Zbigniew Szczypiński: Zadanie na już7 min czytania

01.01.2023

Zgodnie z przyjętą konwencją (jaką jest każdy kalendarz) zmieniliśmy datę i zamiast 31 grudnia mamy już 1 stycznia i to roku 2023. W świecie zewnętrznym, tym który istnieje realnie, a nie umownie jak w naszych konwencjach, nie zmieniło się prawie nic; tam są zmiany stopniowe: nieco wcześniej wzeszło Słońce, mamy odrobinę dłuższy dzień. To stała, powtarzająca się zmiana, związana z obiegiem naszej małej planety wokół jednego z wielu słońc w naszej galaktyce.

Piszę te oczywistości tylko po to, aby we właściwym świetle zobaczyć problemy dzisiejsze, tu i teraz, w naszym niedużym kraju gdzieś w Europie. Całkowicie też rozumiem mechanizm psychologiczny polegający na tym, że przede wszystkim zajmują nas sprawy codzienne, od których zależy życie nasze i naszych bliskich. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że dzieją się one w danym momencie, w określonym miejscu, z takim uczestnikami, jacy w tej chwili są ważni.

Ważni teraz, nieważni za chwilę.

2023 rok w Polsce to rok wyborów parlamentarnych do Sejmu i Senatu, od których wyniku zależy kształt sceny politycznej. Czyli kto będzie w Polsce rządził “mając mandat od suwerena”, jak mówi prezes wszystkich prezesów.

Każdy już wie – to będzie kampania brutalna, znacznie bardziej brutalna niż wszystkie, jakie mamy za sobą po transformacji 89 roku. O znaczeniu i randze tych wyborów świadczą też wyniki sondażu, w którym zdecydowana większość opowiedziała się za tezą, że będą to wybory porównywalne z tymi jakie w 89 roku zmieniły Polskę, zakończyły 50-letni okres PRL. Waga tamtych wyborów była oczywista dla wszystkich: dla ludzi władzy, którzy wiedzieli, że system państwowego socjalizmu zbankrutował i dalsze jego podtrzymywanie nie jest już możliwe nawet w oparciu o aparat przemocy – oraz dla opozycji, która miała prawie dziesięć lat, by dojrzeć i stanąć do wyborów.

Stało się, weszliśmy do nowego i innego świata, który miał być lepszy. Okazał się inny – to na pewno, reszta była tylko szansą.

Teraz, po ośmiu – a właściwie dziesięciu – latach rządów Kaczyńskiego i jego ekipy staniemy do wyborów, od których zależy czy dostaną oni szansę na dokończenie swojego planu zmiany Polski w kraj fundamentalizmu religijnego, w którym rządzi kościół hierarchiczny, walczący z narastającą laicyzacją. W kraj najlepiej poza strukturami UE – jako tej organizacji, która ogranicza swobodę w demontażu państwa prawa.

Wygrana Kaczyńskiego to dokończenie zapowiadanego przez niego procesu wymiany elit, odsunięcia „wykształciuchów” i zastąpienia ich przez swoje elity nowych polskich oligarchów – poczynając od byłego wójta Pcimia, poprzez tysiące innych prezesów spółek skarbu państwa, banków i innych przedsiębiorstw, w których nominacje na stanowiska zależą PiS.

Prawo i Sprawiedliwość nie jest partią masową, jaką była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Prawo i Sprawiedliwość to partia klientowska: trzydzieści tysięcy członków i milion marnych na ogół ludzi, których pozycja, stanowiska i pieniądze od niej zależą. To jest ta „nowa elita”, którą PiS zbudował likwidując na samym początku swoich rządów służbę cywilną i system konkursów na stanowiska kierownicze.

W Warszawie miał być Budapeszt – jak krzyczał na wiecu Kaczyński; i to się staje, a zostanie dokończone, gdy dostanie kolejną kadencję.

Katolickie Państwo Narodu Polskiego wymaga wychowania „nowego człowieka”. Zupełnie tak, jak głoszono to w słusznie minionym systemie, który zakończył się w 89 roku. Zadanie wychowania tego „nowego człowieka” realizuje niejaki Czarnek, minister Edukacji i Nauki. Ów Czarnek to doktor habilitowany nauk prawnych, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, poseł Prawa i Sprawiedliwości; człowiek, który skompromitował już tytuł profesora swojej uczelni, człowiek, który zostanie zapamiętany jako największy szkodnik polskiego życia politycznego. To, co wyrabia, co mówi i jak mówi to indywiduum jest dobrą ilustracją czym jest rządząca partia i jej prezes. Bez woli którego Czarnek nie byłby ministrem ani przez moment.

A Czarnek jest ministrem i zamierza być nim nadal.

Państwo PiS to państwo totalnej niekompetencji i nieporadności w radzeniu sobie z wyzwaniami, jakie niesie świat. Katastrofa na Odrze i to jak państwo wyjaśniało jej przyczyny jest tego dobrym przykładem.

Państwo PiS to również państwo stosujące metody przestępcze i działania służące jedynie temu, by partia mogła rządzić. Taki cel miały afery z wykorzystaniem szpiegowskiego oprogramowania do podsłuchiwania polityków opozycji w trakcie kampanii wyborczej i używanie prokuratury do doraźnych celów politycznych. Temu też ma służyć ta komisja, sąd ludowy jaki PiS zamierza powołać w jednym tylko celu – wydania zakazu pełnienia przez Donalda Tuska funkcji publicznych tuż przed terminem wyborów parlamentarnych.

PiS rządzi już tyle lat, bo myśli, że znalazło prosty sposób na rządzenie. Sposób ten to kupowanie poparcia określonych grup elektoratu, emerytów, ludzi którym nie powiodło się w polskiej transformacji, żyjących w niedostatku, ubóstwie, a nawet nędzy (takich łącznie jest ponad 11%). Temu też służyło te słynne 500+ wypłacane wszystkim, bez kryterium dochodowego, na każde dziecko urodzone w Polsce, temu służą te 13, 14 czy 15 emerytury wypłacane tuż przed wyborami. Władza kupuje poparcie, wypłacając ludziom ich własne pieniądze, zabierane w formie podatków i innych opłat.

To bardzo proste i jak dotąd skuteczne.

Kampania wyborcza to brudna gra, w której potrzebne są duże pieniądze. To za nie można prowadzić w mediach działania profilujące wyborców, dające im proste matryce pozwalające zrozumieć skomplikowany świat polityki. W państwie PiS władza zawłaszczyła więc i podporządkowała sobie telewizję, kiedyś publiczną – obecnie partyjną, wykupiła wszystkie tytuły prasy lokalnej, bo tam skupia się jej elektorat. Wszystko po to, by władzy raz zdobytej (trochę przez przypadek) nie oddać nigdy.

Wystarczy tego, by uświadomić sobie, jak wielkie znaczenie dla przyszłości nas wszystkich będzie miał wynik tegorocznych wyborów.

No to co możemy, co musimy zrobić?

Przede wszystkim jedno i aż jedno: trzeba zrobić wszystko, a nawet jeszcze więcej, aby najliczniejsza polska partia polityczna – Polska Partia Obojętnych – zrozumiała, że to nie są gry i zabawy polityków, że tu chodzi o życie. Nasze i naszych dzieci oraz wnuków.

Gdy będzie powód, to także trzeba wyjść na ulicę. I to w masie, która nie zawstydza, jak było dotychczas, gdy w Warszawie najliczniejsze manifestacje liczyły 80 tysięcy ludzi. A w takich spokojnych, mieszczańskich Czechach, na ulice Pragi potrafiło wyjść blisko milion ludzi…

Od zaraz trzeba też w swoim najbliższym otoczeniu rozmawiać ze wszystkimi o tym, co się zbliża. To musi być stała największa mobilizacja wszystkich myślących o sprawach większych niż tylko cena masła czy oleju.

Takich ludzi myślących o sprawach większych niż sprawy bieżące życia codziennego jest, według mnie 12-15%. To i mało i dużo. Wszystko zależy od intensywności działań.

Jest jeszcze czas, by coś zrobić. Ale wbrew kalendarzowi nie ma go zbyt wiele!

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Prezes Zarządu Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

Print Friendly, PDF & Email
 

4 komentarze

  1. jsg 01.01.2023
    • JUREG 02.01.2023
  2. wandeczka9 02.01.2023
  3. Zbigniew 03.01.2023