05.08.2022
No więc przeczytałem „pierwszą po Noblu” powieść Olgi Tokarczuk. Zagadkowy tytuł Empuzjon znajduje wyjaśnienie wielokrotnie: gdzie pojawia się empuza, tajemnicza istota nie z tego świata, ale jednak mająca nań wpływ. Przeczytałem z prawdziwą przyjemnością pamiętając o żartobliwym dialogu z Tomaszem Mannem i jego Czarodziejską górą. Mieczysław Wojnicz, bohater Empuzjona, to nie tylko nawiązanie do Hansa Castropa, to tak naprawdę próba nakreślenia nowego sposobu kształtowania tożsamości. Już nie tylko w starciu z racjami, jak to było u Manna między Naphtą i Settembrinim, ale w zmaganiu się z samym sobą, w tym i własną, nie do końca określoną cielesnością.
Taka powieść to oczywiście zagwozdka dla wielu Polaków od lat karmionych „prawdami”, że jedyne, co się liczy to zabijanie (bolszewików, hitlerowców, banderowców, komunistów, lista kandydatów na uśmiercenie jest długa) lub zgoda na bycie zabitym (przez wymienionych faktycznych czy wyobrażonych katów) i czczenie ofiar mordów. Mocna tożsamość, wspierana rządową propagandą i narodowymi mediami i wszelkiej maści narodowymi instytutami, nie znajdzie pokarmu w najnowszej powieści Tokarczuk. O Polakach w tej powieści też nie znajdzie się zbyt wiele ciepłych słów; jeśli już, to raczej cierpkie. I trudno się dziwić. Większość naszych narodowych przymiotów raczej nie budzi sympatii, nawet u „czułego narratora”.
Tu wszystko jest niepewne, niejasne, w ciągłym tworzeniu i przekształceniu. Nawet rzeczywistość nie do końca jest jasna i przejrzysta. Tu wszystko się wyłania i zanika, to kraina pomiędzy.
Patronuje tej książce filozofia ciągle w Polsce nieznanego irlandzkiego filozofa Williama Desmonda, do którego pisarka odwoływała się w swoim nigdy niewygłoszonym wykładzie „Kraina Metaksy”. Desmond uznał, że to właśnie „pomiędzy” dzieją się rzeczy najciekawsze, również filozoficznie. Tokarczuk pokazuje, że jest to również przestrzeń płodna literacko.
Język każdy rozwija się i zwija, znaczenia słów zmieniają się, nawet we własne antonimy.
Więc kiedyś po nas nadużyte słowo “narodowy” może stać się równoznaczne z “szowinistyczny”.
Tak jak ten “chrześcijański ” sklepik z czymkolwiek, co miał zwalczać wrogi nam żydowski handel.
Język każdy ma też swoje niewygody. “Pomiędzy” nie ma u nas swego rzeczownika. Mają go Niemcy – Zwischenraum.
I to pojęcie inspirowało ich poetów. To byli Christian Morgenstern (Lattenzaun) i Georg Kreisler (Wirklichkeit). Wiem że Pan zna Niemiecki, więc polecam. Jeden klasyfikowany jako poeta absurdu, drugi – nie wiem jak. Obaj mnie zachwycają.