Zdanie odrębne
31.01.2021

Kilka miesięcy temu w jednej ze stacji telewizyjnych młody lekarz powiedział, że „jesteśmy na wojnie”. Władza państwowa nie kupiła tej narracji, choć – jak mi zwrócono uwagę – wcześniej w podobnym duchu wypowiadał się prezydent Francji. Ale co oni wiedzą; to przecież od nas uczyli się jeść widelcem… Dzisiaj jest już inaczej; nawet najważniejszy urzędnik od szczepionek mówi o wojnie, choć władza nie ogłasza nawet stanu klęski.
Najnowsza wojna światowa, w której uczestniczymy, jest niezwyczajna, ponieważ nietypowy jest przeciwnik. Choć widoczny dopiero pod mikroskopem, niszczy nas równie skutecznie, jak broń palna, biologiczna czy chemiczna. Wróg nie przyszedł ze wschodu ani z zachodu, nie atakuje z ziemi, wody czy powietrza… Jest w nas – jako drobina białka, które się tak zmutowało, że stanowi śmiertelne zagrożenie. Wypuszczony, jak dżinn z butelki sieje spustoszenie w całym świecie. W ciągu niecałego roku zabił dwa miliony ludzi…
Wszystko inne w tej wojnie jest typowe. Codziennie umiera (ginie) setki ludzi, brakuje personelu medycznego, miejsc w szpitalach, lekarstw, środków opatrunkowych, szczepionek… Grabarze nie nadążają z pochówkami, spalarnie – z kremacjami. Takie są widzialne skutki tej wojny. A niewidzialne? Nieczynne szkoły, upadające przedsiębiorstwa, ludzie starzy zamknięci w domach i skazani na ‘swoje’ choroby; młodzi, pozbawieni szkół i kontaktów, doświadczający zaburzeń psychicznych; narastająca przemoc domowa… Co tu dalej wyliczać, skoro wojna jest nietypowa.
Wojny tradycyjne były do zniesienia; widziało się przemarsze wojsk, naloty, bitwy, linie frontu, jeńców, szpitale polowe, kaleki… Można było się gdzieś schować, uciec. Pandemia to wojna bez typowych akcesoriów, a przez to bardziej niebezpieczna. Kto za taki uzna maskę na twarz (choć wcześniej były przeciwgazowe), dystans czy mycie rąk? Część populacji nie bierze tego poważnie; nie dociera do niej, że ta wojna ma inny kształt i charakter. Wróg przeniósł ją ze sfery widzialnej do niewidzialnej; z fizyki do metafizyki, która wymaga wyobraźni. Tej Polakom brakuje, ponieważ ich żywiołem jest fantazja – a to są dwie różne właściwości psychiki.
Dodatkowy kłopot polega na tym, że naród zna tylko metafizykę religijną, której symbole są proste i czytelne. Kiedy na drzwiach kościoła pojawia się ograniczenie liczby wiernych do 60 osób, wewnątrz jest ich 300! Połowa bez masek, trzy czwarte przyjmuje komunię ‘na język’, nie ‘na dłoń’. Przy wyjściu większość robi znak krzyża, sięgając do kropielnicy. Trudno się dziwić, skoro dla niejednego kapłana woda święcona to najlepszy środek przeciw pandemii… Ze „stolicy prymasowskiej” w Toruniu płynie zachęta, by nie omijać świątyń, nie „wyziębiać wiary”; wszak nawet okupant zostawiał kościoły otwarte… „[…] dla nas chrześcijan, katolików jest ważniejsze zdrowie ducha”. (Sic!)
Zupełnie inaczej wyglądałoby myślenie Polaków, gdyby więcej w nim było metafizyki świeckiej, która wyraża się w słowach: natura (pol. przyroda), kosmos, świat, żywioły (są cztery!), ale również: istnienie, materia, siła, życie i wiele innych pojęć – niby znanych, a lekceważonych. Skutki takiej postawy są globalne: przeludnienie, efekt cieplarniany, zatrute powietrze, zdegradowane środowisko, pustynnienie klimatu, niedobór wody pitnej i coraz wyższy poziom oceanów – to wszystko robota człowieka. I pomyśleć, że towarzyszy jej nakaz Boga Jahwe: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1,28), rozumiany jako panowanie nad wszystkim, co żyje. Któż się temu oprze? Wszak zostaliśmy stworzeni „na obraz i podobieństwo”… Dlaczego nie mamy się zachowywać „jak Bogowie”.
Podporządkowanie sobie kogoś/czegoś, dominacja, przewaga – to jeden z najmocniejszych popędów; swoisty motor istnienia, Panowanie vs. poddaństwo – zachowania odwieczne i powszechne – są najbardziej niebezpieczne w wydaniu człowieka, ponieważ jego supremacja została wsparta sankcją religijną. Bóg nie tylko uczynił zeń pana wszelkiego stworzenia, ale go dodatkowo zachęcił do rządów nad światem.
*
Klasyczne myślenie o wojnie można sprowadzić do dwu tez: każda wojna jest instrumentem polityki; każda polityka przewiduje wojnę. Jednak niewidzialny wróg zwykle narzuca swoje reguły; wojna z hiszpanką przebiegała inaczej niż z COVID-em. Liczba ofiar była większa niż poległych na frontach I wojny światowej; częściej zapadali na nią ludzie młodzi niż starzy; nie było szczepionek
Nad wojną – obojętnie jaką – panuje dowódca, a więc król (jak w wierszu Konopnickiej), Naczelnik Państwa (w wojnie polsko-bolszewickiej), Führer albo Generalissimus (w II wojnie światowej), prezydent (jako „zwierzchnik sił zbrojnych”), jakiś marszałek czy najstarszy rangą generał, którego słuchają podwładni… W nietypowej wojnie, jaką jest pandemia, dowództwo przejmują politycy (premier, minister zdrowia), którzy organizują pracę żołnierzy frontowych, czyli lekarzy. Pomagają im (nie przeszkadzają!), zabezpieczają warunki pracy oraz środki walki z epidemią po to, aby było jak najmniej ofiar.
Ponieważ „morowa zaraza” zaskoczyła cały świat, różne kraje różnie sobie z nią radzą. Jedne lepiej, drugie gorzej. Których władze były przewidujące, kontrolują przebieg pandemii, te, którym zabrakło wyobraźni – są zaskoczone. Rządy zapobiegliwe zagwarantowały sobie odpowiednią ilość szczepionek, rządy beztroskie (jak nasz) – są bezradne. Społeczeństwa zdyscyplinowane szybciej poradzą sobie z pandemią; anarchiczne – mają mnóstwo kłopotów.
Na każdej wojnie[1] – podobnie jak w życiu liczą się: rozpoznanie, ocena sytuacji, koncentracja sił i środków potrzebnych do walki, elastyczność rozkazów w związku z ciągle zmieniająca się sytuacją… Można by jeszcze dodać parę innych właściwości, jakie powinien posiadać głównodowodzący, ale w wojnie pandemicznej, w której nie obowiązują żadne reguły, liczy się coś innego – elementarne porozumienie między władzą a społeczeństwem. Ona wie, że ma obowiązek minimalizować straty; ono – że może jej zaufać.
Gorzej, kiedy dowództwo nie ma pomysłów na walkę z wrogiem. Nie tylko w Polsce odbija się od ściany do ściany; waha między lockdownem a zawieszeniem restrykcji; między karaniem obywateli a perswazją. Trudno się dziwić, że narasta dezorientacja i bezradność, które powodują skutki psychiczne u całej populacji – bez względu na wiek.
*
Ale wojna nie wszystkich rujnuje i przyprawia o straty; nie wszyscy są wobec niej bezradni; niektórzy czuję się jak ryba w wodzie. Kiedy Napoleon szedł na Moskwę, Jankiel (z Pana Tadeusza) handlował bronią; jakiś czas później Wokulski (z Lalki) bogacił się na dostawach żywności dla armii rosyjskiej walczącej z Turkami itd.
Nie inaczej dzieje się podczas pandemii, kiedy prezydent światowego mocarstwa nawołuje do obalenia ustroju, inny truje opozycjonistę, jeszcze inny od miesięcy tłucze obywateli, którzy mają go dosyć… Podobnie jest u nas. Władza – wbrew opiniom lekarzy – prze do wyborów prezydenckich, a kiedy je przełożono, premier odwołuje pandemię, zamiast przygotować kraj na kolejne fazy morowej zarazy. W środku pandemii „Trybunał Konstytucyjny” rozpatruje wniosek „grupy posłów” w sprawie nielegalności aborcji, a policja używa sobie na protestujących kobietach. W międzyczasie prezes koncernu handlującego paliwami przejmuje media lokalne, aby „poprawić ich kondycję”! Niepokorni sędziowie mają procesy dyscyplinarne, nieposłuszni prokuratorzy są rzucani po całym kraju. „Trybunał” po trzech miesiącach publikuje wyrok przeciw kobietom, te znowu wychodzą na ulicę, znowu są bite i trzymane ma mrozie… Koncerny szczepionkowe wstrzymują dostawy, rejestracja chętnych do szczepień ludzi starych zostaje zawieszona, choć stali w kolejkach i mogli się zarazić. Ważniejsze, że ‘Naczelnik państwa’ ogłosił mobilizację w obronie wolności[2].
Wszystko, co się dzieje w kraju, jest niczym w porównaniu z wojną, która dopiero przed nami. Musimy ją stoczyć ze złem! Mówią o tym jednocześnie dwaj ludzie – polityk i zakonnik; jakby się zmówili. Najpierw prezes w kościele, od ołtarza: „zło atakuje – atakuje nasz kraj, naszą ojczyznę, nasz naród, atakuje instytucję, która jest w centrum naszej tożsamości – atakuje Kościół, Kościół katolicki”. Wtóruje nieformalny prymas: „Musimy sobie przemyśleć i zobaczyć, gdzie daliśmy się […] wpuścić w taki kanał zła”.
Ci dwaj ludzie od lat głoszą i prowadzą własne wojny; teraz postanowili zignorować wojnę, jaka nam wypowiedziała natura. Nieważne są ofiary: uchodźcy, matki z dziećmi, pasożyty i pierwotniaki, „tęczowa zaraza” czy kobiety – które w czasie pandemii ponoszą największe ofiary… Oni zapowiadają wojnę wojen, nadwojnę, wojnę wyższego stopnia, czyli metawojnę. Pytanie, z kim na nią pójdą, jak zaraza szybko nie odpuści? Z trupami, duchami przodków, ochrzczonymi kalekami, a może z „aniołami” wysublimowanymi ze „zjadaczy chleba”? Nikt tego nie wie…
*
Timothy Snyder, zastanawiając się nad „końcem trumpizmu” w kontekście wyborów oraz roli, jaką odegrały media społecznościowe pisze: „Ameryka nie przetrwa wielkiego kłamstwa tylko dlatego, że kłamca stracił władzę. Potrzebna będzie rozumna repluralizacja (od łac. pluralis – mnogi) mediów i uznanie faktów za dobro publiczne”[3]. Tymczasem w Polsce idzie ku singularyzacji (singularis – pojedynczy). A prościej – do centralizacji albo unifikacji mediów.
J S
- Heraklit z Efezu: „Wojna jest ojcem wszystkich rzeczy“. Robert Ludlum: „Wojna jest matką i królową wszechrzeczy”. ↑
- W Polsce istnieje „nieukrywana tendencja do tego, by tę wolność nie tylko ograniczyć, ale po prostu zlikwidować”. Skoro tak się dziej, trzeba się odwołać do jakobińskiego hasła: „Nie ma wolności dla wrogów wolności” i zainstalować jakąś nowoczesną gilotynę! Usłużni profesorowie na pewno wymyślą nową wersję MABEN-y ↑
- Łowcy samotnych dusz, „GW”, sobota 23 stycznia, 2021, s. 18. ↑
Zdania odrębne
6 ostatnich