Tadeusz Zatorski: Lektura nadobowiązkowa dla Pana Premiera, czyli Faust wiecznie żywy10 min czytania


13.11.2023

Nowy Premier będzie miał o czym myśleć i co robić, więc pewnie na lektury „ogólnorozwojowe” nie zostanie mu wiele czasu. Mimo to byłoby może dobrze, gdyby w wolnej chwili zechciał się pochylić nad przytoczonym poniżej niewielkim, ale treściwym wyimkiem z IV Aktu Fausta Goethego. Najbliższa prawdy odpowiedź na pytanie, o czym jest Faust, brzmi: o wszystkim. A skoro o wszystkim, to da się tam znaleźć i coś, co rzuci pewne światło na podpisaną właśnie Umowę Koalicyjną”. Nie wprost, jakby trochę z boku, ale jednak.

Krótkie wprowadzenie. Oto między Cesarzem i Antycesarzem dochodzi do wielkiej bitwy. Antycesarz nie ma w niej z pozoru wielkich szans, ale dzięki przymierzu z Faustem i Mefistofelesem, stosującym rozmaite sztuczki czarnoksięskie, to on właśnie odnosi zwycięstwo. Już jako nowy władca, teraz już Cesarz, zaprasza do namiotu rozmaitych książąt i dostojników, w tym Arcybiskupa. Niestety wiele wskazuje na to, że hierarcha postawił w tej rozgrywce na złą kartę, na tego, który ostatecznie przegrał (czy nam to aby czegoś nie przypomina?). Teraz trzeba się więc jakoś dogadać ze stroną zwycięską, która jednak nie ukrywa woli pojednania. Dlatego Arcybiskup wcale nie kładzie uszu po sobie i zaczyna od razu – jak to dostojnik kościelny– z grubej rury[1]:

DUCHOWNY […] zaczyna z patosem:

Kanclerz znikł, biskup został, z sercem pełnym trwogi,
Przywiedziony do ciebie natchnieniem przestrogi,
W niepokoju o ciebie i w trosce ojcowskiej!

Cesarz oczywiście gotów jest go natychmiast wysłuchać z pokorą właściwą wiernemu synowi Kościoła:

CESARZ:

Mów! w tej radosnej chwili co znowu za troski?

Dostojnik nie zamierza niczego owijać w bawełnę:

ARCYBISKUP:

Gorzka chwila! gdy widzę, i oczom nie wierzę,
Pomazańca Bożego z szatanem przymierze.
Tron swój wprawdzie umocnił, lecz moc to złowroga,
Urągowisko Ojca Świętego i Boga.
Gdyby Ojcu Świętemu było to wiadomem,
Grzeszne twoje mocarstwo byłby skarał gromem.

To dopiero przygotowanie artyleryjskie, mające zmiękczyć słuchacza. Teraz już można przejść ad rem i wyjaśnić, o co chodzi, a chodzi to, o co wszak „pasterzom” chodzi zawsze:

Uderzywszy się w piersi jeden grosik wdowi
Ze swych skarbów nieczystych oddaj Kościołowi.

Dalszy ciąg czyta się już jak protokół niesławnej Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu:

Tamte wzgórza przestronne, tamte, gdzie na warcie
Obok twego namiotu stały moce czarcie,
A ty księciu kłamstw chętnie udzielałeś ucha,
Na zbożny cel ofiaruj, jak poucza skrucha,
Z górskim zboczem, gęstymi lasami pokrytym,
I z odzianym zielenią łąk obfitych szczytem,
Z rybnymi jeziorami, z których w dół bezlikiem
Zbiega, spiesznie się wijąc, strumyk za strumykiem,
Z polem wreszcie, z pastwiskiem wśród doliny płaskiej:
Okaż skruchę, a wtedy znów dostąpisz łaski.

Oczywiście Cesarz natychmiast pojmuje wagę swych przewin:

CESARZ

Do głębi mnie przeraża błędu mego brzemię;
Sam w stosownych granicach wyznacz ową ziemię.

Arcybiskup nie każe sobie tego dwa razy powtarzać, a na dodatek ma już pomysł na zagospodarowanie darowizny:

ARCYBISKUP:

Primo! niech to grzechami skalane przestworze
Służy więc Najwyższemu wiernie i w pokorze.
Już widzę okiem ducha, jak się wznoszą mury,
Już i słońce poranka wyzłociło chóry,
Na planie krzyża wielka budowa powstawa,
Wzdłuż i wzwyż na uciechę wiernym rośnie nawa,
Już przez portal dostojny wlewają się tłumem,
Pierwszy dzwon brzmi w dolinie i w górach nad tumem,
Bije z wysokiej wieży, płynącej w błękicie,
Jakby pokutnikowi głosił nowe życie.

Rozdział Kościoła od Państwa to, jak wiadomo, rozdział przyjazny, a lud nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości:

Przy poświęceniu, oby nieodległą dobą!
Twoja obecność będzie najwyższą ozdobą!

Władca naturalnie nie ma nic przeciwko, zwłaszcza że sumienie katolickie wciąż go gryzie .

CESARZ:

Wielkie dzieło więc dla tej pobożnej uciechy
Niech Boga chwałę głosząc okupi me grzechy;
Dosyć! we wzniosłej sferze dusza moja gości.

Choć to moment podniosły hierarcha nie traci przytomności umysłu: verba volant, scripta manent:

ARCYBISKUP:

Jako kanclerz stosownych żądam formalności.

Monarcha i na to skwapliwie się zgadza:

CESARZ:

Przedstaw więc akt formalny, a ja, w imię Boże,
Podpis pod darowizną dla Kościoła złożę.

Arcybiskup dobrze jednak wie, ile kosztuje nie tylko wzniesienie, ale i utrzymanie takiej Świątyni Opatrzności – nawet jeśli nie urządza się w niej żadnego muzeum – dzieli się przeto z Cesarzem swym doświadczeniem duszpasterskim i ekonomicznym:

ARCYBISKUP: […]:

A też do tego dzieła dołożysz w dodatku
Wieczysty dochód z czynszów, z dziesięcin, z podatku.
Bo to troskliwy zarząd i koszt utrzymania
Niemałe, jak wiadomo, nakłady pochłania.
Żeby się posuwała w pustkowiu robota,
Z własnych łupów wojennych dorzucisz też złota.
Niech wspomnę też, że tutaj z daleka, to pewna,
Nazwozić trzeba wapna, kamieni i drewna.

Nie omieszka przy tym przypomnieć o wpływie, jaki Kościół wciąż ma na wiernych:

Podwody chłopi dadzą, jak im rzec z ambony,
Że kto słucha Kościoła, ten będzie zbawiony.

I to by było na tyle. Arcybiskup „wychodzi”. Teraz Cesarz może już westchnąć od serca:

CESARZ:

Wielki mój grzech i ciężki! jak głaz na mnie leży.
Z torbami chyba pójdę przez gusła szalbierzy.

Ale to jednak nie koniec, bo Arcybiskup jeszcze sobie o czymś przypomniał. Przecież skoro Faust otrzymał w lenno kawałek wybrzeża, to ledwie wiążącemu koniec z końcem Kościołowi też chyba coś się należy:

ARCYBISKUP wracając raz jeszcze, gnie się w najniższych ukłonach:

Wybacz, Panie! Wybrzeżem raczyłeś człowieka
Nikczemnego obdarzyć; lecz klątwa go czeka,
Jeżeli Kościołowi odmówiłbyś daru
Czynszów, dziesięcin, opłat i z tego obszaru.

Cesarz traci z wolna cierpliwość, ale nie na tyle, by zdobyć się na odwagę powiedzenia „nie”:

CESARZ kwaśno:

Tam jeszcze nie ma ziemi, to morskie przestworze.

Arcybiskup antycypuje jednak sławne powiedzenie Prymasa Tysiąclecia „Kościół jest wieczny, my mamy czas”:

ARCYBISKUP:

Kto ma prawo, cierpliwie doczekać się może.
Kościół zawsze Twe słowo ceni sobie święcie!

To – zapewne na razie – koniec „negocjacji”. Cesarz znów może sobie cichutko westchnąć:

CESARZ sam:

Tak mógłbym całe państwo rozdać w testamencie!

To jedna z najbardziej sugestywnych scen arcydzieła Goethego, a Hans Arens, autor najobszerniejszego chyba komentarza do dramatu, nie dopuścił się chyba wielkiej przesady nazywając Arcybiskupa „postacią najohydniejszą w całym Fauście”.

Jaki z tej sceny może wyniknąć morał dla naszego zwycięskiego Antycesarza? Ano chyba taki, że jeśli w „negocjacjach” z biskupami zbyt łatwo idzie się na ustępstwa, to potem już tym ustępstwom nie ma końca. Że trzeba się tylko cofać. Wcześniejsza diagnoza Mefista jest nader trafna:

Wiadomo, Kościół ma mocny żołądek,
Połyka całe państwa i kraje,
A zgagi nigdy nie dostaje.

Dość przypomnieć dzieje szkolnej katechezy. Miało być dobrowolnie, na pierwszej i ostatniej godzinie, za darmo i bez oceny wliczanej do średniej. Najpierw przestało być za darmo, potem na pierwszej i ostatniej lekcji, ocena wliczana jest już do średniej, a gdyby minister Czarnek porządził trochę dłużej, byłoby obligatoryjnie, bo przecież etyka nauczana przez absolwentów „uczelni” o. Rydzyka czy KUL-u też byłaby katechezą katolicką.

Pierwsze ustępstwa nasz Antycesarz i jego czterej Książęta już poczynili: w Umowie Koalicyjnej słowo „aborcja” nawet nie pada, jest enigmatyczna zapowiedź unieważnienia „wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku” i równie wieloznaczne stwierdzenie, że „kobiety mają prawo decydowania o sobie” – co za łaska! Nie ma mowy o ratyfikacji europejskiej Karty Praw Podstawowych, związkach partnerskich – nie mówiąc już o małżeństwach jednopłciowych – o likwidacji Funduszu Kościelnego, wyprowadzeniu religii ze szkół czy choćby tylko o usunięciu oceny z katechezy ze świadectw albo o jej niewliczaniu do średniej ocen. Słowem nie ma nic, co choćby o jedną kreseczkę mogłoby podnieść ciśnienie „Kardynałom, Arcybiskupom i Biskupom Polskim” (no, może zapowiedź finansowania zapłodnienia in vitro, ale to hierarchowie jakoś już chyba przełknęli). Koalicja, jak się wydaje, wywiesiła białą flagę, zanim doszło do pierwszego starcia. Tak na wszelki wypadek i dla świętego spokoju. A przecież nikt rozsądny nie oczekiwał szybkich decyzji i gwałtownych zmian – nie wiadomo w końcu nawet, kiedy powstanie nowy rząd. Ale przynajmniej jakichś odważniejszych i jednoznacznych oświadczeń woli politycznej mieliśmy prawo oczekiwać. Tymczasem możemy przeczytać jedynie: „Strony Koalicji zgodnie potwierdzają, że niezbędny jest rozdział Kościoła od Państwa, oparty na zasadach wzajemnej niezależności oraz bezstronności państwa w sprawach przekonań religijnych i światopoglądowych”. To niewiele, a skoro w Umowie wzmiankuje się nawet „żłobki”, to i w tej materii można było się zdobyć na parę szczegółów. Zresztą chyba nawet i biskupi nie protestowaliby bardzo energicznie przeciwko takiemu sformułowaniu: „A niechże się tam to Państwo oddziela, byłe by dawało bez gadania kasę i spełniało wszystkie zachcianki”.

Tę nieśmiałość autorów tekstu Umowy najlepiej skomentował karykaturzysta Gazety Wyborczej, autor cyklu „Andrzej rysuje”: Na jednym rysunku widzimy dziennikarza z mikrofonem, pytającego polityka: „Obiecywaliście aborcję w kampanii”. „Obiecywaliśmy”, odpowiada zapytany. „I co?”, docieka żurnalista. „Kościół nie pozwala”, pada odpowiedź. A jest chyba nawet jeszcze gorzej: To nie to, że Kościół „nie pozwala”, to politycy boją się już z góry, że mogliby „podpaść” biskupom. Lepiej już teraz zabiegać o ich życzliwość, a przynajmniej o to, by za bardzo nie pluli. Podczas swojego świetnego skądinąd wystąpienia w Jagodnie Donald Tusk nie omieszkał pochwalić się, że jego wnuk był jedynym dzieckiem z klasy, zapisanym na katechezę – dając do zrozumienia i swoje przywiązanie do tradycji, i troskę o los religii w szkołach. To też nie może nie dawać do myślenia.

Ta nieśmiałość Koalicjantów musi niepokoić. Ujawnia jeszcze przed powstaniem nowego rządu jego słabość i podatność na presję. A zysk jest problematyczny: ani biskupi, ani wyznawcy PiS nie polubią Koalicji tylko z powodu tej słabości, wręcz przeciwnie: do nienawiści dołożą pogardę. („Najniższe ukłony”, w których „gnie się” Arcybiskup w Fauście, to właśnie wyraz takiej pogardy wobec przeciwnika dającego się tak łatwo zastraszyć). Za to jej zwolennicy poczują się wyprowadzeni w pole, zwłaszcza ci, którzy choć sympatyzowali z Lewicą czy KO, zagłosowali pro publico bono na Trzecią Drogę. Oczywiście, jeśli dojdzie do przedterminowych wyborów, nie przerzucą swoich głosów na PiS. Ale czy będzie im się chciało po raz drugi czekać w kolejce przed lokalem wyborczym do trzeciej nad ranem? To już nie takie pewne.

Ale… Nie czepiajmy się. Wiele będzie zależało od codziennej, praktycznej polityki w poszczególnych ministerstwach, na które wpływ Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza nie będzie już tak wielki jak na kształt Umowy Koalicyjnej. Nadto Polska 2050 też nie jest monolitem, a uległość Hołowni wobec jakichś kręgów bliskich Kościołowi (niekoniecznie biskupów) nie musi się przekładać na postawy jego posłów. Kilka dni temu Joanna Mucha w wywiadzie udzielonym GW wyraziła nawet pogląd, że Konkordat winien zostać wypowiedziany. Powtórzymy: Joanna Mucha na łamach GW. Profesor Matczak i profesor Chwin pewnie zbledli, czytając ten wywiad. Czyżby jednak szło nowe?

  1. Wszystkie cytaty za: Faust, przeł. Adam Pomorski, Warszawa 2006, s. 463 nn.

Tadeusz Zatorski

(1960), germanista, tłumacz, autor bloga „Brulion bez linii” .

Print Friendly, PDF & Email
 

10 komentarzy

  1. Magda 13.11.2023
    • slawek 14.11.2023
  2. Stanisław Obirek 13.11.2023
  3. Senex 13.11.2023
  4. Danuta Adamczewska-Królikowska 13.11.2023
    • slawek 14.11.2023
    • Mr E 15.11.2023
  5. Bungo 13.11.2023
    • Wojciech Kuszko 13.11.2023
  6. Bungo 14.11.2023