20.09.2024
Może już czas postawić przysłowiową „kropkę nad i” i powiedzieć wszystko o demokracji przedstawicielskiej, takiej jaka ona jest, tu i teraz, a nie tej modelowej, idealnej, jaką znamy z podręczników i uczonych traktatów wielkich mędrców i filozofów.
Państwa współczesne w ogromnej większości rządzone są przez wybranych w powszechnych wyborach mandatariuszy – ludzi, którzy uzyskali mandat od wyborców, którzy swoje uprawnienia, swoją cząstkę władzy jaka im przysługuje jako obywatelom danego państwa, powierzyli kandydującym w wyborach.
To miały być wolne wybory, wolne i równe, bezpośrednie i tajne, a więc demokratyczne. W tym stwierdzeniu najważniejsze jest to „miały być”. Pomiędzy „mają być” a „są” jest wielka przestrzeń dowolności i zaprzeczeń każdego z tych przymiotników. Wystarczy zwykła obserwacja, taka nawet nieprofesjonalna, nie podparta żadnym profesjonalnym badaniem przeprowadzonym przez specjalistów, by zobaczyć, że każdy z tych przymiotników to pusty termin, że rzeczywistość wyborcza to zupełnie inna bajka, że wybory nie są ani równe ani demokratyczne, że suweren oddaje głos w procesie, który jest targowiskiem, a nie procesem świadomego przekazywania swojej cząstki władzy, że ludzie podejmują decyzję na kogo głosować pod wpływem kampanii, a nie rzetelnej wiedzy o tym na kogo głosują, jak i o tym, co jest przedmiotem wyborów.
Może trochę konkretów do tej długiej litanii narzekań.
Czy wybory są powszechne? Powszechne, od stosunkowo niedawna, jest prawo do głosowania przysługujące wszystkim obywatelom posiadający czynne i bierne prawo wyborcze. Piszę „stosunkowo niedawno” w pełni świadomie – bo jeszcze całkiem niedawno mieliśmy państwa, w których kobiety nie miały praw wyborczych. Poza tym to państwo wyznacza wiek uprawniający do udziału w wyborach, powszechność prawa wyborczego jest więc względna, zależy od państwa, nie jest absolutnym prawem, bo zresztą takim być nie może.
A jak to jest w praktyce z powszechnością wyborów?
W Polsce, po 89 roku, w którym zaczął się proces odbudowy demokracji, średnia frekwencja w kolejnych wyborach do Sejmu i Senatu oscyluje wokół 50%, z takim wyjątkiem jak ostatnie wybory, w których udział wzięło ponad 70% co dało zwycięstwo Koalicji 15 Października i pozwoliło zakończyć rządy prezesa i jego spółki.
70% to przyzwoity wynik, porównywalny do wyników z innych krajów europejskich, ale to raczej wypadek przy pracy, a nie norma. Normą jest to, że blisko połowa obywateli mających prawo do udziału w wyborach, nie uczestniczy w tym „święcie demokracji”, wyraźnie deklarując swoją niechęć do oddawania swojego głosu w czymś, co ich zdaniem, nie ma sensu, bo nie wpłynie na ich życie.
I dzieje się tak po ponad trzydziestu latach wolnej Polski, po odzyskaniu wolności po 89 roku.
Odrębną sprawą jest świadome uczestnictwo w wyborach, wiedza o przedmiocie wyborów, wiedza o tym czym są organy władzy, do których wybieramy swoich przedstawicieli. Poziom wiedzy o tym czym jest Sejm, a czym Senat w polskim systemie władzy, kim jest Prezydent, którego też wybieramy w wyborach powszechnych. jest rażąco mała. A wiedza o tym, czym jest Parlament Europejski i jaki jest jego wpływ na życie Polaków jest jeszcze mniejsza.
Można wierzyć, że to jest proces, że to się poprawi, ale to pusta wiara. Kolejne roczniki edukowane przez szkołę ministrów w rodzaju profesora Czarnka zgłaszają i będą zgłaszać swój brak zainteresowania tymi sprawami.
Wybory to targowisko, wybory to wielkie pieniądze wydawane na kampanie prowadzone przez wyspecjalizowane firmy. To te firmy wraz ze sztabami wyborczymi partii politycznych decydują o tym, kogo i jak promować tak, aby zapewnić sukces danej partii. Czasy, w których o wyniku decydowały rzeczywiste walory człowieka kandydującego do władzy dawno się skończyły, w wielkich zbiorowościach jakimi są współczesne społeczeństwa, społeczeństwa wielomilionowe, w których dominuje kontakt pośredni, za pomocą mediów, kampania wyborcza to targowisko – wygrywają ci, którzy mają większe pieniądze, za które ich kampanię prowadzą lepsi bo drożsi specjaliści od marketingu politycznego, technik komunikacyjnych, budowania wizerunku i czego tam jeszcze chcecie. To nie ma nic wspólnego z wyborami demokratycznymi, ze sporem o wartości, o prawdę. Wybory w naszych czasach to oszustwo.
Tak jak przymiotnik powszechności, można prześwietlić wszystkie pozostałe przymiotniki przywołane w prawie wyborczym demokratycznych krajów. Posłużyłem się polskim przykładem nie najwyższej frekwencji wyborczej w polskich wyborach, ale to może być odniesione do innych krajów Europy czy Ameryki ze Stanami Zjednoczonymi uchodzącymi za najstarszą demokrację nowożytną na czele.
Wszędzie jest to samo, idea demokracji jaką znamy z prac starożytnych mędrców, jak Platon czy Arystoteles, w zderzeniu z współczesnymi społecznościami jest niemożliwa do spełnienia. To zresztą oczywiste, czasy się zmieniły, ludzie żyją w zupełnie innych warunkach, mają do dyspozycji zupełnie inne środki i narzędzia i to one wyznaczają nowe kryteria i warunki organizowania porządku publicznego i systemów władzy w państwie.
Czy nie jest to więc czas na postawienie problemu i szukania odpowiedzi co dalej ?
Moim zdaniem taki czas nadszedł, ale nie warto wchodzić do tej samej rzeki jaką była idea wyborów bezpośrednich, jednomandatowych – te wystarczająco skompromitował taki „wybitny” poseł jak Paweł Kukiz. Tu nie chodzi o półśrodki jakimi byłoby, moim zdaniem, wprowadzenie obowiązku udziału w wyborach jak jest to w niektórych krajach UE – frekwencja może byłaby wyższa, ale wybory nadal byłyby targowiskiem próżności.
Trzeba zacząć od stopniowego zastępowania różnych organów władzy w państwie i jego instytucjach, organów składających się z ludzi wybieranych czy delegowanych przez jakiś ważnych mandatariuszy algorytmem, systemem AI, który mając zgromadzoną całą wiedzę prawną w danym przedmiocie podejmowałby decyzje wolne od ludzkich emocji, wolne od nacisków jakiś grup lobbystycznych, jakiś ośrodków władzy politycznej. Jeżeli już teraz godzimy się na to, by w oparciu o wyniki specjalistycznych badań naszego zdrowia diagnozę stawiał komputer, a nie człowiek mający dyplom lekarza, to może jest już czas by zacząć proces – bo to będzie proces – wprowadzania algorytmów w procesach władzy do życia społecznego.
W nawiązaniu do przykładu diagnozy o stanie pacjenta podejmowanej przez lekarza i komputer dodam, że naprawdę dobry, najlepszy lekarz specjalista, podejmuje diagnozę bazując na wiedzy o tysiącu, może kilku tysiącach przypadków, jakie ma w swojej pamięci. A komputer stawia diagnozę bazując na znajomości kilkuset tysięcy, a nawet milionów takich przypadków. W chirurgii roboty zastępują ludzi, bo są bardziej precyzyjne, nie podlegają ludzkim słabościom (tu taka prawda zapamiętana osobiście – nie jest ważne, by to był ten czy inny chirurg, ważne by był wyspany i nie na kacu).
Zastępowanie ludzi w procesach decyzyjnych będzie przyspieszać, dalszy rozwój narzędzi i technik AI jest nieuchronny.
Czas przygotować się na proces zmiany systemu władzy z demokracji przedstawicielskiej na merytokrację opartą na algorytmach. To może potrwać, ale patrząc jak szybko nastąpiły zmiany w systemach komunikowania się ludzi ze sobą, jak globalnym stał się rynek mediów, jak zmienia się świat wokół nas, może warto odrobić taką małą lekcję i pomyśleć, gdzie już teraz można zastąpić zespoły ludzi, choćby takich, jak ci w Trybunale Konstytucyjnym czy Sądzie Najwyższym, nie mówiąc o Krajowej Radzie Sądownictwa, naprawdę kompetentnym, całkowicie apolitycznym algorytmem.
A Rada Polityki Pieniężnej Adama Glapińskiego powinna zniknąć od zaraz !
No to gdzie jeszcze można zacząć takie zmiany – ma ktoś jakieś propozycje?
Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Wartość AI w medycynie nie jest tak bezdyskusyjna, jak wskazuje Autor. Wielu pacjentów przedkłada opiekę lekarza nad sprawność algorytmu, czemu zresztą sami lekarze się nie dziwią. Gdyby jednak uznać medyczną wartość AI, nie sposób porównywać jej z polityką. Tam ewentualnie można szukać pewnego obiektywizmu diagnostycznego (wertfrei), choć całkowitego i tak się nie uchwyci. W polityce jest on zupełnie niemożliwy. Każdy algorytm polityczny z konieczności musi zakładać określone wartościowanie dotyczące pojęcia równości, sprawiedliwości, kryterium kompetencji, kwestii moralnych, egzystencjalnych itd., itp. Konstruktor takiego algorytmu nie uniknie podobnych wyborów. Nie chcę już wspominać o statusie uprzedmiotowionych politycznie ludzi, dawniej obywateli.
@Z. Szczypiński
“…idea wyborów bezpośrednich, jednomandatowych” ……
Ufff… no nie można ciągle “wchodzić do tej samej rzeki” i mylić okręgi wyborcze z metodą głosowania! Jednomandatowe są nie wybory, tylko okręgi wyborcze. Okręgi to element ordynacji wyborczej ale nie metoda głosowania. W okręgach jednomandatowych można stosować 50+metod głosowania….
Pajacowania jakiegoś niedouczonego posła nie można traktować poważnie, gdyby nie fakt, że problem tu jest notoryczny od lat i popełniony został również niesławnie w sformułowaniu spanikowanego referendum byłego prezydenta B. Komorowskiego. “Noblesse oblige” – trzeba czytać…
Dla rozjaśnienia wątpliwości co do metod i skutków głosowania w okręgach jednomandatowych można (albo trzeba…) polecić świetny artykuł profesora Marka M. Kamińskiego (University of California, Irvine) w polskim czasopiśmie “Decyzje”: Kaminski, Marek. „Metody Głosowania W Okręgach Jednomandatowych I Ich Własności”, Decyzje, nr 23, 2015, ss. 111-122.
Znane są współczesne możliwości waloryzacji głosów w różnych systemach wyborczych i tu można polecić ciekawą publikację prof. Jacka Hamana: Jacek Haman, „Większościowy system wyborczy: oczekiwania, ograniczenia, rozwiązania alternatywne”, Decyzje, nr 4, 2005 (6-28)
Trzeba czytać i/lub ufać wiarygodnym ekspertom, jak prof. Krzysztof Ciesielski z UJ, który cierpliwie wykłada matematykę wyborczą od 30 lat: K. Ciesielski „O matematycznej teorii wyborów”, Wiadomości Matematyczne, Tom 56, Nr 1, str. 29-63, 2020 (6513 (ptm.org.pl).
Chociaż kapitalizmowi przypisuje się różne błędy, to jednak ciągle działa, bo jest naprawialny i jego prawodawstwo funkcjonuje i ewoluuje. Na tej samej zasadzie funkcjonują w świecie lepsze niż tutejsze (choć nieraz lekko utykające…) ale sprawdzone mechanizmy wyborcze i ich podstawy prawne.
Nie ma co mówić o nowej kwadraturze koła, która nigdzie nie była sprawdzona i nawet jeszcze nie ma zdefiniowanych podstaw prawnych. A do tego nie ma też żadnej gwarancji, że nawet jak jeszcze nie jest wymyślony, to jakikolwiek algorytm wyborczy AI nie stanie się ulubionym celem udanych ataków hakerskich.
To oczywiste że jednomandatowe są okręgi wyborcze ale tu chodzi o efekt – z takiego okręgu jest tylko jeden mandat. Zwycięzca bierze wszystko i nie liczy się to, ten drugi może mieć tylko jeden glos mniej. Czy ma ktoś tak bujną wyobraźnię by opisać te wszystkie wojny pomiędzy wyborcami w takim okręgu, te wszystkie pozwy o kupienie tego głosu…. Moja jest za mała…
@ Zbigniew
Nie trzeba bujnej wyobraźni i nie trzeba nic nowego wymyślać. Wskazane wyżej pozycje wyjaśniają większość problemów. A gdyby jakieś jeszcze pozostały, to można zadzwonić do któregoś ze wskazanych autorów…
W ubiegłym roku przed wyborami przetoczyła się na tych łamach dyskusja na te tematy i nie ma co się powtarzać…
Po pierwsze:
Dopóki trwanie posłem (senatorem) może trwać w nieskończoność będziemy obserwować taką patologię jak teraz.
Kadencyjność parlamentarzystów jest warunkiem sine qua non dalszej sanacji ustroju. Zachodzi pytanie:
Kto ma zmusić wyżej wymienionych, by ukręcili bat na własną …. ponieważ ŻADEN z nich nie zrezygnuje dobrowolnie
ze synekury stworzonej przez nich dla nich. Cała reszta to czcza gadanina i mieszanie herbaty bez cukru!
Po drugie:
Jakim prawem ktoś mieszkający na stałe poza Polską może nam wybierać przedstawicieli władzy?!
Rozumiem, że wprowadzono to po to, aby odebrać władzę “komunie”, ale teraz?
Facet mający blade pojęcie o Polakach i Polsce, często nie potrafiący nawet znaleźć Polski na mapie
wkłada łapę do polskiego garnka i miesza jak mu ksiądz w jego parafii wskazał.
Więc darujmy sobie ślinienie się o”demokracji”.
Jak napisał autor w tytule o wszczynaniu rewolucji trzeba właśnie zacząć od tego, a dopiero później
myśleć o poprawie.. Bez tego nie zrobimy kroku do przodu, a wyhodujemy jeszcze więcej Czarnków, Czarnieckich
i im podobnych indywiduów.
Coś takiego nastąpi z pewnością. Ale nie tak szybko i z pewnością nie za mojego zycia. Na razie to demokracja jaką mamy i znamy jest ceną jaką płacimy sa brak autokracji i reżimów. Zawsze to lepsze niż północna Korea.
@ Magda
ale Korea Południowa dużo lepsza, nieprawdaż?….
Przepraszam za powtarzanie tego komentarza, ale może warto.
Stanisław Lem przemyślał takie zastosowanie AI już ponad 60 lat temu (“Dzienniki gwiazdowe”, podróż 24, planeta Indiotów). Tam Indioci oddali rządy nad swoją planetą inteligentnej maszynie. Zakończyła wszystkie konflikty, spory i bałagan. Wprowadziła ład. Wiązał się z tym koniec całej cywilizacji i śmierć wszystkich Indiotów.
W ostatnich wyborach w Wielkiej Brytanii Partia Pracy pod przewodnictwem Keitha Starmera zdobyła o dwa procent więcej głosów niż w wyborach roku 2019. To przełożyło się na ponad dwa razy więcej miejsc w parlamencie (412) niż pięć lat temu (198). W tych samych wyborach nacjonalistyczna partia Reform UK zdobyła poparcie prawie trzydziestu procent wyborców, co pozwoliło uzyskać im cztery miejsca w brytyjskim parlamencie.
Tak w praktyce działa ordynacja większościowa w jednomandatowych okręgach wyborczych.
Co do postulatu “Władza dla AI” jest on tożsamy z postulatem “Władza dla właścicieli ludzi robiących AI”. Nawet gdyby ta AI osiągnęła mityczne “singularity”. Chociaż – jeśli osiągnie – to raczej człowiek jej by tylko przeszkadzał, jak indioci 🙂
@ OHIR
Ale chyba Panu bliżej, żeby zadzwonić do prof. M. Kamińskiego, żeby wyjaśnić wątpliwości? . Będziemy ciekawi wyniku….
Panie Krzysztofie, ja nie mam wątpliwości co do wyników wyborów w Wielkiej Brytanii. Podałem suche fakty gorących liczb: taki a taki procent, tyle i tyle mandatów. Do sprawdzenia. Nie mam też żadnych wątpliwości, że liczby te są idealnym przykładem, którym można studzić zwolenników JOW-ów i głosowania FPTP. Lepszym nawet od “naciąganego”, bo modelowanego osiągnięcia przez pis większości konstytucyjnej w wyborach 2023 – co mogłoby się zdarzyć, gdyby nie to że JOW-y promował nielubiany przez wodza muzyk. 🙂
Szukanie wybawienia w AI, jest tak samo utopijne, jak pokładanie nadziei w ludziach czarnkopodobnych. Warto sobie uświadomić, że inteligencja tego narzędzia polega nie tylko na bezstronnym pokazywaniu drogi wyjścia, lecz i na świadomym miganiu się od prawdy. Mając to „miganie” na uwadze, argument o milionach zdiagnozowanych pacjentów, wypada dość blado, bo co, jeśli te dane powstały dla draki? Powierzenie władzy maszynom, to pomysł niezły jeno jako żart.
JOW zdawały mi się prostą, naturalną alternatywą wobec aktualnego systemu wyborczego, dopóki nie zaczął ich lansować Kukiz.
Obecnie jestem za wielomandatowymi okręgami wyborczymi w ramach ordynacji większościowej, co również jednak wymagałoby zmiany Konstytucji.
AI od zaraz powierzyłbym weryfikowanie kandydatek i kandydatów na posłów. Ciekawe, ilu dzisiejszych posłów odrzuciłaby?
Dla mnie większościowa ordynacja – w czasach gdy o większości decyduje ilość pieniędzy wydanych na reklamę – absolutnie odpada. Okręgi wielomandatowe, ordynacja proporcjonalna i głosowanie systemem głosu przechodniego (STV). To taki system, w którym oddajemy jeden głos na wielu kandydatów. Ostatecznie wspiera on tego z kandydatów, którego wybrało najwięcej naszych współwyborców. To taki system w którym mandaty trafiają niekoniecznie do tych promowanych “na jedynki”, ale do tych, którzy są “do przyjęcia” dla największej liczby wyborców.
Rozumiem, że obaj uważamy, iż czas skończyć z “miejscami biorącymi” i listy kandydatów powinny być w porządku alfabetycznym.
w nawiązaniu do kilku wypowiedzi – Przywolanie Stanisława Lema jest trafne ale trzeba też pamiętać, że ten wielki człowiek miał o AI tylko wyobraźnię, ciekaw jestem co Lem mówiłby teraz, mając do dyspozycji to co jest i wybiegając wyobraźnią – a miał ją ogromną- w przyszłość.
Do kilu wypowiedzi- AI to nie panaceum na wszystko ale mając do wybory rządy ludzi, takich ludzi jacy są i Ai jaka będzie, wybieram AI bo ludzie pokazali przez te parę tysięcy lat co potrafią zrobić światu i innym ludziom.
Postulaty dotyczące kadencyjności to oczywistość, szkoda tylko, że postulat, jak sama nazwa wskazuje, zrealizuje się po 100 latach (to taki żart jaki pamiętam z sejmowych czasów)
A tak w ogóle to o to chodzi, by wszcząć rozmowę, by się spierać -gdzie jak nie tu, na łamach SO
Wydaje się, że przedstawiona propozycja to trochę jak stawianie wozu przed koniem. Bo nie w sposobie wybierania jest główny problem dzisiejszych demokracji. Więc może spróbujmy najpierw określić, zdefiniować jakiej demokracji w dzisiejszych czasach potrzebujemy i chcemy. Wówczas do realizacji ten “nowej” demokracji dobierzmy narzędzia, które będą optymalne. Pewne propozycje w obiegu już zaistniały np. demokracja bardziej zfederalizowana opisana w książce “Umówmy się na Polskę” czy przedstawiona kilka lat temu propozycja demokracji pryncypialnej gdzie autor dość szczególowo opisał zasady jej funkcjonowania. I tutaj bez wątpienia AI byłaby bardzo pomocnym instrumentem wspomagania obywateli w tworzeniu chociażby dobrego prawa. Problem dzisiejszych demokracji w mojej ocenie jest całkowity brak odpowiedzialności polityków przed społeczeństwem. Jako obywatele nie mamy żadnych instrumentów dyscyplinowania, kontrolowania, rozliczania władzy na każdym etapie jej funkcjonowania. Dlatego też dzień po wyborach politycy mogą zapomnieć o wyborcach, obywatelach i poświęcić się przede wszystkim realizacji własnych celów na kanwie władzy, którą uzyskali. To jest fundamentalny problem do rozwiązania.