Andrzej Lewandowski: Kiszyniów w Warszawie4 min czytania


18.10.2023

ECHA WYDARZEŃ: Kiedy nasi piłkarze przegrali w Kiszyniowie eliminacyjny mecz o prawo awansu do mistrzostw Europy, komentatorzy mówili i pisali KOMPROMITACJA.

Pytanie retoryczne: jakiego słowa użyć dziś, gdy nasz zespół ze swojego boiska i wobec wypełnionych oraz kipiących życzliwością trybun wyniósł ledwie remis?

I jeszcze jedno retoryczne pytanie, z odleglejszej, więc zapominanej przeszłości: Gdzie się podziali ci, którzy po losowaniu zacierali łapki, głosząc, iż los był łaskawy, a grupa eliminacyjna „ śmiesznie łatwa” ? Że dziś wypadałoby uzupełnić to pytanie kolejnym- dla kogo?

Narodowy boleśnie zweryfikował prognozy oraz komentarze.

Były dwie- średnie klasą sportową- drużyny, ale jedna z przeciętnych miała prosty plan i siły by go urzeczywistnić. Próbować wygrać, a jeśli to się nie uda, to stanąć na głowie, by nie przegrać… I byli ta drużyną bardziej goście niż gospodarze.

Przykre, kalkulacje, ze może baraże, a w nich cień szansy to znów myślenie o schodach kuchennych, nie o zmianie jakościowej. Raczej już się pcha refleksja ( dość odważnie sformułował to bramkarz reprezentacji), że tym razem to na awans nie zasługujemy…

Obraz przedziwny. Niezmiennie przeciętne granie oprawione w złote ramy wysadzane drogimi kamieniami. Światowej urody stadiony, i … no właśnie: sportowo-Kiszyniów w Warszawie…

Niewyobrażalny stan kasy, pewność o portfel dziś, jutro i pojutrze, a na boisku? W klubach Większość siły w „ armii zaciężnej”, często z niezłym poziomem wyszkolenia, ale jednak sto kilometrów od Mbappe, o sławniejszych już nie mówiąc…

Biznes się kręci-i niech tak będzie- ale jaki to ma wpływ na reprezentację? Nie mnie odpowiadać, bo nie ja boiskiem dnia współrządzę. Ale, że media nastroje podkręcają i w balon łatwo pomagają dmuchać – prawda, zza zawodowego autu widzę…

Rozumiem, sam jestem za rozsądnym mariażem aspiracji z obiektywizmem i logiką. Byle proporcje udało się zgrać, a z tym kłopot. Wystarczy pojawienie „nowej twarzy trenerskiej” by otworzyć medialną linię kredytu. Wieściami , że „kipi energią”, „ odważnie bierze się za personalia” itd.

Nadzieja łatwiutko górą, pytanie CO MOŻE ( zderzeniu z realiami dnia, niż nadziejami ) jakoś nie chce chce się jakoś pojawiać. Bo- CO POTRAFI- przecież nie okaże się z meczu na mecz, budowanie trwać musi , a jakość dobrego „surowca” i jego terminowe dostawy też mają wpływ na to czy dobry projekt będzie ok., czy też przyjdzie znów narzekać na partaninę. Zależność garnituru nie tylko od krawca, lecz też od materiału… i tak dalej. Fascynacje nowością zawsze- i ja- radośnie witam, ale nie sprzedaje jako już zmianę jakościową… Żeby nie dać się uwieść w modnej np. utopii telewizyjnej, iż jeśli tylko komentator jest coraz głośniejszy oraz gadatliwy, to obraz pięknieje…

Słowo i wrzask (plus absurdalny już żargon) , to nie dobra kiwka, świetne podanie, celny strzał na bramkę.

I jeszcze coś, co mi – w odbiorze kibicowskim- nastroje fałszuje. Przesadna, medialnie, fascynacja losami piłkarzy – rodaków w wielkim świecie futbolu. Poza wyjątkami – grają tam drugie i trzecie role, czasem sobą barwią ławkę rezerw, a doniesienia portalowe sugerują, że nasi gwiazdorzą. No, i potem przychodzi prawda o reprezentacji. Taki prysznic, jak ostatnio; i trochę wcześniej też…

*

Słowo kolejne- też w związku z piłką. Echa meczu Legii w Holandii. Z tą awantura po gwizdku, czego UEFA nie zdążyła jeszcze ani komunikatem opisać, ani ocenić, ani poinformować o konsekwencjach. „Za to”- już obciążyła Legię „mandatem” za coś nagannego, ale drugorzędnego wobec pomeczowej awantury. Nie pisałem TU, że pewnie tak będzie, iż UEFA-owska troska o własną kasę podyktuje tempo?

*

Hubert Hurkacz wygrał turniej tenisowy w Chinach. Styl imponujący, w pokonanym polu – faworyzowany finalista. Spokój, wytrwałość, wola, Medialnie może za skromnie ( nasza wina), na korcie imponująco. I te atomowe serwisy- podobno dziś najlepsze w tenisowym świecie. Jak serwisy naszego Leona w siatkówce. Pięknie to wygląda, a jakiż to klucz otwierający bramę do zwycięstw. Albo- za pierwszym zamachem, albo gdy reakcja obronna rywala okaże się skuteczna, ale ciąg dalszy zostanie naszym atutem… Ale, że staw barkowy to wytrzymuje… Mnie od trwania w podziwie już pobolewa…

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego “Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii