25.02.2024
Lewy sierpowy
Czy renta wdowia ma tylko chronić przed ubóstwem, czy także przed koniecznością radykalnego obniżenia osiągniętego wcześniej poziomu życia?
Zdjęcie ilustracyjne Foto: – / 123RF
Z pewnym opóźnieniem przeczytałem tekst Jakuba Szymczaka, który ukazał się w oko.press 7 lutego. Już w tytule autor stawia w nim tezę, że „Renta wdowia ma chronić przed ubóstwem”. I z tą tezą autora fundamentalnie nie mogę się zgodzić. Ponieważ zaś projekt ustawy jest ciągle w trakcie prac parlamentarnych, warto jeszcze z tą tezą pojąć polemikę.
Jak wiadomo projekt tak określany stanowi jedną ze sztandarowych propozycji (obok budowy mieszkań na wynajem) zapowiedzianych na tę kadencję przez lewicę i polega na propozycji by po śmierci współmałżonka można było zachować własne świadczenie i uzyskać 50% jego emerytury lub zachować 50% własnej i korzystać z pełnej emerytury zmarłego współmałżonka. Rozwiązanie takie będzie więc oznaczało, że emerytowana wdowa lub wdowiec będzie dysponowała środkami mniejszymi jedynie o połowę niższego ze świadczeń od sumy dochodów uzyskiwanej przez oboje małżonków w trakcie ich życia. Przy tym projekt zakłada, że wysokość tak obliczonej „renty wdowiej” będzie ograniczona od góry do trzykrotności przeciętnej emerytury.
Od razu autor powołuje się jednak na opinię dr T. Lasockiego z UW, który stwierdza : „Ta koncepcja jest moim zdaniem błędna. W ten sposób pomoglibyśmy seniorom, którzy niekoniecznie są w słabej sytuacji finansowej”. Dr Lasocki stwierdza również: „Nie chcemy, by wdowy czy wdowcy w wieku 70, 80 lat zostawali nagle z bardzo niskimi dochodami. Ale żeby to zadanie spełnić, możemy ten limit (górną granicę wysokości łącznego świadczenia) umieścić znacznie niżej”. I dalej autor pyta eksperta jaki powinien więc jego zdaniem być limit wysokości „renty wdowiej”? a ten odpowiada : „Ja szukałbym górnego limitu sumy renty rodzinnej i drugiego świadczenia w okolicach minimalnego wynagrodzenia.”
Tu pojawia się więc pytanie: czym uzasadnić tak drastyczne (Przy wartościach z końca 2023 r.) obniżenie górnej granicy renty wdowiej. Jedno z uzasadnień ma charakter ekonomiczny i upraszczając sprowadza się do pytania: czy stać nas na wypłatę wdowom i wdowcom „tak wysokich” świadczeń? Rozstrzygnięcie tej wątpliwości wymagałoby szczegółowej analizy ekonomicznej, jakiej na razie tu nie przeprowadzę. Jednak wstępne oceny projektodawców wskazują, że może to stanowić ok. 4% ogólnych wydatków FUS. Nawet jeśli uznać, że lewica intencjonalnie zaniża koszty wprowadzenia „renty wdowiej” o np. 50% , to i tak obciążenie FUS dodatkowymi wydatkami wyniosłoby co najwyżej ok. 6% dotychczasowych wydatków. Jak się wydaje nie jest to wielkość niemożliwa do udźwignięcia przez FUS i finanse publiczne.
Natomiast znacznie więcej uwagi warto poświecić podnoszonemu przez dr Lasockiego argumentowi dotyczącego sprawiedliwości tego rozwiązania. Wskazuje on, że zwykłej rodzinie z dwójką dzieci, o dochodach w wysokości minimalnego wynagrodzenia, trudno będzie zaakceptować wypłatę jednej osobie renty wdowiej w wysokości aż trzykrotnej przeciętnej emerytury. Stąd postulat silnego ograniczenia górnej granicy wysokości tego świadczenia. Rozumowanie to opiera się jednak na założeniu, że celem renty wdowiej ma być uchronienie samotnych emerytów przed ubóstwem (w szczególności skrajnym). Moim zdaniem, to jednak nie wszystko. Drugim niemniej ważnym celem tego rozwiązania powinna bowiem być ochrona przed radykalnym obniżeniem ich dotychczasowego standardu życiowego.
Jeśli małżeństwo emeryckie dysponowało dotąd (dzięki wysokiej emeryturze męża) względnie wysokimi dochodami, to po jego śmierci ograniczenie górnej wysokości renty wdowiej (jak to proponuje dr Lasocki) do wysokości minimalnego wynagrodzenia, będzie tak naprawdę oznaczało konieczność gwałtownego obniżenia poziomu życia wdowy. A przecież nie powinniśmy skazywać jej na konieczność opuszczenia dotychczasowego mieszkania czy pozbycia się materialnego dorobku życia, a nawet na konieczność ograniczenia życia towarzyskiego, wydatków kulturalnych czy wyjazdów turystycznych. Oczywiście wysokość wielu z tych wydatków w sposób naturalny zmniejsza się wraz z wiekiem, jednak zmniejszanie to nie powinno być przecież „wymuszane” brakiem możliwości finansowych. Dlatego jestem zdecydowanie przeciwny radykalnemu ograniczeniu górnej granicy „renty wdowiej” i sądzę, że propozycja taka ma bardzo niewiele wspólnego ze sprawiedliwością społeczną.
Co zaś do odczuć przykładowego małżeństwa uzyskującego dziś dochody na poziomie płacy minimalnej, to zamiast ograniczania wysokości renty wdowiej lepiej będzie zadbać o odpowiednią wysokość i mechanizmy waloryzacji płac minimalnych. Pomóc w tym może z jednej strony przyjęcie propozycji dotyczących minimalnego wynagrodzenia w UE, oraz z drugiej strony określanie poziomu płacy minimalnej, jako określonego procentu płacy średniej.
Janusz J. Tomidajewicz
Em. profesor ekonomii na UEP i w Uniwersytecie Zielonogórskim.
Założyciel Unii Pracy i wieloletni członek jej władz krajowych i regionalnych.
Witam,
Ale rozumiem, że sprawiedlwie jest, gdy samotna matka musi płacić składkę rentową z której nić nie dostanie? Składka rentowa to kilkaset tysięcy w ciągu życia. Samotna osoba nie ma prawa do żadnej wypłaty poza zasiłkiem pogrzebowym (4 tys.). Wdowa wypłaci kilkadziesiąt do kilkuset tysięcy z funduszy stworzonych m.in przez osoby samotne. I teraz pytanie, dlaczego z pieniędzy samotnej kobiety ma być utrzymywany majątek wdowy? Samotna kobieta tak biedna, że będzie pewnie potrzebować pomocy dzieci, odda kilkaset tysięcy swoich składek by zabezpieczyć dziedzictwo innym dzieciom z pełnych rodzin (a nie własnym). Czy wg. Pana sprawiedliwa jest redystrybucja od biednych samotnych do znacznie jednak bogatszych wdów? Samotna kobieta też biednieje przechodząc na emeryturę – stosunek emerytury do ostatniej pensji to ok. 50% obecnie. Skoro płaciła składkę rentową czemu ona ma też nie dostać dodatkowego świadczenia jak wdowa? Czemu ona ma finansować bogatszej od siebie by tamta nie straciła swego poziomu życia?