20.02.2021
Perseverance ląduje na Marsie. A na Ziemi? W Atlancie wysadzają kasyno Trumpa. Łukaszenka zsyła do kolonii karnej dwie nasze koleżanki, dziennikarki z Biełsatu, Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcoswą. Doktor habilitowany Marcin Matczak odmawia przyjęcia dyplomu profesorskiego od prezydenta Dudy, powołując się na ocenę relacji głowy państwa z konstytucją.
Wiąże te cztery fakty nić czasu, ale nie tylko. Szefem operacji Wytrwałość, jak nazwano marsjańskiego łazika, jest Steve Jurczyk mówiący po angielsku tak, jak Conrad pisał w tym języku. W Stanach nie potrzeba łaski prezydenta, żeby zostać profesorem. Wystarczą kwalifikacje Jurczyka, żeby być zastępcą dyrektora NASA. W hali, z której prowadzono łazika Perserverance, widzieliśmy mnóstwo Amerykanów, którzy, jak Jurczyk, są obywatelami USA w pierwszym, najdalej drugim pokoleniu. Jeśli doktryna Kaczyńskiego przekształci się w łukaszyzm, będziemy emigrować nie do NASA a do kolonii karnych.
Autorką rozwiązań w konstrukcji łazikowego helikoptera jest Azjatka z Myanmy, pani MiMi Aung. Dopiero co pisaliśmy o jej krajance, pani Aung San Suu Kyi, którą junta wojskowa znowu zamknęła w areszcie. Tak jak autorytaryzm rozlewa się po świecie i skończy jak kasyno Trumpa, tak nauka ściąga pod swoje skrzydła tych, co chcą uciec spod reformy pani minister Zalewskiej i pana Czarnka. A także spod sutanny pedofilii. A także spod łap prokuratorów, którzy śledzą przypadki naruszania najostrzejszej ustawy antyaborcyjnej w świecie.
Dobro jest wartością, zło to cecha i zjawisko. Wytrwałość jako metoda i proces kończy się dobrem. Zło zaś jest niecierpliwe, przynosi nietrwałość i zamęt. W oparciu o dobro rządzić trudno. Posługując się złem władać potrafi każdy bandyta. Zresztą niczego innego nie umie. I tak reformuje oświatę, żeby społeczeństwo było jeszcze głupsze niż elektorat Partii Zła. Popatrzmy na Łukaszenkę. Rządzi za pomocą hołoty, którą można podlać wódką, dając parę banknotów na przekąskę. Wydaje mu się, że pokojowy protest kobiet i młodzieży można zdusić.
Mohandas Karćand Gandhi czyli Mahatma (Wielka Dusza) wprowadził do teorii i praktyki walki o władzę termin i sposób o nazwie wziętej z sanskrytu: a–himsa (bez-gwałtu). Jest to innymi słowy nieposłuszeństwo. Na Białorusi protestujący wchodząc na ławki będące własnością wspólną, zdejmowali buty, jak przed wejściem do świątyni. W Polsce profesor Matczak odmówił przyjęcia dyplomu, nie profesury. Jest to uczony, którego kompetencje pokryłyby potrzeby prawnicze całej Partii Zła. Ale czy takiej partii potrzebne jest prawo?
Jak to się dzieje, że w zachodniej części świata rozwój korzysta z najwyższych poziomów myśli, a w innych częściach jak np. w Europie Środkowej, do której zalicza się Białoruś, myśl polityków upadła na dno?
Nie wszystko zależy od nakładów finansowych. W naszym kraju są one kompromitująco nikłe. Profesor Michał Kleiber, autorytet w dziedzinie modeli matematycznych, wprowadził współczynnik rozwoju zależny od nakładów, który pokazuje zależność wydatków na obronę w stosunku do oświaty i nauki. Polska jest pod tym względem na poziomie afrykańskim.
Kiedy mieszkałem w Panamie i nie słyszałem jeszcze o prof. Kleiberze, a rozmawiałem często z amerykańskim pułkownikiem Kaliszczakiem (przepraszam, że nie pamiętam imienia. Rozmowy toczyliśmy po polsku i hiszpańsku), gołym okiem widziałem w strefie Kanału, jak wygląda ten współczynnik. Wydatki na zbrojenia były w Ameryce horrendalne, ale rozwój przemysłu obronnego zależał od inwestycji w naukę. Bez tego zamiast łazika Amerykanie produkowaliby nieloty i okręty, które wchodzą pod wodę, ale już nie wypływają.
U nas jest odwrotnie, rozwój nauki i oświaty dyktowany jest przez potrzeby wyższego rzędu (obrona, sprawy wewnętrzne i Ministerstwo Sprawiedliwości). Potrzebami niższego rzędu są natomiast nauka i zdrowie. Wytrwałość w tej kwestii jest równie zabójcza, jak sprzęt; co prawda drogi, ale wystarczający na powstrzymanie ataku wroga, który po pięciu dniach znalazłby się w Warszawie, mieście chorych i niedouczonych ludzi.
Natomiast wytrzymałość jest potrzebna do bez-gwałtu Gandhiego.
Czapki z głów przed Panią MiMi Aung oraz Panami Jurczykiem i Matczakiem.
Krzysztof Mroziewicz
Dziennikarz, pisarz, dyplomata
Ur. 20 lutego 1945 w Słupicy koło Jedlni. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego; studiował na Wydziale Matematyki i Fizyki oraz w Instytucie Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Ambasador RP w Indiach w latach 1996-2000.
Tymczasem w Polsce – matura z religii , faszysta w IPN …..
Żeby to jeden…
Kłaniam się nisko, czapką do ziemi, po polsku – to świetny tekst i w treści i w formie. Decyzję profesora Matczaka o której wspomina Pan we wstępie zamierzam skomentować osobnym tekstem, ale dziękuję za inspirację.
Jednak nie sposób mi zrozumieć:
– dlaczego z polska brzmiące nazwisko miałoby mieć cokolwiek wspólnego z przebiegiem kariery zawodowej w Stanach, to już tak sobie nagrabiliśmy ?
– profesura uniwersytecka to stanowisko natomiast tzw. profesura belwederska to tytuł i nie ma w tym nic z żadnej polityki (czasami jedynie przy okazji dawało się zauważyć występowanie siły zwanej parciem, lecz to doprawdy przypadki odosobnionej ekscelencji).
– wiązanie nominacji profesorskiej z antypatią bądź sympatią do prezydenta ? o taką profesurę wnioskuje tzw. Komisja Kwalifikacyjna (ostatnio Rada Doskonałości Naukowej) po postępowaniu z wniosku kandydata. Z perspektywy głupka wioskowego, czyli mojej własnej (wprawdzie uhabilitowanej) taka demonstracja to chyba także jakieś parcie.
PS. w takiej hali NASA może się zdażać także kilkoro polskich postdoców
Procedury są jasne i oczywiste (poza uczelniami kościelnymi), ale to co dzieje się wokół nich – już nie zawsze. Sam znam parę osób, których wnioski zaakceptowane przez Komisję Kwalifikacyjną “przeleżały się” bez ostatecznej decyzji przez całą prezydenturę Lecha Kaczyńskiego.
To raczej nie przypadek, że zdarza się to nagminnie w czasie rządów tej opcji. Czy może się mylę?
Pojęcia nie mam, ja tam gdyby mnie nominowali to bym do Pałacu co tydzień dzwonił albo i pod księciem Poniatowskim się obozem rozłożył. Kiedyś to ja się proszę Pana nawet do Waszyngtonu dodzwoniłem, żeby papierek z kupki wyciągnąć.
Jednak nie sposób mi zrozumieć:
– dlaczego z polska brzmiące nazwisko miałoby mieć cokolwiek wspólnego z przebiegiem kariery zawodowej w Stanach, to już tak sobie nagrabiliśmy ?
– profesura uniwersytecka to stanowisko natomiast tzw. profesura belwederska to tytuł i nie ma w tym nic z żadnej polityki (czasami jedynie przy okazji dawało się zauważyć występowanie siły zwanej parciem, lecz to doprawdy przypadki odosobnionej ekscelencji).
– wiązanie nominacji profesorskiej z antypatią bądź sympatią do prezydenta ? o taką profesurę wnioskuje tzw. Komisja Kwalifikacyjna (ostatnio Rada Doskonałości Naukowej) po postępowaniu z wniosku kandydata. Z perspektywy głupka wioskowego, czyli mojej własnej (wprawdzie uhabilitowanej) taka demonstracja to chyba także jakieś parcie.
PS. w takiej hali NASA może się zdażać także kilkoro polskich postdoców
Zło w jakiejś części stanowi pochodną braku kwalifikacji, mierności, nieuctwa, frustracji i nieudacznictwa w połączeniu z często chrobliwą ambicją. Wytrwałość tak bardzo nam wszystkim potrzebna jest po to, abyśmy nie dali się zniechęcić i nie ulegli zwątpieniu w dązeniu do przezwyciężenia zła.