20.05.2023
[Zlikwidować to nie znaczy zburzyć i rozwalić,
ale np. podzielić na mniejsze podmioty i sprywatyzować, odebrać państwu]
Zaczyna się dyskusja polityków opozycji: co zrobić z mediami publicznymi. Najczęściej powtarzany pomysł jest taki, że trzeba je oczyścić ze zła i zabezpieczyć przed zawłaszczaniem. Zupełnie nie dociera do świadomości ludzi, że teoretycznie media te były zabezpieczone i mamy sprawdzian empiryczny: nie zadziałało. Media publiczne zostały zawłaszczone przez partię rządzącą i stały się jej tubą propagandową. Nie mam złudzeń co do tego, że gdyby nie to zawłaszczenie PiS nie rządziłby już dawno.
Zacznijmy od pewnej przenośni. Znaleźliśmy w naszym domu bombę zegarową, której zegar tyka. Co robić? Są dwa rozwiązania:
1. usunąć bombę;
2. wyłączyć zegar a bombę zachować, bo może się przydać.
Dzisiejsi politycy opozycyjni wyraźnie preferują rozwiązanie drugie, bo a nuż to my tym razem zawłaszczymy.
Nie. Bombę zegarową w postaci mediów publicznych należy usunąć. Wiecie Państwo na czym polega siła amerykańskiej demokracji? Między innymi na tym, że tam nigdy nie było państwowej telewizji. Dzięki temu nikt nie mógł zdominować przekazu medialnego i skutecznie ogłupić społeczeństwa.
Od kilkunastu lat ostrzegałem, że samo istnienie mediów państwowych, dla niepoznaki nazywanych „publicznymi”, jest niebezpieczne dla demokracji. Media te, po niemal każdej zmianie ekipy rządzącej, są zawłaszczane i służą propagandzie władzy. Nigdy jednak ta propaganda nie była tak kłamliwa i tak bezczelna, jak obecnie. Tak zwane „media publiczne” stały się istotnym narzędziem przeprowadzania zamachu stanu.
Słyszałem jako kontrargument, że w innych krajach też są media publiczne. Argument, że mamy coś robić, bo w innych krajach też tak robią, jest, nawiasem mówiąc, kuriozalny. To tak jakby argumentować, że mam bić żonę, bo inni biją.
No i nieprawda, bo nie wszędzie, np. w USA nie ma.
Nie zauważono przy tym, że w paru innych krajach, podobne jak obecnie u nas, zawłaszczenie mediów też miało miejsce i z podobnym skutkiem (Węgry, Turcja, Białoruś, Rosja…).
W Polsce cała konstrukcja telewizji i radia publicznego przypomina piramidę absurdu. Media te stały się podajnikiem trucizny i jadu za pieniądze obywateli.
TVP S.A. jest spółką akcyjną, przedsiębiorstwem, a nie instytucją państwa (przynajmniej teoretyczne). Na rzecz tej spółki państwo ustanowiło „abonament”, parapodatek, płatność przymusową, której kryterium należności nie jest konsumowanie dostarczanej przez tę spółkę usługi, tylko posiadanie telewizora. To tak jakby kazać wszystkim kierowcom płacić za benzynę, nawet gdy jej nie tankują, na podstawie tego, że samochód ma opony.
Opiszmy to po kolei:
Ja, obywatel, nie zawierałem z TVP S.A. żadnej umowy. Nie zamawiałem dostarczania mi usługi w postaci produktu tej spółki, czyli programu TVP.
TVP S.A. nie wystawiła mi żadnej faktury za swoje usługi, nie przysłała mi żadnego wezwania do zapłaty, nie wystąpiła do sądu o zapłatę i nie uzyskała żadnego nakazu zapłaty.
Jaki jest wiec tytuł egzekucji? Żaden.
No to inaczej: potraktujmy ten „abonament” jako podatek. Już na początku mamy pierwszą sprzeczność. Abonament jest z definicji dobrowolną opłatą za prawo do korzystania z czegoś. Ta konstrukcja prawna wprowadza nowy byt: abonament przymusowy. W normalnym świecie abonament się wykupuje, zawierając umowę. Co więcej, umowę można wypowiedzieć.
Z drugiej strony mamy kolejny absurd: podatek na rzecz przedsiębiorstwa pobierany przez państwo. Zasilania przedsiębiorstw z podatków zabrania prawo unijne. Wprawdzie Konstytucja w Art. 217. mówi: „Nakładanie podatków, innych danin publicznych, określanie podmiotów, przedmiotów opodatkowania i stawek podatkowych, a także zasad przyznawania ulg i umorzeń oraz kategorii podmiotów zwolnionych od podatków następuje w drodze ustawy”, ale artykuł ten znajduje się w rozdziale X zatytułowanym „Finanse publiczne”. Pojawia się pytanie, czy spółka akcyjna TVP S.A. to finanse publiczne? Coś to się kupy nie trzyma. To raczej przedsiębiorstwo.
Co więcej, skoro jest to spółka akcyjna, to nawet nie można uznać jej za przedsiębiorstwo państwowe, bo teoretycznie akcje mogą mieć także podmioty prywatne. Finansowanie z podatku prywatnych udziałowców?
Ale absurdów jest więcej. Egzekucją tego podatku nie zajmuje się Urząd Skarbowy, tylko Poczta Polska. Przedsiębiorstwo zajmuje się pobieraniem podatku? W dodatku to przedsiębiorstwo dostało uprawnienia komornika (choć teoretycznie ich nie dostało).
Proszę państwa, to już jest tragikomedia. Przedsiębiorstwo (poczta) pobiera opłatę za abonament, którego nie wykupiłem, na podstawie umowy, której nie było i wypowiedzieć jej nie mogę, za usługę, której nie konsumuję i konsumować nie zamierzam. W dodatku to przedsiębiorstwo ma uprawnienia do egzekwowania, bez nakazu zapłaty, ma uprawnienia policji lub prokuratora, bo może dokonać przeszukania w moim domu bez nakazu sądowego, w sprawie, której nie ma. Teoretycznie, nie ma prawa dokonywać przeszukania, ale skoro pracownik poczty ma „sprawdzać”, czy mam telewizor, to jak to inaczej rozumieć? To przedsiębiorstwo ma uprawnienia nakładania na mnie kar, od których nie mogę się odwołać. Przedsiębiorstwo jako organ represji? Co więcej podstawą do karania mnie nie jest konsumowanie usługi, lecz posiadanie przedmiotu (telewizora). To tak, jakby pobierać od kogoś mandaty za wykroczenia drogowe na zasadzie tego, że ma samochód, a czy jeździł nie ma znaczenia. Zupełnie jak w góralskim dowcipie: – proszę mnie sądzić za gwałt, bo oprzyrządowanie też mam.
I jeszcze ciekawostka: instytucja „obowiązkowych darowizn” innych spółek Skarbu Państwa na rzecz TVP S.A. W świecie gangów, „obowiązkowa darowizna” nazywa się „haracz”, a w prawie karnym „wymuszenie”.
TVP ma 30 kanałów. Większość z nich ma oglądalność promilową, o niektórych widzowie nawet nie słyszeli, ale w każdym są dyrektorzy, redaktorzy i wysoko płatne etaty.
W dodatku TVP trzyma ogromne archiwum telewizji z czasów PRL i udostępnia je wedle uznania (przeważnie nie udostępnia). Podobnie jest z Polskim Radiem.
Proszę Państwa, tego potworka nie stworzyła komuna, ani PiS. Stworzyły go nasze „solidarnościowe” pierwsze rządy wolnej Polski.
Moim zdaniem, po obaleniu tego zamachu stanu, który się obecnie dokonuje, media „publiczne” należy zlikwidować, lub sprywatyzować po podzieleniu na mniejsze kawałki, bacząc, by nabywcy nie byli wszyscy z jednej bajki.
Ale to jeszcze mało. Powinno się dokonać istotnej zmiany w Konstytucji – wprowadzić zakaz posiadania przez państwo (także przez państwowe przedsiębiorstwa) jakichkolwiek udziałów w mediach. Państwo nie powinno mieć żadnych udziałów w spółkach mających udziały w mediach. Państwo powinno mieć prawo wydawania tylko oficjalnych biuletynów, takich jak Dziennik Ustaw i biuletyny resortowe, a napisanie w nich nieprawdy powinno być traktowane jak potwierdzenie nieprawdy w dokumencie, czyli powinno być karalne. Bo te biuletyny powinny służyć wyłącznie publikowaniu aktów prawnych i komunikatów. Zero publicystyki.
A co do pozostałych mediów, potrzebny jest konstytucyjny zakaz określania przez państwo, kto może być ich właścicielem, redaktorem naczelnym, a zwłaszcza tego, kto może być dziennikarzem (a takie pomysły raz po raz wracają).
Mój projekt ustawy o prawie prasowym jest prosty:
1. Każdy wolny obywatel, lub inna prywatna osoba prawna, ma prawo założyć gazetę (radio, telewizję) jaką chce;
2. Wydawca może publikować w swoich mediach treści jakie chce, a jedynym ograniczeniem może być nienaruszanie prawa (prawo autorskie, dobra osobiste, niepropagowanie faszyzmu lub komunizmu, niewzywanie do przemocy lub dyskryminacji);
3. Wydawca może zatrudniać w swoich mediach kogo chce na warunkach zgodnych jedynie z prawem pracy;
4. Zabrania się wszelkich form cenzury prewencyjnej;
5. Rejestracja tytułu prasowego w sądzie służy jedynie do ochrony praw do tytułu i nie jest obowiązkowa;
6. Dziennikarzem jest każdy, kto stale lub doraźnie tworzy materiały prasowe;
7. Odbieranie treści lub materiałów prasowych (także radiowych, telewizyjnych lub elektronicznych) nie może być obowiązkowe ani opodatkowane.
Utrzymałbym jeszcze dzisiejszy Art. 12. 1. prawa prasowego, mówiący o tym, że dziennikarz ma obowiązek sprawdzić zgodność z prawdą podawanych informacji, lub podać źródło.
Zapytacie zapewne: A co z tajemnicą państwową? Odpowiem tak: zadaniem dziennikarza jest zdobywanie informacji, a jeśli państwo (lub inna instytucja) ma tajemnice, to niech ich pilnuje.
Wykorzystałem część tekstu z mojej książki “Rozmowy o meritum”. Wydawnictwo naukowe scriptorium.
Krzysztof Łoziński
Emeryt
Ur. 16 lipca 1948 r., aktywista wydarzeń marca 68. Były działacz opozycji antykomunistycznej z lat 1968-1989, wielokrotnie represjonowany i dwukrotnie za tę działalność więziony.
Członek Honorowy KOD i NSZZ „Solidarność”
@Autor
[USA] “Dzięki temu nikt nie mógł zdominować przekazu medialnego i skutecznie ogłupić społeczeństwa.”
Porozmawiamy o telewizji Fox (i innych mediach Murdocha)? Albo o BBC? Może o ARTE?
Murdoch i zdominował przekaz i ogłupił masy – jak najbardziej prywatnie. BBC ma to i owo za uszami, ale jak na moje oko i ucho jeszcze stara się nie ogłupiać – nie musi, bo płacą na BBC także ci, którzy wolą poziom i afiliacje Murdocha. ARTE, która dociera do 1% Europejczyków, bez mecenatu państw ani by nie powstała, ani nie mogła by się utrzymać – ten 1%, choć średnio zamożny, jest dosyć odporny na przekazy reklamowe – jest niesprzedawalny.
Dodać muszę, że “w obecnych czasach” nie ma już chyba specjalnie znaczenia kto ogłupia. Obserwując zanikanie prasy lokalnej i kłopoty prywatnej amerykańskiej telewizji publicznej (tak, mają taką, nazywa się PBS – Public Broadcasting Service) dochodzę czasem do wniosku, że ogłupianie odbywa się jednak zgodnie z wolą ogłupianych, a może i ogłupionych od dziecka – z braku dostępu do rzetelnej edukacji.
Co do projektu prawa prasowego:
Ad. 4, 5, 7 – bez uwag.
Ad 1. Każdy obywatel może (jeszcze) założyć. Każdy obywatel ma prawo wydać te drobne kilka milionów na znalezienie kilku tysięcy stałych czytelników tego, co założy. Kilkunastu milionów na znalezienie odbiorców w internecie. Przeszkody polityczne (i setki milionów) pojawiają się dopiero przy zakładaniu mediów dostępnych drogą radiową.
Ad 2,3 I tu się należy zatrzymać, pomyśleć, wyobrazić sobie że się ma te miliony na hobby, i że po ich wydaniu odnieśliśmy sukces i mamy co sprzedawać (tzw. oglądalność czy czytelników). Szybko dostrzeżemy, że treści wymagające od oglądacza ilorazu inteligencji mocno przekraczającego rozmiar buta po prostu się “nie sprzedają”.
Czyli by takie treści produkować potrzebujemy stałego dopływu pieniędzy. Jakiegoś bardzo bogatego filantropa na przykład. Jeśli zamierzamy produkować kłamstwa, nienawiść, wszystko co może zaszkodzić demokracji – to nie ma problemu – filantropów wspomagających taki przekaz jest na pęczki – od Petera Thiela począwszy, po sklepikarza z Teksasu. Gorzej gdybyśmy chcieli publikować prawdę, wzywać do koncyliacji czy obrony demokracji. Po tej stronie bardzo łatwo jest uzyskać wsparcie… moralne.
Znakomita analiza sytuacji. Chętnie bym autora komentarza widział wśród stałych autorów. Zapraszam do sitwy!
Do sytuacji polskie, to co Pan napisał ma się jak kaczka na stawie do ewolucji gwiazd, czyli totalnie nie na temat.
Szanowny Panie, po pierwsze porównywać można tylko rzeczy porównywalne. Amerykańskie media porównywalne są do polskich jak pięść do nosa. Fox nie ma niemal monopolu na informację jak TVP. Ogłupianie istnieje w każdym kraju, ale nie ogłupianie zorganizowane, rządowe. W Polsce ok. 30 % odbiorców ogląda tylko telewizję naziemną na tak zwanym multipleksie. Na wsi nie ma telewizji kablowej, a na satelitarną wielu nie stać finansowo lub umysłowo.
Ostatnio, przez ostatnie dwa lata aż 10 razy leżałem w różnych szpitalach i musiałem toto oglądać. 8 kanałów TVP + TV Trwam + 3 kanały Polsatu (kolaborującego z PiS) i tylko 2 kanały TVN, w tym żadnego informacyjnego. Za to kanały ogłupiające (Starożytni kosmici, Wojny magazynowe itp). Więc co ten widz ogląda? Na TVP 1 leci: najpierw zamulacze mózgu, aż cztery: Koło Fortuny, Familiada, Jeden z 10, kolejny program niemal identyczny, tylko się inaczej nazywa. Później Kasta (paszkwile na sędziów, bo władza właśnie walczy z sędziami) itp.
Co więcej, tylko taka telewizja dostępna jest we wszystkich hotelach, sanatoriach, szpitalach, domach wczasowych. Amerykanin może oglądać telewizję Fox, ale nie musi, może przełączyć na co innego. 30 % Polaków nie może. I później słyszymy np., że Donald Tusk to Niemiec, a stanowisko w UE sprawował bo “ta Niemka mu załatwiła” (czyli Merkel), KOD to :komuniści i złodzieje finansowani prze Sorosa, i tak dalej. I ponad 30 % ludzi w to wierzy.
W USA nie ma zorganizowanej, instytucjonalnej nawały kłamstwa.
Pisze Pan, że obywatel żadnej gazety sobie nie założy, bo nie ma milionów. I pisze to Pan w gazecie, którą właśnie obywatele bez milionów “sobie założyli”, czyli w Studiu Opinii. Więcej, pisze Pan to w polemice do mnie, czyli obywatela, który razem ze Stefanem Bratkowskim, Andrzejem Pawluczukiem i Piotrem Rachtanem założył sobie gazetę internetową “Kontrateksty” i przez 12 lat był jej redaktorem naczelnym. I zapewniam Pana, że bez nie tylko milionów, ale nawet bez jednego grosza to zrobiliśmy. I grono czytelników mieliśmy całkiem spore. Wejścia na niektóre teksty przekraczały sto tysięcy. I nie pisaliśmy dla ludzi, których iloraz inteligencji jest porównywalny do wymiarów Pańskeigo buta.
A amerykańska telewizja PBS jest “publiczna” tylko z nazwy, bo jest prywatna. Z naszą ma tyle wspólnego, co związek małżeński ze związkiem przestępczym.
Jednak Krzysiu – założenie gazety papierowej czy stacji telewizyjnej o porządnej klasie to ogromny wydatek. Nasze Studio czy wasze Kontrateksty to nisze; w internecie znaczenie ma dopiero coś z milionami wejść. A profesjonalna redakcja to dziesiątki wysokich etatów dziennikarskich, spora administracja, park samochodowy, setki komputerów, lokal – a raczej spory budynek… Inaczej będą 4 bidakolumny w nakładzie 5000 egz. albo kanalik na YouTube. A potem trzeba zbudować popularność, co też kosztuje majątek. Naprawdę, aby zrobić duże i poważne znaczące medium – trzeba mieć wiele milionów przez wiele lat. Inna jest sytuacja z radiem internetowym – tu jest taniej, choć za szerokość pasma też się sporo płaci, ale to już staje się medium czysto muzycznym.
Ale widzisz Bogdanie, ja w tym projekcie napisałem “każdy obywatel może” w znaczeniu “każdy ma prawo”, Może, to znaczy, że nikt mu nie zabrania. A sprawy finansowe to inna bajka. W Polsce są prywatne gazety. Oczywiście samo chcieć to za mało. Trzeba jeszcze znaleźć sposób finasowania. Ale mamy choćby przykład Gazety Wyborczej, którą założyli ludzi wcale nie bogaci i uzyskali kredyt na jej finasowanie. Dalej była mądra polityka finansowa: Drukujemy taki nakład kolejnego numeru, na jaki mam pokrycie ze sprzedaży poprzedniego. A później znaleźli się inwestorzy. Przecież spółkę Agora założyło trzech panów: Bujak, Wajda i Paszyński.
Jeżeli obywatelowi wolno założyć gazetę, to może też poszukać inwestora i go przekonać. Prywatne gazety na świecie istnieją i ktoś je kiedyś założył bez udziału państwa.
“Każdy ma prawo”-…Ja np. mam prawo kupić sobie brylant wielkości bochenka. Czy mam ci wyłuszczyć powody, które to prawo unieważniają? Tak czy inaczej – albo odbiorca zapłaci, albo sponsor. Albo czytelnikami (a i redaktorami) będą wyłącznie sympatycy i hobbyści. Co nie rokuje. New York Times w ten sposób nie powstanie. Głos Górki Dolnej – pewno tak.
Ale oczywiście PRAWO musi być zastrzeżone, to bez kwestii.
Szanowny Panie Krzysztofie,
> po pierwsze porównywać można tylko rzeczy porównywalne.
Przecież nie porównywałem 🙂 Polemizowałem z wyrażoną (projektem) wiarą w cudownie sprawczą moc świętego rynku, szczególnie medialnego.
> amerykańska telewizja PBS jest “publiczna” tylko z nazwy, bo jest prywatna.
Jak napisałem. 🙂 Dodam, że jest prywatna jako organizacja, ale misję statutową ma jak najbardziej publiczną: http://www.pbs.org/about/about-pbs/mission-values/. Co ważniejsze – tę misję wypełnia. Niestety dla coraz mniej licznego audytorium. Oczywiście Fox monopolu nie ma, ale ma wystarczająco dużą bańkę by regularnie zajmować jedno z pierwszych miejsc w oglądalności “primetime”. I ma na tę bańkę bardzo silny wpływ [https://osf.io/jrw26/].
> Ogłupianie istnieje w każdym kraju, ale nie ogłupianie zorganizowane, rządowe.
Oczywiście, ale też nie to było przedmiotem mojego polemicznego komentarza :).
> Amerykanin może oglądać telewizję Fox, ale nie musi, może przełączyć na co innego. 30 % Polaków nie może.
Kolejne trzydzieści nie chce bo ksiądz zakazał, a czterdzieści procent w ogóle nie używa “naziemnej” (procenty obrazowe ;).
> W USA nie ma zorganizowanej, instytucjonalnej nawały kłamstwa.
W obecnych USA jest silnie zorganizowana, zinstytucjonalizowana nawała kłamstwa.
Oprócz wielkich organizacji wpływu (jak NRA czy NAE°) które można uznać za
instytucje prywatne, w Wielkim Kłamstwie czynnie uczestniczą republikańskie
legislatury stanowe, a od 2016 roku wielkie kłamstwo było uprawiane czynnie i
codziennie zarówno przez federalną władzę wykonawczą jak i sądowniczą.
(Moim zdaniem – ale podpartym mnóstwem publikacji demaskujących niestrudzenie
i bezskutecznie te kłamstwa. Linki na życzenie.)
> Pisze Pan, że obywatel żadnej gazety sobie nie założy, bo nie ma milionów. I pisze to Pan w gazecie, którą właśnie obywatele bez milionów “sobie założyli”.
Ależ napisałem że (jeszcze) każdy może założyć.
Miliony na start są potrzebne by o takiej gazecie _poinformować_ potencjalnych czytelników. A drugie tyle milionów na to by utrzymać przez kilka lat _rzetelny_ zespół redakcyjny, nawet jeśli mają rzetelnie pisać tylko o np. ogródkach. Bieżąca obsługa informacji lokalnych w skali powiatu to są tysiące dziennie na samo paliwo, jeśli to mają być: rzetelne, sprawdzone, informacje.
> […] gazetę internetową “Kontrateksty” i przez 12 lat był jej redaktorem naczelnym.
> I zapewniam Pana, że bez nie tylko milionów, ale nawet bez jednego grosza to zrobiliśmy.
🙂 Jak około ośmiuset tysięcy innych wydawców (biznesowo hobbystów) na całym świecie.
> bez jednego grosza to zrobiliśmy.
A to jest dość często spotykany błąd oceny wartości własnej pracy i własnej twórczości. Ponieważ praca ta i dzieło mają “niewycenialną” wartość ideową, łatwo jest uznać, że powstały “bez grosza”. To nieprawda: kosztował nawet prąd zużywany przez komputery piszących.
Do tego pominął Pan całkowicie w tym “bez grosza” ogromny kapitał założycielski Kontratekstów: _nazwiska_. W szczególności to, które dla inteligencji było już instytucją – Stefana Bratkowskiego. Za takie nazwisko hipotetyczny wydawca, i to nie tylko w kapitalizmie, musi (musiał kiedyś) zapłacić krocie. Tu są te miliony, które Smith czy Kowalski musieliby zapłacić Googlowi, by zaistnieć. Miliony, które jako “spółdzielnia twórczo-wydawnicza” mieliście na start.
Gdybyśmy teraz zechcieli być nowoczesnym jednoosobowym wydawcą komercyjnym to na start musimy zapłacić “prompt inżynierowi” (osoba do obsługi giepete-czata) ok 15tys złotych miesięcznie. I do tego z tysiąc jakiemuś poloniście erudycie, który będzie potrafił z wyprodukowanej przez “inteligencję” “informacji” zgrabnie wyciąć najbardziej absurdalne halucynacje algorytmu. Należy się też finansowo przygotować na moment w którym właściciel “autora” też będzie chciał od nas grube tysiące USD co miesiąc.
> Wejścia na niektóre teksty przekraczały sto tysięcy. I nie pisaliśmy dla ludzi, których iloraz inteligencji […]
Problemem nad którym się zastanawiamy, mam nadzieję że wspólnie, jest jak tu sprawić, by wszystkie sensowne teksty czytało po set tysięcy. Nawet hipotetyczny (konstytucyjny) zakaz działalności wydawniczej organom władzy publicznej tego nie sprawi.
—-
Ad. telewizja pisowska.
> tylko taka telewizja dostępna jest we wszystkich hotelach, sanatoriach, szpitalach, domach wczasowych.
Tak jak tylko “takie” radio było dostępne dla populacji Niemiec w latach 30 ubiegłego wieku. Jednak ma to związek z wprowadzaniem w Polsce kaczyzmu, a nie ma związku ani z prawem prasowym jeszcze obowiązującym, ani też z ideą wspierania groszem publicznym niesprzedawalnych treści niszowych. Takich jak kultura, nauka i edukacja.
> […szpitalu…] i musiałem toto oglądać.
Współczuję serdecznie i pobytu i musu. W razie kolejnej potrzeby mogę polecić dobrze izolujące słuchawki oraz aplikację radia BBC – tyle jeszcze możemy, na koszt brytyjskiego płatnika abonamentu (£159 – od 2006r jest to podatek celowy). Telewizję ARTE, na koszt niemieckiego i francuskiego, też na tablecie ze słuchawkami można.
°NAE http://www.nae.org, NRA http://www.nra.org
W dziale “Do przemyślenia” a tu chyba nie ma co myśleć. Tego tworu jakim stała się TVP nie da się już reanimować. Likwidacja to jedyne dobre wyjście.
:Media publiczne jak słusznie zuważył Autor są potworkiem pozostawionym przez kolejne władze III RP, pod pretekstem, że to spuścizna po PRL, co mija się z prawdą. To że obecni wewnętrzni najeźdzcy je całkowicie zdominowali aby sie u władzy utrzymać było do przewidzenia przed 2015 rokiem. I co ? I nic – nikt temu nie chciał zapobiec. TEraz także każdy przywódca partii demokratycznej kombinuje jako koń pod górkę i niewiele z tego wynika. W pełni zgadzam się z postulatem Autora, aby kwestie mediów rozwiązać jak proponuje w artylule.
Jeszcze 15 lat temu może bym oponował.
Jeszcze miałem sentyment do produkcji TV typu Sonda, Kwant, czy choćby we wczesnym dzieciństwie – przybysze z Matplanety.
Pandemia i zdalne nauczanie pokazały, że stworzenie jakigokolwiek ciekawego programu edukacyjnego wykracza daleko poza zdolności obecnych spółek medialnych (zarówno prywatnych jak i molocha państwowego).
Wypadałoby pozostawić tylko jakiś nadzór nad archiwum, które by zajmowało się konserwacją, powielaniem i udostępnianiem materiałów (może być płatnym, ale bez możliwości odmowy).
Jedyną “misją”, jaką spełniają media publicze jest upublicznianie spotów wyborczych w czasie kampanii.
Punkt mojego projektu, który kwestionuje OHIR brzmi dokładnie:
“1. Każdy wolny obywatel, lub inna prywatna osoba prawna, ma prawo założyć gazetę (radio, telewizję) jaką chce;”
Dlaczego to napisałem? Bo pamiętam dyskusję za czasów AWS o nowelizacji prawa prasowego. Postały wówczas trzy projekty nowej ustawy Prawo Prasowe – autorstwa SDP, PiS i PSL Co jeden to gorszy. Wszystkie miały jedną cechę wspólną. Były licytacją na pomysły jak wziąć wolne media i dziennikarzy za mordę. A więc były tam całe akapity o tym, komu wolno założyć gazetę, a komu nie. Kto może być redaktorem naczelnym, a kto nie, itp. W jednym z projektów był nawet pomysł na stopnie dziennikarskie, jak stopnie wojskowe (starszy redaktor, młodszy redaktor…). Zacząłem się wtedy złośliwie podpisywać pod artykułami jako “starszy redaktor sztabowy rezerwy”.
Gdy uchwalono ustawę o zniesieniu cenzury (1990 chyba) znalazł się punkt o rejestracji tytułów gazet w sądzie okręgowym (wówczas wojewódzkim). Ponieważ brałem pewien udział w tworzeniu projektu tej ustawy, to wiem jaka była intencja tego punktu. Chodziło o ochronę tytułu przed jego zawłaszczaniem i miało to być dobrowolne. Tym czasem szybko zaczęło to być interpretowane jako pozwolenie sądu na wydawanie gazety. Miesięcznik “Press” opisywał nawet przypadek skazania blogera za “prowadzenie bloga bez rejestracji”.
Niestety jak widzimy pomysły polityków cały czas idą w tym kierunku: media za pysk! Dlatego uważam, że prawo każdego obywatela do wydawania gazety bez niczyjego zezwolenia powinno być ustawowo zapisane.
“6. Dziennikarzem jest każdy, kto stale lub doraźnie tworzy materiały prasowe;”
Z tym mam problem, bo co za tym idzie każdy du*ek mógłby powoływać się na tajemnicę dziennikarską i byłby prawem chroniony.
Nie jestem przekonany czy to dobre wyjście.
To wprost wynika z obecnej Ustawy Prawo Prasowe.
@Krzysztof Łoziński
Panie Krzysztofie! Nie kwestionuję punktu 1! (“Ad 1. Każdy obywatel może (jeszcze) założyć…”).
To jest wstęp do zakwestionowania wiary w prywatnego wydawcę mającego nam (w domyśle) zapewnić zdrowy rynek medialny a obywatelom prawdziwe informacje miast obecnej propagandy. Wiary wyrażonej w punktach 2 i 3.
Te właśnie punkty kwestionowałem (“Ad 2,3 I tu się należy zatrzymać, pomyśleć, wyobrazić sobie…”). A z całą mocą kwestionuję zaś wezwania do likwidacji podatku na media _publiczne_.
Przywołałem BBC, PBS, ARTE, by pokazać, że – i jak bardzo — media publiczne są potrzebne. Przywołałem biznesy Murdocha, by pokazać jak szkodliwe może być zdanie się na “grę rynkową”. Mityczny rynek nie będzie “tracił pieniędzy inwestorów” na takie “niszowe głupoty” jak sztuka, nauka, edukacja, dokument, rzetelna informacja — bo to się “po prostu nie sprzedaje”. Zawsze oczywiście będą hobbyści, którzy dla idei będą tworzyć na miarę sił i możliwości treści wysokich lotów. Ale nie będą oni mieli sposobu by dotrzeć do potencjalnie zainteresowanych [1].
W naiwności swojej dawno temu proponowałem, by prawem prasowym uniezależnić zespoły redakcyjne od wydawców — w skrócie: wydawca może Naczelnego zatrudnić, ale zwolnić go może dopiero gdy tytuł nie przynosi dochodu. Teraz mam świadomość, że takie rozwiązanie też by nic nie zmieniło — zgodnie z prawem Kopernika miedziaki szybko wyprą srebrne grosze. Odbiorców pop rozrywki i “sensacyjnych niusów” są miliardy i to oni decydują o opłacalności produkcji, a nie małe stadko jajogłowych.
Z postulatem konstytucyjnego zakazu nieurzędowych publikacji przez władze wszelkiej maści jak najbardziej się zgadzam. Ale muszą też powstać w Polsce media publiczne, mogą to być prywatne media publiczne, i jako społeczeństwo musimy za ich program płacić. Wszyscy. “Kibic” z rodłem na ramieniu na dokument o gejach, i gej na kwadrans Jednoty Braci Polskich. Jeśli tego nie zrobimy, odbierzemy naszym dzieciom i wnukom jakąkolwiek szansę na niezgłupienie. Z papki pop-kulturalnej o gejach pewnie się dowiedzą, ale o Arianach już nic.
[1] Czas “wyszukiwania w internecie” się skończył w grudniu zeszłego roku: zarówno Google jak i Bing nie podają już tego, co pasuje do zapytania zgodnie z użytymi słowami kluczowymi, tylko wyniki oszacowane jako przynoszące najwyższy dochód z klikania. Nie użyje Pan już wyrażeń logicznych, czy rozszerzenia zapytania do zawężenia wyników – zlikwidowane, nie działa. Do tego algorytmy uwzględniają dokładny profil użytkownika — ktoś kto sto razy szukał disco-polo nie dostanie już wyników związanych z operą, często nawet wtedy gdy tytuł takowej się w jego zapytaniu pojawi. Google teraz podrzuca “inteligentne” odpowiedzi jakie uzna za stosowne, w bloku pod nazwą “podobne pytania”. Linki do źródeł (jeszcze?) są poniżej, ale na przypadkowe zainteresowanie naszą treścią nowego odbiorcy nie ma co liczyć — za to się teraz płaci.
W sumie chodzi nam o to samo, tylko widzimy inne rozwiązania.
@Czytelnicy
To, że jakieś niewinne powszechnie szanowane słowo zostało brutalnie zgwałcone przez kaczystowską propagandę nie może czynić z tego słowa infamusa. A tym bardziej nie może czynić go tym, czym chce uczynić je pis.
Publiczne nie oznacza pisowskie, publiczne nie oznacza rządowe, publiczne nie oznacza partyjne! Publiczne oznacza “dotyczące całego społeczeństwa lub jakiejś zbiorowości”, “dostępne lub przeznaczone dla wszystkich”.
Takich zniszczonych w umysłach rodaków słów są już tysiące.
My, którzy pamiętamy te słowa niezbrukanymi wymemłaniem przez kaczelnika, musimy pomóc im odzyskać godność i zrabowane im definiensy! Pomóc odzyskać im przyrodzone piękno.
Możemy to zrobić przypominając prawdziwe znaczenie słowa którego ktoś w naszej przytomności używa przypisując mu wykoślawione propagandą znaczenie.
Co niniejszym czynię (nie winiąc nikogo z przedpiszców).
Ale ta telewizja nigdy nie była publiczna. Zawsze większy lub mniejszy wpływ miały na nią partie rządzące. Różnica polegała na tym, że inni robili propagandę w mniejszym stopniu i bardziej subtelnie bo skierowana była do innego odbiorcy; też obsadzali stanowiska swoimi ludźmi ale chociaż w miarę kompetentnymi. PIS poszedł na wydre bo tylko taki przekaz wprost dociera do ich odbiorców.
Nie była. Telewizja w Polsce zawsze była partyjna. Niemniej zewsząd słychać głosy, że “publiczną” trzeba zlikwidować. Nie — publiczną należy dopiero stworzyć. Może już nie “naziemną”, może już tylko jako jednostkę produkującą programy, których prywatni nadawcy nie stworzą, “bo się nie opłaca”. Może nie z podatku celowego, ale np. z daniny obciążającej rynek reklamowy. Nad tym można myśleć — ale zacząć trzeba od przywrócenia słowu “publiczne” ukradzionych mu znaczeń.
apropos “gwałcenia słów”
Tuwim pisał w Modlitwie:
A nade wszystko słowom naszym
Zmienionym chytrze przez krętaczy
jedyność przywróć i prawdziwość
niech prawo zawsze prawo znaczy
a sprawiedliwość sprawiedliwość
Zawłaszczanie jest częścią tutejszego systemu wyborczego, od kiedy tzw. przemiany ustrojowe wprowadzono nie całkiem przejrzyście, bo w pośpiechu. Co nagle to…
Zanim się stare zlikwiduje albo wyda miliony na nowe, to chyba trzeba najpierw poukładać podstawy prawne. I tu też – zamiast wymyślać swoją „nową, lepszą” kwadraturę koła, lepiej dokładnie poczytać bibliografię i poznać te podstawy w krajach gdzie to działa dobrze. Także przykłady gdzie to nie działa (i dlaczego), żeby uniknąć powtarzania błędów. Jak mawiał przedwojenny inż. St. Bryła „trzeba myśleć i trzeba pracować”. Pracować dokładnie i nic nie zostawiać na potem, czy „jakoś to będzie”. Prawo musi być przejrzyste i odporne na złą wolę i głupotę.