05.01.2023
Opłakiwanie Jana Pawła II, a zwłaszcza jego pogrzeb, przypominający pochówki władców tego świata stał się tematem znakomitej monografii Magdaleny Hodalskiej, „Śmierć papieża. Narodziny mitu”. Dopiero po latach odkrywamy jak zasadny był to tytuł, gdy z trudem odkrywamy nie tylko rysy czy pęknięcia, ale wręcz ruinę mitu. Jednak ta lekcja niczego Watykanu i jego piarowców nie nauczyła.
Od chwili śmierci następcy polskiego papieża 31 grudnia 2022 ruszyła machina propagandowa Kościoła, dzielnie wspierana przez światowe media. Jesteśmy przekonywani, że oto odszedł najwybitniejszy teolog XX wieku, który zasługuje bez żadnych wątpliwości nie tylko na kanonizacje, ale i tytuł doktora kościoła. Dzisiejsza pompa funebris na pewno przyczyni się do narodzin kolejnego mitu. Już media relacjonują i zapewne będą jeszcze długo komentowały to „najważniejsze wydarzenie” przez wiele tygodni.
Z kolegą Arturem Nowakiem napisaliśmy tekst odbiegający od obowiązującego decorum i zasady de mortuis nil nisi bene. Nie jest łatwo znaleźć chętnego do jego opublikowania. To nas nie dziwi, ale nie zamierzamy się wpisywać w poetykę kłamstwa nekrologicznego.
Tuz po śmierci Josepha Ratzingera ukazały się dwa teksty, które zdecydowanie różnią się od bezkrytycznego chóru chwalców. Jeden pióra katolickiego dziennikarza Jasona Berry’ego, który jako pierwszy pisał o systemowym chronieniu pedofilów w sutannach i drugi amerykańskiego jezuity Thomasa Reese’a. Ten pierwszy doświadczył jako dziennikarz oporu Ratzingera wobec głosu ofiar Maciela Degollado i zburzył mit jego „bezkompromisowej walki z pedofilią w kościele”. Ten drugi przywołał szereg przykładów bezpardonowej walki z niezależnymi i krytycznymi głosami w Kościele. Doświadczył tego na własnej skórze, gdy świeżo wybrany Benedykt XVI wymusił na przełożonych jego dymisję jako redaktora naczelnego Ameryki, tygodnika jezuitów amerykańskich, który „ośmielił się” publikować obiektywne teksty na temat Kościoła. Mogę od siebie dodać, że od początku lat 80. minionego wieku byłem świadkiem bezwzględnego tłamszenia w Kościele jakiejkolwiek krytycznej myśli przez tandem Wojtyła – Ratzinger i dzięki determinacji takich ludzi, jak Berry, Reese i kilku im podobnych kłamstwo nekrologiczne nie do końca przekonało ludzi.
PS.
W tych dniach polskie niezależne media znowu są poddane propagandowej machinie PiS-u, która chce ukarać TVN za pokazanie prawdy o wypadku lotniczym w Smoleńsku. Jest nadzieja, że manipulacje tzw. Komisji Macierewicza zostaną obnażone. Choć jak na razie aż 78 procent wyborców PiS-u w nie wierzy. Zapewne do czasu, gdy PiS straci monopol na „prawdę”.
Prof. Obirek pisał niedawno m.in…
“Kłamstwo nekrologiczne” pozostałi instytucji krk w Europie jako jeden z nielicznych sposobów ratowania resztek twarzy, która prócz tych resztek jest doszczętnie zrujnowana w drodze kompromitacji na tle tuszowania przestępstw wobec dzieci, kobiet i mężczyzn. Ta tresztka twarzy nie wystarczy aby zatrzymać w Europie i Ameryce Północnej proces laicyzacji społeczeńśtw i masowego porzucania praktyk w krk. Ta instytucja musi upaść aby przejść swoiste oczyszczenie i próbować odrodzić sie od podstaw. Na razie będzie stopniowo przejadać “srebra rodowe”, ale do czasu. Proces upadku postępuje i będzie coraz bardziej dynamiczny.
Mnie zaciekawiło stwierdzenie, podobno poważnie wypowiadane przez Ratzingera, ze tylko katolicy mogą być zbawieni (“dostąpić zbawienia”, jak to się mówi). Nie pytam, skąd on to wiedział. Nie pytam, dlaczego buddyści albo pastafarianie nie mogą, bo tu odpowiedz jest oczywista: jeśli się nie nawrócą, to są sobie winni. No, ale pomyślałem o starożytnych Rzymianach, Egipcjanach, czy Chińczykach. Zyli przed ustanowieniem KRK. Nie mieli szansy przystąpić do jedynie słusznej organizacji, bo jej nie było. I co, maja się smażyć w piekle za to, na co nie mieli wpływu? Albo łagodnie, w czyśćcu, ale czyściec podobno wymyślono w średniowieczu. Gdzie przebywały ich dusze przed wymyśleniem czyśćca?
Jedyna uczciwa odpowiedz na to pytanie jest jak w starym kawale o bacy i juhasie: “a chcesz wpier…”? Moim zdaniem jednak warto czasem zadać takie niby to głupie pytania, żeby jakoś wydobyć na wierzch cały idiotyzm tej doktryny oraz jej rzekomo najwybitniejszych przedstawicieli.
Moim zdaniem, do osłabienia KRK przyczyni się nie tyle jego wewnętrzna zgnilizna, która motywowała powstanie protestantyzmu już dawno temu. KRK osłabnie, jeśli pojawi się codzienna alternatywa dla jego rytuałów. Moze być świecka. To mogą być inne kościoły. Ważne, żeby były dostępne rytuały, w których niekoniecznie będzie uczestniczył ksiądz. Dopóki takich rytuałów nie ma, KRK będzie miał monopol bez względu na swoje występki. I będzie z tego monopolu korzystał.
Czytając chwalców nie mogę oprzeć się wrażeniu, ze traktują Ratzingera jako błyskotliwego teologa (słusznie) i tego nikt nie neguje. Jego rola jako prefekta KNW była haniebna i złamała życie tysiąca ludziom. Jako papież był bezradny a szereg jego wypowiedzi antagonizowały, a deklaracja Dominus Iesus cofnęła katolicyzm do czasów przedsoborowych.
Robienie pewnego rodzaju opery z pogrzebów papieskich jest przejawem antyintelektualizmu kk. oraz bardzo powierzchownego rozumienia “propaganda fidei” które staje się dla niego pułapką. Ratzinger był zawsze przedstawiany jako wybitny teolog ale w czym był konkretnie taki wybitny ? W rozbudowanej krytyce laickiego społeczeństwa? W jego książkach i wypowiedziach właśnie ten wątek zajmuje ważne miejsce co wysoko postawionego dostojnika tej instytucji raczej kompromituje. Pierwsza sprawa to tajna instrukcja Crimen Solicitationis którą dobrze musiał znać jeszcze jako biskup. Dlaczego więc ten “Współpracownik prawdy” jak był przedstawiany nie dostrzegł perwersyjnego zła zawartego w tej instrukcji a potem jako papież nic nie zrobił by ją znieść? Po swoim wyborze na papieża na audiencjach środowych cyklicznie opowiadał o “wybitnych jednostkach kościoła”. W sieci można łatwo wyszukać treść katechezy B XVI poświęconą Piotrowi Czcigodnemu. To co ten Ratzinger o nim opowiadał to niemal chamska propaganda bez cienia krytyki tej postaci i wszystko w oprawie wspólnotowej modlitwy i “papieskiego błogosławieństwa”. Być może to drobiazg ale Benedykt XVI okazał też nie małą małostkowość tym że nie pojawił się na pogrzebie metropolity Mediolanu kardynała Carlo Mariniego który ośmielał się być krytycznym głosem w kościele. Jak się okazuje nawet pomimo tego że to kardynał z Mediolanu miał podczas konklawe poprzeć kandydaturę Ratzingera i przekonać do tego swoich zwolenników z liberalnego skrzydła dla których był nieformalnym przywódcą.
Na poparcie krytycznych głosów podaje link do dwóch tekstów pokazujących małostkowość Ratzingera i jego mściwość, co go łączyło z Wojtyła, pierwszy Thomasa Reesa zmuszonego do dymisji
https://www.ncronline.org/opinion/guest-voices/my-encounters-joseph-ratzinger-and-pope-benedict-xvi
A drugi JASONA BERRY, który bez skutku próbował go skontaktować z ofiarami Degollado
https://www.thedailybeast.com/pope-benedict-xvi-failed-as-a-reformer
Sam mógłbym dołożyć opowieść o Jacques Dupuis, który przez Ratzingera wcześniej „odszedł do Pana” bo bezwzględny prefekt KNW go prześladował tylko za to, ze naprawdę był wybitnym teologiem i próbował wykazać idiotyzm zasady, że extra ecclesia nulla salus…
Nie znam łaciny, wiec poprosiłem Google o tłumaczenie “extra ecclesia nulla salus”. There is no salvation outside the church. Nie ma zbawienia poza Kościołem. Zakładam, ze “church” oznacza jedynie słuszny Kościół, czyli KRK. Takie stwierdzenie jest nawoływaniem do totalitaryzmu. Jest jakaś potworność w tym stwierdzeniu. A już zwłaszcza wtedy, gdy wypowiada je spadkobierca Inkwizycji. Moim zdaniem, należy uciekać od każdego, kto takie słowa wypowiada albo usprawiedliwia, bo to są wrota do represji za nieprawomyślność. Nie trzeba studiować teologii, żeby to zobaczyć. Wystarczy pobieżna znajomość historii.
Panie Wojtku, we współczesnym świecie kategoria zbawienia jest tak anachroniczna, tak bezprzedmiotowa, że poważne jej traktowanie nie jest nawet groteskowe – jest czystym nonsensem. A już pojęcie zbawienia gwarantownego przez instytucję doszczętnie zdemoraliowaną, zepsutą do szpiku kości, gdzie najprzyzwoitsi hierarchowie i księża są co najwyżej hipokrytami, a reszta dużo bardziej złymi ludźmi, zakrawa na bluźnierstwo nawet w kategoriach wiary tego samego krk. Jakim hipokrytą, oszustem i bandytą musiałby być bóg głoszony przez krk jeżeliby zbawiał takich oszustów, oszołomów, bandytów i hipokrytów. To wszystko jest kompletnie pozbawione jakiejkolwiek wiarygodnosci – to czysta kpina już nie tylko z rozumu ludzkiego, ale nawet z tzw. chłopskiego zdrowego rozsądku. Tymczasem od ponad dwóch tysięcy lat krk żyje bezkarnie z takich oszustw, iluzji i nabierania zwykłych udzi na biznes bez odpowiedzialności pod tytułem religia i wiara. Wyjątkowe paskudztwo.
Ja znam osobę, która codziennie chodzi do każdego najbliższego kościoła i poważnie twierdzi, ze każdy niewierzący będzie pozbawiony “życia wiecznego”. Mówienie “to jest nonsens” tej osoby nie przekonuje, bo ona głęboko wierzy, ze facet spod ołtarza jest ambasadorem tego życia, a ona sama czuje się ambasadorką. Komplet jej poglądów i tak jest stosunkowo liberalny, bo na przykład przyznaje gejom prawo do życia, ale nie do życia seksualnego. Stwierdzenie “to nie twoja sprawa” jej nie przekonuje, bo ona uważa, ze wszystko dookoła to jest jej sprawa. Oczywiście glosuje na Kaczyńskiego, i oczywiście uważa Macierewicza za bardzo dobrego człowieka. Ta osoba stara się spędzać cały dostępny czas w otoczeniu podobnych osób (tzw. wspólnoty religijne, których siedziba mieści się w jednej z warszawskich parafii). Czy to jest groteskowe? No w zasadzie jest. Ale ci wszyscy wspólnotowcze myślą mniej więcej podobnie. Jestem bardzo daleki od łatwych potępień, bo wielu znam osobiście i wiem, że to są naprawdę bardzo dobrzy ludzie. Chętni do pomagania sobie nawzajem, co ma ogromne pozytywne znaczenie. Można sobie z nimi ułożyć bardzo dobre układy. Tylko trzeba unikać konfrontacji na temat “życia wiecznego”.
Słuszne pytanie, o to, czym jest Kościół, a zatem co jest do zbawienia potrzebne.
Hierarchowie KRK żonglują tym słowem, raz to uznając, że Kościół to kler a innym razem wspólnota wiernych. Jeśli trzeba “słuchać kościoła”, go na pewno będzie kościół ograniczony będzie do kleru. Jeśli chodzi o to, by podkreślić liczebność, to kościołem stają się wszyscy ochrzczeni.
Wydaje się, że Jezus miał na myśli wspólnotę. “gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w imię moje, tam ja jestem lośród nich” – obecność kapłana nie jest mu niezbędna.
Widzę, ze zbawienie budzi zaciekawienie i emocje wiec pozwolę sobie jeszcze o jednej spawie wspomnieć i zaproponować sposób radzenia sobie z kościelna demagogia. Otóż można uznać, ze twierdzenie poza kościołem nie ma zbawienia już zostało zarzucone. Jeszcze trzym się przeświadczenie, ze poza Jezusem nie ma zbawienia. Jeśli ktoś tak twierdzi to przypominam rozdział 25 ewangelii Mateusza, gdzie Jezus w obrazie sądu ostatecznego powtarza kilkakrotnie, ze zbawieni będą ci, co pomagają potrzebującym, a nie ci co klepią pacierze. Dzisiaj można powiedzieć nie ci co latają do kosciola i się spowiadają, ale ci co pomagają na granicy z Bialorusia się zbawia, a ci, co im przeszkadzają będą potępieni. Amen. Tego trzeba się trzymać, a nie wdawać w jałowe spory o moralności czy jej braku u kleru.
Myślę, że pojęcie zbawienia jest samo w sobie anachroniczne i skompromitowane. W istocie problem, które to pojecie opisuje sprowadza sie do tego czy jestem dobrym człowiekiem, zyjacym w zgodzie z prawem moralnym, w tym – pomagającym innym ludziom. Już to wystarczy za wszystkie napuszone deklaracje hipokrytów, którzy nie mają w sobie ani krzty dobroci i przyzwoitości.
Miało być o pochówkach papieży, a wyszło o.zbawieniu… Wracam więc ‘ad rem’ i proponuję łacińską formułę mego katechety sprzed 70 lat. Brzmi ona: “De mortuis nil nisi vere!” (o zmarłych albo prawdę, albo wcale) – nie “bene”, czyli dobrze. Warto zapamiętać i wprowadzić zmianę w myśleniu.
Nie znając tej mądrej formuły (jej stosowanie pozwoliłoby uniknąć kłamstwa nekrologicznego przy okazji pochówku papieży), stosowałem ja w praktyce odruchowo. I nadal zamierzam ja stosować nie tylko w stosunku do papieży. Świadczą o tym chociażby moje wspomnienia o tych, co odeszli na łamach SO.
A propos mówienia o zmarłych i powiedzenia w wielu krajach odmiennego od tej łacińskiej maksymy. Popularnie: “albo dobrze, albo wcale”. Alosza Awdiejew powtarzał stary żydowski dowcip: na pogrzebie wyjątkowego szubrawca, jeden z żałobników wygłasza mowę pożegnalną, mówiąc właśnie, że o zmarłym albo dobrze, albo wcale i tak kontynuuje: “…znałem brata zmarłego – ten był jeszcze o niebo większym szubrawcem niż zmarły.”
https://www.youtube.com/watch?v=YAmeYCBf7Pc
Do @Narciarza2
Panie Wojtku – przypadek ludzi głęboko i ortodoksyjnie religijnych, kościółkowych na pograniczu fanatyzmu czy wręcz fanatycznych znamy od wieków. Odnotowano przypadki, że fantyczne matki w zapale fantyzmu religijnego wydawały Inkwizycji na śmierć swoje dzieci.
Opisywani przez Pana ludzie wierzący, że tylko fanatyczna religiność i wiara w każdy drobiazg związany z religią zapewni im zbawienie, a innych (niedostatecznie fanatycznych) zbawienia pozbawi jest znana i rozpoznana. NIezależnie jak bardzo dobrymi i przyzwoitymi ludźmi mieliby być owi fanatycy, coś jednak z nimi jest nie halo. Pozbawieni są bowiem oni minimum namysłu i refleksji nad własnym fanatyzmem, a to już zmniejsza ich kwalifikację jako ludzi dobrych. Wszelki fanatyzm jest zasadniczo sprzeczny z dobrocia i przyzwoitością, pozbawiony jest bowiem subiektywnego osądu moralnego oraz intelektualnego na rzecz zawierzenia komu innnemu. To zawierzenie może stać w rażącej sprzeczności z dobrocią i przyzwoitością co de facto pozbawia takich ludzi tych przymiotów. Byłbym zatem ostrożny w pozytywnej ocenie takich ludzi.