13.03.2024
Klęska Polski we wrześniu 1939 roku i jej następstwa: ponad 5-letnia niemiecka okupacja, a później 45-letnie uzależnienie od Związku Radzieckiego, pozostaje wciąż podstawowym punktem odniesienia w poszukiwaniu gwarancji, aby tamta historia się nie powtórzyła.
Wówczas, przed wojną, nie do końca, nie adekwatnie, a przynajmniej nie w porę definiowano zewnętrzne zagrożenia. Na potencjał obronny złożyły się własny wysiłek i sojusze. Rozbudowa armii i przemysłu zbrojeniowego oraz sojusznicze układy z zachodnimi mocarstwami okazały się jednak niewystarczające: dysproporcja sił i brak, mimo podjętych zobowiązań, wojskowego wsparcia państw sojuszniczych przesądziły o wrześniowej klęsce i dalszych losach Polski na dziesięciolecia.
Przypominam te powszechnie znane okoliczności z uwagi na narastające obecnie zaniepokojenie chaotyczną sytuacją międzynarodową i zagrożeniami, jakie dla bezpieczeństwa Polski wynikają z agresji Rosji na Ukrainę. Nie dziwi zatem pytanie, czy lekcja z tamtego września została odrobiona. Moja odpowiedź jest pozytywna, chociaż z pewnymi zastrzeżeniami.
W odróżnieniu od lat międzywojennych uczestniczymy w najsilniejszym wielostronnym sojuszu, który zawiera gwarancje kolektywnej obrony w razie agresji na którekolwiek z jego państw członkowskich. Jednak w tej opartej na zasadzie solidarności strukturze widoczne są rysy, zwłaszcza w kontekście sytuacji politycznej za oceanem i perspektyw wyborczego zwycięstwa Trumpa relatywizującego, jak wiadomo, niezbędność militarnego zaangażowania USA w obronę Europy. W tej perspektywie, jakiej nie można wykluczyć, widoczna w polskiej polityce, zwłaszcza za rządów Zjednoczonej Prawicy, reasekuracja bezpieczeństwa kraju w dwustronnych układach ze Stanami Zjednoczonymi, chociaż racjonalna, skażona jest znaczną niepewnością. Transakcyjny sposób podejścia ewentualnego amerykańskiego prezydenta do polityki każe uwzględniać wszystkie scenariusze.
Tu dochodzimy do sedna sprawy. Pełna znaków zapytania sytuacja zewnętrzna kieruje uwagę na drugi, obok sojuszów, podstawowy element bezpieczeństwa, a mianowicie własny wysiłek obronny, w czym chodzi o stworzenie zdolności do odstraszenia potencjalnego napastnika , a w ostateczności, do przetrwania do czasu otrzymania skutecznej pomocy z zewnątrz. W tej kwestii pouczający może być przykład Ukrainy.
W Polsce, wspólne stanowiska rządu i prezydenta w kwestii bezpieczeństwa, mimo politycznych różnic , wspólne poparcie własnego wysiłku obronnego można uznać za przejaw rzetelnej oceny zagrożeń i wyciągnięcie z przeszłości wniosku, że tym, co musi być podstawą całej struktury bezpieczeństwa państwa jest trudny i kosztowny wysiłek własny i własne zdolności obronne przed zagrożeniem zewnętrznym. Nie oznacza to niedoceniania sojuszy wojskowych i zaniechania stałych starań o ich umocnienie, jednak, postawienie akcentu na wysiłek własny, jest realistyczną odpowiedzią na obecne zagrożenia i logiczną konkluzją z tragicznych doświadczeń z przeszłości.
A gdzie jest miejsce na zastrzeżenia? Dotyczą stosunku rządzących do kadr dowódczych. W Polsce międzywojennej i na emigracji, podejście do wybitnych oficerów było wybiórcze, małostkowe, dewastujące morale armii i gorszące. Niewygodnych generałów i oficerów usuwano ze służby, niezależnie od ich kwalifikacji. Te metody selekcji i eliminacji z powodów politycznych przetrwały nawet do wojennej mobilizacji, a później, z nawiązką, zostały odwzajemnione przez władze emigracyjne. W ten sposób, ukazał się niszczący wpływ przenoszenia do armii podziałów politycznych. W naszej rzeczywistości, niestety, można dostrzec analogie do tamtej historii. Oby w porę i w tej sprawie wyciągnięto wnioski z przeszłości.

Eugeniusz Noworyta
Dyplomata, b. stały przedstawiciel Polski w ONZ, b. ambasador w krajach Ameryki Płd.
Więcej: Wikipedia
Odrobiona lekcja ? Byłoby dobrze gdyby to było rzeczywistoscią. W istocie wspólna wizyta u prezydenta Bidena została wymyślona i zrealizowana przez … ambasadora Brzezińskiego i Departament Stanu. Podobnie jak Rada Bezpieczeństwa NArodowego u Dudy. W istocie Duda nie dorósł ani do swojego fotela ani do sytuacji. Z trudem odwiedziono go od spotkania z Trumpem, bo był gotów na takie awanturnicze zachowanie. W istocie ani PiS ani Duda nie sa naprawde zaintetresowani bezpieczeńśtwem Polski. Są zainteresowani zadymą i pokazówkami na ten temat. Biedni, żałosni pajace. Delegalizacja takiego ugrupowania to najlepsze wyjście dla nas.