08.08.2022
(uwagi na marginesie tekstu JS „Dryfowanie”)
Byłem ostatnio na emigracji wewnętrznej (na leśnej działce bez komputera, telewizora i bez zasięgu), przeczytałem więc tekst JS z opóźnieniem. Tnie on słowem– chciałoby się powiedzieć „jak zwykle” – tę piso-ośmiornicę ostro i celnie. Dostarcza też najnowszych informacji. Szczególnie zainteresowało mnie twierdzenie Bartłomieja Sienkiewicza (nie wiedziałem, że jest spokrewniony z Henrykiem), że „Kaczyński ma zdolność wyciągania z ludzi najgorszych cech i nazywania tego cnotą. I ci ludzie mają poczucie, że biorą udział w czymś wielkim. A jest odwrotnie”.
To ważny wkład w „kaczynologię”. Ja jednak cały czas nie mogę się nadziwić, jak tak mały – raczej zły niż dobry i raczej antypatyczny niż sympatyczny – człowiek mógł zdobyć tak wielką władzę i użyć jej do skłócenia oraz (nie bójmy się tego słowa) zdemoralizowania społeczeństwa. Co więcej, i co gorsza, psucia państwa, które skończyło się – na razie – tylko na dryfowaniu. Warto jednak pamiętać, że dryfowanie – co JS daje do zrozumienia – często kończy się katastrofą i zatonięciem.
Chciałbym też dodać coś od siebie do „kaczynologii” (choć zapewne nie będę zbyt oryginalny). Otóż jest on niewątpliwie mistrzem w insynuacjach oraz w tworzeniu opowieści („narracji”), w których odwraca kota ogonem i białe nazywa czarnym, a czarne białym. Ostatni przykład, który nawet mnie – jak sądziłem odpornego – zbulwersował. Kaczyński powiedział coś takiego: „W kampanii 1989 r. też wysyłano przeciw nam esbecję, zdarzały się różne prowokacje, jakieś bójki, zaczepki. Chociaż skala tego była jednak mniejsza, spotkania ogólnie przechodziły spokojnie. Teraz próbuje się wprowadzić agresję na jeszcze wyższy poziom”.
Co my tu mamy? „Narrację” (bajkę), że PiS jest dawną – szlachetną, solidarnościową, wolnościową i demokratyczną – opozycją, a obecna opozycja jest kontynuatorką antydemokratycznej i działającej na obce, sowieckie, zlecenie, komunistycznej partii i jej niecnych prowokacyjnych metod, a nawet jest gorsza.
Kolejna niezwykła „narracja” (bajka) z ostatnich dni.
„Nasi wrogowie – powiada Kaczyński – zawsze chcieli Polski prymitywnej, wulgarnej, odrzucającej kulturę. To właśnie buduje Tusk na obce zamówienie”. Okazuje się, że Tusk został tu przysłany przez Niemców, aby przejąć władzę, zniszczyć kulturę, wprowadzić euro i podporządkować Polskę Niemcom. Niemcy zaś walczą „o realizację konstrukcji niemiecko-rosyjskiej, która dałaby im pełnię władzy w Europie z jakimś niewielkim tylko udziałem francuskim”.
Proste pytanie: „Skąd on to wie?”. Czyżby nasz wywiad dostarczył mu twardych dowodów, że Tusk jest agentem obcego państwa i zamierza zniszczyć polską kulturę? Jeśli tak, to należałoby go aresztować i wytoczyć proces o zdradę. A może Kaczyński wie, bo wie. Bo ma taką genialną intuicję niczym prorok. Nie, on jest mistrzem insynuacji i tworzenia „bajek” (nierzadko teorii spiskowych), w których on i jego akolici „biorą udział w czymś wielkim”, a jego przeciwnicy są podli w stopniu najwyższym. Podsumujmy puentę tych dwóch ostatnich bajek.
Zbliżają się wybory. PiS to spadkobiercy patriotów, między innymi podziemnej Solidarności, a następnie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie (pardon, przy Lechu Kaczyńskim), opozycja to – jako się rzekło – spadkobiercy komunistów. Najważniejsza zaś postać tej opozycji, czyli Donald Tusk, działa na obce zlecenie, jak na przykład Bolesław Bierut, tym razem jednak – i może gorzej – nie na zlecenie Rosji (w końcu bracia Słowianie), ale Niemców, którzy są niby sojusznikami w Unii i w NATO, ale są wilkami w owczej skórze i chcą nas zdominować i pożreć.
Kaczyński ma rację i trafia w sedno, tylko jest dokładnie na odwrót: czyli odwrócił kota ogonem, a białe nazwał czarnym, a czarne białym. Bo to – moim skromnym zdaniem – opozycja broni demokracji, a PiS ją ogranicza, zmierzając w stronę autorytaryzmu, stosując metody esbeckie (np. Pegasus) i propagandę z PRL-u rodem (TVP Info). Zmierzając zaś w stronę autorytaryzmu odcina się i oddala od Europy i siłą rzeczy dryfuje w kierunku Wschodu, gdzie paszczę już otwiera rosyjski Lewiatan.
Wyobrażam sobie, że gdyby mogli się zebrać na wielkiej naradzie wszyscy byli pierwsi sekretarze PZPR oraz wszyscy byli członkowie Biura Politycznego na czele z generałem Moczarem i mieli zagłosować, kto po roku 1989 najbardziej zasłużył na najwyższe odznaczanie PRL-u, to chyba większość wskazałaby na Jarosława Kaczyńskiego. To on – w epoce „zgniłego liberalizmu” – najbardziej zasłużył na order „Budowniczego Polski Ludowej”.
Zgodziłbym się z tym werdyktem.
Zarówno jednak celne i ostre spostrzeżenia JS, jak i moje dywagacje, niewiele są warte, bo docierają do nielicznych i są w stanie przekonać tylko przekonanych. Pojawił się wszakże ostatnio pewien „fenomen kulturowo-medialny”, mianowicie występ kabaretu „Neo-Nówka” na gali kabaretowej w Koszalinie. Impreza – organizowana przez Polsat – była transmitowana „na żywo” i miała ogromną widownię telewizyjną, której znaczną cześć stanowili sympatycy obecnej władzy, lubiący zazwyczaj kabarety i nie mający do Polsatu takiej niechęci jak do TVN. I oto nagle (po pierwsze) stary skecz obyczajowy, naprawdę śmieszny, w którym syn i wnuk chcą namówić dziadka na wizytę u notariusza i przepisanie mieszkania, zamienia się w ostry polityczny spór zwolennika PiS-u i opozycji. I oto nagle (po drugie) prawda została wypowiedziana, w sposób dowcipny, ostry i celny, w języku prostym, ze wspaniałym użyciem przekleństw i błędów językowych przechodzących w piękny bełkot. I oto nagle (po trzecie): „Prezes jest nagi”.
Lud pisowski żył w pewnej bańce medialnej i ten kabaret delikatnie ją przekłuł. Powietrze zacznie z tej bańki powoli schodzić. Mam cichą nadzieję, że to będzie zwrot akcji. PRL też rozłożyły kabarety. Nasza historia jest tak straszna i śmieszna, że jeden skecz może zmienić przyszłość Polski.
Jarosław Kaczyński jest – powtórzmy – mistrzem w insynuacjach oraz w tworzeniu opowieści, w których odwraca kota ogonem i białe nazywa czarnym, a czarne białym. Kłamstwo ma jednak krótkie nogi.
Jacek Breczko
Brakło mi tu jeszcze w odniesieniu do “niszczenia polskiej kultury” nawiązania do radosnej twórczości ministra Glińskiego — znów druga strona kota…
A mnie się akurat ten skecz nie podobał.
Zwolennik PiS prymitywny i nie znający słów, po prostu bredzący, a zwolennik PO patrzy na ojca z uśmiechem pogardy.
Nawet jeśli padają celne słowa, to raczej, mam wrażenie, że elektorat PiS ponownie dowiedział się, że może i Morawiecki prawdę mówi tylko, jak się pomyli, ale inni nim gardzą.
A poza tym podobnie wulgarny, jak niegdysiejszy dowcip (który trochę tematycznie pasuje do treści artykułu):
– co robi Kaczyński zapytany o seks?
– odwraca kota ogonem
Do @ Mr E
Mnie sie także ten skecz zupełmnie nie podoba. Pomijając wulgaryzmy to nie do końca jest tak, że zwolennicy PiS są kompletnymi kretynami a zwolennicy opozycji wielkimi POlakami patrzącymi na idiotów z wyżyn słuszności. KAbaret zrobiłby duzo lepszą robote gdyby w skeczu była spokojny, merytoryczny dialog. Wtedy zwolennicy PiS nie mieliby paliwa emocjonalnego.
Ma krótkie nóżki, ale ma ichcałe mnóstwo !
Gutta cavat lapidem… im więcej takich celnych analiz tym koniec kaczyzmu bliższy i pewniejszy.
Czasem słyszę wypowiadane na jednym oddechu twierdzenie o tym, że polityka PiSu uderza najsilniej w najbiedniejszych i to pogardliwe określenie „lud pisowski”, będące synonimem wyborców rządzącej partii. Analiza sukcesów Kaczyńskiego i jego świty może zaczynać się od przypomnienia, że bracia Kaczyńscy byli architektami „wojny na górze”, którą biedny Lech Wałęsa kupił nie zastanawiając się co robi, zaledwie półgębkiem przyznając później, że dał się podpuścić. Możemy długo analizować gry braci Kaczyńskich o „chrześcijańskie wartości”. Możemy się zastanawiać jak wiele Jarosław Kaczyński zbudował na śmierci swojego brata. Prawdopodobnie jednak tego rodzaju analizy nie prowadzą do zmiany postaw i opinii wyborców. Populiści, a trudno zaprzeczyć temu, że partia kierowana przez Kaczyńskiego jest partią populistyczną, opierają swoje sukcesy na wyolbrzymianiu i specyficznej interpretacji błędów swoich przeciwników. Kłamstwo jest częściej półprawdą lub ćwierć prawdą, która trafia do ludzi, bo coś z tego rozpoznają z własnych obserwacji.
Jeśli nie umiemy tego zauważyć, jeśli nie umiemy słuchać ludzi, którzy dali się przekonać, nasze „analizy” okazują się wyłącznie pogłębianiem okopów. Ponieważ nie ma tu nawet cienia prób zrozumienia owego „ludu pisowskiego”, nie ma również szans na jego przekonanie. Mówimy do siebie i dziwimy się, że to nie przekonuje tych, do których nie mówimy, bo ich problemów ani nie chcemy zrozumieć, ani nie mamy takich ambicji.
Kłamstwo nie ma krótkich nóg, kłamstwo operuje słowem zniekształcającym prawdę, odwołuje się do symboli, zdobywa przewagę upraszczając to, co skomplikowane. Populiści zręcznie posługują się pochlebstwem. Czasem mam wrażenie, że nasza strona woli przekonywać, wymyślając tym, których chcieliby przekonać, od idiotów. To może być mało przekonujące.
Zgadzam się z Panem. Problem w tym, że zwolennicy PiS, pominąwszy emocjonalną, ślepą wiarę w przedstawiane przez JK i jego otoczenia kłamstwa, nie tylko nie chcą ale nie życzą sobie spokojnej i rzeczowej rozmowy. Pogłębianie okopów jest nie tylko naszą winą, ale przede wszystkim intencją i działaniem wyznawców PiS. Jedyne co może jakoś na nich wpłynąć to test rzeczywistości. Muszą sami przejrzeć się w swoich wierzeniach w dobrobyt, stabilizaccję i “godność”. Żadne przekonywanie nie skutkuje. Mieszkając na małej wsi już dawno przestałem przekonywać pisowskich popleczników. Nie rozmawiam z nimi na tematy polityczne. Powoli zauważam, że w ich myślenie wkradają się wątpliwości całkiem zasadnicze – wzrost kosztów życia, cen paliwa, cen nawozów, cen skupu produktów przez nich wytworzonych, itp. Muszą ten test rzeczywistości sami przejść- inaczej nie mogą wyleczyć się z kłamstwa.
Zawsze jesteśmy boleśnie świadomi jak bardzo zróżnicowane jest nasze środowisko, mamy kłopoty z zauważeniem różnorodności w środowisku, z którym mamy ograniczone kontakty. Stereotypizacja jest odruchowa i niezauważalna. Zapominamy jak często nam się zdarza, że przyjaciel gdzieś odpłynął i nawet nadal głosujemy na tę sama partię, ale nie bardzo mamy z nim o czym rozmawiać. Ktoś odchodzi z wrogiego środowiska i widzimy, że czasem mówi rozsądnie (Giertych, Kamiński, Dorn). Różnica zawodów, wykształcenia i trosk powoduje, że kładek (obszarów wspólnoty) jest mało i dialog jest jak dziada z obrazem. Zapominamy, że w naszym środowisku oglądanie świata jest zajęciem głównym, a człowiek, który dostarcza nam chleb, mleko, kotlet i sałatę, czerpie informacje o tym, o czym chcielibyśmy rozmawiać z kołchoźnika, bez skupienia i z małym zainteresowaniem. Jak popatrzeć bliżej, to nie różnice poglądów utrudniają rozmowę, a zapiekłość stron, samo podejście do rozmowy. Z ludźmi, z którymi się lubimy spacery po polu minowym nie są większym problemem, a nawet sprawiają przyjemność. Nie wybieram się na takie rozmowy jako misjonarz, nie muszę przekonywać, wolę posłuchać, odpowiedzieć na pytanie, jak ja to widzę.
Kiedyś, na portalu ateistów, pisałem o ludziach pięknie wierzących. zirytoiwany dyskutant zapytał gniewnie, gdzie ich spotykasz. Odpisałem, że najczęściej w mojej kuchni. Po dwóch minutach napisał: “Przepraszam moich wierzących przyjaciół, że o nich zapomniałem”.
Zawsze jesteśmy boleśnie świadomi jak bardzo zróżnicowane jest nasze środowisko, mamy kłopoty z zauważeniem różnorodności w środowisku, z którym mamy ograniczone kontakty. Stereotypizacja jest odruchowa i niezauważalna. Zapominamy jak często nam się zdarza, że przyjaciel gdzieś odpłynął i nawet nadal głosujemy na tę sama partię, ale nie bardzo mamy z nim o czym rozmawiać. Ktoś odchodzi z wrogiego środowiska i widzimy, że czasem mówi rozsądnie (Giertych, Kamiński, Dorn). Różnica zawodów, wykształcenia i trosk powoduje, że kładek (obszarów wspólnoty) jest mało i dialog jest jak dziada z obrazem. Zapominamy, że w naszym środowisku oglądanie świata jest zajęciem głównym, a człowiek, który dostarcza nam chleb, mleko, kotlet i sałatę, czerpie informacje o tym, o czym chcielibyśmy rozmawiać z kołchoźnika, bez skupienia i z małym zainteresowaniem. Jak popatrzeć bliżej, to nie różnice poglądów utrudniają rozmowę, a zapiekłość stron, samo podejście do rozmowy. Z ludźmi, z którymi się lubimy spacery po polu minowym nie są większym problemem, a nawet sprawiają przyjemność. Nie wybieram się na takie rozmowy jako misjonarz, nie muszę przekonywać, wolę posłuchać, odpowiedzieć na pytanie, jak ja to widzę.