06.06.2020

To jest rewolucja. To jest wielki bunt młodego pokolenia amerykańskich 20. latków. Studentów i młodzieży — przyszłości Ameryki. Skala protestów już w niedzielę przekroczyła tę przeciwko wojnie w Wietnamie przed 50 laty, największym protestom w dotychczasowej historii USA. Na naszych oczach tworzy się historia. Mnie osobiście przypomina to pod wieloma względami pierwszą Solidarność.
To jest wybuch. Iskrą zapalną stało się policyjne morderstwo Georga Floyda w Minneapolis, Minnesota. Celowo nie będę pisał o kolorze skóry, bo ten aspekt protestów stapia się z wieloma innymi.
Właściwie nie wiem, od czego zacząć, bo wątków jest całe mnóstwo. Do tego dochodzi zupełnie odmienne rozumienie powinności obywatelskich przez popierających protesty i przez ich przeciwników. Sam nie mam wiedzy o wszystkich aspektach, bo konflikty i emocje narastały przez lata i jest tam dużo lokalnych historii. Może przewrotnie zacznę od przeciwników protestów, czyli ogólnie od zwolenników prezydenta Trumpa.

Szeroko rozumiana klasa średnia amerykańskiej prowincji niesie w swojej świadomości obraz Ameryki z połowy lat 60. XX wieku. Kwitnące miasta, takie jak Detroit, Chicago, lotniska, autostrady, infrastruktura, której Ameryce zazdrościł cały świat. NASA, osiągnięcia naukowe, wynalazki i technologia. Samochody, domy, rosnący dobrobyt klasy średniej. Biali ludzie, biali sąsiedzi, białe otoczenie.
To jest Ameryka, której powrotu chcą skandujący zwolennicy Trumpa – „Make America Great Again”. Ci ludzie to w dużej mierze ciężko pracujący właściciele małych firm. Biznes dla nich to świętość i esencja Ameryki. Każdą okoliczność chcą tłumaczyć potrzebami biznesu. Trumpsterzy, jak ich nazywają oponenci, niestety nie rozumieją procesów historycznych, nie rozumieją świata. Ich świat zaczął się rozsypywać pod koniec lat 60. Zanikanie tradycyjnych miejsc pracy, migracja ludzi za pracą, pojawienie się czarnych rodzin w dzielnicach do niedawna zamieszkałych przez białe rodziny, stały się dla nich dowodem na złowrogie skutki wielkich protestów w latach 60., anti-war, civil rights, freedom movements. W opinii tych ludzi były to wyłącznie zamieszki, zniszczenia, pożary i chaos wywołane w interesie jakiś innych ludzi. Nie utożsamiali się z tym. Byli przeciwni i traktowali protestujących jak zdrajców ojczyzny. No bo jak można niszczyć, palić własny kraj?
Zamieszki w centrach wielkich miast kojarzą się białym mieszkańcom prowincji wyłącznie z upadłością lub wyprowadzką sklepów i punktów usługowych, bo ci inni ludzie wygrali coś dla siebie kosztem ciężko pracujących ludzi, którzy nierzadko tracili dorobek całego życia po spaleniu ich biznesu. A potem przyszły skutki prawne protestów w postaci zniesienia segregacji rasowej. W ich sąsiedztwie pojawiły się czarne rodziny i ich życie zostało wywrócone do góry nogami. Dotychczas panowała segregacja rasowa i żaden biały nie musiał tolerować obecności czarnych w swoim życiu. I tutaj w rozmowach pojawiają się jak na zawołanie opowieści — jak to czarne dzieci w przedszkolu okazywały agresję wobec białych dzieci. Warto wspomnieć, że naczelną wartością na amerykańskim Południu jest dobre wychowanie: maniery i uprzejmość.
Marzeniem zwolenników Trumpa jest przywrócenie swojskości. Żeby świat na powrót stał się tak harmonijny, jaki był w latach 60. Żeby było miło, dostatnio, ludzie byli uprzejmi i uśmiechnięci i żeby żaden hip-hop nie zakłócał sielanki, a świat dalej podziwiał American way of life. Oni bardzo chcą być dumni ze swojego kraju.
Ale ma to być kraj ich wizji i przekonań. A niestety, jest coraz gorzej materialnie i życie coraz trudniejsze. I w życiu publicznym panoszy się coraz więcej „obcych” i „lewactwa”. Na powrót wzrosło spożycie alkoholu. Pojawiły się narkotyki, które stały się już bardzo poważnym problem. Ludzie instynktownie szukają winnych. Politycy podsuwają im do wyboru: komunistów, czarnych kryminalistów, tajne organizacje w rodzaju Illuminati, czasem żydowskich bankierów, czy muzułmańskich terrorystów.
Trumpsterzy idą więc kupić kolejną sztukę broni do swojego domowego arsenału. Nie rozumieją, że to same amerykańskie koncerny wyprowadziły produkcję z amerykańskich fabryk do miejsc oferujących tańszą siłę roboczą. Że to wielkie amerykańskie koncerny stały się kołem zamachowym globalizacji. I korporacje oraz Ameryka jako kraj najbardziej do niedawna korzystały z globalizacji. Mały biznes już nie tak bardzo, a zazwyczaj w ogóle nie. Przemysł ciężki upadł. Byli robotnicy i górnicy w kwitnących dotychczas regionach spróbowali sił w biznesie, na niewielkich rodzinnych farmach, w usługach i handlu. I znowu, tak jak po wojnie secesyjnej, na rynku pracy pojawili się obcy i zaczęli konkurować ekonomicznie. Wtedy byli to czarni Amerykanie, a reakcją białej ludności był wówczas Ku-Klux-Klan.
Dzisiaj konkurencja jest bardziej kolorowa, a jej symbolem stali się migranci z Meksyku. Latynoscy pracownicy są tańsi, sprawniejsi i szybciej pracują. Latynoskie brygady niemal całkowicie zdominowały rynek usług budowlanych. Można zaryzykować tezę, że dzisiaj reakcją białej ludności stał się wybór Donalda Trumpa na prezydenta i żądanie postawienia muru na granicy z Meksykiem.
Ku-Klux-Klan 2.0.
Globalizacja doprowadziła do pauperyzacji białej Middle Class.
Politycznie to właśnie biała klasa średnia amerykańskiej prowincji naciskała i naciska na zachowanie status quo. Nie chcą, żeby było dla nich jeszcze gorzej. Żadnych reform. Nie widzą w nich wartości dodanej. Programy Medicare for all i podobne reformy wprowadzane przez Obamę były przez nich krytykowane i podawane jako przykłady złej woli rządu federalnego, mające napchać czyjąś kieszeń ich kosztem (na marginesie mają trochę racji, ale problem leży nie tam, gdzie oni go widzą). Historycznie nie mają oni zaufania do Waszyngtonu. Z drugiej strony opóźnianie reform albo wstrzymywanie ich na etapie niepełnej realizacji spotykało się z frustracją pozostałej części społeczeństwa, głównie tych najbardziej zaniedbanych, czyli Afroamerykanów, którzy są bardziej świadomi pod względem reguł i potrzeb społecznych.
Trumpsterzy upierają się, że nie będą płacić z własnych pieniędzy (podatków) na edukację czy leczenie cudzych dzieci. Cudzych, czyli w szczególności kolorowych dzieci.
W konsekwencji rosną napięcia. Utrzymanie pokrywy nad gotującą się wodą nastrojów społecznych wymagały coraz ostrzejszych form kontroli porządku. Policja stawała się coraz bardziej brutalna. W ostatnich latach szkoleniem policji najwyraźniej zajęło się wojsko, co widać po dzisiejszych formach interwencji policyjnej. Powszechnie mówi się w USA o militaryzacji policji. Są szkoleni tak, jakby mieli walczyć w strefie działań wojennych. Agresja i bezwzględność przede wszystkim.
Efekt jest taki, że zaczęła wzrastać liczba brutalnych, nieadekwatnych działań policji, skutkujących często śmiercią zupełnie niewinnych i przypadkowych osób. W pierwszych dniach obecnych protestów policja stosowała także militarną zasadę eliminowania świadków w postaci dziennikarzy, w bezpośredniej strefie działań (zasada wypracowana po wojnie wietnamskiej). Na szczęście ta praktyka została już zarzucona po protestach władz cywilnych, zagranicznych rządów i NGO.
Czarna społeczność Ameryki zrobiła duży postęp w edukacji i statusie materialnym. Całkiem ładnie rozwinęła się czarna Middle Class. Ale to wciąż statystycznie nie zrównuje się z białą społecznością, nie wspominając o azjatyckiej. Nie można zapominać, że jest do nadrobienia 300 lat niewolnictwa. To wymaga czasu i cierpliwości, ale, co zupełnie naturalne, ludzie nie myślą kategoriami procesów historycznych. Zwolennicy Trumpa widzą to, co jest tu i teraz. Widzą programy federalne wspomagające czarnych studentów i chroniące czarnych pracowników. Sami biednieją i odczytują brak wsparcia jako odwrócenie się od nich dotychczasowych rządów sprzed obecnej prezydentury. Poprawność polityczna była i jest traktowana jako siłowe zamknięcie im ust.
Odpowiedzią stało się podtrzymanie rasizmu odziedziczonego po czasach niewolnictwa i segregacji rasowej. Powinien on stopniowo zanikać, ale dzieje się inaczej. W policji stał się problemem systemowym. Tradycyjnie, najbardziej poszkodowaną mniejszością są czarni Amerykanie. Zacytuję tu red. Bartosza Węglarczyka, który bardzo zręcznie i trafnie opisał sytuację Afroamerykanów. „Każdy, kto wie cokolwiek o życiu czarnych Amerykanów, rozumie jednak, że wszystko przychodzi im trudniej. W większości rodzą się w dzielnicach, w których są gorsze szkoły, przeciętnie mają mniej pieniędzy i mniejsze szanse, by w życiu osiągnąć sukces ekonomiczny niż ich biali współrodacy. Prawda o tym, że jedyną szansą na wybicie się dla osoby urodzonej w getcie jest albo wybitna umiejętność uprawiania sportu, albo talent do rapowania, albo handel narkotykami, była prawdą zarówno kilkadziesiąt lat temu, jak i jest prawdą dziś.” Polecam cały tekst.
Armia i policja są właściwie jedynymi instytucjami państwa, akceptowanymi i popieranymi przez białych zwolenników Trumpa.
Armia cieszy się szczególnym szacunkiem. Wszystkie inne instytucje traktowane są jako wyraz państwowej opresji. Trumpsterzy oskarżają szkoły publiczne o pranie dzieciom mózgów i wmawianie dzieciom, że Ameryka jest zła. I że te dzieci rosną w przekonaniu, że kraj wymaga jakiejś naprawy. Mają wiele zastrzeżeń do programów nauczania i mówią, że mają one na celu pozbawienie ich własnych dzieci wartości wpajanych im przez rodziców.
Są także niezadowoleni z powodu obecności w szkole dzieci pochodzących z innych kultur i ras i ich wpływ na ich własne dzieci. Mogę jedynie potwierdzić z mojego własnego doświadczenia, że amerykańska szkoła publiczna uczy krytycznego myślenia i nieulegania uproszczonym wizjom świata. To na pewno boli rodziców noszących czapeczki MAGA.
Dam przykład dla lepszego zrozumienia problemu. Jest autentyczny i ta sytuacja wydarzyła się zimą tego roku. Chłopiec 13-letni, pochodzący z tradycyjnej białej rodziny w rozmowie z kolegami próbował ich przekonać, że szatan w postaci węża zmusił Adama i Ewę do zjedzenia jabłka. Rozgniewany Bóg zesłał ich na ziemię, gdzie obecni byli homoseksualiści wraz z innymi plagami. W jego opinii geje powinni zrezygnować z bycia gejami i stać się „normalni”, bo w przeciwnym razie wylądują w piekle. Według niego to kwestia wyboru i geje powinni dokonać właściwego wyboru.
Niestety chłopiec ten fatalnie trafił, ponieważ jego rozmówcami był chłopiec pochodzący z Belgii i drugi chłopiec pochodzący z Polski. Chłopcy sprawnie i rzeczowo wytłumaczyli mu na podstawie faktów biologicznych, jak bardzo się myli. Chłopiec ów nie wytrzymał naporu argumentów i po prostu się rozpłakał. Nie chcę nawet próbować wyobrazić sobie emocji, jakie zapanowały w jego domu po powrocie ze szkoły i zrelacjonowaniu tego wydarzenia rodzicom.
Trudno się więc dziwić ogromnej presji wyborców Trumpa na wstrzymanie imigracji i wprowadzenie polityki izolacjonizmu (już po raz któryś tam w historii USA). Popularny na południu USA jest homeschooling, czyli legalne nauczanie dzieci w domach przez ich rodziców. Sam byłem świadkiem używania przez tych rodziców podręczników pisanych w końcu XIX wieku. Argumentem za ich wykorzystaniem miał być piękny język, jakim zostały napisane. Tyle że to były podręczniki do nauki przyrody.
Zatrzymajmy się na chwilę przy amerykańskiej szkole publicznej. W Polsce przyjęło się stereotypowe myślenie o niskim poziomie nauczania w amerykańskich szkołach. Duży błąd. Moje dziecko po dwóch klasach szkoły podstawowej w Polsce i moich rozlicznych interwencjach (włącznie z ostrzegawczymi rozmowami z katechetką) zaczęło się błyskawicznie rozwijać w amerykańskiej szkole publicznej. Pomimo rygorystycznej dyscypliny obowiązującej w amerykańskiej szkole. Poznaje świat w sposób niewspółmierny z tym, co miałby w polskiej szkole. Na przykład w siódmej klasie miał za zadanie napisać przewodniki turystyczne zachęcające do zwiedzenia średniowiecznego imperium Mali, Wielkiego Zimbabwe, królestwa Aksum, imperiów Azteków i Majów.
Tak uczy się tutaj historii. Uczy się także dziejów cywilizacji i sztuki, np. uczniowie mieli przygotować prezentację wideo na temat życia, twórczości i wkładu do danej dyscypliny wybranego twórcy Renesansu. Moje dziecko wybrało Albrechta Dürera.
W amerykańskiej szkole nie ma lekcji religii.
Amerykańskie administracje nie przestały inwestować w edukację. Mówimy o szkole podstawowej i średniej. Studia w USA są płatne.
Eksperci konsekwentnie dążyli do ulepszenia nauczania i czerpali inspiracje z różnych modeli, w tym z modelu fińskiego. Oczywiście nie wszędzie szkoły osiągnęły przyzwoity poziom. W biednych regionach szkoły też są biedne i nie stać ich na zatrudnienie dobrych nauczycieli. A takich dobrych pedagogów nie ma zbyt wielu, ponieważ ogólnie zawód nauczyciela jest gorzej opłacany od zawodu, na przykład policjanta. Nakłady na powszechną edukację są ogromne, a konstytucja gwarantuje powszechne kształcenie obywateli.
Prezydent Trump na początku swojej kadencji próbował forsować projekty prywatyzacji szkolnictwa i zmniejszył w budżecie nakłady na edukację. Na marginesie, szkoły amerykańskie są dla całkiem sporej liczby dzieci z ubogich rodzin jedynym w ciągu dnia miejscem, gdzie mogą zjeść ciepły posiłek i zabrać kolejny do domu. Te posiłki są fundowane przez państwo, NGO i zbiórki charytatywne.
Troska państwa nie poszła na marne i dzisiaj niedawni wychowankowie tych szkół, a dzisiaj studenci, pozbawieni rasizmu i bardziej od swoich rodziców otwarci na świat, wyszli na ulice domagać się lepszego miejsca do życia dla siebie i innych. Sprawiedliwego, dającego wszystkim równe szanse, traktującego ludzi z szacunkiem, dzisiaj o wiele lepiej wykształconych niż 50 lat temu. Nie chcą państwa opresyjnego. Najważniejszą chyba konsekwencją tych postulatów stałoby się unowocześnienie państwa w zakresie relacji państwo-społeczeństwo i upodmiotowienie społeczeństwa jako całości, a nie tylko uprzywilejowanych jego części. Ameryka przestałaby być państwem białego człowieka i jego ekskluzywnej kultury.
Były prezydent Obama zaapelował do manifestujących, żeby przekuli swoje postulaty w program polityczny. Na razie nie wyłonił się jeszcze żaden ogólnokrajowy lider i nie ma nawet zrębu wspólnego programu. Czekamy na ciąg dalszy.
Protesty są organizowane już nawet w prowincjonalnych miejscowościach, odpowiednikach polskich 10-tysięcznych miasteczek. Są niewielkie, kilkudziesięcioosobowe, ale emocje i tak są wielkie. Demonstranci spotykają się z ostrymi werbalnymi atakami przeciwników, którzy są przekonani, że protestujący natychmiast przystąpią do niszczenia mienia. Tak działa propaganda administracji Trumpa.
Po wielu latach obowiązywania polityki poprawności politycznej ludzie oduczyli się debatowania. To pokazało mi tę ciemną stronę poprawności politycznej. Ludzie czasem w ogóle nie chcą rozmawiać. To jest już bardzo smutne i złowrogie.
Zwolennicy Trumpa w mojej okolicy nawet po zachętach ze strony swojego pastora w kościele nie chcieli wymienić poglądów z przeciwnikami Trumpa. Niestety, przykład płynie z góry. Sam prezydent Trump odgrodził się od Ameryki. Zaczynał urzędowanie od obietnicy odgrodzenia się murem od świata, a kończy odgrodzeniem Białego Domu od reszty stolicy. Według oficjalnej informacji ogrodzenie pozostanie tam do 10 czerwca.
Sytuacja w USA wciąż jeszcze przypomina chaos. Większość ludzi jeszcze nie rozumie, co się dzieje. Ludzie próbują wyrobić sobie własne zdanie. Szczęśliwi ci, którzy nie oglądają FOX News, który nie przestał być tubą propagandową Trumpa. Głos zabierają nawet osoby dotychczas konsekwentnie milczące, na przykład prezydent George W. Bush. Poparł manifestujących, co kompletnie zaskoczyło wyborców Partii Republikańskiej.
Od czwartku odbywają się pokojowe zgromadzenia poświęcone upamiętnieniu Georga Floyda w związku z jego pogrzebem. Na sobotę zapowiadane jest jego upamiętnienie w Waszyngtonie. Zapowiedziało się już ogromnie dużo osób, co może się przerodzić w największe zgromadzenie w historii amerykańskiej stolicy. Warto oglądać relacje. Takich rzeczy Ameryka jeszcze nie widziała od początku swojej historii. Widać też, że to, co się dzieje w USA stanowi inspirację dla młodzieży w innych krajach. Rewolucja powoli rozlewa się na cały świat.
Arkadiusz Głuszek
Czas najwyższy na zmiany systemowe tam i na świecie. Młodzi ludzie muszą zacząć walczyć o świat jako w miarę bezpieczne miejsce do życia swego i swoich dzieci. Dzisiejszy nastolatek nie może być pewien, że dożyje czterdziestki z powodu zatrucia środowiska i zmian klimatu wywołanych rabunkową gospodarką człowieka z niepohamowanej chęci zysku. O tym, że zmiana jest jeszcze możliwa, świadczy fakt, wykazywany wszędzie na świecie, ze Ziemia odetchnęła na skutek zaledwie kilkutygodniowego zwolnienia gospodarki. Na początku epidemii używano wielkich slow o tym, że po wszystkim nic nie będzie takie samo , a kilkanaście tygodni później wszyscy przebierają nogami, aby jak najszybciej powrócić do podcinana gałęzi, na której wszyscy siedzimy. Szaleństwo, które 30 facetów z ikonicznego londyńskiego autobusu sieje na świecie, musi zostać zatrzymane siłą, bo nawoływania do samoograniczenia się nie skutkują. Może tym razem to z Ameryki wyjdzie impuls . Mam nadzieję, że młodym starczy odwagi i siły .
Pomarzyć zawsze można…
Przede wszystkim świadczy o tym, że amerykańskie społeczeństwo nie jest głupie, jak niektórzy tu wydają się sądzić, i potrafi znaleźć formy wypowiedzi publicznej w kwestiach istotnych.
Reprezentacja polityczna i procesy wyborcze wyznaczają natomiast wiele następnych kroków. Napisałem już poprzednio, że zwykle obawiam się naśladowców, między czasie Biden popełnił już drugą gafę. Za tydzień niewiele się zmieni, jeżeli Trump popełni teraz swoje błędy to pozwoli jedynie łatwiej wygrać kandydatowi partii demokratycznej. Konflikt może wkrótce odnaleźć się w Kongresie.
Autor zwrócił uwagę na niechęć do wymiany poglądów jako skutek poprawności politycznej.
Nie wiem, czy to rzeczywiście poprawność polityczna owocuje takim skutkiem. Staje mi przed oczami ten chłopiec, co to się w dyskusji rozpłakał. Czy on bedzie chętny, by kolejny raz wdać się w podobną dyskusję?
Raczej wątpię. Chłopak nie zmieni swoich poglądów wyniesionych pewnie z domu. Raczej poszuka w Internecie „dowodów” na wsparcie swoich zapatrywań. I znajdzie swoją „bańkę” , w której będzie czuł się swojsko. Miejsce, gdzie jego poglądy są wzmacniane. Gdzie będzie je mógł bez obawy wyrazić, bez konieczności narrażania się na na kontrargumenty.
I to dotyczy wszystkich. Każdy może znaleźć i znajduje swoją bańkę, a systemy googla youtuba czy facebooka jeszcze to wzmacniają sugerując artykuły czy filmiki o podobnej treści.
Interesująca uwaga. Ma Pan sporo racji. Ja jednak spróbuję to zinterpretować z innego punktu widzenia. W ogromnym uproszczeniu: nastolatkowie wchodzą w wiek podważania autorytetu swoich rodziców. Poglądy grupy rówieśniczej stają się dla nich bardziej inspirujące, ważniejsze, tym bardziej, im bardziej są postępowe, atrakcyjne. I to właśnie ogólny poziom intelektualny i świadomość grupy rzutują na zapatrywania i sympatie młodego człowieka. Stąd znane nam „buntowanie się dziecka” jak postrzegają to rodzice. Im ten bunt jest słabszy, tym większy niepokój powinien zaprzątać mądre głowy. To też pokazuje jak ważny jest poziom edukacji, poziom szkół i otwarcie na postęp i idee. Przywołane przez Pana „bańki” być może są dowodem na rozczarowanie szkołą i rówieśnikami, którzy nie stanowili inspiracji, powtarzali to samo, co rodzice i katecheta. To wszystko przekłada się na poziom społeczeństwa jako całości, gdzie rolę rodziców spełnia państwo.
A tak na marginesie, też w nawiązaniu do owej „bańki”, bardzo dużo polskich nastolatków utrzymuje żywy kontakt z rówieśnikami z całego świata poprzez gry online. Rozmawiają ze sobą w trakcie gier. Rewolucja może dotrzeć do nich szybciej bezpośrednio z miejsc zapalnych, niż z krajowych mediów. Jednocześnie dzięki narzuconym lekcjom religii mnóstwo z nich odeszło od religii. Rodzice nie stanowią dla nich wystarczająco mocnego autorytetu, na pewno autorytetem nie jest szkoła, ani nie jest nim KRK. To jest bardzo ciekawa beczka prochu.
Mr E. Istnieje takie zjawisko jak „Incel” Jest tego na jutubce całe „w ch..j” Czy w ramach ich płaczu postulujesz spełnienie ich postulatów?? Monitorować i śledzić rozwój ich „baniek” – i podejmować działania jak kupią sobie karabinek. I tyle
Absolutnie nie wszystkich to dotyczy – większość jest normalna – cokolwiek by to nie znaczyło
Pozdrawiam
Szanowny Serze,
Jakie spełnienie postulatów ja rzekomo postuluję?
W powyższym komentarzu nie postulowałem zupełnie nic. Pisałem o tym dlaczego, moim zdaniem, zanika chęć do dialogu i jaki wpływ na to mają bańki informacyjne, w których algorytmy internetowych hegemonów nas – użytkowników internetu – zamykają.
Ot – google podpowiada mi, że pojawił się artykuł w oko press, a nie sugeruje np. czytania gazety polskiej.
Krąg ludzi, których lubię, prezentuje zbliżone poglądy – pewnie dlatego sa w kręgu bliskich znajomych – dobieramy ich wszak dlatego, że dobrze do siebie pasujemy.
Czasem pojawiają się zaskoczenia – np. znajomy jest fanem modelarstwa. Jak sie na forum modelarskim pojawił wątek polityczny, to część użytkowników się na siebie nawzajem poobrażała… Przypadkowe wyjście z „bańki” okazało się nieprzyjemne.
.
Ale, żeby zaraz spełniać postulaty? I to np tych modelarzy? Co to, to nie!
Wybacz – ale muszę dopytać. A czego właściwie dotyczył Twój post?? Wyjąwszy „bańkę” serowo-modelarską??
Zapewne spełniania Incelowych postulatów, co rzekomo postulowałem.
LOL. Przeczytaj jeszcze raz mój post……..postaraj się ze zrozumieniem. Absolutnie nie napisałem, że coś postulujesz. I bądź łaskaw nie wycierać sobie ust moim nickiem – bo to nie uchodzi. Jeśli nie wiesz jak odmienić – użyj drugiego członu.
Pozdrawiam
Poseł Kaczynski +KRK który to wynósł go do władzy….
Moje porównanie wynikało z porównywalnego poziomu i skali emocji, grupy społecznej i efektu kropli. Pan Zbigniew Szczypiński czujnie zauważył, że w tle kryje się nieuchronna zmiana porządku społecznego. System oligarchiczny w USA zaczął się formalnie w 2010 roku, kiedy Citizens United wygrała sprawę w Sądzie Najwyższym. Od tego czasu korporacje mogą legalnie finansować kampanie wyborcze wybranych polityków. Co to oznacza w praktyce – wszyscy wiedzą. Ale zmiana prawa jest możliwa i jest to jeden z głównych punktów programu progresywnej frakcji Partii Demokratycznej. Niestety, Joe Biden nie jest przedstawicielem tej frakcji. Ma Pan rację, system ma się dobrze. Ale też słychać, że zarówno Republikanie, jak i Demokraci są postrzegani przez rewolucyjną młodzież jako element starego porządku. Proces zmian właśnie się rozpoczął. Wygląda na to, że 28 czerwca zmiany zaczną się też w Polsce 🙂
„Rewolucja powoli rozlewa się na cały świat.” I to jest jedyny pewnik. Nikt z nas nie może wiedzieć co jest dla nas dobre. A co złe. Jednocześnie każdy z nas ma swoje wyobrażenia wszelkiej pomyślności warunkowane własnymi ograniczeniami. To co się dzieje to (chyba) te motyle skrzydła z teorii chaosu. Dokąd nas zawieje ich łopot to raczej nie mamy pojęcia. Nieodparcie przypomina mi się książka C. Simaka – „Miasto”. W której psy (ooo …przepraszam ..Psy) siedząc przy ognisku opowiadają sobie legendy o ludziach. Dzisiaj traktujemy Ludzkość jak coś co wiecznie trwało i tak będzie póki Słońca starczy. Bo jesteśmy „zwieńczeniem” Ewolucji.
Nikt nie zastanawiał się, kiedy Margaret zamykała angielskie kopalnie a Ronnie rozmontowywał prawodawstwo New Deal, że jedno będzie prekursorem walki z ociepleniem klimatu (LOL) a drugi wpędzi nas w podległość Korporacjom na złość pokonanemu ZSRR (LOL) Przewrót hippiesowski zakończył się czkawką ponadnarodowych molochów gospodarczych. Czym się zakończy Przewrót Równościowy? Przewrót Daltonistów brzmi jeszcze lepiej… chyba to opatentuję….:-) Za cholerę nie wiem. Zbyt wiele „diabłów” w tym miesza. Jedno jest pewne – wykończy nas cykl kosmicznych procesów powodujących na Ziemi okresową fluktuację globalnych temperatur. I tak jak dinozaury wymarły bo nie miały szalików – tak nas szlag trafi bo zabraknie czapek z daszkiem. I kremów z odpowiednim filtrem. Chyba, że się zdążymy wynieść na którąś z sąsiednich planet. Ale jestem sceptyczny jeśli chodzi o większość ludzkości. Prawdę mówiąc – uważam, że nie zdążymy. Ale miło się oglądało….:-)
Świetny artykuł. Jak reportaż z zachodu słońca. Na krótką metę zlecam żyć realizacją jedynego słusznego przykazania – Nie czyń drugiemu co Tobie niemiło……..a raczej wręcz przeciwnie….:-)
Pozdrawiam serdecznie
proszę uprzejmie, u nas też było:
„Malarz wciąż zachodził w głowę:
Są kolory i odcienie,
Każdy inną ma wymowę,
Każdy jakieś ma znaczenie.
(…)
„Lepszy czarny jest niż biały!”
„Lepszy biały, za to ręczę,
Wszak się na mnie poskładały
Barwy, które tworzą tęczę”.
(…)”
Sezamkowa jednak rzecz ostatnio wyjaśnia definitywnie: „Chodźmy razem…”
Ciekawy i fajny artykuł. Wnioskuję, że Ameryka podobnie jak wiele innych społeczeństw została wytrącona z równowagi i poszukuje równowagi na kolejnym, nowocześniejszym poziomie. Problemem Ameryki, oprócz rasizmu którego skutki są jak widać bardzo długotrwałe, jest mit USA jako raju na ziemi. Mit wiecznego dobrobytu. Stąd sukces Trumpa oparty o tęsknoty białych zwolenników przeszłości. Mit przeszłości pełnej dobnrobytu, dobrego wychowania i konserwatywnych wartości pełnych obłudy i hipokryzji. Analogia do pisowskich wyborców w Polsce aż nadto wyraźna.
*
Niestety, tęsknoty nie są w stanie cofnąć czasu i przeszłość nie ma szansy powrotu. Przyszłość jest natomiast odległa i niepewna. Co więcej jest coraz bardziej wymagająca. Dla ludzi marzących o przeszłości teraźniejszość i perspektywa przyszłości sa coraz bardziej nieznośne. Podobne procesy obserwuję na polskiej prowincji. Zwolennicy PiSu, sądzili, że zmiana władzy w 2015 jest trwała i przeciągnie się na wiele lat. Teraz, mimo iź sami widzą jak bardzo PiS jest szkodliwy dla Polski, chcieliby zaczarować jego czas dla własnej wygody i spokoju egzystencji. Jednocześnie zdają się powoli dostrzegać, że dla ich dzieci i wnuków to sytuacja niekorzystna. Nawet do wieczornych rozmów ze słuchaczami w radio TOK FM dzwonią nierzadko zwolennicy PiSu zatroskani, co z nimi bedzie po zmianie władzy.
*
To że zarówno w USA jak i w Polsce jesteśmy świadkami działań wielu ludzi na rzecz poważnych zmian jest dla mnie oczywiste. Nie wiem tylko czy te rewolucje dokonają głębokich zmian, czy zmiany okażą się korzystne społecznie i trwałe, oraz czy koszty tych zmian nie będą drastyczne lub katastrofalne.
*
Przykład tego chłopca 13-to letniego ilustruje poważny problem. Problem zamknięcia się wielu środowisk na nieustannie zmieniający się świat. Odwołam sie do własnego doświadczenia. Kiedy sam kończyłem 13 lat był koniec roku 1965. Świat rozwijał się wówczas nieporównanie wolniej niz dzisiaj. Mimo tego, mój owczesny stan wiedzy i świadomości podpowiadał, że jedyną pewną rzeczą na świecie są nieustanne zmiany i warunkiem rozwoju współczesnego człowieka jest otwartość na te zmiany. Jak wielu rzeczy trzeba doświadczyć aby nieustannie się zmieniać wraz ze zmieniajacym się światem wiedzą tylko moi rówieśnicy lub ludzie strasi ode mnie. Jeżeli po upływie 55 lat są środowiska, które nie akceptują konieczności nieustannych zmian, to oznacza poważny problem. I jest to problem nas wszystkich a nie tylko tych zamknietych na zmiany. Także dlatego obawiam się kosztów i konsekwencji rewolucji jakiej jesteśmy świadkami.