Zbliżają się wybory i pan Morawiecki znowu obiecuje.
Niestety wie, że nikt go z obietnic nie rozliczy, bo rodacy mają krótką pamięć. Nawet bardzo krótką, bo na przykład w połowie 2019 r. premier obiecał zasadzenie do końca roku 500 mln drzew.
Oczywiście niczego nie zasadzono ale po pół roku jakoś nikt o tej obietnicy nie pamiętał.
Aktualny jest wciąż rysunek Mleczki, na którym tłum niesie transparent „Żądamy więcej obietnic”.
Poniżej przypominam mój tekst sprzed siedmiu lat:
Wiele lat temu pewien malarz rzucił pomysł, aby wybudować w Polsce jedną centralną szatnię. Ja miałem pomysł, aby – zważywszy ogromną liczbę wolnych miejsc biurowych w Warszawie – przenieść tu wszystkie biura w kraju. Jednak przy pomysłach polityków nasze propozycje bledną.
Adam Grzeszak w Polityce („Sny o potędze”) pisze o takich pomysłach poprzednich i obecnych władz.
Jeszcze za rządów PO-PSL minister infrastruktury Grabarczyk wpadł na pomysł wybudowania Centralnego Portu Lotniczego między Warszawą a Łodzią. Miał to być gigantyczny przesiadkowy międzykontynentalny port lotniczy. Lotnisko Chopina w Warszawie (zmodernizowane przy ogromnych nakładach finansowych) zlikwidowano by. Do Portu miała dowozić podróżnych Kolej Dużych Prędkości (KDP), z pociągami jeżdżącymi z prędkością 300-350 km/godz.
Idiotyzm tego pomysłu długo nie trafiał do decydentów.
Dlaczego miliony podróżnych miały by lądować i startować akurat na tym lotnisku? Jak PKP dałaby sobie radę z KDP skoro ma problem z dostosowaniem torów do znacznie wolniejszych pociągów Pendolino? Skąd wziąć pieniądze na takie inwestycje?
Wicepremier Morawiecki szykuje jeszcze lepsze projekty.
W ciągu 10 lat ma dojść do wyprodukowania miliona samochodów elektrycznych w Polsce. Zrobią to nasi wspaniali inżynierowie, wybuduje się odpowiednie zakłady lub rozbuduje stare.
Tyle że dotychczas nikt na świecie nie rozwiązał problemów związanych z potrzebą częstego doładowania akumulatorów takich samochodów, ich obsługi, a koszty pojazdów elektrycznych są co najmniej dwukrotnie większe od tradycyjnych. Żeby osiągnąć milion pojazdów, Polacy musieliby kupować już od zaraz (a za co?) po 100.000 takich pojazdów rocznie.
Na świecie rządy dopłacają do producentów samochodów elektrycznych, dając im ulgi, budując infrastrukturę, dając ulgi nabywcom itd. U nas zrobi się to bez żadnych ulg.
Inny pomysł Morawieckiego to rozwinięcie transportu śródlądowego, który poprzez Wisłę-Bug-Prypeć-Dniepr połączyłby Morze Bałtyckie z Morzem Czarnym. Poza ogromnymi pieniędzmi trzeba byłoby doprowadzić do żeglowności rzek. No i trzeba byłoby namówić Białoruś i Ukrainę do przystąpienia do projektu. Projekt nie spłaciłby się w przewidywalnej przyszłości.
Inny śmiały projekt to budowa wielkich promów, które kursowałyby na Bałtyku. To nic że taki duży prom nie zmieści się w Ystad, niech się Szwedzi martwią. Będzie to okazja dla polskich inżynierów aby się nauczyć budować takie jednostki. Jak się uczyli dotychczas to widać na okręcie Gawron, który budowano i przerabiano 14 lat, miał być jedną z siedmiu korwet a skończył jako patrolowiec.
Taniej byłoby połączyć dwie polskie linie promowe w większą i silniejszą, ale na to nie godzą się związki zawodowe.
Skąd wziąć pieniądze na te śmiałe projekty, kto i z czego spłaci zaciągnięte kredyty, jeśli jakiś bank je w ogóle da? Autor artykułu zastanawia się, czy Morawiecki jako prezes banku dałby pieniądze na takie przedsięwzięcia.
Mogą dać pieniądze Chińczycy, ale po cholerę nam to wszystko? Czy z tych inwestycji będą kiedyś jakieś pieniądze?
Hasło z poprzednich wyborów – wciąż aktualne.
Pokazano w telewizji jak żołnierz ukraiński opatruje ranę żołnierza rosyjskiego, który niedawno do niego strzelał. Komentował to polski lekarz, który współpracuje z żołnierzami ukraińskimi na froncie. Powiedział, że takie zachowanie to przejaw człowieczeństwa.
Kilka dni wcześniej pojawiła się w naszych mediach wiadomość, że na rosyjskim prywatnym jachcie, który żeglował po Bałtyku, zachorował sternik. Małżeństwo płynące tym jachtem dobiło do polskiego brzegu i poprosiło o pomoc. Rosjaninowi odmówiono zejścia na ląd. Lekarz udzielił mu pomocy na jachcie.
PiS niszczy państwo obsadzając różne stanowiska dyletantami.
A nasze państwo działa i bez tego marnie.
Niedawny przykład. Pokazano jak kierowca Lamborghini wyprzedza nieprawidłowo na szosie inne pojazdy (samochód rozwija prędkości do 300 km/h).
Policja łatwo ustaliła co to za pojazd – to samochód wzięty w leasing od banku. Policja zwróciła się do banku o ustalenie kim jest ta osoba i czeka już dwa miesiące na odpowiedź. Kiedy wreszcie się tego dowie, zwróci się do tej osoby o podanie kto prowadził samochód kiedy łamał przepisy.
Znamy z przeszłości liczne przypadki kiedy policja nie umiała ustalić sprawców przestępstw bądź ich odnaleźć i dopiero postronne osoby wyręczały policję. Ciekawe czy wrócimy po wyborach do tych dobrych czasów.
W przedwojennym kabarecie Kazimierz Krukowski (Lopek) śpiewał:
To nie żadne są mecyje
To nie to co ja bym pragnął
Może dosyć co do ilość
Absolutnie co do smak.
Chciałoby się tak zaśpiewać o naszej opozycji.
Siedem lat temu Marek Borowski napisał:
– Trzeba się uzbroić w cierpliwość (…) ale nie czekać z założonymi rękami. To już kieruję raczej do moich upartyjnionych koleżanek i kolegów – to bardzo dobrze, że są razem, ale już trzeba zacząć przygotowywać wspólne stanowiska w formie projektów ustaw dotyczących kształtu państwa. Czy nawet jakichś drobnych zmian konstytucyjnych, np. w sprawie przyjmowania przysięgi od sędziów Trybunału. Teraz [opozycja] nie może. Ale powinna mieć pakiet uzgodnionych projektów. Na zasadzie: z tym idziemy do wyborów i to będziemy realizować. Służba cywilna, prokuratura, media, inwigilacja, Trybunał… Taki powinien być przekaz: regulujemy te kwestie nadbudowy, które tworzyły państwo z ukształtowanym trójpodziałem władzy, o wyraźnie zakreślonych kompetencjach, a także państwo sprawiedliwe i uporządkowane, dające szansę ludziom, niepartyjniackie właśnie. Bo wyciągnęliśmy wnioski z tych dwudziestu paru lat. (…) Przydałby się taki opozycyjny parlament, który działałby w formie cyklu konferencji i spotykał się np. w Sali Kolumnowej Sejmu i tam przeprowadzał debaty nad własnymi projektami ustaw. Tak jak należy: z udziałem organizacji społecznych, ekspertów itp. Za trzy lata taki pakiet byłby wspólny dla całej opozycji demokratycznej. To pokazałoby, że opozycja wyciąga wnioski z przeszłości. Bo wprawdzie rząd PO-PSL dość sprawnie przeprowadził walkę z kryzysem, ale inne obszary funkcjonowania państwa (wymienione już służba cywilna, prokuratura, media publiczne, sprawność sądów itp.) – to nieszczęście.
Nie potrafię zrozumieć, czemu opozycja nie posłuchała tych mądrych rad.
Zaproponowałem kiedyś, aby partie opozycyjne utworzyły koalicję „Europa”. Każda partia występowałaby ze swoim programem, ale wszystkie głosy wyborców szły by na konto koalicji. Niedawno Marek Borowski jakby uzupełnił tę propozycję postulując aby na wspólnej liście opozycji każda partia prezentowała swoich kandydatów na określonym miejscu na liście, aby wyborcy mogli łatwo znaleźć na kandydatów swojej partii.
Nikt z partii opozycyjnych nie skomentował tych propozycji.
Są osoby, które nie chcą głosować na PiS, ale nie odpowiadają im kandydaci opozycji. Chciałbym zachęcić ich do głosowania na kandydatów opozycji hasłem:
LEPSZA KIŁA NIŻ MOGIŁA.
PIRS
Co do rosyjskiego jachtu. Prawo morskie wyraźnie mówi, że na 24h każdy może przybić do każdego brzegu jeśli potrzebuje pomocy. Inną sprawą jest natomiast zejście na ląd. Ono może okazać się niekonieczne (awaria jakiejś części wyposażenia, którą usunie wezwany macher) lub wręcz zabronione , jeśli np. choroba okazuje się niebezpieczna dla otoczenia.
Za mało mamy danych, aby wyrokować, choć rzeczywiście znając PiSiorów to ich interpretacja prawa działa na zasadzie “nie, bo nie”.