14.09.2024
1.
Skąd przyszło mi do głowy, by zapisywać pojawiające się w mediach wypowiedzi na temat trzeciej wojny światowej, nie potrafię powiedzieć. Pierwsza wypowiedź, którą zanotowałem (z pewnością były wcześniejsze), pochodzi z roku 2002. W „Odrze” o trwającej właśnie trzeciej światowej wojnie mówił podczas spotkania z historykiem Bronisławem Geremkiem filozof Adam Chmielewski, interpretując ją jako krucjatę tzw. cywilizowanego świata. Profesor Geremek uspokajał profesora Chmielewskiego, ale jak gdyby bez przekonania. Wojna rzeczywiście jest, mówił, ale nie światowa. Toczy ją Ameryka ze strukturą Al-Kaidy, która chce upodobnić świat do antystruktury, czyli do chaosu na wzór diagnoz Thomasa Hobbesa.
Dwa lata później znalazłem utrzymaną w podobnym tonie wypowiedź Jacka Bocheńskiego w „Gazecie Wyborczej”: Coraz częstsze zamachy terrorystyczne wywołują we mnie takie wrażenie, jakby od pewnego czasu trwała wojna światowa, z której świat nie zdaje sobie jeszcze sprawy, a jeśli nawet, to boi się do tego przyznać. Obecna wojna różni się od wszystkich poprzednich. Jest chaotyczna i przeraźliwsza od tamtych wskutek skrajnego absurdu. Nie wiadomo dokładnie, kiedy się zaczęła ani kto właściwie z kim walczy […].
W 2005 roku Piotr Zychowicz w „Rzeczpospolitej” pisał o trwającej wojnie, która dotyczy każdego państwa na globie, niezależnie od systemu politycznego, położenia, religii dominującej czy stosunku do USA. Arabia Saudyjska, Indonezja, Hiszpania, Turcja, Kuwejt, Indie, Maroko, Filipiny, Kenia, Bangladesz, Jemen, Kolumbia, Rosja, Pakistan, Afganistan – to tylko niektóre miejsca, w których zaatakowali terroryści podczas ostatnich trzech lat.
2.
Kolejne wypowiedzi pochodzą z roku 2014. „Plus Minus”, dodatek do „Rzeczpospolitej”, wybija na okładce temat numeru: „Trzecia już trwa”. By nie było wątpliwości, dopowiada w podtytule: „Sto lat po wybuchu I wojny światowej znów jesteśmy na froncie”. Co prawda w główniaku pióra ówczesnego redaktora Marka Magierowskiego („Dziwna wojna”) czytamy, że cechą charakterystyczną trzeciej wojny światowej jest rozbicie jej na trzy wojny lokalne (Ukraina, Strefa Gazy, Syria i Irak), oraz to, że w żadnej z nich nie ma niczego, co przypominałoby „front” – istotne jest wyłącznie to, że trwa. Znakomity reżyser Andriej Michałkow-Konczałowski stwierdza niedługo późnej (również w „Rzepie”): Trzecia wojna światowa już się zaczęła – między globalizmem, bogactwem a pięcioma miliardami ludzi, którzy cierpią.
Paweł Marczewski w „Tygodniku Powszechnym („Jak przegapić wybuch III wojny światowej”) twierdzi, że nowa wojna zacznie się od rozrastających się stref całkowitego chaosu. Chaos jest groźniejszy od tyranii: walczą ze sobą rozmaici watażkowie, mordują się nawzajem, różne grupy wyznaniowe albo po prostu znika państwo, a ludzie rzucają się sobie do gardeł… Krwawy chaos – a z drugiej strony ekonomia, sklepowe półki. Jedno z drugim prawie nigdy się nie spotyka; niewykluczone więc, konkluduje Marczewski, że trzecia wojna światowa już się rozpoczęła, a my nawet tego nie zauważyliśmy.
Odmienny pogląd dotyczący numeracji wyraził Andriej Iłłarionow, były doradca Władimira Putina, podczas wystąpienia na sesji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Wilnie (31.05.2014). Pytał, czy grozi nam czwarta wojna światowa – Rosja kontra reszta świata – bo trzecią mamy za sobą (była nią tzw. zimna wojna). I jeszcze Gűnter Grass w grudniu 2014 roku odnotowuje rozpoczęcie trzeciej wojny światowej: jest to wojna o podział światowych zasobów.
W 2015 roku zanotowałem jedną wypowiedź. Prof. Piotr Balcerowicz – orientalista i kulturoznawca – mówi w lipcowej „Polska. The Times” o pierwszej rocznicy powstania Państwa Islamskiego. Jest to rocznica smutna: wyznacza jeden z najbardziej niebezpiecznych okresów od zakończenia II wojny światowej. Określiłbym go mianem pełzającej III wojny światowej.
Niczego później już nie zanotowałem. Może nie chciałem już notować? Tyczy to z pewnością Dmitrija Miedwiediewa, który regularnie przypomina o tym, że stoimy na krawędzi trzeciej wojny, tym razem atomowej. Opinię Miedwiediewa powtórzył Donald Trump (trumpery!) podczas niedawnej debaty imputując Kamali Harris, że gdy zostanie wybrana, niechybnie doprowadzi do trzeciej wojny światowej. Nie numeruje wojny w Ukrainie Jędrzej Bielecki w niedawnym „Plusie Minusie” (Blisko milion zabitych i rannych po obu stronach frontu, prawie trzy lata walk). A przecież wiadomo o podpisanej dopiero co przez Bidena doktrynie strategicznej Stanów Zjednoczonych, która przygotowuje Amerykanów na możliwość jednoczesnego ataku atomowego ze strony Rosji, Chin i Korei Północnej.
3.
Być może przytoczone opinie o toczącej się już wojnie są świadectwem maniery publicystycznej, może też chęci zwrócenia na siebie uwagi. Możliwe jednak, że mamy do czynienia z czymś w pewnym sensie rzeczywistym, od czego odwraca się oczy. Z mechanizmem obronnym każącym unieważniać doświadczenie stanów złowrogich, uznawać ich ledwie teoretyczną możliwość i sytuować w bliżej nieokreślonej przyszłości. Piotr Augustyniak w szkicu zamieszczonym w najnowszym „Przeglądzie Politycznym” (Piszę ten tekst przeciwko nadziei, która jest wyparciem, i przeciwko wierze, którą się łudzimy) dostrzega kruchość takiego mechanizmu. Nadzieja: Bo przecież ludzie wreszcie opamiętają się i opanują, tak że zwyciężą wartości, prawa człowieka, pokój, otwartość, solidarność, racjonalność. I coś, co jej natychmiast przeczy: A przecież czujemy zarazem, niejasno, ale tak przemożnie, że to wszystko złuda. Łudzimy się, bo tak jest łatwiej żyć, ale w głębi serca przecież wiemy. „Będzie, co ma być”.
Odwracanie oczu może dotyczyć wszystkiego, na przykład końca świata. Ten koniec już trwa, pisze Czesław Miłosz („Piosenka”): wyrok zapadł i jest egzekwowany, jego orzeczenie „staje się już” na naszych oczach, choć sądu nie awizowały „archanielskie trąby”. Jednak nikt, poza siwym staruszkiem przewiązującym krzaczki pomidorów – nie potrafi? nie chce? – tego dostrzec. Podobnie jest z umieraniem: zaczyna się w momencie narodzin, pisał Samuel Becket w „Czekając na Godota” (Kobiety rodzą nad grobem). Albo z czyśćcem – przecież codzienna ziemska egzystencja to nic innego, jak właśnie czyściec, sądzi wielu melancholików. Czy jednak możliwe jest dla człowieka istnienie oparte wyłącznie na świadomości powyższych stanów rzeczy? Wyzbyte możliwości odwrócenia oczu, odnalezienia się w bezpośrednio danej i względnie bezpiecznej rzeczywistości? Pozbawione choćby cienia nadziei i wiary?
Andrzej C. Leszczyński
Cieszę się, że nadal jesteś aktywny. Pozdrawiam Cię serdecznie z głębokich pokładów wspomnień. Aż do czasów WSP, kabaretów, spotkań towrzyskich itd. h.chojnacki@ateneum,.edu.pl
Hirek, dzięki!