03.04.2024
1.
Zakorzeniły się w kulturze od najdawniejszych czasów. Drzewo kosmiczne – Axis Mundi. Drzewo rodzące złote jabłka w ogrodzie Hesperyd. Biblijne drzewo poznania dobra i zła. A zaraz obok drzewo życia. Zakorzeniły się też w języku potocznym, w którym pojawia się chłop jak dąb albo człowiek pozbawiony korzeni. Gdzie mówi się o drzewie genealogicznym (niedaleko pada jabłko od jabłoni), przestrzega się, by nie przesadzać starych drzew itp. Wrosły w poezję. W kwietniu 1943 roku, kiedy w warszawskim getcie wybucha powstanie, Krzysztof Kamil Baczyński pisze wiersz adresowany do ginącego – swojego – narodu: Byłeś jak wielkie, stare drzewo,/ narodzie mój jak dąb zuchwały,/ wezbrany ogniem soków źrałych/ jak drzewo wiary, mocy, gniewu./ I jęli ciebie cieśle orać/ i ryć cię rylcem u korzeni,/ żeby twój głos, twój kształt odmienić,/ żeby cię zmienić w sen upiora./ Jęli ci liście drzeć i ścinać,/ byś nagi stał i głowę zginał. […].
Czesław Miłosz we „Wspomnieniu pewnej miłości” mówi o konkretnych tej miłości obiektach: sośnie, dębie czy jodle. Nie wiedział jeszcze, że istnieje siedemnaście gatunków sosen, pięć świerków czy szesnaście dębów. Dziś słowo las wywołuje inne skojarzenia niż za jego młodości, kiedy dominowały lasy mieszane, z przewagą dębu wysokopiennego, grabu i lipy, czyli miały niewiele wspólnego z chudymi sosenkami, które zajęły ich miejsce. Zbigniew Herbert (w rozmowie z Markiem Oramusem) wspomina spacer z Miłoszem: Chodzimy po lesie, on wszystkie ptaki nazywa po imieniu, ja rozglądam się za jakimś pniakiem, żeby usiąść i napić się wina, a on tam pohukiwał, wołał ptaki – cały wydany naturze. Sam też znajduje w obrazie drzewa wyraz trosk i odniesień metafizycznych. Oto słynny fragment z „Jaskini filozofów”: Sokrates pozdrawia drzewo za oknem. Teraz wiemy oboje, że wszystko, co ma się zdarzyć, przychodzi do nas. Losu nie należy szukać – mówiłeś. Trzeba dojrzewać, rosnąć w górę, rzucać nasiona i cień – czekać. Aż kiedy przyjdzie to, co ma przyjść – przyjąć. Cokolwiek to będzie: wiatr wiosenny czy topór. Mam głowę pełną siwych włosów i ładu. Ty masz głowę pełną zielonego szumu. A jednak od ciebie nauczyłem się mądrości trwania. Korzeniom twoim kłania się Sokrates.
Opowiadał o tym telewizyjny film wyprodukowany przez BBC. Aktorka Judi Dench wraz z mężem Davidem Millsem w zalesionym hrabstwie Surrey w południowo-wschodniej Anglii. Wiele z tych drzew posadzili własnymi rękami na pamiątkę zmarłych bliskich. Rośnie tam między innymi Michael, który otrzymał imię po zmarłym w 2001 roku pierwszym małżonku Dench, Michaelu Williamsie. Spróbowali wspólnego życia po dziewięciu latach znajomości i wyszła im – mówi dziś Judi – wielka miłość, największa. To właśnie z Michaelem aktorka rozpoczęła botaniczno-duchową działalność. Każda sadzonka ma za zadanie utrzymać ciągłość życia kogoś, kto odszedł. Nie wiem, czy widział ten film kolega, który zwierzył mi się, jaki będzie kres jego świadomego życia. Nietrwała urna z prochami znajdzie swoje miejsce pod wybranym już cmentarnym drzewem.
2.
„Drzewo” – i „drzewiej”, co znaczy: dawniej, kiedy nas jeszcze na świecie nie było. Drzewo to „stanie silne” (Aleksander Brűckner), stałe, pewne. W nim objawia się potęga życia. W kwietniu i we wrześniu – w okresie nasadzania – Krzysztof Penderecki nie koncertował. Jechał do swoich Lusławic, gdzie od lat, na wzór polifonicznej symfonii, komponował swój ogród. – Popatrzmy na drzewo: ono nas uczy, że dzieło sztuki musi być zakorzenione – w ziemi i na niebie. Bez korzeni nie ostoi się żadna twórczość – podkreślał, dodając, że jako dendrolog często czuje się pewniej niż jako kompozytor.
Bywa, że symboliczna trwałość drzewa w bolesny sposób zderza się z doświadczeniem ich realnej kruchości. Ks. Adam Boniecki wspomina w „Tygodniku Powszechnym” swój – w ścisłym sensie tego słowa – las. Posadził go jego ojciec dla upamiętnienia narodzin pierworodnego syna i nazwał jego imieniem: Adam. Ostatni raz widział go autor w wieku siedmiu lat. Dziś nie ma już śladu po rodzinnych zabudowaniach ani po tamtym lesie. Pisze Boniecki: […] drzewa są idealnym miejscem przechowywania pamięci. Spokojne trwanie drzewa, trwanie na jednym miejscu, do którego wracając po latach sprawdzamy, czy ono nadal tam jest, wydaje się zaprzeczeniem naszej zmienności i nieubłaganego przemijania. Chyba wiem, co czuje kapłan, gdy pisze o lesie, którego już nie ma. Kilkanaście lat temu odwiedziłem z siostrą nasze „miejsce pamięci” (określenie Pierre´a Nory), dawną posiadłość w Ostrówkach koło Chodzieży, gospodarstwo pełne drzew owocowych i leśnych, wśród których chowaliśmy się, znikali ze świata. Nie zostało śladu po rozgrabionych zabudowaniach, powycinanych drzewach, najgłębszej studni we wsi. Stały tylko dwie osierocone lipy. Myślę teraz o dumnych dwustuletnich lipach, jakie widziałem ponad pół wieku temu, gdy rozpoczynałem studia, na gdańskiej alei Zwycięstwa. Dziś żalą się martwymi kikutami i kłębami rozrastającej się na nich jemioły. A przecież mogłyby rosnąć czterysta lat i dłużej.
Niedawno dowiedziałem się o Chipko, hinduskim ruchu kobiet chroniących drzewa przed komercyjną wycinką. Chroniły drzewa własnym ciałem, przytulając je i obejmując: „chipko” w języku hindi oznacza „obejmować”. Urszula Zajączkowska, botaniczka i poetka, mówi co czuje siedząc na drzewie i przytulając się do niego: Zapach, szelesty, podmuchy. Delikatne drgania pnia poruszanego wiatrem. Tak jak człowiek przytula się do człowieka i czuje ruch klatki piersiowej, to tutaj czuć oddechy drzewa – poruszające się masy powietrza bijące w koronę. Poruszasz się razem z nią. Ptak blisko usiądzie i nawet się tobą nie zdziwi.
Drzewa przestają być traktowane wyłącznie jako źródła drewna. Same są wartością – rzucają cień, zasłaniają przed wiatrem, chronią przed utrata ciepła lub nadmiernym promieniowaniem słonecznym, regulują obieg wody i klimat, oczyszczają powietrze i gleby. Stają się współmieszkańcami, bez których trudno wyobrazić sobie życie. Indywidualne nazwy drzew są formą zapraszania ich do wspólnoty, jaką tworzą ludzie wraz z naturą. Na skraju Puszczy Białowieskiej góruje Strażnik Wsi Budy (nazwał go tak tutejszy miłośnik drzew, Tomasz Niechoda). Znana jest historia kilkusetletniego Dębu Jagiełły (prawie 40 m wysokości, niespełna dwa metry średnicy), zwalonego w 1974 roku przez wichurę. Podczas pogrzebu, jaki urządzono mu kilka dni później, postanowiono, że – ogrodzony złamanymi konarami drzew – pozostanie tu do swego naturalnego końca. Spoczywa więc od kilkudziesięciu lat w pozycji leżącej trawiony przez wdzięczne mikroorganizmy wtapiając się powolutku w Puszczę.
A inne właśnie zakwitają.
3.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) od lat alarmuje, że kryzys ekologiczny to także kryzys zdrowotny. Efekt cieplarniany oraz bezmyślna, nastawiona na maksymalizację zysku gospodarka sprzyjają pojawieniu się nowych patogenów, m.in. koronawirusów. Dziś widać jasno, że człowiek stał się protowirusem infekującym Ziemię i wywołującym skutki, jakich doświadczaliśmy podczas pandemii pochowani w swych domowych więzieniach.
Na świecie rośnie dziś blisko trzy biliony drzew i jest miejsce do zasadzenia kolejnych 1,2 bilionów bez ograniczania powierzchni upraw. Dodatkowy bilion drzew pochłonąłby ponad 100 gigaton dwutlenku węgla. To tyle, ile ludzkość emituje przez 10 lat. W książce Haliny Barbary Szczepanowskiej i Marka Sitarskiego pt. „Drzewa. Zielony kapitał miast” przedstawiono konkretne wyliczenia. Jedno drzewo przyuliczne na badanym terenie Pragi-Północ przechwyciło średnio 1,69 m3 opadów rocznie […]. Na terenie badanych ulic 352 drzewa przechwyciły hipotetycznie 689 m3 opadów w ciągu roku, a w stosunku do wszystkich drzew przyulicznych Pragi-Północ byłoby to 23 500 m3 wody deszczowej. Wartość pieniężna tej usługi świadczona przez 352 drzewa badane rocznie wyniosłaby więc 7568 zł, a drzew przyulicznych na terenie dzielnicy Pragi-Północ 258 000 zł. Najskuteczniej oczyszczają powietrze brzozy i dęby.
Badacze ekosystemów mówią, że jedyną szansą przeciwdziałania klimatycznej katastrofie jest sadzenie drzew, a bardziej jeszcze – pozwolenie, by mogły rosnąć i rozkrzewiać się samodzielnie. Zdolność lasów do wyłapywaniu z atmosfery dwutlenku węgla kazałaby zalesić ok. półtora miliardów hektarów wszystkich lądów, głównie Rosji, Australii, Kanady, Brazylii i Chin. Niestety, trwa wylesianie, rzeź drzewostanu, czyli deforestacja (ang. forest – las). W ciągu ostatniego półwiecza największa na świecie, zajmująca 5,5 mln km2 puszcza amazońska („płuca świata”), straciła 20% swego obszaru. Wycięto w niej prawie wszystkie (90%) skupiska drzew deszczowych wzdłuż wschodniego wybrzeża nad Atlantykiem, ich miejsca zajmują pastwiska oraz kopalnie żelaza i miedzi. Współczesna cywilizacja to okres, w którym wycięto 46% drzew rosnących na Ziemi. Co roku ginie ich 15 miliardów, przybywa ledwie 5 miliardów. Są oczywiście wyjątki: najbardziej zalesiona w Europie Finlandia (lasy zajmują 74% powierzchni kraju) nie wycina swoich drzew, lecz kupuje je gdzie indziej, także w Polsce, gdzie panuje wciąż dendrofobia uzasadniana wydumaną ochroną interesów gospodarczych. 80% polskich lasów należy do Skarbu Państwa, czyli są to lasy publiczne, lecz publicznej kontroli nie było nad nimi nigdy. Wzrost wycinki drzew pozostaje dziś w ścisłym związku z eksportem drewna, głównie do Niemiec, Chin, Słowacji i Czech. Eksportowe profity powodują zaniedbanie potrzeb rynku krajowego. Na brak drewna oraz rosnące jego ceny (najwyższe dziś w Europie!) narzekają nieomal wszystkie zakłady branży drzewnej.
Choć i w naszym kraju zdarzają się takie cuda, jak ten w Rzeszowie, gdzie dwie nauczycielki, niczym hinduski z Chipko, własnym ciałem obroniły zdrowy, dwustuletni dąb przed urbanistycznymi planami władz miejskich. Dewastacji Puszczy Karpackiej przeciwstawia się społeczny ruch Dzikie Karpaty. Trójmiejskie lasy chce chronić przed zniszczeniem fundacja Fidelis Siluas (Wierni Lasom).
4.
Moje obrazy zagłady lasu, od których trudno mi się uwolnić, to najpierw setki tysięcy drzew położonych na ziemi przez wichurę w Nadleśnictwie Rytel pod Chojnicami. Oglądałem je wielokrotnie z okien pociągu, bez przerwy, od Gutowca, przez Rytel aż po Krojanty. Złamane przy ziemi albo w połowie pnia. Nieliczne ocalałe jakimś cudem sprawiają wrażenie płaczek użalających się nad losem tamtych, powalonych. Patrząc myślałem o sztuce Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc”. Te umierały jak ludzie, leżąc. A potem już ludzkie drzewobójstwo. Harwestery w Puszczy Białowieskiej, jedynym w Europie lesie trwającym od ostatniego zlodowacenia (12 tysięcy lat). Widziany najpierw w telewizji, a niedługo potem bezpośrednio, czterohektarowy cmentarz ściętych w 2018 roku sosen, dębów i buków w Łebie. Pokot drzew na Mierzei Wiślanej po pięciu dniach pracy morderczych kombajnów w 2019 roku. O mierzei, którą po raz pierwszy zobaczyła pół wieku temu, w tonie lamentacyjnym pisała w „Znaku” Józefa Hennelowa: Dlaczego to robimy? Dlaczego pozwalamy sobie wierzyć, że mamy takie prawo?. I nieco dalej: Można ogłosić, że nie liczą się ani morze, ani zatoka, ani piękno złocistej plaży nad samym Bałtykiem, że to my, władcy rozkazów i finansów, decydujemy, w którym kierunku płynąć mają rzeki i kiedy to, co raz stworzone i dane, zupełnie przestanie mieć znaczenie.
Andrzej Stasiuk zauważa, że wypędzamy ze swojego życia chaos, dzikość, wszystko to, co naturalne. Pisze: Jakbyśmy się tego bali. Albo tego nienawidzili. A przecież bez tego po prostu nie przetrwamy. Będziemy panami stworzenia na dosłownej i metaforycznej pustyni. Ekologowie z organizacji pozarządowych od dawna alarmują: polskie lasy są wciąż masowo wycinane. Padają wiekowe dęby, graby, buki. Samowolę w niszczeniu drzewostanu sankcjonowało tzw. lex Szyszko (ustawę bez konsultacji i bez udziału opozycji uchwalono 16 grudnia 2016 roku w Sali Kolumnowej). Podczas obowiązywania tego [anty]prawa zniszczono pond trzy miliony drzew, co komentował prof. Zbigniew Karaczun z SGGW: Biorąc pod uwagę całą gospodarkę leśną, może się wydawać, że trzy miliony drzew to niewiele. Ale rosnąc na obszarach zurbanizowanych, odgrywały one inną rolę i miały inną wartość dla człowieka. Na gdańskim wiecu sprzed bodaj trzech lat Donald Tusk mówił, sam to słyszałem, o 250 milionach drzew wyciętych w czasie rządów PiS (krytykowano później tę informację wskazując, że wycinek nie przelicza się na ilość drzew, lecz na metry sześcienne). Odpowiedzialna za klimat i środowisko w jego rządzie Paulina Henning-Kloska chce w trybie nadzwyczajnym zawiesić na pół roku wycinkę w dziesięciu kompleksach leśnych (m.in. w Górach Świętokrzyskich, Bieszczadach, Puszczy Karpackiej, wokół Trójmiasta).
Chodzą mi czasami po głowie myśli związane ze stanem psychicznym osób odpowiedzialnych za leśną dewastację, ze świadomością funkcjonariuszy Lasów Państwowych. Posłuszeństwo partyjnym dyrektywom, uleganie cynicznym pochlebstwom Tadeusza Rydzyka, chciwość, co tam jeszcze. Przecież większość z nich ma dzieci, wnuki. Godzili się na pozostawienie im kraju zdegradowanego także pod tym względem?
Andrzej C. Leszczyński
To kolejny dowód na to, że ludzie nie dorośli do rządzenie w swoim świecie.
I jeszcze taki dowcip z czasów tego ministra Szyszko – pytanie, co trzeba aby wyrósł las? odpowiedź – trzeba posadzić Szyszkę
I dać patrona …
Uprawiałem kiedyś “drzewizm” czyli gatunek ilustracji czerpanych bezpośrednio z drzew. One potrafią dawać sporo ciekawych informacji poprzez swoją korę. Tu np. rozmawialiśmy o Afryce …