23.03.2024
Karykatura zamieszczona przez Tasnim News Agency (Iran), 1 marca 2024r.
Kiedy w lutym 1979 roku Związek Radziecki wszedł do Afganistanu, Jimmy Carter i Zbigniew Brzeziński postanowili zrobić dowcip dostarczając broń afgańskim mudżahedinom. Po latach radzieckie wojska zostały zmuszone do wyjścia. Amerykański wywiad nie informował, że w muzułmańskim świecie odczytano wygnanie radzieckiej armii jako zwycięstwo islamu nad niewiernymi (dzięki wsparciu Allaha i broni niewiernych). Odmienna percepcja tych samych zdarzeń jest rzeczą normalną, ale trudności zrozumienia, że różni ludzie mogą bardzo różnie interpretować te same wydarzenia, mogą mieć tragiczne i długotrwałe konsekwencje.
Dla muzułmanów było to pierwsze wielkie zwycięstwo nad niewiernymi od stuleci i dało impuls do gwałtownego nasilenia się politycznego islamu zmierzającego do światowego kalifatu. Przewrót w Iranie w 1979 roku doprowadził (przy entuzjastycznym wsparciu niewiernych) do powstania Islamskiej Republiki Iranu, w której konstytucji zapisano:
„Konstytucja zapewnia niezbędną podstawę do kontynuacji rewolucji w kraju i za granicą. W szczególności w rozwoju stosunków międzynarodowych konstytucja [stanowi, że Islamska Republika Iranu] będzie dążyć wraz z innymi ruchami islamskimi i ludowymi do przygotowania drogi do utworzenia jednej społeczności świata”.
Ajatollah Chomeini mówił: „Wyeksportujemy naszą rewolucję na cały świat. Dopóki okrzyk nie ma boga nad Allaha, nie będzie rozbrzmiewał na całym świecie, będzie trwała walka”.
Zdaniem wielu zachodnich myślicieli: „muzułmanie chcą tego samego co my, bezpieczeństwa, pokoju i dobrobytu”. Zapewniał o tym prezydent Obama i cała jego świta.
Nie ma wątpliwości, że istnieją muzułmanie, którzy chcą bezpieczeństwa, pokoju i dobrobytu, ale wielu, a przede wszystkim przedstawiciele instytucji religijnych i pobożni dyktatorzy krajów muzułmańskich postrzegają to inaczej.
Zderzenie cywilizacji jest faktem, jednak różni ludzie różnie na to patrzą. Po upadku ZSRR Samuel Huntington pisał o czekających świat konfliktach religijno-kulturowych, o schyłku cywilizacji zachodniej.
Jego krytycy uznali, że przeciwstawia chrześcijaństwo islamowi, ale moim skromnym zdaniem, chodziło mu raczej o spadek zainteresowania parlamentarną demokracją i powrót do zainteresowania ideami totalitarnymi, tak często ubranymi w idee podparte religią i wojowniczym nacjonalizmem. Innymi słowy, Huntington zapowiadał atak barbarzyństwa na cywilizację dialogu i poszanowania praw jednostki.
Na długo przed publikacją tez Huntingtona, francuski filozof Jean-Francois Revel napisał książkę Ani Marks, ani Jezus, która była wielką pochwałą Ameryki jako tego kraju, który stworzył system polityczny oparty na ideach Oświecenia, na którym Europa powinna się wzorować. Tymczasem Europa porzuciła Oświecenie, pozostała wierna chrześcijańskiemu i marksistowskiemu totalitaryzmowi z demokratyczną dekoracją; jest przekonana, że to ona jest wzorem i światłem dla ludzkości, pławi się w antyamerykańskich sentymentach i ma trudności ze zrozumieniem parlamentarnej demokracji.
Jean-Francois Revel opublikował tę książkę w 1972 roku, ale do końca życia (zmarł w 2006 roku) był przerażony antyamerykańską obsesją Europejczyków. (Jego ostatnia książka, wydana w 2002 roku nosiła tytuł L’Obsession anti-américaine.)
Ciekawym protestem przeciw idei zderzenia cywilizacji była wypowiedź egipskiego filozofa Murada Wahby, który twierdzi, że cywilizacja jest tylko jedna, a jej przeciwieństwem jest barbarzyństwo. Barbarzyńcy raz za razem atakują cywilizację, którą przed ostatecznym zniszczeniem ratują samotni bohaterzy tacy jak Avicenna (Ibn Sina), a niszczą ponownie fanatycy tacy jak Al Ghazali (muzułmański myśliciel, który postawił tamę muzułmańskiemu renesansowi na przełomie XI i XII wieku). Dysydenci islamskiego świata uratowali dla Europy i innych niszczone przez (głównie chrześcijańskich) religijnych fanatyków dziedzictwo Greków, a Europejczycy uratowali dla świata dziedzictwo z kultury islamu, świat się rozwija, a barbarzyńcy nieustannie ponawiają swoje próby zniszczenia cywilizacji opartej na rozwoju, innowacji i dialogu, a nie na podboju i rabunku.
Barbarzyńcy przychodzą z lewa i z prawa. Jest wręcz zabawne deklarowanie się jako lewica czy prawica, jeśli pamiętamy jak mętny jest ten podział, jak bardzo obydwa pojęcia splecione są z totalitarnymi ideami i nieludzkimi zbrodniami. Rewolucyjny romantyzm lewicy i prawicy jest nieodmiennie obietnicą wspaniałej przyszłości zbudowanej na górze trupów tych, którzy gotowi są do parlamentarnego rozwiązywania sporów i rozwijania cywilizacji.
Zderzenie cywilizacji może wydawać się mglistą koncepcją, nadającą się wyłącznie do akademickich sporów, na które szkoda czasu. W naszym dążeniu do bezpieczeństwa, pokoju i dobrobytu gotowi jesteśmy odwracać oczy od wszystkiego, co zakłóca obraz spokojnego jutra.
A jednak, jeśli barbarzyństwo nazwiemy cywilizacją, to zderzenie cywilizacji dokonuje się na naszych oczach i zagraża bezpieczeństwu naszego jutra. Kiedy bomby spadają na Charków, Kijów, Odessę, Lwów i inne ukraińskie miasta, słowo barbarzyństwo nasuwa się samo. Kiedy Chiny grożą napaścią na Tajwan odczuwany niepokój, kiedy Turcy zrzucają bomby na Kurdów, zauważają to tylko nieliczni, Sudan jest poza naszym radarem, podobnie jak Nigeria, czy wiele innych miejsc, gdzie szaleje barbarzyństwo, a cywilizacja jest bez szans.
Inaczej jest z Gazą. Gaza interesuje wszystkich. Co więcej, nagle pojęcie barbarzyństwa zostaje przedefiniowane. Tu wielu barbarzyńcami nazywa tych, którzy pragną bezpieczeństwa, pokoju i dobrobytu. Co zdumiewa najbardziej, to sojusz zachodniej lewicy z barbarzyńskim patriarchatem, z teokratycznym totalitaryzmem otwarcie deklarującym nie tylko dążenie do eksterminacji Żydów, ale równie otwarcie dążącym do zniszczenia demokratycznych społeczeństw opartych na prawach jednostki, równości wobec prawa, na prawie własności i demokratycznych instytucjach. Co więcej, antyamerykańska (lub jak wolisz antyoświeceniowa) obsesja przeskoczyła przez ocean i rozgościła się w samej Ameryce, w Kanadzie i w Australii.
Czy jest to efekt wielkich ruchów ludności i rozpadu tradycyjnych więzi społecznych? Wielka migracja to jedna z ważniejszych przyczyn, ale z pewnością nie jedyna. Być może na drugim miejscu powinniśmy wymienić fakt, że prawa człowieka stanowiące jedno z najwspanialszych osiągnięć Oświecenia stały się bronią w ręku barbarzyńców. Zasadnie przekonani, że my będziemy się trzymać humanitarnych reguł, barbarzyńcy wykorzystują wywalczone wolności w swojej wojnie przeciw wszelkiej wolności, stosując wszystkie chwyty.
Dobrą ilustracją tej sztuki może być kazanie wygłoszone przez imama 5 stycznia 2024r. w przylegającym do Detroit, stosunkowo niewielkim mieście Warren. Korzystając ze strzeżonej przez konstytucję amerykańską swobody słowa, w kazaniu przekazywanym za pośrednictwem You Tube imam mówił między innymi:
„Pewien Żyd w Nowym Jorku rozmawiał z palestyńskim biznesmenem. Najpierw [Palestyńczyk] powiedział: „Nie martw się, Żydzie. Pewnego dnia nadejdzie czas i zarżniemy cię jak owcę, a kamień i drzewo będą z nami pracować potajemnie. Powiedzą nam: Hej, muzułmaninie, przyjdź. Ktoś się tu ukrywa, wstań i zabij go”.
Dodając:
„O Allahu, uczyń nas żołnierzami dla Ciebie. W każdy sposób, w jaki chcesz, żebyśmy byli – czołgiem, okiem, pieniędzmi i ręką, uczyń nas żołnierzami dla islamu. Spraw, byśmy zginęli tak, jak Ty chcesz, byśmy zginęli”.
Moglibyśmy pomyśleć, że to jakiś odosobniony patologiczny przypadek, który wywołał burzę potępienia ze strony amerykańskich muzułmanów, mediów i władz. Wręcz przeciwnie, to tylko jeden z setek przykładów, na które nikt nie zwraca uwagi.
Nic dziwnego, że wykładowca University of California, Osman Umarji, korzystając z konstytucyjnie chronionej wolności słowa poszedł znacznie dalej. W przekazywanym również za pośrednictwem You Tube kazaniu w Islamskim Centrum w San Gabriel Valley amerykański nauczyciel akademicki mówił:
„Widzimy obrazy [z Gazy] i widzimy nagłówki gazet, co sprawia, że wielu muzułmanów z głębi serca zadaje pytanie: Czy 7 października było tego warte, czy muzułmanie powinni byli stawić opór 7 października? Ponieważ wygląda na to, że Palestyńczycy przegrywają.
[…]Możemy zatem zacząć zmieniać naszą perspektywę i nie analizować rzeczy wyłącznie z perspektywy ziemskiej, ale także czerpać nauki z analizy polityki Koranu i Sunny Proroka Mahometa.
[…]Jedynym sposobem, w jaki możemy to zrobić, jest przeanalizowanie i cofnięcie się do najazdów proroka Mahometa, do biografii proroka Mahometa, która została w dużej mierze zapomniana przez amerykańskich muzułmanów w świecie po 11 września. To sprawia, że nie jesteśmy w stanie zająć się wojną i ocenić konfliktu, skoro nie mamy już wiedzy o tym, jakim wojownikiem był Prorok Mahomet.”
Amerykański muzułmanin mówił o nadziei „rozwiązania syjonistycznego państwa” w oparciu o wzór z 7 października i „wzniesienia państwa palestyńskiego, czyli Państwa Islamskiego”.
Czym różni się islamskie marzenie od amerykańskiego marzenia? Amerykańskie marzenie traktuje o demokracji, równości i wolności. Islamskie marzenie traktuje o podboju Jerozolimy, Rzymu, Barcelony i Waszyngtonu. Drobna różnica, ale islamskiego marzenia nie da się spełnić bez pomocy niewiernych.
Towarzysze, pomożecie?
W amerykańskiej szkole podstawowej w Berkeley uczniowie zostali poproszeni przez nauczycielkę o napisanie na samoprzylepnych karteczkach przesłania przeciw nienawiści i przykleili je na szkolnym korytarzu. Jeden z uczniów napisał: „Przestańcie bombardować niemowlęta”, inni poszli w jego/jej ślady, następnie cała gromadka poszła i przyczepiła swoje karteczki na drzwiach klasy, w której uczyła nauczycielka żydowskiego pochodzenia.
I znów pytanie – odosobniony incydent, czy wycinkowy obraz pokazujący zjawisko? Jakie zjawisko? Powrót Ameryki do europejskiej najgorszej, najbardziej barbarzyńskiej tradycji? Czy jesteśmy świadkami sojuszu barbarzyńskiej lewicy z barbarzyńską prawicą?
Pochodzący z ZSRR emerytowany polityk izraelski Natan Szaransky mówi:
„Najważniejsza walka w Ameryce nie toczy się między lewicą a prawicą, ale między liberałami a postępowcami. Postępowcy nie są sojusznikami; są wrogami liberalizmu. I wielu organizacjom, zwłaszcza żydowskim organizacjom liberalnym, bardzo trudno było to zaakceptować”.
Dlaczego zwłaszcza żydowskim? Ponieważ w walce barbarzyńców z cywilizacją pierwszym celem są Żydzi, tu bowiem najłatwiej zmobilizować swoich i uzyskać wsparcie w społeczeństwach wroga. Kiedy to się uda, dalej będzie łatwiej. Tak przynajmniej wierzą stratedzy barbarzyńskich armii. Prawdziwym celem jest zakończenie anomalii jaką jest zachodnia demokracja.
Izrael jest dziś kanarkiem w kopalni, która jest wojną totalitaryzmu z demokracją. Znaczna część demokratycznego świata, jest rozdarta, nie bardzo rozumie, o co toczy się gra, lub wręcz opowiada się po stronie sił totalitaryzmu.
Chiny i Rosja patrzą z sympatią na wojnę fundamentalistycznego islamu z Zachodem. Chwilowo cel jest wspólny, porządek zrobi się później. Hamas jest zaledwie forpocztą sił reprezentujących islamskie marzenie. Jak pisze dwóch amerykańskich analityków strategii islamskiej wojny z Zachodem:
„Ludzie Zachodu wyraźnie błędnie postrzegają Hamas, kiedy wyobrażają sobie, że ich działania z 7 października były spontaniczne i oportunistyczne; Wydaje się raczej, że strategia okrucieństwa była teoretycznie podbudowana, dobrze zaplanowana, a następnie zrealizowana tak, aby wywołać przytłaczającą reakcję Izraela i spowodować narażenie mieszkańców Gazy na drastyczne niebezpieczeństwo.
Dlaczego strategia okrucieństwa jest jeszcze bardziej niebezpieczna, niż mogłoby się wydawać? Ponieważ jest to atak na główne idee leżące u podstaw praw wojny i porządku westfalskiego.”
Zdaniem autorów tego artykułu, cywilizowane prawa wojny to zachodnia innowacja, która jest znakomicie wykorzystywana przez wrogów Zachodu. Oni tych praw nie respektują, chronią się za swoimi cywilami, atakują cywilów wroga, porywają cywilów jako zakładników, atakują statki handlowe, stosują gwałt i inne formy skrajnego terroru jako broń w walce z niewiernymi. Żądają, by druga strona przestrzegała swoich praw, wiedząc, że te apele trafią na podatny grunt.
„Kiedy jedno państwo, które podpisuje się pod koncepcją praw człowieka i powściągliwości w działaniach militarnych, jest w stanie wojny z organizacją, która nie uznaje takich ograniczeń, korzyści płyną do strony, która nie uznaje żadnych ograniczeń.”
Islam nie jest samotny na froncie walki z Zachodem. „Rosja – czytamy w tym artykule – podczas inwazji na Ukrainę popełniła niekończącą się serię okrucieństw i zbrodni wojennych oraz celowo atakowała ludność cywilną. Wydaje się, że celem Rosji jest m.in. sterroryzowanie ludności cywilnej i wymazanie ukraińskiej tożsamości na okupowanych terenach.”
Wojna o umysły jest równie istotna jak działania militarne. Kto wie, czy nie jest ważniejsza. Bez demoralizacji w szeregach wroga zwycięstwo nad liberalizmem nie jest możliwe. W demokratycznych społeczeństwach jedni świadomie i z premedytacją wchodzą w sojusz z barbarzyństwem, inni dają się przekonać romantycznym ideom „współczucia dla słabszego”, jeszcze inni kierują się strachem i pragnieniem bezpieczeństwa, pokoju i dobrobytu chociażby tylko do jutra.
Przybysze z barbarzyńskich krajów uciekają od nędzy, chaosu i terroru. Większość szuka dobrobytu (bez rezygnacji z wdrożonego w dzieciństwie snu o wielkości), dla nielicznych ważniejsza niż dobrobyt jest wolność. Ci ostatni patrzą ze zdumieniem jak mieszkańcy wolnego świata dobrowolnie wyrzekają się wolności, odmawiając walki o zachowanie cywilizacji opartej na jednostkowych swobodach, prawie i dialogu.
Lewica i prawica wydają się pogrążać w tym samym lękliwym bełkocie. Wśród obrońców staroświeckiego liberalizmu coraz częściej spotykamy twarze przybyszów urodzonych w tyraniach, którzy lepiej niż inni rozumieją, że Izrael jest kanarkiem w kopalni, że jego zagłada oznaczać będzie, iż opary trucizny są tak silne, że zabijają cywilizację.
Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.
Nic dodać, nic ująć. Zetknęłam się z tym antyamerykanizmem w Europie w osobie ciekawostka fundamentalisty chrześcijańskiego. Oni prędzej podadzą rękę islamiscie niż liberałowi. Nienawidzą liberalizmu choć to właśnie liberalizm zapewnia im wolność. Oni jej jednak nie chcą bo ich marzeniem jest fundamentalne państwo religijne. Gdyby tylko dało się wymienić Mahometa na Chrystusa byliby zachwyceni. Na razie jednak walczą wspolnie przeciw wolnosci. Bo dla nich wolność to największe zsgrożenie bo to ona własnie nie uznaje jedynej religijnej prawdy.
Europejsko antyamerykanizm ma też źródła, które trudno zdeprecjonować. Trzeba pamiętać, że miliony Europejczyków jechały do Ameryki uciekając przed nędzą, a nie po zdobycze cywilizacyjne, tak jak my je dziś rozumiemy. Stąd u tych co pozostali wytworzył się obraz Ameryki prostackiej, wręcz prymitywnej kulturowo, której jedyną wartością jest dolar. Ten obraz można zmienić u elit intelektualnych, ale u tzw. normalnych ludzi proces ten trwa niezwykle długo.
O tyle to ciekawe, że walczący islam nigdy nie posługuje się swoją historią, w której są także wspaniałe karty jeśli chodzi o np. naukę. Czyli co? Mamy rozumieć, że kultura, nauka i tego typu zdobycze nie mają znaczenia dla losów ludzkości na dłuższą metę? Byłoby to przygnębiające.
To kolejny, bardzo dobrze uzasadniony głos za tym, że czas na zakończenie uprawiania polityki przez ludzi, przez jakieś ich reprezentacje, ich organizacje typu państwa czy międzynarodowe instytucje.
To już było i efektem jest zawsze to samo – wielkie mordowanie w imię jakiegoś boga albo innej równie mętnej idei.
Może już czas na zastąpienie ludzi algorytmem, zamiast “demokracji” czysta merytokracja, czas na zmianę człowieka z jego psychiką, intelektem i instynktami.
To trudne do wyobrażenia ale, obawiam się, że jedyny sposób na przetrwanie naszego świata
Na pierwszy rzut oka (ucha) brzmi to zachęcająco, ale … zawsze jest jakieś ale.
Życie składa się z niezliczonej (nieograniczonej) liczby niuansów i wątpię póki co, czy istnieje jakiś algorytm ogarniający je wszystkie. Niepokój co do tego pomysłu pochodzi stąd, że może to być po prostu zimna do bólu techniczna (merytoryczna jak kto woli) odmiana dyktatury, za której poczynania nikt nie ponosi odpowiedzialności.
Ale … zawsze jest jakieś ale …. warto się zastanowić.
“Może już czas na zastąpienie ludzi algorytmem, zamiast >>demokracji<< czysta merytokracja…" Przypomina to niegdysiejszy naiwny entuzjazm, że kłopoty ludzkości się skończą przez wprowadzenie socjalizmu.
Pozwalam sobie przypomnieć, że Stanisław Lem przemyślał to rozwiązanie już ponad 60 lat temu ("Dzienniki gwiazdowe", podróż 24, planeta Indiotów). Tam Indioci oddali rządy nad swoją planetą inteligentnej maszynie. Zakończyła wszystkie konflikty, spory i bałagan. Wiązał się z tym koniec całej cywilizacji i śmierć wszystkich Indiotów.
Parlamentarna demokracja jest okropnym systemem, ale najlepszym jaki dotąd wymyślono. Nie ja wymyśliłem to stwierdzenie, ale się z nim zgadzam. Mógłbym na poparcie tej tezy przywołać zdania z Konfederacji Warszawskiej z 1573 roku, kiedy to nasi przodkowie sprzeciwili się pobożnej jednopartyjności i obwieścili, że możemy zgodnie żyć obok siebie wierząc różnie; mógłbym przywołać mowę Peryklesa, ale spróbuję to wyłożyć własnymi słowami. Na parlamentarną demokrację nie można się wybić, trzeba się jej nauczyć. Trzeba sobie uświadomić, że jeśli ja nie mogę przekonać argumentami ciebie, a ty nie możesz przekonać mnie, to mamy wybór – albo wojna domowa, albo poszukiwanie kompromisu, który pozwoli nam żyć pod jednym dachem bez tego, że ty mi wybijesz szyby w oknach, a ja tobie podpalę samochód. Uliczny parlamentaryzm nie jest parlamentaryzmem, mimo głębokiego przekonania, że jak rolnicy blokują drogi to paskudnie, ale jak my robimy burdy o słuszną naszym zdaniem sprawę, to jest demokratyczny nacisk na polityków.
Tej możliwości zgody na kompromis mimo nie dających się usunąć różnic trzeba się uczyć od przedszkola.
Demokracja parlamentarna nie tylko ma wady od urodzenia, ale ciągle pojawiają się nowe. Nadal jednak nie ma niczego lepszego. Zgoda, politycy myślą od wyborów do wyborów, a walka o władzę skłania ich do populizmu i demagogii. Wyborcy wybierają durni i dają się wodzić za nos pismakom. Media społecznościowe robią celebrytów z wyjców. Uniwersytety zmieniają szarlatanów w guru kawiarnianych mas, a naukę w parodię, partyjne lojalności zmieniają się w myślenie stadne. W partyjnych rozgrywkach nie szukamy kompromisów, dążymy do postawienia na swoim, twierdząc, że nasze racje są święte.
Związek Radziecki stworzył model jednopartyjnej demokracji z parlamentem zatwierdzającym decyzje KC. My mamy wielopartyjną demokrację z ułomnym parlamentaryzmem. Parlamentarna demokracja jest okropnym systemem, ale najlepszym jaki dotąd wymyślono. Musimy się jej zacząć uczyć. Marszałków nam trzeba. Maciej Rataj był dobrym marszałkiem, Hołownia ciekawie się zapowiada, przedszkolanek uczących podstaw parlamentarnej demokracji jak nie było tak nie ma, ale możemy zacząć myśleć o ich kształceniu. Konstytucja ma trzymać nasze partyjne rozwydrzenie w ryzach, żeby różnice mniemań nie rozwalały domu.
Merytokracja to ładnie brzmiące pojęcie, ale nie ma ekspertów od wszystkiego, ekspertów ktoś musi wybrać, spory między ekspertami trzeba jakoś rozwiązać. Nie jest prawdą, że eksperci są bardziej skłonni do kompromisów niż przeciętny obywatel.
Wiadomo, że nie wszyscy nadają się do sprawowania władzy i jak dotychczas nie wynaleziono sposobu eliminacji psychopatów z jej kręgu, a za pomyłki w tej materii płacić musimy wszyscy, wielu bardzo słono. Może jest jeszcze zbyt wcześnie na zastąpienie ludzi algorytmem, ale wydaje się że już dziś algorytm mógłby w tej materii zrobić co nieco dobrego, po prostu nie dopuszczając pewnych ludzi do niektórych stanowisk, decyzji, zwłaszcza decyzji związanych z uruchomianiem jakichś wyrzutni, wysyłaniem armii etc. Wiele napisano o dzieciństwie dyktatorów-zbrodniarzy, ale zawsze dowiadujemy się o nim po hekatombie i chyba nie jest fałszywym przekonanie, że gdybyśmy wcześniej jakimś cudem mogli poznać ich życiową drogę, to per fas et nefas należałoby postawić tamę ich politycznym ambicjom. Dawniej nie było po temu narzędzi, ale dziś, a na pewno już jutro, kiedy cała droga życiowa człowieka od narodzin spoczywać będzie w jakichś bazach danych, AI bez trudu powinna wyeliminować wszystkich marzących o odwecie, bitych w dzieciństwie i upokarzanych przez kolegów. Zostałoby im co najwyżej szefostwo w jakiejś korporacji, własna rodzina, co też oczywiście nie będzie dla wszystkich miłe, ale społecznie znacznie mniej szkodliwe.
Nasuwają mi się dwa skojarzenia:
Oriana Fallaci i jej „Wściekłość i duma”.
Drugie już z naszego podwórka. Kaczyński i jego powyborcza „walka o praworządność”. Jak zawsze u niego wynikająca z wyznawanej moralności Kalego.