17.08.2021
To już nie jest pytanie retoryczne, bo uzyskało już kilka, a może nawet kilkanaście odpowiedzi. Najważniejszej udzielili pisarze tzw. nurtu chłopskiego na czele z Wiesławem Myśliwskim. Mniej znany, ale równie ważny głos należy do Mariana Pilota, obaj pisarze zresztą jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Ale nie próżnują historycy, socjologowie – a nawet teologia dorzuciła swoje trzy grosze.
Tak więc zaczyna się odpowiadać historię chłopów na różne sposoby, z których każdy jest ciekawy i wart poznania. Nie wszystkim to się podoba, są tacy, którzy uważają, że opowiadania historii Polski przez pryzmat doświadczenia chłopów to zamach na polską tożsamość, a w najlepszym wypadku schlebianie poprawności politycznej.
Wyjątkowo zgryźliwym komentatorem książek pisanej z chłopskiej perspektywy jest historyk Andrzej Nowak. O ile wiem sam o chłopach i ich historii niczego nie napisał, ale sądząc po jego wypowiedziach – ma wyrobione na ten temat zdecydowane opinie. Nawiasem mówiąc, Nowak sam podjął próbę opowiedzenia historii Polski na nowo, w duchu przywracania godnościowego dyskursu.
Może kiedyś do dzieł Nowaka wrócę, bo to zjawisko ze wszech miar godne odnotowania, choćby dlatego, że w pewnych kręgach uchodzi za wyrocznię. Dla mnie wyrocznią nie jest, owszem wiele w jego historiografii budzi moje zdumienie – by wspomnieć tylko jego próby dostrzeżenia przyszłych zaborów Polski w ruchach tektonicznych przed milionami lat (stwierdzenie zasłyszane w radiu, więc nie gwarantuję pewności źródła). No, ale jak się rzekło – to temat na inną okazję.
Miało być o chłopach, no więc niech będzie o nich właśnie. Chcę zwrócić uwagę tylko na trzy książki opublikowane w 2020 roku, jednocześnie zaznaczając, że jest ich znacznie więcej. Moim zdaniem najważniejsza jest książka, która medialnie właściwie nie zaistniała, choć została nagrodzona przez tygodnik Polityka. Otrzymała nagrodę jako książka historyczna w dziale prac naukowych. To książka Marii Halamskiej „Ciągłość i zmiana. Wieś polska 1918-2018. W poszukiwaniu źródeł teraźniejszości” (Instytut Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN i Wydawnictwo Naukowe Scholar). Jest to stuletnia historia polskiej wsi, której mieszkańcy aż do połowy lat 60. XX w. stanowili większość ludności kraju.
Jak napisał w laudacji jeden z jurorów tej nagrody: „Wielkość podjętego tematu idzie tu w parze z pogłębioną analizą i szerokim wykorzystaniem dorobku nauk społecznych, a zarazem ze zwięzłością”. I to jest święta prawda. Książkę przeczytałem z prawdziwą przyjemnością i pożytkiem. Tak więc to wyróżnienie w pełni uzasadnione. Halamska w swojej monografii nie tylko dokonała syntetycznego przeglądu rodzimych i zagranicznych badań na temat wsi i kultury chłopskiej, ale przede wszystkim zaproponowała własną i oryginalną interpretację zarówno zmian, jak i ciągłości polskiej wsi. A co szczególnie cenne – pokazała zapowiedziane tytułem źródła teraźniejszości.
Dużym atutem „Ciągłości i zmiany” jest jej niezwykle dyskretny wprawdzie, ale jednak zaznaczony wyraźnie, charakter autobiograficzny. Autorka w kluczowych momentach swojej narracji wprowadza osobiste wspomnienia, które stanowią dodatkowe uwiarygodnienie całego wywodu. Warto też dodać, że akademicki dyskurs nie przeszkadza Halamskiej jasno wyrazić jej kulturowe, społeczne, religijne i nawet polityczne preferencje. Książkę wzbogaca dodatkowo 28 kolorowych rysunków i tabel.
W jednym aspekcie ta znakomita książka pozostawiła we mnie poczucie niedosytu. Moim zdaniem Autorka niewystarczająco uwzględniła rolę emigracji „za chlebem”. I to zarówno tej najliczniejszej z końca XIX i początku XX wieku, jak i tej najnowszej, po akcesji do struktur UE w 2004. Owszem incydentalnie pojawiają się wzmianki na ten temat, ale uwzględnienie w budżecie polskiej wsi przysłowiowych „dolarów” (tu zwłaszcza emigracje z Podkarpacia i Podhala) na pewno wniosłoby dodatkowy walor poznawczy.
Druga książka to „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego (Wydawnictwo Czarne) bodajże najżywiej dyskutowana z trzech interesujących mnie książek i budząca skrajne emocje. Od autentycznego zachwytu po skrajne potępienie.
Wydawca słusznie zachwala książkę i na swojej stronie, gdy pisze:
Antropolog Kacper Pobłocki w błyskotliwym i erudycyjnym „Chamstwie” rzuca nowe światło na zmitologizowaną opowieść o czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej. Nie boi się stawiać trudnych pytań dotyczących chłopskiego niewolnictwa, obrazowo ukazuje krwawą przemoc panów i odważnie kreśli historię polskiego patriarchatu, dowodząc, że w tym splocie klasowych podziałów, okrucieństwa i wyzysku zaklęta jest nasza ‘ojczyzna pańszczyzna’.
Dodaje też opinię znawcy tematu Rocha Sulimy, którego zdaniem:
„Chamstwo” jest gruntownym, rewelatorskim studium pańszczyźnianego świata. Proponuje inną opowieść o naszych narodowych mitologiach, o polskich „przeklętych problemach”, gdyż oddaje głos tym, których nazywano Wielkimi Niemowami, bo mieli uszy wyłącznie „ku słuchaniu” – pańszczyźnianym chłopom. Kacper Pobłocki wywołuje klisze, często drastyczne, które przez stulecia pozostawały w ciemni oficjalnej historii. „Chamstwo” jest dziełem otwierającym nowy dyskurs o „pańskości” i „chłopskości”, o społecznych rodowodach i tożsamości kulturowej Polaków oraz o tym, komu wciąż „słoma wyłazi z butów”.
Nie sposób się z tą opinią nie zgodzić. Dodałbym od siebie jeszcze coś. Otóż Pobłocki swoją książką włączył się z powiedzeniem w toczoną od dziesięciolecie debatę na temat dziedzictwa kolonialnego i przekonująco pokazał, że Rzeczpospolita Obojga Narodów z powodzeniem konkurowała w praktykowaniu okrucieństwa wobec swoich poddanych z innymi potęgami kolonialnymi.
Ze względu na osobiste zainteresowania uważam za szczególnie istotny rozdział poświęcony religii, a zwłaszcza polskim braciom. Jak się okazuje religia może służyć nie tylko „uświęcaniu” istniejącego porządku politycznego, ale może odgrywać rolę rewolucyjnego fermentu. Współcześnie pokazała to chociażby teologia wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej. Pobłocki piesze z bliskiej mi perspektywy antropologa kultury i traktuje zapisy z przeszłości jako wielopoziomowy palimpsest, który zaczyna mówić, gdy zadamy mu właściwe pytania. Niektóre z tych pytań zostały polskiej historii zadane po raz pierwszy. Odpowiedź nie zawsze jest krzepiąca.
Trzecia książka to „Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego (wydawnictwo W.A.B.). Wydawca tak opisał książkę:
Opowieść o tym, co zostało w polskiej pamięci zakłamane, albo z niej wyparte. To historia 90 proc. Polaków — ubogich i niewykształconych, tych, którzy mieli ciężko pracować i słuchać narodowych elit — od początku Polski aż do czasów współczesnych. Głównym przedmiotem książki jest władza — władza tych, którzy w społeczeństwie są na górze nad tymi, którzy są na dole — oraz instytucje społeczne, które służyły elitom do przejmowania tego, co wyprodukował lud. To nie tylko więc historia poddaństwa i pańszczyzny, ale także relacji w fabryce i w biurze w XIX w. To historia ludowa, a nie narodowa: autora mniej interesują wojny i powstania, a bardziej to, jak ich sukcesy i klęski zmieniały relacje pomiędzy mieszkańcami naszego kraju, Polakami, Żydami, Ukraińcami i innymi mniejszościami.
I tak właśnie jest, co się zresztą spodobało wielu recenzentom, którzy całościowe ujęcie Leszczyńskiego porównują do podobnej historii USA pióra amerykańskiego historyka Howarda Zinna, „Ludowa historia Stanów Zjednoczonych. Od roku 1492 do dziś”, która przed kilku laty ukazała się również w polskim tłumaczeniu. Oto opinia jednego z recenzentów Patryka Janiaka na portalu historia.org:
„Chcieliśmy polskiego Howarda Zinna i wreszcie się go doczekaliśmy. Adam Leszczyński stanął jednak przed o wiele trudniejszym zadaniem niż jego amerykański odpowiednik. Próba opisania około tysiącletniej polskiej historii przez pryzmat historii zdecydowanej większości społeczeństwa, pozbawionej najczęściej głosu i politycznej reprezentacji (owych dolnych 90%) wydaje się zadaniem tytanicznym. Sam ten fakt powoduje, że mamy przed sobą jedną z najważniejszych książek dekady.
Owszem recenzent nie szczędzi autorowi uwag krytycznych, ale zasadniczo podtrzymuje swoją wysoką ocenę. Ja też uważam, że to książka ważna i, tu jest podoba do książki Pobłockiego, wprowadzająca nowy repertuar pytań o naszą przeszłość, których wcześniej nie zadawaliśmy.
Dlaczego warto przeczytać te książki jednocześnie? Moim zdaniem są one bardzo różne, bo też w różnym celu zostały napisane i na odmienne pytania odpowiadają. Ale są to książki komplementarne. Halamska jest najgłębiej zanurzona w wieku XX, choć sięga również do poprzedzającego go wieku XIX i omawia właśnie minione dwie dekady wieku XXI. Jej ujęcie jest więc skoncentrowane na polskiej wsi i uważnie analizuje to złożoności zjawiska. Ambicją Pobłockiego było wskazanie na źródła przemocy i jej ideologiczne uzasadnienie. Leszczyński podjął się zadania karkołomnego, bo chciał pokazać nasze dzieje zupełnie inaczej. Moim zdaniem ten zamysł w dużym stopniu udało mu się zrealizować.
Nie ukrywam też, że to moje typy na lekturę nie tylko wakacyjną, bo pokazują, (i tutaj wszystkie trzy książki są podobne) jak bardzo głęboko zjawiska społeczne są zakorzenione w historii i jak trudno na nie wpływać. A co najważniejsze, to spostrzeżenie wskazujące na to, że polityka i religia są wymiarami, które najczęściej szkodzą społeczeństwu i tylko w sytuacjach wyjątkowych pozwalają mu przezwyciężyć losowe przeciwności. Niestety wiek XXI, w który weszliśmy już dwie dekady temu potwierdza ten pesymistyczny wniosek.
Dorzucam słów kilka z uwagi na osobiste zainteresowanie tą samą tematyką.
Religijna ścieżka awansu społecznego to oczywiście nie tylko polska specyfika, ale w Polsce szczególnie żywotna, bo dla “stanu chłopskiego“ aż do pierwszych dekad XX wieku właściwie jedyna możliwa.To tłumaczy dominującą i trwałą ludowość polskiego katolicyzmu, uparcie podtrzymywaną przez kler, a przez Jana Pawła II wynoszoną do rangi normy obowiązującej powszechnie.
Przy okazji podziękowania za rekomendację ciekawych lektur oraz nieśmiała sugestia skorygowania nieinkluzywnego terminu “chłopi” (na “chłopstwo” lub “klasa chłopska”, dodawania “chłopek” nie polecam z uwagi na przyjętą w języku potocznym synonimiczność “chłopa” i “mężczyzny”).
Dziękuję za sugestię, należę do tych, którzy ciągle “słabo widzą” nieinkluzywny język przy terminach takich jak “chłopi” czy “robotnicy”. Już teraz nie będę zawracał głowy Redaktorowi, ale na przyszłość będę się starał pamiętać.
Dodam jeszcze całkiem świeżą pozycję Kamila Janickiego “Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa”. Tam dopiero się dzieje. Rzecz o barbarzyńskim biciu chłopów, i to biciu, z którego Polska była “sławna” w ówczesnej Europie. I o tym, jakie to setki lat bicia mężczyzn, kobiet i dzieci, pozbawiania ich dachu nad głową i jedzenia, oraz gwałcenia kobiet na oczach całej wsi (wszak to rzeczy ruchome, własność pana) wywarło skutki na obecne pokolenia i będzie wywierać długo jeszcze. Rzecz straszliwa, mną wstrząsnęła bardziej niż Ludowa historia Polski.
Właściwie dopiero teraz, odsłaniane są kolejne warstwy prawdziwej historii Polski. Historii 90% jej mieszkańców. Dzięki tym nowym warstwom historii odchodzimy od tromtadrackich stereotypów historii Polski. Nauczana w szkołach dość powszechnie historia chwały i hieroizmu jest po prostu jednostronnym oszustwem. Oprócz szlachty, która osłabiając swoje państwo doprowadziła do jego upadku, ta sama szlachta ciemężyła przez ponad 400 lat chłopów pańszczyźnianych czyniąc z nich niewolników. Skutki tego zniewolenia, wyzysku i upodlenia trwają do dziś i nieprędko ustąpią, nawet pod wpływem niesamowitego rozwoju technologii współczesnych. Najpierw jednak my sami musimy to zrozumieć i wyciągnąć wnioski, aby cyniczni populiści nie żerowali na lękach potomków niewolników.