Jan Cipiur: “Rodzinne tajemnice” Tadeusza Belerskiego10 min czytania


19.02.2024

Zostać Żydem w okolicach sześćdziesiątki

Nie są to częste przypadki, ale zdarzają się niekiedy i to zupełnie obok procedury konwersji w opacznym trybie à rebours.

Za chwilę otrzymacie do czytania fragment książki mojego bardzo dobrego kolegi Tadeusza Belerskiego, z którym ponad 40 lat temu i później doświadczałem ciężarów, ale też pożytków z poznawania świata i towarzyskich przyjemności – wszystko dzięki pracy w Polskiej Agencji Prasowej (PAP).

To on żył ponad pół wieku nie znając, kim jeszcze jest poza tym, którego znał od urodzenia. Osobiście, mam od lat poczucie wielkiej straty, żyjąc w Polsce niemal bez Żydów. Cieszę się zatem, że do garstki dobił (choć tylko wyjątkowym zdarzeniem losu), jeszcze jeden – „ponadplanowy”.

Tadeusz spisał swoją niecodzienną historię w książkę. Można ją kupić za paroma kliknięciami. W „Taniej Książce” można też dostać e-book. Kupił nie kupił, potargować można, a na zachętę początek relacji o tym, jak po 60 latach życia „stał się” Żydem.

Jan Cipiur

RODZINNE TAJEMNICE

Zagmatwany początek

Od kiedy pamiętam w domu niewiele mówiło się o przeszłości. Wyczuwałem, że jest to temat owiany tajemnicą. Przyzwyczaiłem się do tego. Myślę, że uważałem za normalne, by za dużo nie pytać najbliższych o historię rodziny. W dzieciństwie wiedziałem o niej niewiele, na przykład to, że dziadek („przyszywany”, jak się później okazało) Hugon Desz pochodzi z niemieckiej rodziny i był jednocześnie oficerem Armii Krajowej. Jego syn (myślałem w dzieciństwie, że to mój „wujek”) był wywieziony pierwszym transportem do Oświęcimia, skąd dziadkowi udało się go wyciągnąć, ale chłopak zmarł na gruźlicę tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego i został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim.

Trochę więcej we wczesnych moich latach zasłyszałem w domu od bliskich o moim tacie. Brał udział w konspiracji w szeregach Armii Krajowej, uczestniczył w działaniach oddziału zrzutów powietrznych, do którego zadań należał odbiór cichociemnych z Wielkiej Brytanii, a także broni i pieniędzy dla podziemnej polskiej armii. Sam tata

bardzo enigmatycznie o tym opowiadał, co pobudzało moją fantazję. Podobnie niewiele mówił o swoim aresztowaniu i kilkuletnim pobycie w stalinowskim więzieniu. Znałem jedynie różne anegdoty z tego okresu, które przypadkowo usłyszałem, gdy rozmawiali ze sobą dorośli.

Po śmierci mojego stryja Jana Bellera, jego córka Halina odnalazła, wśród pozostawionych przez niego dokumentów, mój akt chrztu. Przysłała mi go. Na tej podstawie okazało się, że moją matką była Matylda Belerska z domu Reisler (jak się dowiedziałem później, wraz z siostrą nosiły panieńskie nazwisko mamy, bowiem wstydziły się dziadka Szapiro, który był tylko studniarzem). Potwierdziły to moja starsza siostra Ludwika-Lusia i moja macocha – Halina, bardzo dobra kobieta, kochająca mnie bezkrytycznie. Wtedy też dowiedziałem się, że mama była Żydówką i zdałem sobie sprawę, że ja również jestem Żydem. Miałem już przeszło sześćdziesiąt lat. Nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia, ale gdy starałem się czegoś więcej dowiedzieć, to Lusia nie chciała na ten temat rozmawiać. Powiedziała mi, że nawet jej jedyna, zmarła przedwcześnie córka, nic nie wiedziała o naszym pochodzeniu.

Po śmierci macochy, w 2005 roku znalazłem trochę rodzinnych pamiątek, w tym zapiski ojca dotyczące okupacji niemieckiej, spisane w kalendarzu z 1970 roku.

Następnie, po dwóch latach oczekiwania, otrzymałem z Instytutu Pamięci Narodowej dossier taty, liczące kilkaset stron. Wiedziałem już, że na początku 1948 roku, kiedy miałem kilka miesięcy, Urząd Bezpieczeństwa zatrzymał go, zarzucając mu zdradę kraju. Kiedy moja mama zaniosła tacie do aresztu świeżą bieliznę, powiedziano jej, że nie jest już mężowi potrzebna. Zrozumiała, że tata nie żyje, załamała się i postanowiła popełnić samobójstwo. Miała fiolkę cyjanku jeszcze z czasów swojej służby w AK.

Mama Matylda i jej rodzeństwo, lata 20.

Patrząc na jej portret, który trafił do mnie po śmierci mojej siostry, często zastanawiam się, jak mogła zostawić na pastwę losu dwoje dzieci, w tym siedmiomiesięcznego oseska. Tłumaczę sobie, że musiała być bardzo zdesperowana. Dziś wiem, że przez lata okupacji nie było jej lekko. Zamieszkała w Otwocku. Tam aresztowało ją Gestapo po donosie polskich szmalcowników. Udało się ją wykupić, ale przesiedziała trochę w niemieckich kazamatach. Zgodziła się dla bezpieczeństwa oddać córkę pod opiekę obcym ludziom w Otrębusach pod Warszawą i przez dwa lata nie miała z nią bezpośredniego kontaktu. Z daleka mogła od czasu do czasu patrzeć na małą, gdy bawiła się z rówieśnikami. Żyła w ciągłym napięciu, była łączniczką AK, często przenosiła broń ulicami Warszawy.

Podczas Powstania Warszawskiego została pielęgniarką w szpitalu na terenie Starego Miasta, gdzie toczyły się wyjątkowo krwawe walki. A na koniec była świadkiem wymordowania rannych żołnierzy, którymi się opiekowała. Jak napisał w swoich wspomnieniach tata, te wszystkie wydarzenia bardzo wpłynęły na jej psychikę.

Powoli, po poznaniu prawdy o moim pochodzeniu, zacząłem zastanawiać się nad opisaniem dziejów mojej żydowskiej rodziny. Tym bardziej, że wiedziałem trochę o bracie taty, Janie Hermanie Bellerze i bracie mamy, Jakubie Szapiro. Jan Herman Beller był jedyną osobą z najbliższej rodziny ojca, która przeżyła Holocaust, tylko dlatego, że został ze Lwowa wywieziony w 1940 roku na wschód Rosji, jak tysiące polskich obywateli. Stracił tam żonę i dwoje dzieci. Jemu samemu udało się wrócić do kraju w szeregach I Armii Wojska Polskiego.

Brat mojej mamy Jakub Szapiro też znalazł się w Rosji sowieckiej, gdzie skończył medycynę. Jako lekarz służył w 26. pułku II Armii WP. Zginął tydzień przed zakończeniem wojny wraz z trzystoma rannymi żołnierzami, których nie opuścił, gdy zostali otoczeni przez pancerne oddziały SS. W maju 2013 roku moja „żydowska historia” zaczęła się rozwijać. Na Facebooku pojawiło się zdanie: „Matylda była moją ciotką. Arie Ramon”. Wiadomość przeczytałem dopiero po pewnym czasie. Akurat płynąłem łodzią motorową Kanałem Augustowskim, a następnie Niemnem z Augustowa do Grodna.

Ta informacja przekazana z Jerozolimy pokazała się znowu, do tego bardziej rozbudowana: „Matylda była moją ciotką. Arie Ramon. Jeśli nie chcesz nawiązać kontaktu, to daj znać, ja się nie obrażę”. Zacząłem się zastanawiać, kto to jest Ramon. Napisałem do niego, a on odpisał, że jest synem siostry Matyldy – Nomi, a więc moim kuzynem i że tak naprawdę szuka mojej siostry. Niestety, od kilku lat już nie żyła. O moim istnieniu nie wiedział.

Arie mieszka w przepięknej dzielnicy Jerozolimy – Ramot. Z jego ogrodu widać wzgórza, na których rozrzucone jest miasto. Szybko miałem okazję to zobaczyć. Wyruszyłem na spotkanie z nieznaną mi historią rodziny i wylądowałem na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie. Poznaliśmy się bez problemu, jesteśmy bardzo podobni do siebie.

Arie i Tadeusz (z lewej), 2013 rok

Odnalezienie po latach w Polsce żydowskiego kuzyna było tam sensacją. Przychodzili sąsiedzi, by mnie poznać, przede wszystkim członkowie rodziny żony Ariego, Ruti Almagor-Ramon, wybitnej izraelskiej hebraistki. Cztery dni i noce rozmawialiśmy, a tak naprawdę słuchałem opowieści starszego pana, który jako dziecko przeżył z rodzicami wojnę pod przybranym nazwiskiem Kazimierz Borzęcki. Z tych nocnych rozmów wynikało, że szanse na przeżycie mieli tylko nieliczni Żydzi, którym ktoś pomógł.

Dowiedziałem się od Ariego, że z oświadczeń dla Yad Vashem jego ojca, mojego wuja, Emanuela Singera wynika, że większość mojej rodziny została zamordowana w 1942 roku w obozie niemieckim w Bełżcu, gdzie wywieziono gro lwowskich Żydów na śmierć. Wuj podał imiona i nazwiska zamordowanych członków naszej rodziny.

Dzięki temu dowiedziałem się, że ze strony Bellerów miałem: dziadka Arona urodzonego w 1883 roku, babcię urodzoną w 1885 roku o imieniu Sara, ciotki – Chaję (ur. 1910) i Sonię (ur. 1907) oraz wuja Leopolda (ur. 1915), który poszedł we wrześniu 1939 roku na wojnę i słuch po nim zaginął. W Bełżcu zginęli także rodzice mojej mamy, ciotki Nomi i wujka Jakuba, a więc mój dziadek Moses Szapiro (ur. w 1885), babcia Chane, Sine z d. Reisler (ur. 1884). Kolejny z braci, mój wuj Salomon został prawdopodobnie zamordowany we lwowskim getcie.

Rodziny mamy i taty mieszkały przed wybuchem wojny we Lwowie. Pochodziły z jego okolic, z miejscowości Sokal i Krotoszyn. O samym Lwowie, jak pamiętam, mówiło się w domu rzadko, ale to wystarczyło, że miałem wrażenie, iż było to miasto kabaretów, tętniące życiem kulturalnym. Gdy, czasem w radiu lub telewizji, nadawano przedwojenne melodie, widziałem wzruszenie na twarzy ojca. Nigdy przy takich okazjach nie wspominał o swoim i rodziny codziennym życiu.

Dopiero, gdy znalazłem się w Jerozolimie, w domu mojego kuzyna, zdałem sobie w pełni sprawę kim jestem. Ale nie rozumiałem tego nowego dla mnie świata. Nie znałem hebrajskiego ani żydowskiej kultury. Dowiadywałem się szczegółów z przeszłości, tego, że moi dziadkowie, zarówno ze strony taty jak i mamy, byli tradycyjnymi, wierzącymi Żydami, prostymi ludźmi chodzącymi regularnie do synagogi. Nosili brody, kipy i chałaty. Babcie zakrywały na co dzień głowy.

Dlatego z wypiekami na twarzy oglądałem izraelski serial Shtisel o ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej. Nasłuchiwałem hebrajskiego i jidysz, z rozrzewnieniem śledziłem życie bohaterów i ich codzienne kłopoty.

Arie powiadomił mnie też, że jego tata, mój wuj Emanuel Singer opisał swój pobyt w niemieckiej niewoli i – tak, jak w przypadku taty – udział w AK. Przeczytałem te wspomnienia z wielkimi emocjami.

Doszedłem do wniosku, że relacje taty i wuja udowadniają, że w czasie drugiej wojny można było być Żydem i jednocześnie polskim patriotą, walczyć z Niemcami. Ale również wynika z nich, że bez pomocy Polaków byłoby to niemożliwe. O trojgu z nich, majorze Ignacym Lubczyńskim, Aleksandrze Stromengerze i Halinie Sawickiej opowiadam w mojej książce w dedykowanym im rozdziale.

Próbowałem zainteresować tą – w moim przekonaniu – niecodzienną historią, z jednej strony środowiska żydowskie, a z drugiej polskich badaczy. Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłem nigdzie zrozumienia. Postanowiłem więc spróbować sam o tym wszystkim napisać. Moimi głównymi źródłami informacji są wspomnienia ocalałych z Zagłady: zapiski ojca, notatki wuja Emanuela, opowieści mojego ciotecznego brata. Piszę też o sobie, o swoim życiu, kiedy nie wiedziałem, że jestem Żydem.

Przed drugą wojną światową duża część społeczeństwa polskiego to byli moi pobratymcy. Przyznaję, że mam żal do ojca, że ukrywał przede mną nasze żydowskie pochodzenie. Uważam, że gdy byłem już dorosły mógł mi o wszystkim powiedzieć. Może miałbym okazję poznać judaistyczną kulturę i żyjącą długo w Izraelu ciotkę Nomi? Myślę, że tata po zakończeniu wojny nie chciał już być Żydem, ochrzcił moją siostrę i pozwolił, by stało się to ze mną. Przestał używać nazwiska Beller i stał się Belerskim.

Tadeusz Belerski