szarych Szeregów, żołnierz AK st. sierżant “Danusia”, później ppor. “Danusia”, dowódca sekcji łączności płk “Radwana”).
Dokumenty w posiadaniu rodziny.
Pamiętamy o żołnierzach AK, a warto też pamiętać o służbach policyjnych i porządkowy państwa podziemnego.