20.10.2020
W znakomitym opowiadaniu Olgi Tokarczuk zatytułowanym „Zielone dzieci” pojawia się postać cudzoziemca — lekarza zainteresowanego trwaniem zjawiska znanego jako „kołtun polski”.
Ogłoszony kilka dni temu zamiar „unarodowienia” humanistyki bardzo przypomina to długie trwanie.
Otóż „unarodowieniem” polskiej nauki zajmowali się już o wiele wcześniej — tak pałkarze z ONR-Falangi, jak i promowani przez władzę Moczara i Gomułki tzw. marcowi docenci. Nie wiem, do której z tych tradycji chce się odwoływać obecne ministerstwo edukacji i szkolnictwa wyższego.
W przypadku badań nad literaturą będzie to dość trudny i raczej niemożliwy proces — wspomniała pani wiceminister Gawin Jana Kochanowskiego — problem jednak w tym, że nie zawsze siedział pod lipą; niestety — studiował zagranicą i część dzieł stworzył pisząc po łacinie. Ot, groźny kosmopolita. A Rej z Nagłowic — innowierca, wyznawca kalwinizmu? Mało się nadaje do „unarodowienia”…
Czy zatem „unarodowienie” polegać będzie na nie-czytaniu Mickiewicza? Zaraz przecież przypomną niektórzy, że nie tylko „z matki obcej” wieszcz — i żonę pojął z frankistów, i przemawiał w paryskiej synagodze… A może inni konstruktorzy romantycznego paradygmatu bardziej się nadają do „unarodowienia”?
Czy „unarodowienie” brzmieć będzie jak postulaty prawicowych publicystów, domagających się w latach międzywojnia wyrzucenia z polskiej literatury Leśmiana i Tuwima? (polecam bardzo pouczającą publikację pt. „Antysemityzm dla inteligencji?”)
Kogóż „unarodowiony” badacz ma pomniejszyć czy całkiem przemilczeć? Różewicza? Lema? Herlinga? Pominąć jako wielce „nieunarodowionych” tak wspaniałych autorów, jak Miłosz, Szymborska, Tokarczuk (że samych noblistów wymienię)?
Czy zamiast znakomitego dziedzictwa polskiej literatury „unarodowiony” uniwersytet ma promować miernoty literackie i grafomanów o „słusznych poglądach”?
Wypada jedynie doradzić (chyba wszystkim) sięgnięcie po krystaliczny i niezwykle trafny portret współczesnej polskiej mentalności — przejrzeć się w lustrze „Trans-Atlantyku”.
Gombrowicz był prorokiem !!! Synczyzny nam trzeba!!!
Alina Molisak
Doktor habilitowany
Pracownik Uniwersytetu Warszawskiego od 1993 roku, doktor nauk humanistycznych od 2003 roku.
Opublikowała m.in. Judaizm jako los. Rzecz o Bogdanie Wojdowskim,
Wydawnictwo Cyklady, Warszawa 2004;
Żydowska Warszawa — żydowski Berlin. Literacki portret miasta w pierwszej połowie XX wieku,
IBL PAN, Warszawa 2016.
Tak Gombrowicza nam trzeba na te patriotyczne i narodowe wzdęcia, od których niedobrze sie robi! Jest nadzieja, że tak jak wzmożenie antysemicko-narodowe zaowocowało (oprócz rozkwitem moczarowsko-gomułkowskiego dziennikarstwa) wspaniałą literaturą z kluczem. Nasz nowy minister Czarnek jest postacią z Mrożka i oby nowego Mrożka do twórczości sprowokował.
Raczej o pupę wołać należy gdyż to naszej pupy polskiej nam trzeba, pupy naszej przenajprawdziwszej abyśmy się w niej wreszcie do imentu upupić mogli. Jako, że więcej i tak nie stanie się nic.
PS. 27.10 gdyby nie to że już nie wypada żartować można by rzec – oto właśnie PUPA