08.04.2024
Wielu zastanawiało się nad pytaniem, kto i dlaczego głosował w 2016 roku na Donalda Trumpa. Dziś wszystko wskazuje na to, że ta historia może się w listopadzie powtórzyć. W Stanach Zjednoczonych właśnie ukazała się nowa książka, której autorka raz jeszcze próbuje odpowiedzieć na pytanie, co i kogo skłania do takiego wyboru.
Szefowa działu opinii „Newsweeka”, Batya Ungar-Sargon poświęciła rok na podróże po Stanach Zjednoczonych i rozmowy z ludźmi z klasy robotniczej. Owocem tych rozmów jest książka pod tytułem Second Class: How the Elites Betrayed America’s Working Men and Women.
Książki nie czytałem, znam zaledwie jej opublikowany w sieci fragment i wywiad z autorką. Batya Ungar-Sargon przypomina, że bezpośrednio po tych wyborach media przekonywały, że wyborcy Trumpa to rasiści, banda ksenofobów, zwolenników teorii spiskowych i protofaszystów.
Ungar-Sargon stawia hipotezę zgoła marksistowską, iż dzisiejsze lewicowe poglądy wyborców Partii Demokratycznej, to pełna pustosłowia moda ludzi z wyższym wykształceniem z klasy średniej i wyższej, ignorujących interesy klasy robotniczej, którzy ani jej nie rozumieją, ani nie próbują jej zrozumieć. Dla socjologa taka hipoteza jest intrygująca, szczególnie, że jeśli jest uzasadniona, może mieć również pewne implikacje wykraczające daleko poza społeczeństwo amerykańskie.
Autorka zwraca uwagę na fakt, że amerykańska Partia Demokratyczna była tradycyjnie powiązana z klasą robotniczą, jednak jej elektorat stopniowo się zmieniał. Działacze partyjni mieli nadzieję na pozyskanie imigrantów i mniejszości rasowych, odwracając się równocześnie od swojego tradycyjnego elektoratu. Te rachuby okazały się jednak błędne.
Większość wyborców Trumpa stanowili ludzie mający dochody poniżej średniej, co było powtórką zmian postaw wyborczych amerykańskiej klasy robotniczej, jaką obserwowaliśmy, kiedy na scenie politycznej pojawił się Ronald Reagan, zaś wyborcy zauważyli, że reakcje zarówno Demokratów, jak i związków zawodowych na „kryzys naftowy” z 1973 roku powodowały wyłącznie pogłębienie dramatu, czyli bankructwa firm i zanikanie miejsc pracy.
Tamten kryzys obserwowałem ze Szwecji, gdzie państwo opiekuńcze wyprodukowało nową grupę społeczną, ludzi zajmujących się rozdawaniem wtórnie dzielonej części dochodu narodowego, której interesy związane były z naciskiem na ciągłe zwiększanie nakładów na cele socjalne. Ta grupa stanowiła silną i bardzo aktywną część rządzącej partii. W warunkach głębokiego kryzysu gospodarczego i gwałtownego spadku wpływów z eksportu, filozofia i polityka socjaldemokratów (w znacznym stopniu kształtowana przez pracowników sektora publicznego), uderzała w klasę robotniczą.
W latach 70. w Ameryce, w reakcji na gospodarcze trzęsienie ziemi, klasa robotnicza odwróciła się od Partii Demokratycznej i przeniosła swoje głosy na Republikanów. Czy dziś obserwujemy podobną reakcję? Jak mówi Batya Ungar-Sargon w 2022 roku wśród wyborców głosujących na Demokratów było o 14 procent więcej ludzi z wyższym wykształceniem niż ludzi z klasy robotniczej.
Dzisiejsze podziały społeczeństwa amerykańskiego są faktem, ale ich interpretacja oparta jest na ideologii. Politycy i media oskarżają elektorat Republikanów o podważanie demokracji i narażanie na ryzyko bezbronnych i uciskanych, podczas gdy media, które już nawet nie udają, że są obiektywne, nie ukrywają pogardy i podsycają wrogość. Podział na „lewicę” i „prawicę” ukrywa jednak zdumiewające paradoksy.
Batya Ungar-Sargon pisze, że tak silnie eksponowane podziały są w rzeczywistości mniejsze niż widać je w krzywym zwierciadle mediów.
„Demokraci przedstawiają konserwatystów jako postacie z Opowieści podręcznej, a Republikanie przedstawiają liberałów jako ‘zabójców dzieci’. Jednak dwie trzecie Amerykanów zgadza się, że aborcja powinna być rzadka ale legalna.
Demokraci lubią nam mówić, że Republikanie są napaleni na strzelaniny w szkołach, a Republikanie lubią mówić, że Demokraci chcą ukraść nam broń. Jednak 61 procent społeczeństwa uważa, że Druga Poprawka powinna pozostać w mocy, ale zbyt łatwo jest wejść w posiadanie broni.
Demokraci mówią nam, że Republikanie nienawidzą gejów, a Republikanie mówią nam, że Demokraci chcą, aby każde dziecko było queer. Jednak przeciętni Amerykanie uważają, że płeć jest determinowana w momencie urodzenia i że osoby transpłciowe należy chronić przed dyskryminacją, choć jeśli chodzi o sport, osoby transpłciowe powinny rywalizować w drużynach odpowiadających płci, z którą się urodziły. Tak właśnie uważa sześć osób na dziesięć.”
Po przeprowadzeniu setek rozmów z Amerykanami z klasy robotniczej autorka ma silne wrażenie, że ta wizja spolaryzowanego społeczeństwa jest przez ludzi z tej grupy społecznej postrzegana jako szczególnie fałszywa. Ci ludzie mają większy dystans do partyjnych programów i gazetowych wyobrażeń.
„Chcą wyższych wynagrodzeń. Chcą lepszej opieki zdrowotnej – lub tak naprawdę po prostu nie tak drogiej opieki zdrowotnej. Chcą, by mniej migrantów konkurowało o pracę i chcą polityki gospodarczej faworyzującej Amerykę. Chcą stabilnej pracy, która wynagrodzi ich wysiłki stabilnością klasy średniej, która dla osób o najwyższych dochodach jest czymś oczywistym. Chcą mieć dom. Od czasu do czasu wakacje z dziećmi. Wystarczająco dużo oszczędności w banku, żeby nie musieli co miesiąc dzwonić do zakładu energetycznego, żeby błagać o wyrozumiałość i nie odcinanie ich od prądu.”
Oczywiście ta grupa społeczna nie jest monolitem, a jednak te badania pokazały autorce, że różnice postaw i poglądów są w niej mniej zróżnicowane niż się spodziewała.
Próbując podsumować obraz jaki się wyłania z tych setek spotkań Batya Ungar-Sargon pisze:
„Amerykańską klasę robotniczą cechuje skrajny umiar, w połączeniu z rodzajem głębokiej tolerancji i pokory, których uczy życie w niepewności. Ogólnie rzecz biorąc, spotkałam wiele osób, które twierdzą, że nigdy nie zdecydowałyby się na aborcję, ale są zbulwersowane pomysłem wprowadzenia zakazu aborcji. Większość ludzi popiera rozwiązanie zbliżone do moratorium na imigrację, (zarówno legalną, jak i nielegalną), w dającej się przewidzieć przyszłości. Wspierają także plan opieki zdrowotnej wspierany przez rząd, a nawet pełną rządową opiekę zdrowotną. Są bardzo progejowscy. Spotkałam wielu chrześcijan, którzy mają w swojej rodzinie geja, i chcą, by traktowano go z szacunkiem i który, jak mieli nadzieję, znajdzie trwałą miłość. Ale bardzo martwią się także ideologią transpłciową, szczególnie w szkołach. Popierają większe opodatkowanie korporacji i bogatych, ale nie dalszy rozwój państwa opiekuńczego, co uważają za nagradzanie lenistwa. Wszyscy znali kogoś, kto oszukiwał system opieki społecznej, kiedy oni pracowali, i borykali się z trudnościami i czuli frustrację z powodu liczby tych, którzy zdecydowali się żyć na koszt rządu – ale także złość na korporacje, które maksymalizowały zyski kosztem swoich pracowników, i polityków, których to nie obchodziło.”
Te postawy są niezależne od preferencji wyborczych. Świat widziany przez ludzi z dochodami poniżej stu tysięcy dolarów rocznie jest inny niż ten, który widzą ludzie z wyższymi dochodami. Czy zasadne jest twierdzenie autorki, że żadna partia nie reprezentuje tych ludzi, że są umiarkowani i czują się pogardzani i mają wrażenie, że nikt ich nie rozumie?
Przeczytany fragment nie odpowiada na pytanie dlaczego w 2016 z dwojga złego preferowali Trumpa, ani dlaczego dziś ponownie szala przechyla się w tę samą stronę?
Kończąc lekturę fragmentu książki wróciłem myślani do wydarzenia z samego początku naszej transformacji, kiedy jako konwojent pojechałem z pomocą medyczną do Polski. Po drodze z Londynu do ojczyzny kierowca, pan Tadzio, opowiadał o zmianach w kraju, o arogancji księży, zapewniając: „Panie Andrzeju, ja do kościoła chodzę, ale ja w Boga wierzę”, o działaczach „Solidarności”, którzy teraz mówili, że pierwszy milion trzeba ukraść, o byłych komunistach zmieniających się w kapitalistów i o dziennikarzach, którzy nudzili go swoim marudzeniem, bo im się mikrofon myli z amboną. Przełączał stacje radia, ze stanowczym stwierdzeniem: „to nie jest radio dla kierowców”.
Pierwsza porcja pomocy miała być przekazana seminarium dla duchownych, gdzie rozładowujący paczki klerycy nie krępując się, chowali do kieszeni soczki dla małych dzieci, „bo smaczne”, a ksiądz profesor zaprosił mnie na obiad, ale pana Tadzia odesłał do kuchni (obraził się, kiedy odpowiedziałem, że zjem obiad razem z kierowcą w kuchni).
To był sam początek naszej demokracji, dziś od ćwierć wieku mieszkam w małym miasteczku, w którym znaczna część mieszkańców co miesiąc ogląda z niepokojem rachunki za węgiel, prąd, wodę i gaz, a polityków i dziennikarzy uważa za wrogów ludzkości. Informacje o świecie pobierają jedząc pospiesznie posiłek przy lecącym na okrągło telewizorze, w wyborach, albo uczestniczą, albo nie, a kiedy biorą w nich udział i głosują, to często jest pod hasłem: „tego błazna jeszcze nie próbowaliśmy”. Nie mają ciepłych słów dla polityków.
Batya Ungar-Sargon pisze o zdradzie klasy robotniczej. Lewica jest zawiedziona rodzimą klasą robotniczą i poszukuje lepszych uciśnionych. Wykształceni i dobrze zarabiający, między jednym wegańskim posiłkiem a drugim, oddają się empatii pod adresem wskazanym przez ich takiego czy innego guru. Prawica próbuje porwać wyborców buntem przeciw lewicy i forsuje własne mody intelektualne, które nieodmiennie oznaczają wskazywanie wroga, którego mamy niszczyć.
Jedni i drudzy narzekają, że młode pokolenie nie interesuje się historią, a przecież historia tak wyraźnie popiera wszystkie argumenty lewicy i wszystkie argumenty prawicy. Douglas Murray w swojej znakomitej książce War on the West pisze, że młode pokolenie nie zna ani historii Zachodu, ani historii innych kultur, co prowadzi do absurdalnych sądów moralnych. Przywołuje sondaż wśród młodych Brytyjczyków, z którego wynika, iż połowa badanych nigdy nie słyszała o Leninie, 70 procent nigdy nie słyszało o Mao, 41 procent chwali socjalizm, pozytywnie o kapitalizmie wyraża się 21 procent. Dodaje, że w USA jest jeszcze gorzej. Tam w badaniach grupy między 18 a 30 rokiem życia dwie trzecie badanych nie miało pojęcia, że naziści zamordowali 6 milionów Żydów.
To święta prawda, ale to nasze zdumienie związane jest z oczekiwaniami pod adresem masowej oświaty. W czasach Adama Mickiewicza jeden chłop na powiat umiał czytać i pisać, więc księgi miały trudną drogę pod strzechy. Dziś analfabetów nie ma, co nie oznacza, że wszyscy poświęcają wiele godzin dziennie na szukanie wiadomości, ani że posiadają solidną wiedzę wyniesioną ze szkoły.
Mój dziadek, który za socjalizm wylądował na Syberii, kiedy pierwszy raz usłyszał dźwięki z radia, orzekł z radością, że teraz kultura dotrze do ludu. Zaledwie w kilka lat później z zieloną twarzą słuchał płynących z radioodbiornika wrzasków Hitlera.
Koncepcje uszczęśliwiania innych nie zawsze przynoszą oczekiwane rezultaty. Nieustająca walka o podnoszenie płacy minimalnej skutkuje wyrzucaniem z rynku pracy najmniej wykwalifikowanych i stałym wzrostem liczby tych, którzy żyją z łaski rządu i szukają możliwości dorobienia do kuroniówki na czarnym rynku pracy. Nieustający wzrost nakładów na publiczną oświatę przynosi tragiczne pogarszanie się jej jakości, co próbujemy naprawić różnymi akcjami afirmatywnymi, które powodują niszczenie etyki pracy, przez zastępowanie najlepiej przygotowanych najlepiej widzianymi. Pełni wrażliwości poszukiwacze obiektów współczucia jeżdżą do grobu Arafata w nadziei na znalezienie idealnie uciśnionych i patrzą gniewnie na tych, których mijają w drodze na wakacje.
Czy amerykańska autorka ma rację pisząc o zdradzie klasy robotniczej? Nie czytałem jeszcze książki, podejrzewam, że jest interesująca.
Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.
Bardzo ciekawy artykuł. Jak zawsze u pana Andrzeja. Wywołał we mnie wspomnienie. Jako mloda dziewczyna mieszkałam w bursie we Wrocławiu w czasach przełomu. I młodzi klerycy podrywali nas na czekolady z darów własnie….
Wcześniej tu (w SO) zwracałeś uwagę, na pewne podobieństwo socjologii do teologii. Przypomniało mi się wtedy hasło “socjologia” z ruskiej wielotomowej encyklopedii, co ją odziedziczyłem i wieki temu wyrzuciłem : – “Reakcyjna pseudonauka….”
Coś w tym jest. Bo mimo że ucieczka od religijnej niewoli do “naukowej ” wolności wydaje się oczywista, pułapka czai się we wierze w autorytety. W naukach ścisłych nie czyni to dużej szkody, Ale tam , gdzie ekstrapolacja trendów, zniekształcona przez chciejstwo różnych guru może być sfalsyfikowana jedynie przez upływ czasu… wtedy dominacja jakichś poglądów może być rzeczywiście wyeliminowania tylko przez wymieranie jej zwolenników.
Wpływ na aktualną politykę rządnisiów jest oczywiście łagodzony przez ich tendencję do poszukiwania w nauce tylko alibi dla własnych, arbitralnych posunięć, ale oni są w końcu też
produktem niedawnej, lub trochę dawniejszej polityki wychowawczej. Oczywiście i wśród nich poniektóry wyskoczy ponad, (np Bismarck). Ale to rzadkie wypadki. Nie widzę, Nie słyszę…
Na pierwszym roku studiów Stanisław Ossowski ostrzegał nas, że socjologia jest raczej wiedzą niż nauką, ponieważ ma ogranczone możliwości weryfikacji i replikacji badań. Słyszałem co mówi i zapamietałem, ale rozumiałem to coraz lepiej w miarę upływu lat. Wśród socjologów spotykamy znakomitych autorów i rzemieślników świadczących usługi dla ludności. Kiedy pojawia się socjolog w radiu, czy w telewizji mamy bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że jego/jej ekspertyza będzie zgodna z poglądami tego, kto go zapraszał. Komuniści uważali socjlogie za burżuazyjną nauke, ponieważ marksizm miał wyjaśniać wszystkie zjawiska społeczne, podtem pojawiła się marsistowska socjologia, Dziś mamy społecznie zaangażowane nauki społeczne, co jest czasem dyskretną, a czasem otwartą rezygnacja z obiektywizmu na rzecz ideologii.
Już widzę jak te wszystkie oczekiwania klasy robotniczej – opieka zdrowotna, wyższe wynagrodzenia itp. – zapewni tym ludziom cyniczny populista Trump, który kąpie się w dolarach, ma świetną opiekę medyczną i nigdy nie musiał ciężko pracować jak oni, a liczne romanse i skandale obyczajowe wskazują, że daleko mu do purytańskich wartości tzw. WASP. To dramat i w sumie też wstyd, że ludzie ci chcą na takich typów głosować. Widać, że oferta polityczna w krajach demokratycznych, również w USA, jest baaardzo słabiutka.
Proszę sobie porównać jakk wyglądała Ameryka za kadencji Trumpa i jak wygląda po trzech latach rządów Bidena a właściwie ludzi, którzy prowadzą USA do ustroju totalitarnego w stylu komuno-faszystowskim. Biden jest marionetką w rękach tych ludzi.
Русский навигатор: porównaliśmy. Nie przypominam sobie ani jednej wypowiedzi prezydenta Bidena o tym że marzy mu się zostanie dyktatorem. Szczególnie kochającym ruskiego i koreańskiego.
Wagner: “Już widzę jak te wszystkie oczekiwania klasy robotniczej – opieka zdrowotna, wyższe wynagrodzenia itp. – zapewni tym ludziom cyniczny populista Trump”
Nie takie są oczekiwania “klasy robotniczej”. Podstawowym oczekiwaniem są chaos i rozpierducha:
https://www.cambridge.org/core/services/aop-cambridge-core/content/view/7E50529B41998816383F5790B6E0545A/S0003055422001447a.pdf/the-need-for-chaos-and-motivations-to-share-hostile-political-rumors.pdf
(proszę też spojrzeć w bibliografię tej pracy).
Populiści trochę jak komuniści kochają ludzkość a pojedynczego człowieka mają za nic. Jeżeli z badań klasy robotniczej szefowej działu opinii „Newsweeka”, Batya Ungar-Sargon wynika, iż klasa robotnicza oczekuje od polityków umiaru, to z pewnością nie zapewni tego Trump. Ta sprzeczność jest tak wyraźna i tak widoczna, że albo oczekiwania klasy robotniczej są inne i badania tej pani nie pokazały stanu faktycznego, albo ludzie zaupełnie inaczej postrzegają Trumpa niż my.
*
BArdzo podobnie jest w Polsce. Duża część głosujących na PiS, pominąwszy wyznawców, deklaruje iż oczekuje czego innego niż Kaczyńcy oferowali. A mimo tego nadal głosują… Cos jest tutaj, jak mawiają młodzi, nie halo !
Człowiek, który nie zarabia na życie siedzeniem może to widzieć inaczej., Patrząc z boku mamy wrażenie obłędu. Po stronie Republikanów najciekawszym politykiem wydaje sie Nikki Haley (mądra, umiarkowana, doświadczona, rozumiejąca ekonomie i politykę zagraniczną), Ron De Santis, to już nie ta klasa, ale orzel w porownaniu z Trumpem. Ani ona, ani on nie mieli najmniejszych szans. Co przyciąga do Trumpa. Belkot? Jak napisał jeden z komentatorów: krytycy biorą dosłownie to co mówi, ale nie traktuja go poważnie, wyborcy nie biora dosłownie tego co mówi, ale traktuyją go poważnie., Co traktuja poważnie? Ograniczenie imigracji, rozwój amerykańskich miejsc pracy, walke z obłędem progresistów.? Czy za pierwszym razem ich zawiódł? Nas zawiódł z pewwnością. Nie daje sie go słuchać. Dane pokazują, że swoich wyborców zawiódł w mniejszym stopniu, niż nas o tym informują ci, których czytamy.. Żal, że nie są w stanie dostrzec klasy Nikki Haley, ale jest to prawdopodobnie efekt wysiłków amerykańskiej lewicy.
Panie redaktorze. To co Pan napisał o tym jak przeciwnicy i zwolennicy postrzegają Trumpa wydaje się uniwersalnym komentarzem pod adresem innych populistów. W Polsce to samo możnaby napisac o JK; na Wegrech o Orbanie. Coś takiego jest w nas samych, że nie umiemy zrozumieć drugiej strony.