22.01.2022
Kiedy doktor Kosiniak-Kamysz wypowiada się na temat szczepionek, sprawia wrażenie człowieka mającego kontakt z bieżącą wiedzą medyczną, kiedy mówi o rolnictwie, sprawia wrażenie, jakby czerpał swoją wiedzę z opowieści swojego dziadka uzupełnianych lekturą „Gazety Wyborczej”. Doktor Kamysz-Kosiniak porzucił jednak medycynę i przewodzi Polskiemu Stronnictwu Ludowemu.
Jak nas w dniu 19 stycznia 2021 informowała „Rzeczpospolita”, Władysław Kosiniak-Kamysz połączył swoje siły z przywódcą AgroUnii, by walczyć z dramatycznym wzrostem cen nawozów. Ktokolwiek ma jakiekolwiek rozeznanie – wie, że sytuacja w rolnictwie jest faktycznie dramatyczna, a dotyczy nie tylko wzrostu cen nawozów, ale i opału, środków ochrony roślin, metali, a tym samym maszyn rolniczych. Jeśli dodamy do tego zasadne podejrzenia, że skupujący płody rolne zmawiają się i zaniżają ceny, trudno się dziwić, że rolnicy podejrzewają, iż za niewidzialną ręką naszego rynku, podobnie jak w przeszłości, harcują ręce gangsterów.
Przywódca PSL i przywódca AgroUnii, Michał Kołodziejczak żądają informacji od spółek skarbu państwa na temat kosztów produkcji nawozów sztucznych, zniesienie marży, apelują o sprzedaż bezpośrednią bez pośredników. Czy jest możliwe, że sądzą, że będzie to działanie skuteczne? Obawiam się, że tak, chociaż mogą być przekonani, że to jedyna rzecz, jaką mogą w obecnej sytuacji zrobić.
AgroUnia jest bardziej niż PSL nastawiona na konfrontacje siłowe i organizowała już wiele protestów, które nie cieszyły się wielkim poparciem społeczeństwa. Polskie społeczeństwo nie ma obyczaju popierania rolniczych żądań, więc jeśli polskie rolnictwo wyszło obronną ręką z komunistycznego marazmu, to tylko dzięki Unii Europejskiej, której Wspólna Polityka Rolna traktowana była przez tych bardziej i tych mniej oświeconych mieszkańców miast z najwyższym obrzydzeniem. Wspólna Polityka Rolna EWG była przez kilka dziesiątków lat głównym motorem sukcesu i skutecznego wyrównywania poziomu cywilizacyjnego członków wspólnoty, niestety z biegiem lat stawała się nie tylko coraz bardziej biurokratyczna, ale zaczęła być narzędziem blokowania dalszego rozwoju rolnictwa, wzrostu wydajności, obniżania kosztów, zmniejszania areału koniecznego dla produkcji żywności, rolnictwa przyjaznego dla środowiska i pozwalającego na zapobieganie skutkom zmian klimatycznych. Innymi słowy, Unia Europejska ulegając antynaukowym grupom nacisku, postawiła tamę dla najważniejszych innowacji w rolnictwie. Ciekawe, bo Polska znalazła się nagle w czołówce antypostępu w sprawie rozwoju rolnictwa, zaś politycy związani ze wsią ścigali się z politykami z miejskich bloków o to, kto lepiej potrafi unikać informacji o wynikach naukowych badań i kto sprawniej korzysta z teorii spiskowych.
Doktor Władysław Kosiniak-Kamysz został zdobywcą tytułu człowieka, który wygłosił największą biologiczną bzdurę roku 2017 i trwa przy tej bzdurze do dzisiaj.
Czy jest w tym osamotniony? Uchowaj boże. Zastanawiam się, czy w polskim Sejmie jest, chociażby jeden, poseł mogący kompetentnie dyskutować o biotechnologii w rolnictwie, o wielkości produkcji GMO na świecie, o powodach, dla których Stany Zjednoczone mają inną politykę w tej sprawie niż Unia Europejska oraz dlaczego kraje afrykańskie gwałtownie próbują dołączyć do klubu państw rozwijających rolnictwo na podstawie nauki, a nie tradycji dziadków? Nie lepiej sytuacja przedstawia się wśród dziennikarzy; na palcach można policzyć tych, którzy śledzą, co na temat zmian i przyszłości rolnictwa mówi nauka.
W Stanach Zjednoczonych media również wybrały propagowanie głosów grup antynaukowych i w efekcie, jak pisał Steven Novella:
Według sondażu Pew z 2015 roku 88% naukowców z AAAS [American Association for Advancement of Science] uważało, że GMO (genetycznie modyfikowane organizmy) są bezpieczne dla konsumentów, jednak w tym czasie tylko 37% społeczeństwa tak sądziło. To była największa rozbieżność, (o 51 procent), jakiekolwiek postawy naukowej, jaką badali – większa niż w sprawie ewolucji i zmiany klimatu. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Według sondażu Pew z 2018 roku 49% dorosłych w USA uważa, że GMO są złe dla zdrowia. Te dane są także podobne w innych krajach.
W Polsce bodaj najlepiej o zwycięstwie pseudonauki i teorii spiskowych na tym polu pisał Marcin Rotkiewicz z „Polityki” w wydanej w 2017 roku przez wydawnictwo „Czarne” książce pod tytułem W królestwie Monszatana. GMO, gluten, i szczepionki. Książka praktycznie wpadła w studnię, nie wywołała zainteresowania naszych gazetowych „ekspertów” od rolnictwa, zdrowej żywności i ekologii. Rotkiewicz robi przegląd badań, pokazuje dowody, że produkty GMO nie tylko nie są tak niebezpieczne, jak „informują” o tym dziennikarze, ale jest zgoła odwrotnie, pokazuje, ile zła wyrządziły media i „ekolodzy”, jak bardzo GMO jest konieczne w walce z głodem, jak bardzo jest bardziej ekologiczne od tradycyjnego rolnictwa oraz dlaczego najwyższa pora zmienić stosunek do naukowych innowacji w rolnictwie.
A jednak coś się zmienia. Wspomniany wyżej artykuł Stevena Novelli był z 2019 roku. Dziennikarka i badaczka z Cornell University, Sarah Evanea, w grudniu 2021 opublikowała artykuł pod tytułem „Pięć powodów zakończenia debaty o GMO”. Autorka pisze, że debata o GMO bulgotała przez niemal trzydzieści lat, ale dziś dane wskazują, że właściwie jest zakończona i na poparcie tego wniosku podaje pięć faktów.
Po pierwsze, około trzech tysięcy naukowych badań oceniało bezpieczeństwo tych roślin pod kątem zdrowia ludzi i środowiska i 384 instytucji naukowych globalnie uznaje rośliny uprawne GMO za bezpieczne. Po drugie, badania mediów pokazują, że od roku 2019 radykalnie spadła liczba publikacji w mediach głównego nurtu i w mediach społecznościowych artykułów negatywnych o GMO, natomiast liczba publikacji pozytywnych wzrosła o 78 procent. Jak pisze, „dziennikarze coraz częściej informują o GMO w pozytywnym lub neutralnym tonie, co odzwierciedla naukę i naukowy konsensus o ich bezpieczeństwie”. (Oczywiście autorka ma na myśli dziennikarzy zachodnich, a nie polskich). Po trzecie, młode pokolenie bardziej akceptuje rolną technologię niż ich starsi koledzy i postrzega ją jako dobre rozwiązanie problemów ludzkości.
Punkt czwarty jest moim zdaniem najważniejszy. Autorka pisze w nim m.in.:
Farmerzy na całym świecie widzą wartość GMO przy każdych zbiorach, bo osiągają wyższe plony z mniejszym nakładem na nawozy, pestycydy i inne wkłady. Dotyczy to zarówno drobnych farmerów, jak tych, którzy mają znacznie większe gospodarstwa. Na przykład, drobni farmerzy w Bangladeszu zmniejszyli użycie pestycydów o 62 procent i sześciokrotnie zwiększyli zyski dzięki uprawie bakłażanów, które zostały genetycznie modyfikowane, by były odporne na niszczycielskie owady. Dzięki takim korzyściom biotechnologia jest najszybciej przyjmowaną technologią roślin uprawnych na świecie, zwiększając się 112-krotnie od 1996 do 2019 roku. 29 krajów – z których 56 procent to kraje rozwijające się – uprawiało w 2019 roku 190,4 miliona hektarów roślin GMO.
(Nic dziwnego, że portal „Ekologia” jest strasznie zaniepokojony i donosi: „Zgodnie z aktualnym stanem prawnym, w Polsce zabroniona jest sprzedaż nasion GMO, lecz jak wynika z informacji przekazanych przez Koalicję Polska Wolna od GMO, polscy rolnicy skupują materiał siewny od rolników z zagranicy. Zatem w jaki sposób to prawo jest omijane, wręcz łamane?”)
Po piąte nawet w Unii Europejskiej, która uważana jest za zaciekłą przeciwniczkę GMO, niepokój maleje i spadł w opinii publicznej od 66 procent w roku 2010 do 27 procent w 2019. Sytuację zmienia również wejście nowych technik takich jak CRISPR i syntetyczna biologia, które niosą nowe możliwości bardziej zrównoważonego rolnictwa i produkowania żywności z korzyściami dla konsumentów i prawdopodobnie wzmocnią te pozytywne trendy.
Czy politycy tacy jak Władysław Kosiniak-Kamysz (nie wspominając o osobach w rodzaju Jarosława Kaczyńskiego) istotnie troszczą się o dobro rolników i konsumentów żywności? Podejrzewam, że tak sądzą. Zapewne również odczuwają takie troski redaktorzy naczelni wielkich gazet. Wątpię jednak, aby zespół redaktorów naczelnych „Gazety Wyborczej” zdawał sobie sprawę, że ta gazeta publikuje antynaukowe brednie takie jak artykuł Ady Chojnowskiej 18 stycznia 2022 r. Dziennikarka porozmawiała z jednym rolnikiem i już wie, że najlepiej byłoby bez nawozów, bez oprysków i motyką. Jest również przekonana, że byłoby to niesłychanie ekologiczne. Redaktorzy naczelni nie oczekują od „informujących” społeczeństwo dziennikarzy kompetencji, dziennikarze mają pisać tak, żeby to się ludziom podobało.
Trudno powiedzieć, co jest bardziej przerażające: wyczyny mediów, czy niekompetencja doktora Kosiniaka-Kamysza, który nie dba ani o finanse rolników, ani o ich zdrowie, ani o wydajność rolnictwa, ani wreszcie o ekologię i zapobieganie skutkom klimatycznym. Nie dba nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że nie interesuje się nauką. Skąd ma na przykład wiedzieć, że rolnicy uprawiający rośliny GMO cierpią znacznie rzadziej z powodu zatruć chemikaliami. Środki ochrony roślin nie są szkodliwe dla konsumentów, ale ich stężenie przy braku ostrożności, to jeden z powodów częstych zatruć rolników.
Sytuacja w polskim rolnictwie jest dziś rzeczywiście dramatyczna i w żaden sposób nie może jej pomóc apel Władysława Kamysza-Kosiniaka i Michała Kołodziejczaka o sprawdzenie marż w spółkach państwowych.
„Agrobiotechnologia to rolnictwo przyszłości. Oferuje szerokie spektrum możliwości produkcji celowanej oraz przetwórstwa produktów rolniczych. Dzięki perspektywom, jakie daje zastosowanie metod biotechnologicznych, staje się coraz bardziej realne zaspokojenie głodu na Ziemi, zapobieżenie kryzysowi paliwowemu oraz katastrofie ekologicznej. I tak jak pojawienie się rolnictwa zapoczątkowało zmiany w konstrukcji społeczności ludzkich, a powstanie i rozwój biotechnologii dało tej społeczności potężne narzędzie do zmian, tak być może agrobiotechnologia przyczyni się do istotnej zmiany naszej przyszłości.” – pisał ponad 10 lat temu portal e-biotechnologia. Od tamtej pory uciekaliśmy coraz dalej od nowoczesności w rolnictwie.
Sarah Evanea w zakończeniu swojego artykułu o powodach zamknięcia debaty o GMO pisze:
Debata o GMO napędzana głównie przez źle poinformowaną lub próżniaczą opozycję ze strony dobrze odżywionych mieszkańców Zachodu jest zamknięta. W świecie dręczonym przez mutującego wirusa i rosnące temperatury, działania i odpowiedzi znaczą więcej niż opinie i retoryka. Rozmowy, jakich potrzebujemy teraz, dotyczą rozszerzenia dostępu do narzędzi biotechnologii. Mówiąc prosto, farmerzy potrzebują dostępu do ulepszonych nasion, a młodzi naukowcy potrzebują dostępu do innowacyjnych narzędzi.
Czy jest możliwe, że zacznie to wreszcie docierać do polityków, czy też będziemy dalej błądzili po „krużgankach” nauki, a media będą nadal (i to bez pomocy p. Czarnka) nakładały społeczeństwu kaganiec oświaty?
Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.