18.07.2021
Julian Kwiek jest znanym historykiem najnowszej historii Polski. Każda z jego książek jest osadzona w solidnym warsztacie archiwalnym. Można powiedzieć, że często stanowi pierwsze i ostatnie słowo na temat postawiony w tytule.
Jest znany przede wszystkim historykom, natomiast unika rozgłosu, nie zabiera głosu w gorących debatach publicznych. Trzyma się z dala od medialnego zgiełku, choć pisze na tematy, które poruszają publicystów. Od roku 1995 do 2015 wydał siedem książek. To nie jest mało, jeśli zważyć, że każda z nich wymagała drobiazgowych kwerend archiwalnych. Związek Harcerstwa Polskiego w latach 1944-1950. Powstanie, rozwój, likwidacja (1995); Żydzi, Łemkowie, Słowacy w województwie krakowskim w latach 1945-1949/50 (1998); Rok 1956 w Krakowie i w województwie (wybrane problemy), (1999); Z dziejów mniejszości słowackiej na Spiszu i Orawie w latach 1945-1957 (2002); Marzec 1968 w Krakowie (2008); Grudzień 1970 roku w Krakowie w świetle dokumentów. Przebieg wydarzeń i konsekwencje (2012); „Solidarność” w Akademii Górniczo-Hutniczej w latach 1980-1990 (2015).
Jednak na kolejną, ósmą, kazał swoim czytelnikom czekać wyjątkowo długo – bo aż sześć lat. Jej temat i zakres tłumaczy wiele: Nie chcemy Żydów u siebie. Przejawy wrogości wobec Żydów w latach 1944-1947 (2021). Poza tym, gdy się ją przeczyta, to wcale nie dziwi. Właśnie to zrobiłem. Wydawało mi się, że na tytułowy temat przeczytałem dużo, również książek opartych na solidnych badaniach archiwalnych. A jednak po jej lekturze trudno mi się otrząsnąć.
Na początek przywołam wynotowany fragment pod koniec części opisowej. On tłumaczy też tytuł mojej notatki o tej książce:
Warto jednak zauważyć, że w trakcie przeprowadzonej kwerendy archiwalnej nie znalazłem informacji o reakcji przedstawicieli Kościoła katolickiego z województw białostockiego, lubelskiego, rzeszowskiego, krakowskiego, łódzkiego na zachowania antysemickie. Temat ten wymaga skrupulatnych i żmudnych badań, zwłaszcza w archiwach kościelnych.
Julian Kwiek nie pisze, dlaczego do tych archiwów nie dotarł. Możemy się powodów jednak domyślać, bo wielu historyków Zagłady Żydów polskich o tym wspomina: archiwa kościelne są przed nimi zamknięte. W końcu opisują zachowania katolików, a w większości nie są to zachowania, którymi Kościół mógłby się szczycić. Pewnie dlatego nie dopuszcza badaczy, by zweryfikowali swoje intuicje i tezy oparte na archiwach dostępnych. Kościół woli prowadzić własne kwerendy, ich rezultaty publikują zaprzyjaźnione z koncernem medialnym publicyści. Ich wartość naukowa budzi jednak zasadnicze wątpliwości.
Jednak mimo tego „braku” książka Kwieka zniewala wielością wynotowanych aktów przemocy, często fizycznej. Owszem pojawiają się niekiedy życzliwe słowa i niekłamana radość, że żydowscy sąsiedzi przeżyli i wrócili. Jednak jest ich mało i giną w straszliwej mowie nienawiści wobec ocalałych. Dlaczego tak się działo i to w latach tuż po wojnie, gdy całe społeczeństwo wracało do życia po horrorze okupacji hitlerowskiej – trudno dociec. Choć autor formułuje kilka tez, brzmiących przekonująco. Zachęcam do ich poznania.
Druga, znacznie obszerniejsza część książki, to kalendarium. Chronologiczny zapis jak społeczeństwo polskie zachowywało się wobec ocalałych z Holocaustu Żydów.
Ta lektura nie należy do budujących. Dowiadujemy się o sobie rzeczy, które wolelibyśmy przypisać innym, najchętniej Niemcom, Rosjanom czy Ukraińcom. Jednak smutna prawda o przemocy wobec Żydów dotyczy nas, Polaków. Dlatego tę książkę warto przeczytać jako diagnozę polskiego społeczeństwa. Brzmi nader aktualnie.
Jak mi dziś powiedział pewien religijny warszawski wróbel, 12-go września b.r. odbędzie się w Warszawie beatyfikacja antysemity. Będzie okazja ocieknięcia wazeliną.
Ta książka stanowi cenne uzupełnienie badań polskich historyków nad postawami Polaków wobec Żydów w czasach okupacji, w tym w okresie holocaustu.
Dokumenty mówią, a jeszcze daleko nie wszystkie wyciągnięto na światło dzienne, Mirosław Tkaczyk napisal książke o kłamstwach silniejszych niż śmierć. W miejscach zagłady po zagładzie głucha cisza nie mówi o wstydzie. Ciekawe były by badania nad “solidarnoscią z Palestyną” w miejscach gdzie jest powód do najgłębszej ciszy. Często mam wrażenie, że ta ‘solidarfność’ jest formą outsourcingu.