26.10.2024
Światowe media odnotowały, że w 22 października zmarł urodzony w 1928 roku peruwiański teolog katolicki Gustavo Gutiérrez. Wszyscy podkreślali, że stał się twarzą teologii wyzwolenia tuż po zakończeniu soboru watykańskiego drugiego. Jego książka „Teologia wyzwolenia”, opublikowana po raz pierwszy po hiszpańsku w 1971 roku, była jedną z najczęściej wznawianych i tłumaczonych na wiele języków książek teologicznych. Jej polskie tłumaczenie ukazało się w wydawnictwie PAX w 1976 roku. Nie można jednak powiedzieć, że w Polsce była czytana. Zwłaszcza po wyborze na Stolicę Piotrową Karola Wojtyły w 1978 roku praktycznie trafiła na indeks ksiąg zakazanych. Przynajmniej tak się zachowywali polscy katolicy, którzy zarówno książkę jak i jej autora do dzisiaj omijają szerokim łukiem.
Tymczasem bez przesady można powiedzieć, że radykalnie zmieniła oblicze nie tylko Kościoła Latynoamerykańskiego, ale całego katolicyzmu. Dodajmy, że nie w Polsce. Tutaj obowiązuje zasada – teologia wyzwolenia to piąta kolumna bolszewicka w Kościele i należy ją wszelkimi sposobami zwalczać, a tych którzy ośmielają się do niej sięgnąć, jak najszybciej obrzucić stosownymi wyzwiskami.
Dodajmy od razu, że wpływ Gustavo Gutiérreza szybko przekroczył nie tylko granice Peru, ale również całego kontynentu. Stało się tak niewątpliwie dlatego, że studiował w Europie i znakomicie posługiwał się wieloma językami. Przez wiele lat był wykładowcą prestiżowego uniwersytetu Notre Dame w USA, ale był chętnie zapraszany na wszystkie liczące się uczelnie. Należał też do założycieli wpływowego pisma Concilium, które rozwijało główne intuicje soborowe (w Polsce do dzisiaj zakazane!). W czasach długiego pontyfikatu Jana Pawła II i znacznie krótszego Benedykta XVI był skazany na milczenie. Joseph Ratzinger, jako prefekt Dykasterii Nauki Wiary aż dwukrotnie w 1982 i w 1986 wydał dokumenty zdecydowanie potępiające teologię wyzwolenia. W dużej mierze były one inspirowane przez polskiego papieża, który uważał ten rodzaj uprawiania teologii za niebezpieczny. Co więcej, Gutiérrez jako teolog był szykanowany i tylko fakt, że wykładał na wielu prestiżowych uniwersytetach w USA i w Europie uchronił go przed pozbawieniem prawa do nauczania. Jednak po przejściu na emeryturę musiał szukać schronienia w zakonie dominikanów, do którego wstąpił, właściwie na starość w wieku 73 lat w 2001 roku, gdyż jego biskup nie ustawał w próbach zamknięcia mu ust. Opowiadał mi o tym w czasie swego pobytu w Polsce ówczesny generał dominikanów ojciec Timothy Radcliff, którego papież Franciszek właśnie mianował kardynałem. Niektórzy wymieniają go jako możliwego przyszłego papieża, jeśli do konklawe dojdzie nim ukończy 80 lat (22 sierpnia przyszłego roku).
Gdyby nie wybór Jorge Mario Bergoglia na papieża w 2013 roku, zapewne losy Gustavo Gutierreza byłyby do dzisiaj niepewne. Bo to właśnie dopiero papież Franciszek go zrehabilitował i zaraz po wyborze w 2013 roku spotkał się z nim zapewniając go o swoim szacunku i przyjaźni. Być może nadszedł czas, by również w Polsce zaczęto czytać Gustavo Gutiérreza, tego wybitnego teologa, który przypomniał katolikom, że powinni być po stronie ubogich, a nie możnych tego świata.
Na koniec pozwolę sobie na kilka uwag osobistych. Z teologią wyzwolenia, a ścisłej mówiąc z uczniem Gustavo Gutierreza – jezuitą z Limy Rolando Lopezem, zetknąłem się w 1983 roku w Rzymie. Jego opowieści o tym, jak uprawia się ten rodzaj teologii sprawiły, że chciałem razem z Rolandem wyjechać do Peru i tam pracować. Mój spowiednik, kubański jezuita Enrico Arvezu, uznał, że chcę uciec do Ameryki Łacińskiej przed grozą stanu wojennego wprowadzonego przez generała Wojciecha Jaruzelskiego Polsce. Sam Arvezu został z Kuby wyrzucony przez swego kolegę szkolnego Fidela Castro. Ta jego uwaga sprawiła, że zdecydowałem się na powrót do Polski, by nad Wisła wprowadzać teologie wyzwolenia. Nie udało się, choć główne dzieło zmarłego 22 października 2024 roku Gutierreza, jak wspomniałem wyżej, ukazało się po polsku już w 1976 roku. Jednak w przeciwieństwie do światowej kariery tej książki, w Polsce jest chyba najrzadziej czytaną książką teologiczną, co nie przeszkadza, że większość polskich teologów ma ją w głębokiej pogardzie.
Na mnie osobiście znacznie większe wrażenie wywarła mniej znana książka Gutierreza z 1985 roku „Pić z własnej studni. Duchowa wędrówka ludu” („Beber de su proprio pozo”). Przeczytałem ją tuż przed powrotem do Polski po pięciu latach pobytu we Włoszech. Wydawała mi się wprost idealną lekturą dla polskich katolików ciągle zmagających się ze skutkami wprowadzonego 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego. Niestety ani wtedy, ani dzisiaj nikt nie wyobrażał sobie, by od zohydzonych przez Watykan teologów wyzwolenia można się było czegoś nauczyć. My mieliśmy własną teologię narodu propagowaną przez Czesława Bartnika i cały zastęp jego uczniów na KUL-u. Nie można zapominać o osobliwej teologii niewolnictwa maryjnego propagowanego przez kardynała (oczywiście tysiąclecia) Stefana Wyszyńskiego. No i mieliśmy kapelanów Solidarności: sprytnego biznesmena Henryka Jankowskiego i męczennika Jerzego Popiełuszkę. Niebawem wszystkich miał zdystansować najzdolniejszy z nich i najbardziej przedsiębiorczy Tadeusz Rydzyk. A wszystkim błogosławił największy z największych – Jan Paweł II, który nie znosił teologii wyzwolenia i to wystarczyło, aby w jej stronę nawet nie zerkać, a jeśli już, to tylko po to, by ją zdyskredytować jako niebezpieczny flirt z komunistyczną zarazą. Myślę, że to wszystko stało się z wielką szkodą dla samego katolicyzmu, który do dzisiaj nie podźwignął się z wielkiej zapaści, w jakiej się znalazł za sprawa Wojtyły i Ratzingera.
Teologia wyzwolenia jest w Polsce zupełnie nieznana. Jan Paweł II i późniejszy papiez Benedykt XVI zabraniali jej rozwijania m.in. kierując się, poza względami doktrynalnymi, także rewelacjami rumuńskiego szefa wywiadu, który w 1978 zbiegł do USA, gdzie utrzymywał, że ta teologia była stworzona przez KGB i rozpowszechniana w formie dywersji ideologicznej. Teologia wyzwolenia istotnie odpowiadała na potrzeby społeczne państw Ameryki środkowej i Południowej, gdzie krwawe dyktatury miejscowych oligarchii utrzymywały w nędzy szerokie warstwy społeczne. W tych krajach zyskała rozgłos i popularność.
*
Byłoby celowe i pożyteczne aby Pan Profesor przybliżył na łamach SO główne założenia i tezy teologii wyzwolenia, bo w Polsce nie jest ona dostępna. Nawet hasło w Wikipedii bardziej koncentruje sie na jej krytyce oraz powodach jej zakazywania przez Watykan, niż na opisaniu jej zasad. Por.:https://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia_wyzwolenia
Przepraszam za niemerytoryczny wtręt, ale brak diakrytyka nad c (“Pić z własnej studni”) bardzo zniekształca odbiór tytułu książki teologa…
Przeoczyłem. Dziękuję za zwrócenie uwagi 🙂
Jednak dla osoby z poza naszego kręgu kulturowego sama potrzeba teologii wyzwolenia mogła by się wydać dziwna. Taka osoba mogła by zapytać co kk robił przez te 2000 lat że zaczęła być potrzebna teologia wyzwolenia tak jakby nie mieli Ewangelii czy też instancji umiaru i zdrowego rozsądku? Czy katolicyzm sam w sobie nie miał być wyzwoleniem? Co poszło nie tak i dlaczego tak długo to trwało? Jestem przekonany że te pytania dotyczą samej istoty duchowości a zwłaszcza tego czy duchowość jest czymś swoiście osobistym czy też jak chcą religijne instytucje duchowość “ja” ma być wyparta duchowością “my”? Warto wspomnieć na praktyki inicjacyjne ludów pierwotnych które polegały na tym że człowiek musi jednak sam przejść po ogniu albo spędzić noc w lesie w izolacji. Ten motyw samotności czy też samodzielnej duchowej i psychicznej integracji jest wyraźnie obecny w mitologii szamańskiej która kształtowała się prawdopodobnie przez kilkadziesiąt tysięcy lat. Jeśli “człowiek religijny” mniej by się kierował owym “my” a był bliżej przede wszystkim samego siebie to byłby bardziej krytyczny wobec “cesarstwa kościelnego kościoła rzymsko-katolickiego”.
Z teologią wyzwolenia wiąże się szereg godnych zapamiętania wypowiedzi. Choćby takie: Hélder Cámara: Kiedy daję biednym chleb, nazywają mnie świętym; gdy jednak zapytam, dlaczego biedni nie maja chleba, piętnują mnie jako komunistę. Leonardo Boffa: Jestem socjalistą nie dlatego, że socjalizm, ale dlatego, że Chrystus.
Dodam że Jan Paweł popierał bezkrytycznie jak mi się zdaje Opus Dei. Co sprawa, ze był współodpowiedzialny za tragedię kobiet w tej diabolicznej organizacji. Nie mogę patrzeć na jego pomniki…