Marek Jastrząb: Synkretyzm5 min czytania


01.02.2024

Społecznik, to człowiek pomagający bezinteresownie, a jego wrażliwość nie zależy od światopoglądu. I takie założenia mi odpowiadają. Ważne jest bowiem odpowiedzenie sobie na pytanie o długofalowy i konsekwentny cel pomocy bliźniemu: co stanowi główny motyw działania, co decyduje, że trzeba pomagać?

*

Ośmieszana praca społeczna, krzywdząco utożsamiana z komunistycznymi zrywami ku partyjnej czci, ma korzenie osadzone w zamierzchłości. Tak dawnej i zapomnianej, jak dziwaczne pojęcia logiki czy miłosierdzia.

Ludźmi pracującymi społecznie, byli, między innymi, Janusz Korczak, Kazimiera Iłłakowiczówna, Piotr Skarga, Stanisław Staszic, Wacław Nałkowski, Maria Dąbrowska. To nieliczne wzory zanikających postaw.

Organizacje dobroczynne od dawna istnieją na całym świecie. Podstawowym warunkiem przyjęcia do nich, jest zaznajomienie kandydata z kodeksem etycznego postępowania. Zapoznanie go ze spoczywającymi na nim obowiązkami wobec osoby wymagającej pomocy. Wpojenie mu zasad lojalności, punktualności, dotrzymywania obietnic.

*

Nieprzypadkowo wspomniałem o dawniejszych społecznikach. Wbrew buraczanym czasom wytężonego merkantylizmu, obłudy i znieczulicy, również i teraz istnieją ludzie myślący sercem. Ludzie tej miary, co Janina Ochojska, Anna Dymna. czy Ewa Błaszczyk, inspiratorzy pomocowych fundacji postępujący wobec innych w sposób bezinteresowny: łączą się z nimi pokrewieństwem dusz.

Do nich dołącza Jerzy Owsiak, człowiek unikalnego formatu, mający wybitne umiejętności jednania ludzi, grupowania ich wokół wspólnego celu, zarażania ich własnym entuzjazmem, a jednocześnie – człowiek z tych samych powodów szykanowany i budzący zawiść wśród organizacyjnych nieudaczników.

A w trop za nim pojawiają się setki wolontariuszy, mrowie postaci dostrzegających w swoim działaniu dalekowzroczny sens.

*

Opieka nad ludźmi o zmniejszonych szansach i możliwościach, przestała oznaczać cokolwiek. Wynaturzyła się w urojoną szlachetność. Falsyfikat empatii.

Sucha instrukcja poczęła decydować o rozmiarach i skuteczności opiekuńczych działań, a jednocześnie stała się doskonałą wymówką dla ich zaniechania. Usprawiedliwieniem bezsilności.

*

Sprawy związane z pomocą rozwiązywać można na dwa sposoby. Pierwszy, płaczliwy, przypominający rozmowę niewidomych uprawianą na migi, stosowany jest od wielu lat. To slogany o administracyjnej niegodziwości. Frazesy o powszechnej znieczulicy typu nikt nic nie widział, a wszyscy są zszokowani i zaskoczeni. To banalne teksty powtarzające znane i wielokrotnie opisywane przestrogi – wydarzenia. To w zacnych intencjach pisane ostrzegawcze reportaże i elaboraty wysmarowane ku pokrzepieniu martwych serc, Sposób ten przynosi rezultaty chwilowe na teraz i marne na przyszłość. Jest dorywczym łataniem dziur. Spóźnionym heroizmem strażaka budującego studnię na pogorzelisku.

Interwencja doraźna, klasyczna, to kolejne pustosłowie. Rzewna opowiastka o tym, jak to dzielni urzędnicy poczłapali po rozum do głowy i podjęli mądrą decyzję ofiarowując nieszczęśnikowi X, zamieszkałemu na trzecim piętrze, mieszkanie na parterze.

Czy przykład zadowolonego Pana X daje powody do satysfakcji? Nie. Co prawda pan X wreszcie mieszka na parterze i już może wyjeżdżać wózkiem, lecz jedzie w te podróże w nastroju cokolwiek minorowym. Dlaczego? Bo tuż za rogiem jego ulicy znajduje się Pewien Ważny Urząd zaopatrzony w pomysłowe pułapki.

Nie może się do niego dostać, więc rezygnuje i przemieszcza się w stronę apteki. W zasadzie nie tyle do apteki, co pod jej drzwi, gdyż w ramach pochylania się nad człowiekiem, ułożono wysokie krawężniki oraz eleganckie schodki dla samobójców.

Rezultaty owej pomocy są kompromitujące i niepełne, ponieważ w identycznym wieżowcu bez windy, ale na drugim piętrze, mieszka Pan Y borykający się z taką samą durnotą. Siedzi w domu i złorzeczy pod adresem urzędników. Nie pojmuje, dlaczego nie rozstrzygnęli jego problemu łącznie ze sprawą Pana X. Dlaczego nie zaproponowali mu dogodnego mieszkania w innym domu.

Jest bezradny, gdyż nie może wyjechać ze swojej klitki. Nie ma go kto znieść razem z rozklekotanym wózkiem po krętych schodach. A jeżeli już zdarzy się cud i znajdzie się na ulicy, to nie ma dokąd się udać.  Myślę tu o dostępie do teatru, filharmonii czy biblioteki.

*

Ludzi. którzy nie utożsamiają z takim podejściem do problemu, jest wielu Wściekają się, że poruszane zagadnienia nie są rozwiązywane w całości, tylko cząstkowo. Niepotrzebnie, bo zapominają, że sami pozwolili swoim sejmowym wybrańcom na skonstruowanie takich przepisów.

Gdy się nad nimi zastanowić, życie zmienia się w koszmar, ponieważ zadaję sobie pytanie: a ilu jest Panów Y znajdujących się w podobnej sytuacji? Ilu w skali miasta, dzielnicy, obok mojego nosa? Co o nich wiem? Jak żyją na co dzień?

Pomóc obu panom, oczywiście, trzeba. Bariery znosić, rzecz jasna, należy. Lecz pomóc należy skutecznie. A skutecznie, to znaczy – systemowo. Przy likwidacji zaniedbań  powinna być zachowana kolejność. Trzeba łamać nie te, które się znosi na pierwszy ogień [schody bez cienia poręczy, windy tak mikroskopijne, że mogą służyć do przewozu roztoczy,  krawężniki do pokonywania o tyczce, podjazdy zbyt strome z powodu oszczędności na betonie], ale te zwłaszcza, które uniemożliwiają kompleksowe rozwiązywanie trudności sprawnych inaczej. 

I tu dochodzimy do właściwego sposobu: metoda numer dwa polega na zlikwidowaniu wszystkich.

W tym miejscu należałoby sprecyzować, co kryje się pod określeniem: POMOC WSZECHSTRONNA. Najkrócej i najwłaściwiej można powiedzieć, że jest to pomoc socjalna sprzężona ze służbą medyczną. POŁĄCZONA i WSPÓŁZALEŻNA. ODCZUWALNA tylko dla tych, co jej potrzebują. A więc inna od obecnej: przypadkowej i rozrzutnej, bo bezplanowej.

Marek Jastrząb

Pisarz, publicysta

Niektóre publikacje Autora są do pobrania w Bibliotece Studia Opinii

 

źródła obrazu

  • jastrzab: BM

One Response

  1. jerzyna 12.02.2024