Andrzej C. Leszczyński: Spotkanie6 min czytania


02.11.2024

1.

Cmentarz nieistniejących cmentarzy. Dziwna, budząca niepokój nazwa. Cmentarze, które przyjmują i chowają (przed żywymi) umarłych, same doczekały się pochówku. W Gdańsku XVIII-wieczne nekropolie traciły życie po wojnie, po 1945 roku, zamykane, likwidowane mocą rozporządzeń administracyjnych, czyli partyjnych, brutalnie plantowane i zamieniane na parki, by zatrzeć wszelkie ślady wielokulturowej przeszłości miasta. Dwadzieścia siedem cmentarnych istnień upamiętnia pomnik, na którym wyryto słowa polsko – żydowsko – niemieckiej poetki z galicyjskiego Chrzanowa (urodzonej tu jako Golda Malka Aufen), Maschy Kalèko, której książki w hitlerowskich Niemczech palono na stosach: „Tym, co imion nie mają na grobie, a tylko Bóg wie, jak kto się zowie”. Odsłonięto go w maju 2002 roku w Gdańsku, na ul. 3 Maja przy polskokatolickim kościele Bożego Ciała.

Gdańsk, Cmentarz – Pomnik Nieistniejących Cmentarzy. Wszystkich Świętych, Modlitwa Międzywyznaniowa

W dniu Wszystkich Świętych o dwunastej w południe przychodzą tu (w tym roku, o czym dowiedziałem się dopiero na miejscu, spotkanie odwołano z powodu porywistego wiatru) na coroczną wspólną modlitwę żyd, muzułmanin, grekokatolik, zielonoświątkowiec. Są też przedstawiciele kościołów prawosławnego, rzymskokatolickiego, polskokatolickiego, ewangelicko-augsburskiego, metodystów. Modlą się własnymi słowami albo czytając Psalmy. Czasami śpiewają. Bywało, że przeplatali język polski z hebrajskim, starocerkiewnym, arabskim. Potem, po zakończeniu uroczystości, stali przez jakiś czas razem. Patrzyli na siebie, rozmawiali, uśmiechali się. Nie było tłumów, trzydzieści, może czterdzieści osób. Przychodziły do głowy tamte słowa Wacława Oszajcy SJ („Wierzyć do szaleństwa”), że można zdążać do Boga w trojaki sposób. Nawzajem się zabijać i śpiewać Bogu „Te Deum”, że pokonaliśmy wrogów. Uprawiać marketing: nasz Bóg jest najprawdziwszy i najlepszy. Trzecia droga to dialog. Umiejętność poznawania innych ludzi i religii. Z nastawieniem, że byłoby grzechem z góry założyć, że niczego dobrego tam nie znajdziemy”.

Trzeciej drogi unikali, jak mogli, kościelni oficjele. Benedykt XVI z przekonaniem wspierał tezę, jaką Marcello Pera wyraził w książce „Dlaczego powinniśmy nazywać siebie chrześcijanami. Liberalizm, Europa, etyka” (Mediolan 2008). Teza ta mówi, że dialog między religiami jest z gruntu niemożliwy. Niemożliwe jest bowiem wzięcie w nawias swej wiary, zawieszenia (έποχή) osobistych poczuć religijnych i wytworzenia neutralnej przestrzeni, której domaga się każda rzetelna rozmowa. Dialog jest ryzykiem w tym sensie, że spotkanie z racjami partnera („Drugiego”), otwarcie się na jego obecność, może zmienić dotychczasowe przekonania. Można zresztą spotkać opinie, że brak takiej zmiany świadczyłby o pozorności dialogu. Dlatego właśnie Benedykt XVI widzi co najwyżej możliwość dialogu międzykulturowego, w żadnym wypadku międzyreligijnego.

2.

Maciej Bielawski – kiedyś zakonnik, profesor i dyrektor Instytutu Monastycznego benedyktynów w Rzymie, obecnie weroński pisarz, tłumacz i malarz – swoje stanowisko wyraził jakiś czas temu w tytule szkicu zamieszczonego w kwartalniku filozoficzno-kulturalnym „Mêlée”: „Dialog możliwy i konieczny”. Jego zdaniem brak dialogu międzyreligijnego oznaczałby smutny, zastygły we wzajemnym zdystansowaniu i sceptycyzmie świat religijnych monad. Widać jednak gołym okiem, że świat jest inny, niż życzyliby sobie oficjele oraz teologowie, strażnicy czystości wiary. Jest myślowo żywy, osmotyczny i dialogiczny. Spotkania religijne są faktem historycznym i kulturowym. Czym byłoby chrześcijaństwo bez judaizmu i czym judaizm bez chrześcijaństwa? Czym byłby judaizm bez spotkania z hellenizmem? Czym byłoby chrześcijaństwo bez spotkania (i dialogowania na przestrzeni wieków) z religijnymi kulturami Grecji, Rzymu i innych narodów? Czy bez religijnych i filozoficznych wpływów hellenizmu zaistniałaby koncepcja Chrystusa jako Logosu i zostałby napisany pierwszy rozdział Ewangelii św. Jana? Czy powstałaby w chrześcijaństwie jego doktryna trynitarna? A rozglądając się dalej, zapytajmy: czym byłby islam bez judaizmu i chrześcijaństwa? Czym byłby buddyzm bez hinduizmu i taoizmu (i odwrotnie)? Czym byłby hinduizm i działalność Gandhiego bez jego spotkania z chrześcijaństwem? Kim byłby Thomas Merton bez buddyzmu, a Bede Griffiths bez hinduizmu? Kim byliby Lous Massignon czy Charles de Foucauld bez ich spotkania i dialogu z islamem?.

Dialog międzyreligijny, sądzi Bielawski, jest sam w sobie „religijny” jako oparte na zawierzeniu i ufności zwrócenie się ku „Innemu”. Stanowi też gwarancję pokoju: zdecydowana większość wojen, jakie toczyła ludzkość, były wojnami religijnymi. Na ten ostatni aspekt zwracał także uwagę Hans Küng: Nie będzie pokoju w świecie bez pokoju między religiami, nie będzie pokoju między religiami bez dialogu między religiami i nie będzie dialogu między religiami bez globalnych etycznych wzorów. A nasz glob nie przeżyje bez globalnego etosu, bez etosu światowego.

3.

Maciej Bielawski, odróżniając rzeczywiste spotkania poszczególnych wyznań od wskazań i zakazów, jakie formułują w tej mierze teologowie, zasadnicze znaczenie wiąże z tymi pierwszymi. Podobną myśl wyraża Leszek Kołakowski („Krótka uwaga o tak zwanym dialogu między religiami i o wiecznym milczeniu języka wiary”), którego zdaniem teologia nie jest w ogóle elementem wiary religijnej (jej język jest językiem chłodnej argumentacji). Dialog teologów – rozważanie sensu dogmatów – miast prowadzić do konkluzji, z reguły ogranicza się do perswazji i przekonywania na rzecz własnego stanowiska. Całkiem niedawno instrukcja Dominus Iesus potwierdziła jasno, że sama nazwa „Kościół” jest zastrzeżona dla Kościoła rzymskiego. […] jeśli jednak w tymże czasie papież wzywa katolików, by modlili się o jedność chrześcijan, możemy pojąć tę jedność w tylko jeden sposób: wszyscy chrześcijanie powinni wrócić do Rzymu, a wszystkie inne wspólnoty chrześcijańskie trzeba znieść. Dialog religijny, pisze Kołakowski – w odróżnienia od dialogu teologicznego – winien być wymianą znaków, które pokazują wspólny sens wszystkich wierzeń i wyznań. Ten sens („jądro wspólne, centrum wszystkich religii, wspólnota duchowa”) to nie doktryna, lecz niewyrażalna często w słowach postawa duchowa kształtująca pewien szczególny obraz świata. Jest to świat widziany […] jako korpus żywy, wprawiany w ruch przez jakiś rodzaj energii duchowej. Energia ta ma przy tym kierunek, cel; co więcej, dąży ona ku dobru i możemy w to wierzyć na przekór wszystkim okropnościom i nędzy świata […]. Postawa religijna to także zaufanie do życia i sensu ukrytego w chaotycznym biegu zdarzeń.

Pamiętam wrażenia związane z lekturą książki „Życie Ewangelią. Spisane przez Jacka Moskwę” księdza Jana Ziai, który jeszcze w międzywojniu nie miał obiekcji przed spowiadaniem prawosławnych i udzielaniem im komunii świętej, zapraszaniem do katolickiego kościoła protestantów, by mogli odprawić swoją mszę, chwaleniem wiary baptystów, chowaniem na cmentarzu bezwyznaniowej samobójczyni.

Andrzej C. Leszczyński

 

3 komentarze

  1. Zbigniew 03.11.2024 Odpowiedz
    • acl 03.11.2024 Odpowiedz
  2. Stanisław Obirek 03.11.2024 Odpowiedz

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo