21.03.2024
Nie tylko w Polsce wielu ludzi się wścieka słysząc idiotyzmy Franciszka dotyczące agresji Putina na Ukrainę (by wymienić, choćby, znakomitego politologa brytyjskiego Timothy’ego Gardona Asha). Do prawdziwej furii komentatorów doprowadziło ostatnie wezwanie Ukraińców do wyciagnięcia białej flagi i praktycznie do akceptacji warunków Kremla. Są tacy, którzy wręcz uważają, że komentarze Franciszka rozzuchwalają Putina. No cóż, mam wrażenie, że „dywizje papieża” są jednak przeceniane, a Putin raczej spogląda na to jak się zachowują politycy. I to ich postawa zachęca go do coraz większej agresji i bezczelności bardziej, niż liderzy religijni. Niemniej jednak, wypowiedzi głowy Kościoła katolickiego w sprawie systematycznego niszczenia kraju przeważnie prawosławnego przez prawosławną Rosję są uważnie słuchane i komentowane przez katolików, w tym katolików ukraińskich.
Głos w tej sprawie zabrał ukraiński arcybiskup Borys Gudziak z Filadelfii. To jeden z najważniejszych intelektualistów katolickiego Kościoła Ukraińskiego, którego miałem okazję spotkać 30 lat temu. Myślę, że warto mu poświęcić chwilę uwagi, by zrozumieć dramat jaki przeżywają katolicy ukraińscy, których papież wystawia na szczególnie bolesną próbę.
Borys Gudziak jest autorem ważnej książki opisującej początki katolickiego Kościoła ukraińskiego, „Kryzys i reforma: metropolia kijowska, patriarchat Konstantynopola i geneza unii brzeskiej”, napisanej po angielsku w 1992 roku (jej Polska wersja ukazała się w 2008 roku). To właśnie dzięki tej książce go poznałem, badając historię Unii Brzeskiej (z 1596 roku) i wkład w jej powstanie polskich jezuitów, zwłaszcza Piotra Skargi.
Kilka lat po powstaniu wolnej Ukrainy Gudziak wrócił do kraju swoich przodków (sam urodził się w USA w 1960 roku) i założył Ukraiński Uniwersytet Katolicki we Lwowie, który dzięki jego prężnemu kierownictwu i ścisłym kontaktom z USA i Kanadą stał się ważnym ośrodkiem akademickim na Ukrainie. W 2013 roku został biskupem Paryża dla wspólnoty ukraińskiej, a w 2019 biskupem Filadelfii.
Mimo wielkiego szacunku jakim darzy papieża Franciszka, w przejmującym wywiadzie udzielonym dziennikarzom National Catholic Reporter, jednoznacznie wskazał, jak bardzo argentyński papież się myli w ocenie wojny Putina na Ukrainie i jak dalece mija się z faktami historycznymi w swoich licznych wypowiedziach na temat Rosji i jej imperialnych ambicji. Odnosząc się do komentarza Franciszka na temat wojsk NATO „u bram Rosji” stwierdził, ze Ukraina jest obiektem agresji Rosji znacznie dłużej, niż czas istnienia NATO, bo od 300 lat.
Gudziak w tej rozmowę wspomniał też wydaną właśnie książkę “The Churches and the War: Religion, Religious Diplomacy, and Russia’s Aggression against Ukraine”, do której napisał epilog. Nawiasem mówiąc, książkę można pobrać za darmo online. Jest ona pokłosiem konferencji, jaka odbyła się w czerwcu 2023 roku we Lwowie we współpracy z Notre Dame University. Dobrze by się stało gdyby papież Franciszek, a przynajmniej jego doradcy, zapoznali się z tą publikacja, która naświetla barbarzyński napad Putina na wolną Ukrainę z różnych perspektyw teologicznych i historycznych. Przypomnijmy, że to właśnie Ukraina w 1994 roku zrezygnowała ze swojego arsenału nuklearnego, otrzymując w zamian, ze strony nie tylko Rosji, ale i całego świata, gwarancje pokoju. Mówienie, że to Ukraina ma wyciągnąć białą flagę w 2024 roku jest wielką historyczna niesprawiedliwością, której nic nie usprawiedliwia, zwłaszcza jeśli jednocześnie przemilcza się zbrodnicze cele Rosji Putina.
Osobiście staram się rozumieć Franciszka, który geopolitycznie jest z innej bajki i trzeba to, po prostu, przyjąć do wiadomości nie przypisując mu intencji, których zwyczajnie nie ma. Jego solidarność z walczącą Ukrainą nigdy nie budziła mojej wątpliwości, dlatego wierzę, że zapoznanie go z historyczną perspektywą byłoby użyteczne.
Pamiętam, jak moi przyjaciele Latynosi wściekali się w latach 80-tych na Jana Pawła II, który dla nich był kompletnie odklejony od ich geopolitycznych realiów. Co gorsza, razem z swoim ścisłym doradcą kardynałem Josephem Ratzingerem, dosłownie zmiótł ich najlepszych teologów nasyłając na nich konserwatywnych biskupów, a zwłaszcza członków Opus Dei, założonego przez sympatyzującego z generałem Franco Josemaria Escriva de Balaguera, dość powszechnie uważanych za faszystów. Mimo, że od chwili objęcia rządów w Watykanie Franciszek zrehabilitował teologię wyzwolenia, to odium związane z tym nurtem teologii trwa do dzisiaj. Najbardziej jaskrawym przykładem jest oczywiście stosunek Wojtyły i Ratzingera do tej teologii, którą stygmatyzowali jako marksistowską, czy wręcz komunistyczną piątą kolumnę w Kościele. Jest to przyczyna galopującej sekularyzacji np. w Chile. W tym procesie niewątpliwie swoją rolę odegrało ikoniczne zdjęcie Jana Pawła II stojącego obok Pinocheta w oknie rezydencji dyktatora w 1987 roku. Dzisiaj sytuacja się odwróciła, my się wściekamy, a Latynosów to kompletnie nie obchodzi.
Byłem pod koniec listopada na zaproszenie Watykanu w Bogocie w Kolumbii na kilkudniowym sympozjum na temat recepcji nauczania Franciszka na świecie. Po tym spotkaniu grupa kierująca pracami zaprosiła mnie do udziału w jej okresowych spotkaniach na temat przemian katolicyzmu. Zrobiła to nie mimo, ale właśnie ze względu na moje krytyczne spojrzenie na temat katolicyzmu polskiego, a zwłaszcza roli jaką w jego kształtowaniu odegrał polski papież. Wszyscy są bowiem przekonani, że kult Jana Pawła II bezkrytycznie podzielają wszyscy Polacy. Nawiasem mówiąc takie wrażenie może powstać po lekturze, znakomitej zresztą książki „Nie nasz papież. Pontyfikat Jana Pawła II w świecie” Mirosława Wlekłego. Autor nie zauważył, że już 2007 roku ukazała się krytyczna książka Tadeusza Bartosia, a ja sam, przynajmniej od 2003 roku, dość regularnie wypowiadam się krytycznie na ten temat. Nie mówiąc już o wielu, niestety przemilczanych, głosach spoza kościoła katolickiego, których w Polsce przecież nie brakowało.
Poza Polską i Afryką, nauczanie Franciszka i jego encykliki takie jak „Amoris laetitia” czy „Fratelli tutti” budzą szczere zaciekawienie, a nawet entuzjazm. Panuje przekonanie, że Franciszek odmroził fundamentalizm doktrynalny, jaki zapanował od 1978 roku w Watykanie. Dotyczy to również ostatniego dokumentu opublikowanego przez Dykasterię Nauki Wiary w grudniu 2023 roku „Fiducia supplicans” dotyczącego możliwości błogosławienia przez księdza par homoseksualnych. Do tej pory ten urząd zachowywał się jak święta inkwizycja, prześladując i stygmatyzując każdego, kto ośmielił się mieć inne zdanie niż duet Wojtyła Ratzinger. Za pontyfikatu Franciszka sytuacja się odwróciła. To sam papież i jego współpracownik, prefekt Dykasterii Nauki Wiary, jest oskarżany o herezje. W Polsce dokument „Fiducia supplicans”, wzbudził szok, przerażenie i wątpliwości, czy to jest jeszcze dokument katolicki. Zaś rzecznik episkopatu, ks. Leszek Gęsiak, tłumaczył, że najważniejszy jest dokument sprzed dwóch lat, który tego zabraniał.
Wracając zaś do geopolityki. Jeśli porównamy opinie Franciszka na temat Ukrainy i Rosji, to podzielają je takie tuzy intelektualne w USA jak John Mearscheimer, Noam Chomski, Jeffrey Sachs czy Noemi Klein. Osobiście zalecałbym więcej spokoju. Franciszek przynajmniej nie zmusza katolików, by myśleli tak jak on. A tak robili to jego europejscy poprzednicy.
Wspominam o tym historycznym precedensie nie po to, by usprawiedliwiać błędne oceny Franciszka w sprawie wojny w Ukrainie, ale licząc na to, że w odróżnienia od swoich poprzedników, papież Bergoglio zdąży zmienić zdanie i naprawi swoje błędy. Powinien to zrobić jak najszybciej, by nie powodować bólu we wspólnocie katolickiej, która w swojej historii zapłaciła tak wysoką cenę za trwanie przy papiestwie, jak żadna inna na świecie. Dotyczy to nie tylko zbrodni wyrządzonej w XX wieku przez stalinowską Rosję, ale również prześladowania, jakich doświadcza katolicki Kościół ukraiński od początku swego powstania w 1596 roku. Ta historia zasługuje na przypomnienie i uszanowanie. Również ze strony papieża Franciszka
Problemem może być to że kk jednak podziela pewien typ psychologiczny z ustrojami totalitarnymi. Ten typ to dążenie do ekspansji i monopolu czy też pragnienie bycia jedynym autorytetem. Z historii wiadomo że kk bardzo mało opowiadał się za maluczkimi a nawet przeciwnie był jednym z dwóch filarów feudalizmu w Europie przez długie stulecia. Pozostaje Franciszkowi zadawać pytania np. jak nazwać tego który udaje się do sąsiedniej owczarni by zabijać inne owce i niszczyć ich domy. Każdy człowiek wrażliwy duchowo powinien też zrozumieć starożytny mit o uwięzionym w labiryncie minotaurze.
Błędne oceny polityczne i moralne Franciszka tłumaczone są jego pochodzeniem i praktyką jako kapłana i hierarchy w Ameryce Południowej. Tymczasem onże jest papieżem już dość długo i dysponuje podobno znakomitą dyplomacją. Czyżby ta dyplomacja nie była taka znakomita, czy może Franciszek nie liczy się ze zdaniem swoich dyplomatycznych doradców i współpracowników. Nawoływanie aby Ukraina wywiesiła białą flagę na znak odwagi pokazuje jak bardzo papież oderwany jest od rozumienia relacji miedzy zbrodniczym imperium rosyjskim i walczącą o swoja niepodległość Ukrainą.
*
Wojtyła rozmieniał na drobne swój autorytet przesadnie konserwatywną orientacją w krk oraz udawaniem, że problem pedofilii w krk nie istnieje. Bergolio tymczasem rozmienia swój autorytet skrajnie nieprofesjonalną i nieetyczną oceną wojny obronnej Ukrainy przed najazdem rosyjskiego totalizmu.
Tekst dotarł w pobliże Watykanu, może pojawi się polemika, sam jestem jej ciekaw i z przyzwoleniem Redaktora udostępnię Czytelnikom SO.
A czy może problemem nie jest to, że papież, każdy papież, sprawuje władzę absolutną i jest traktowany w zwiazku z tym jak jakaś wyrocznia (Roma locuta itd.)? Przecież władza absolutna papieża jest anachronizmem kompletnym. Franciszek, jak i kiedyś Jan Paweł II, nie zna się i nie musi się znać na całej geopolityce. To tylko człowiek. Z tego co mi wiadomo nigdy nie był w Rosji, w Ukrainie zresztą też. Być może z jego punktu widzenia tak ważna dla nas wojna ma znaczenie zupełnie marginalne, wszak w jednym i drugim kraju katolicy są mniejszością, nawet chyba mało znaczącą mniejszością. Niech więc gada sobie co chce. To nie on kieruje wojskami i pomocą dla Ukrainy, czy też Rosji, bo ta też niestety dostaje jawne (np. KRLD) lub mniej jawne wsparcie (Chiny?). Ja tam nie uznaję żadnej jego nieomylności, ten dogmat, który notabene dotyczy TYLKO wiary, i został ogłoszony w XIX w., w określonej sytuacji politycznej papiestwa, jest przecież kompletnie anachroniczny i nijak się ma do nauki, logiki itd.
To wszystko prawda z jednym zastrzeżeniem. W oczach międzynarodowej opinii publicznej papież tradycyjnie pełni role jednego z najważniejszych autorytetów moralnych na świecie. Kiedy taka osoba mówi o wywieszaniu przez Ukrainę białej flagi jako dowodu odwagi, zapala się w międzynarodowym obiegu czerwone światełko ostrzegawcze. Mówi ono mniej więcj tyle – że papiez nie rozumie iż wywieszenie białej flagi wcale nie oznacza pokoju a eksterminację i zagładę dużej częsci ludności Ukrainy. Na pewno elit naukowych, artystycznych, administracyjnych, technicznych i politycznych naszych sąsiadów. W istocie papież postuluje świadomą, aprioryczną zgodę na samozagładę państwa i narodu. To nie jest zupełnie obojętna wypowiedź także dla wiernych krk na całym świecie.
Im więcej czytam na ten temat tym więcej dowiaduje się na temat funkcjonowania mediów, a coraz mniej tego, co faktycznie powiedział papież. Niektórzy piszą nawet dramatyczne otwarte listy, w których poza emocjami i projekcjami nie ma nic. Nikogo nie interesuje, co na ten tema ma do powiedzenia Watykan, bo wszyscy wiedza lepiej. Smutne to wszystko.
Sądzę, że w tle jest szantaż i nic poza tym.