Ożeniony ze szlachcianką (89)7 min czytania

12.11.2022

Fuck you… and the police!

Taka karteczka przylepiona była do drzwi wejściowych jednego z domów w Bostonie, przed którym wysypano stertę gratów. Autorem był prawdopodobnie ktoś, kogo sąd wyrzucił z mieszkania za niepłacenie czynszu lub inne przewinienia, a kto miał właściciela tej posesji głęboko gdzieś. Jego zdaniem nieruchomości nie powinny być prywatne.

Wracając ze spaceru do domu, nie wiedziałem, że akcja potoczy się teraz jak w kinie. W drzwiach powitała mnie Grażyna, która powiedziała, że przed chwilą dzwonił do niej detektyw Larkin z policji w Miami Beach: nasz dom został splądrowany, a samochód Honda skradziony sprzed domu.

Jak zwykle, gdy coś dramatycznego zdarza się u nas, dają o sobie znać odmienne DNA. Im bardziej panikuje żona, tym bardziej spokojny robi się mąż, gdy ona myślami przebiega miesiące i lata, żeby wyobrazić sobie, kto mógł mieć dostęp do naszego klucza i zrobić sobie złodziejską kopię, ja wiem swoje: Grażyna nie mogła znieść tego, że pod tropikalnym słońcem marnowała się farba na karoserii naszego samochodu, więc gdy na letnie miesiące opuszczaliśmy Miami, przykrywała go czymś, na co w Polsce mówiło się „plandeka”. Mój komentarz, że pozostawianie pod domem dowodu naszej nieobecności musi kiedyś zainteresować potencjalnych złodziei – nie robił na niej wrażenia. Fakt, że przez 10 lat nikt się do nas nie dobierał, dobrze świadczy o bezpieczeństwie domów w Miami Beach.

24 godziny po tym, jak nasza sąsiadka Evita odkryła włamanie przez okno do łazienki, wchodzimy do naszego domu w Miami Beach: poza nieruszonymi meblami i obrazami, znajdujemy go oczyszczony nie tylko ze wszystkiego, co miało elektryczne wtyczki, ale również smokingu, który miałem dwa razy na sobie na wręczaniu nagród „Emmy”. Wielu z tych rzeczy dawno chcieliśmy się pozbyć, więc nie będzie źle: za odszkodowanie z ubezpieczenia niektóre sobie odkupimy.

Kilka godzin po przylocie do drzwi puka przystojny detektyw Larkin. Porzucona na 101 ulicy Honda z rozwalonym przodem stoi już na policyjnym parkingu, odciski palców na kierownicy pokrywają się z odciskami zostawionymi na talerzu z niedokończonym makaronem w naszej kuchni; wygląda na to, że złodziej był głodny. Larkin pokazuje nam zdjęcie 23-letniego chłopaka, który jest jego stałym klientem. Niedawno wyszedł z więzienia za podobne włamanie, nie ma go ani u matki, ani u siostry, gdzie ostatnio mieszkał, ale jest zbyt głupi, żeby nie wpadł Larkinowi w sieć. Pewnych rzeczy nie znajdziemy, bo albo już za grosze sprzedane, albo wyrzucone na śmietnik.

Mija kilka godzin. Larkin dzwoni z mieszkania złodziejaszka i opisuje telewizor z napisem „Marz” na tyle. Będzie do odebrania na stacji policji.

Siedzimy z Grażyną pod drzewem mango i zastanawiamy się, jaka będzie przyszłość naszego zgwałconego domu. Szlachcianka bierze za telefon i szuka ludzi do zbudowania płotu. W Internecie znajduje ostatni model alarmu, który słychać na milę od domu. Ona zostanie w Miami, ja wrócę do B&B w Bostonie z instrukcjami jak podać gościom śniadanie:

  • na większym talerzyku leży mniejszy (pod filiżankę do kawy),
  • w jednym koszyku po dwa french toast na głowę, na drugim podgrzane croissanty, na trzecim pokrojony chleb razowy,
  • miseczka z masłem oczyszczona po brzegach mokrą szmatką, a w środku wyrzeźbiony maślany kwiatek,
  • dwie miseczki wypełnione do końca konfiturami, żeby nie wyglądało, że ktoś wczoraj sobie z nich nakładał.
  • ser leży na płycie z drucikiem do krojenia, kilka kawałków odkrojonych, resztę kroją sami,
  • dla każdego do wyboru miniaturowe pudełko cereal,
  • jeden dzbanek z mlekiem tłustym, drugi z chudym,
  • dzban soku pomarańczowego,
  • po butelce wody na głowę,
  • kawę parzyć 20 minut przed śniadaniem, z czubatej łyżeczki wychodzi półtorej filiżanki, w pogotowiu trzymać dolewkę,
  • zostawić ich w spokoju na 10 minut, potem zapytać, czy wszystko jest w porządku, jeżeli zostanie miejsce przy stole, dosiąść się z filiżanką kawy, ale bez jedzenia i jak przyjdzie ochota, zabawiać.

Samochodami z Illinois (12 godzin jazdy), przyjechały trzy pary: pierwsza niemłoda para ślubna, on profesor matematyki, ona o głowę od niego wyższa i o jeden obwód w pasie grubsza, druga: siostra panny młodej i jej mąż, który ślubu udzieli, ma z magistratu na to papierek, trzecia: on z włosami ostrzyżonymi na indiański pióropusz, bo w widowiskach odtwarzających wojny kolonialne gra indiańskiego wodza i jego żona, która ma już dosyć tych jego wygłupów i chce, żeby zabrał się do pracy.

Śniadanie połknęli, z zabawianiem nie było problemów, bo każdy miał coś do powiedzenia na temat ślubu. Chodzili ze sobą osiem lat, ślub na nic im potrzebny, ale ponieważ pan niemłody w Bostonie studiował matematykę, postanowili urządzić oszczędne wesele. Poszli się przebrać na górę i za dwie godziny ukazali w ślubnej krasie: niemłoda wbita w koronkową suknię, pan w kusej marynareczce z welwetu. Udali się do pobliskiego parku, gdzie wybrali sobie drzewo, pod którym odbyła się ceremonia, wrócili z dwiema butelkami szampana i tortem czekoladowym, plastykowymi sztućcami i papierowymi talerzykami; oddałem im do dyspozycji nasz ogród i ogrodowe meble, posiedzieli kilka godzin, żartowali, śmieli się, coś śpiewali, wytrąbili szampana, zebrali wszystko ze stołu, poszli na lunch, potem na obiad, przenocowali.

Dałem im następne śniadanie, wsiedli w samochody, żeby wrócić do Illinois, zapewniając mnie, że śniadania były świetne, a nasz B&B będzie im zawsze przypominał ich ślub za grosik.

Powrót Grażyny i zjazd rodzinny w Bostonie: Bartek, Hannah, ich 10-letni Jacob (Kubuś) i 6-letni Levi (Lewuś) przylecieli z Seattle, Anya, Dominik, ich 8-letni Sebuś i 5-letnia Maia, z Bazylei. Od kilku lat wiemy, że Kubuś ma problemy medyczne nazywane zespołem Augsbergera, to łagodna forma autyzmu. Zaczęło się od braku koordynacji bodźców mózgowych i fizycznych, nie potrafił w locie złapać piłki. Potem doszły do tego jego ograniczone zainteresowania ludźmi.

Kubuś i Grażyna w Bostonie, 2003.

W naszym domu najbardziej interesowały go wiatraki w sufitach. Oglądał instrukcje obsługi, odkrywał schemat irygacji w ogrodzie. Miał 5 lat, gdy proponował nam lepsze połączenie podziemnych rurek wodnych, teraz studiuje plan autostrad amerykańskich i plan komunikacji miejskiej w Seattle. Jego kontakt ze światem jest jednokierunkowy: bardzo przywiązany i serdeczny dla rodziców, w kontaktach z innymi ludźmi jest ożywiony, ale nie potrafi zadawać im pytań. W czasie tej wizyty czuje się napięcie.

Drugiego dnia Hannah dostaje telefon od lekarki w Seattle. Wychodzi z domu, za nią Bartek. Wracają po godzinie, zdruzgotani wiadomością: po badaniach genetycznych okazało się, że Kubuś ma jeszcze inną chorobę. Ta druga jest nieuleczalna. Muscural Dystrophy, w skrócie MD, choroba spowodowana niewłaściwym zapisem DNA genu dystrofiny, proteiny, która tworzy mięśnie, przenoszona jest synom – w jednym na cztery porody – przez matki, które same na nią nie zapadają. Bywają jednak przypadki, jak u Kubusia, że matka nie jest nosicielem, a wtedy deformacja DNA następuje w płodzie spontanicznie, zdarza się to raz na kilka milionów urodzeń.

Mięśnie zanikają wolno: zaczyna się od nóg, potem ręce, a na końcu największe mięśnie w organizmie: serce i płuca. 10-letni Kubuś nie rozumie jeszcze swojej choroby. Chłopcy z MD żyli dotąd średnio 20 lat. Teraz przedłuża się im życie przy pomocy sterydów.

Żegnamy się w smutku. Nic nie możemy dla nich zrobić. Żeby chociaż mieszkali w tym samym mieście. Tragedia zamurowana w ich domu, odległym o setki mil od nas. Jak przeżyje ich małżeństwo?

Dcn.

Marian Marzyński

Polski i amerykański dziennikarz, reżyser filmowy i scenarzysta. Ur. 12 kwietnia 1937, zmarł 4.04.2023. Mieszka stale w USA. Album autobiograficzny Mariana Marzyńskiego KINO-Ja. ŻYCIE W KADRACH FILMOWYCH jest do nabycia w księgarni internetowej UNIVERSITAS i w sklepach taniej książki.  

Witryna Marzyńskiego LIFE ON MARZ

Więcej w Wikipedii

Ożeniony ze szlachcianką (100)

12.03.2023

Siedzimy jak tysiące razy przedtem przy kawiarnianym stoliku.  Szlachcianka naprzeciw mnie, a w jej tle wielkie okno wychodzące na zatokę  Miami…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (99)

13.02.2023

Jestem w Izraelu na dokumentacji nowego filmu. Jako dziecko bylem okupowany przez Niemców w Warszawie i dlatego z sympatii do okupowanych przez Izrael Palestyńczyków zabrałem…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (98)

31.01.2023

2017. Po pierwszym łyku zupy grochowej, która odgrzewana lepiej smakuje, tak sobie gwarzymy: Ty: — Po co on te bombowce wysłał do Syrii? Żeby ukarać? Kogo?…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (97)

23.01.2023

Pod drzewami dookoła rezerwuaru wodnego w Bostonie „Klub spacerujących kobiet” zainstalował wspomnieniowe ławeczki. Gdy ktoś ze spacerowiczów umiera, rodzina lub przyjaciele…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (96)

17.01.2023

W pociągu z Warszawy na odchudzanie w Cetniewie siedzę obok zakonnicy. Już mam ja zagadać, gdy zaczyna szeptać zdrowaśki. Nie mam tremy wobec duchownych,…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (94)

21.12.2022

Nasz syn Bartek napisał list do syna mojego zmarłego przyjaciela Mariusza Waltera. Przetłumaczyłem to na polski. Piotr, życie popędziło nas w różne…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (93)

12.12.2022

W rocznicę wydarzeń, które naszą beztroską Amerykę zamieniły w kraj niebezpieczny znaleźliśmy się na lotnisku w Bostonie w drodze do Miami. Tego historycznego…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (92)

05.12.2022

— Znów wybierasz się na Kubę i znów za własne pieniądze, to znaczy, że nikogo ten temat nie interesuje — grzmi z drugiego pokoju Grażyna, gdy zamawiam…
Czytaj dalej