– Po ogłoszeniu wyroku śmierci dla Rosenbergów w piątego kwietnia pięćdziesiątego pierwszego rozpoczęła się batalia o jego zmianę…
– Naturalnie. W płaszczyźnie prawno–sądowej i zarazem polityczno–propagandowej. W tej pierwszej skuteczna apelacja od wyroku nie miała większych szans powodzenia bez przyznania się Rosenbergów do winy. W drugiej czyniła szkody wizerunkowe Ameryce. Ogromna mobilizacja na rzecz uratowania Rosenbergów robiła międzynarodowe wrażenie. Jej docelowym adresatem był prezydent Truman, a od listopadowych wyborów w pięćdziesiątym drugim i zaprzysiężenia w styczniu następnego roku – Eisenhower. O łaskę apelowali do niego uczeni, artyści i osobistości publiczne.
– Tuż po ogłoszeniu wyroku na Rosenbergów w Nowym Jorku, w Pradze zniknął amerykański dziennikarz William Nathan Oatis, szef biura agencji Associated Press w tym mieście. Przypadek?
– Żaden. Jestem przekonany, że to była odpowiedź Berii na wyrok nowojorski. Postanowił wykreować „symetryczną” aferę szpiegowską i grać nią. Niebawem okazało się, że Oatis jest w rękach czechosłowackiej bezpieki. Po czterdziestu dwóch godzinach przesłuchań bez snu „przyznał się” do szpiegowania na rzecz Ameryki. Został postawiony przed sądem, a ten czwartego lipca, dokładnie w amerykański Dzień Niepodległości, skazał go na dziesięć lat więzienia. Moskwa najwyraźniej czekała co dalej stanie się z Rosenbergami, których sprawa trafiła w tryby sądowych procedur apelacyjno–odoławczych. Równocześnie trwała międzynarodowa kampania na rzecz ich ratowania.
– W jakim kierunku szły poczynania prawne obrony Rosenbergów w kolejnych instancjach?
– Chodziło albo o zmianę wyroku na karę więzienia, albo na doprowadzenie do ponownego procesu od początku. Ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Nie znalazł on powodów zmiany dotychczasowych rozstrzygnięć procesowych. Pozostawała apelacja do prezydenta o ułaskawienie od kary śmierci w trybie wykonawczym i oczywiście została złożona. Jedenastego lutego Eisenhower podpisał decyzję o jej odrzuceniu.
– Prezydent odmówił także prośbie papieża…
– Kiedy decyzja prezydencka została upubliczniona, natychmiast nastąpiła reakcja Watykanu. Od jakiegoś czasu Stolica Apostolska czyniła dysekrecjonalnie kanałami dyplomatycznymi zabiegi dla ocalenia Rosenbergów. Publiczna wiedza o nich była znikoma i mogło się wydawać, że papież pozostaje w sprawie skazanych bierny. Dlatego trzynastego lutego „L’Osservatore Romano” zamieściło oświadczenie, że Pius XII zdecydowanie popierał i popiera starania o łaskę dla Rosenbergów oraz opis dotąd podejmowanych wysiłków, aby Eisenhower papieski apel otrzymał osobiście. Upubliczniono więc, że ostatniego grudnia poprzedniego roku delegat papieski w Waszyngtonie arcybiskup Amleto Giovanni Cicognani przekazał asystentowi prezydenta Shermanowi Adamsowi list jasno artykułujący papieską prośbę o łaskę przyłączający się do głosów płynących z całego świata. Prasa amerykańska oczywiście szeroko podjęła temat informując, że papież interweniował u prezydenta, zanim ten odmówił łaski. Równocześnie jednak przytaczała oświadczenie Waszyngtonu, że żadne oficjalne wystąpienie Piusa XII nie wpłynęło ani do prezydenta, ani Departamentu Stanu. Było to dość faryzejskie tłumaczenie braku reakcji, który w gruncie rzeczy był odmową prośbie.
Dla niektórych mediów ważniejszym tematem tego dnia był atak polskiej władzy na Kościół i jej decyzje o przejęciu całkowitej nad nim kontroli – po tym, jak mimo sprzeciwu Warszawy papież wyniósł do godności kardynalskiej arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego.