23.11.2024
Zdanie odrębne
Panu Andrzejowi Markowskiemu-Wedelstett
„Chodzi mi o to, aby język giętki/ powiedział wszystko, co pomyśli głowa” – pisał Słowacki w jednym z poematów. Zdawał sobie sprawę, że precyzyjne oraz poprawne przelewanie myśli na papier, nie jest sprawą łatwą ani prostą. Poeta wykazał się dużą świadomością językową, inaczej samowiedzą. Jako wychowanek oświeceniowego liceum w Krzemieńcu zakładał, że istnieje myśląca głowa, która może mieć problem z efektem swego wysiłku, wyrażanym w języku – nie tylko pisanym…
Jednak pojawia się kłopot, gdy głowa nie myśli, albo pozoruje (symuluje, udaje) myślenie – czy wtedy język jest potrzebny? Na chłopski rozum nie, ale wówczas należałoby stale milczeć, a to przecież niewykonalne; wszak cała przyroda ożywiona[1] nieustannie wymienia komunikaty w niezliczonej ilości języków.
Polacy (jako część tej przyrody) też mają swój język i wcale nie jest to język ptaków (np. gęsi[2]), tylko istot obdarzonych przez Stwórcę rozumem i wolną wolę, co pozwala im myśleć oraz przekazywać treści tych operacji. Kłopot w tym, że forma tej czynności, czyli myślenie, coraz bardziej odstaje od jej materii – tzn. języka…
*
Zacznijmy od języka religijnego, wszak o naturze/istocie Polaka stanowi wiara. „Módlmy się w sposób szczególny za…” – wołał papież Polak w swoich homiliach, a jego podwładni nadal powtarzają tę frazę jak fragment przekazu ewangelicznego. Jeśli tak, to można się również „modlić w sposób ogólny”, choć nie wiadomo, czym jedno różni się od drugiego… Zamęt wprowadza słowo „sposób” zarezerwowane dla operacji nad rzeczami; wszak est modus in rebus – mawiał Arystoteles, czyli w rzeczach jest na nie sposób.
Jednak modlitwa to czynność niezwiązana z rzeczami, więc wystarczyło powiedzieć „módlmy się szczególnie”, choć to z kolei zakłada jakiś priorytet, wyjątkowość, preferencję… Najprościej byłoby modlić się najpierw w jednej intencji, potem w drugiej, trzeciej i kolejnej – jak w Zaduszki. Do kolejek jesteśmy przyzwyczajani na tym i na tamtym świecie, ale zawsze jest nadzieja na efekt końcowy …
A inne papieskie słowo – „ubogacić”. Papież – aktor, dramaturg, poeta miał prawo do neologizmów, choć tu przesadził. Przedrostek u– oznacza bowiem zmniejszenie ilości albo rozmiarów czegoś: ująć, uprowadzić, uciąć, ukręcić, urwać, uścisnąć (uściskać!), uwalić, itp. Nawet ‘ubrać’ (ubranie) jest ograniczeniem naszej cielesności, tak jak ‘uprzytomnić’ (sobie) oznacza zdyscyplinowanie umysłu, a ‘uzmysłowić’ ciała. Widocznie papieżowi nie podobało się stare polskie słowo ‘wzbogacić’, choć przedrostek w– nie ogranicza, lecz rozszerza możliwości językowe. Jak się rośnie, to się wzrasta, moc – wzmacnia itd. Albo: bogacić/wzbogacić, kręcić/wkręcić, lecieć/wzlecieć, ruszyć/ wzruszyć, itd.
*
Podobnie jest z językiem polityków i dziennikarzy, których ludzie naśladują i zły przykład idzie w świat. Oto znany polityk na emeryturze używa sformułowań: „wielkie olbrzymy”, czy „bardzo kompleksowy”… Tymczasem olbrzym (z natury) nie może być mały, a kompleks – częściowy, skoro jest zespołem fragmentów, bez których nie istnieje.
Kiedy wódz koalicji, a teraz opozycji rzuca w rodaków obcym słowem ojkofobia, jego żołnierze, by się przypodobać, na własną rękę wyszukują podobne, obcobrzmiące terminy. Jednym z nich jest słowo ekstraordynaryjny, którego nadużywają, bo to brzmi naukowo, tajemniczo, wzniośle – jak słowa prezesa. Nadto składa się z dwu łacińskich pojęć, które dawno temu zastąpiono jednym polskim – nadzwyczajny… Ale to zbyt trywialne w ustach polityków, którzy – jak prezydent – przeznaczeni są do wyższych rzeczy…
Szef obecnego rządu, do którego mam niekłamany szacunek, powiedział niedawno, że z jednym z państw europejskich mamy „relacje niezwykle solidne”… Martwi mnie to, ponieważ polityka, to najmniej solidna dziedzina, gdzie niezwykłość nie wróży nic dobrego; przeciwnie. Byłoby lepiej dla Polski, gdyby te relacje były zwyczajnie albo zwykle ‘solidne’; to wystarcza – podobnie jak w handlu.
Jeden z najbardziej poważanych ministrów, który waży słowa, użył sformułowania: „opinia niezwykle dogłębna”. Aż się ciśnie na język, by go zapytać, czy ta opinia może być dogłębna ‘zwykle’? Czy przymiotnik, którego nie da się stopniować, bo jest mocny, wymaga tak głębokiego wzmocnienia przysłówkiem?
Znany z kwiecistego języka b. minister od budowy CPK, stwierdza z mądrą miną, że jego partyjny kolega postąpił „niezwykle słusznie” w jakiejś tam sprawie. Czy słuszność może być zwykła? Widocznie jego koledzy tak się nie zachowywali, stąd to przysłówkowe wzmocnienie. Postępowanie słuszne jest albo niemodne, albo niepraktyczne…
Inny polityk mówi, że Stany Zjednoczone „dołączyły do całego szeregu państw, które”… Czy można sobie wyobrazić szereg ‘niecały’? Mniejsza o to, czym się charakteryzuje, ważne, że jest ‘cały’; czyli – nieprzerwany, ciągły, kompletny, otwarty, a może zamknięty? Bez słowa ‘cały’ można się obyć, ale rzeczownik lepiej wypada, kiedy się go wzmocni przymiotnikiem, zwłaszcza wysoko kwantytatywnym…
W kontekście raportu o szaleństwach podkomisji smoleńskiej wysoki rangą wojskowy mówi o „utracie nie do przecenienia” – dowodów, środków pieniężnych… ‘Przecenić’ znaczy ocenić kogoś lub coś zbyt wysoko, albo zmienić cenę jakiegoś towaru na niższą. Jeśli coś nie nadaje się do przecenienia, to znaczy, że jest wartościowe ponad wszelką wątpliwość, i nikomu nie przychodzi do głowy, by to coś przeceniać, czy nie doceniać. Utrata dowodów kluczowych, wartościowych, ważnych… wystarcza do opisu sytuacji procesowej.
*
Znany komentator polityczny, w dodatku profesor, mówi (chyba w TVP): „Co by to miało nie znaczyć, to… itd.” Skoro owo ‘coś’, nic nie znaczy, to po co je komentować? Po cóż by sobie gębę psuł? – jak mówi Panna Młoda w Weselu.
Aktywistka ochrony przyrody, opowiadając się przeciw wycince lasów, argumentuje: „Drzewa dają usługi typu cień”… Kwiaty też świadczą usługi: zapach, woń, kolory itd., ale nikt nie ubolewa nad ich wycinaniem czy zrywaniem.
W kontekście wolnej wigilii pojawia się lewicowy argument, że jest to „bardzo tradycyjne święto”. I choć ten magiczny wieczór to dopiero wstęp do świąt, słówko „bardzo” ani nie wzmacnia polskiej tradycji, ani jej nie osłabia. Ot, jest takim siankiem (pod obrus), albo słomą w kącie izby – dla dzieci drobnego inwentarza.
Działaczka feministyczna, wypowiadając się na temat aborcji i wyroku trybunału p. Przyłębskiej mówi, że kampania antyaborcyjna „podzieliła nie tylko społeczeństwo, ale i całe rodziny”. Wynika z tego, że ‘rodziny’ są poza ‘społeczeństwem’, ‘całe’ znów jest lepsze niż ‘niecałe’. Może działaczka miała na myśli rodziny pełne i niepełne, ale tegośmy się nie dowiedzieli…
Zbędne przymiotniki i przysłówki stosowane tam, gdzie ich nie trzeba, pełnią rolę językowych dopalaczy albo turboładowarek, polepszaczy (jak przy wypieku pieczywa). Powoduje to rozdęcie wypowiedzi, napompowanie jej wielosłowiem, które jest zarazem pustosłowiem, biciem piany, cukrową watą dla dzieci, smakującą również dorosłym…
Sprawni językowo komentatorzy radiowej Jedynki, naśladując kolegów z RMF czy Radia Zet, zapowiadają (20.12.24), że „tanecznym krokiem wkracza do studia” ich koleżanka, a za chwilę: „spotykamy się za tydzień, w przyszłym tygodniu”… Takie wypowiedzi to typowe ‘masło maślane’, które fachowo określa się jako pleonazm. Można go podnieść do kwadratu, jak w słowach pewnej ministry: „Trzeba usiąść i wspólnie porozmawiać”… – jakby można było siedzieć i rozmawiać ‘niewspólnie’, albo w ‘pojedynkę’. Albo: trzeba „zdecydowanie wpłynąć na decyzje”… A czy można to robić niezdecydowanie? Pewnie tak, i są na to dowody – np. w kwestii przywracania praworządności, rozliczania patologii rządów PiS, czy przekazywania pieniędzy dotkniętym powodzią na Dolnym Śląsku…
Z powodu zatrucia się kilkorga dzieci preparatem na gryzonie można było usłyszeć w TVN: „To się wymknęło spoza kontroli…”. Gdyby tak było, dzieci nie uległyby zatruciu, po trutka byłaby ‘poza’ ich zasięgiem. Stało się inaczej, ponieważ wymknęła się „spod kontroli” – rodziców, opiekunów. Przysłówki ‘spoza’ i ‘spod’ w tym wypadku należą do dwu różnych światów; nie należy ich mylić, nawet gdy się jest ‘w emocjach’ spowodowanych zatruciem.
*
Ze wszystkich językowych ‘kwiatków polskich’[3] najbardziej irytujące jest mieszanie miejsca z czasem, tzn. okoliczników. Jak Polska długa i szeroka wszędzie słychać wyrażenie „na ten moment”, choć przyimek na wskazuje przestrzeń: na polu, na łące, na wodzie czy ziemi, na dachu, na stole, na ławce; nawet na tak małej powierzchni, jaką jest palec… ‘Moment’ to fragment czasu – dłuższy lub krótszy, w którym trzeba się zmieścić, a więc użyć przyimka w, we… W dzień (albo we dnie), w nocy, w godzinę/godzinie, w minutę/minucie, w roku, w domu, w epoce, w erze, w historii oraz wszystkich dyscyplinach, które rozwijają się w czasie (ekonomii, fizyce, matematyce, psychologii …). Z okazji święta zmarłych padło zdanie: „Listopad jest miesiącem, gdzie…”. Otóż, nie gdzie, tylko – kiedy, wszak nazwa miesiąca to fragment czasu, a nie miejsca, choć mało kto zwraca na to uwagę.
Na ten moment to typowy alogizm, tzn. brak logiki potocznie określany jako absurd, czyli wyrażenie niewłaściwe albo niestosowne. Że tak mówią politycy i dziennikarze a za nimi cały naród, pal sześć… Ale ten błąd przeniknął do sądów; przykład: „Sprawa nie została na dzień dzisiejszy rozpoznana”. Co to znaczy „na dzień dzisiejszy”? Przecież dotąd w języku urzędowym mówiło się i pisało: „do dnia dzisiejszego”… Ale kto się tym przejmuje, skoro profesorowie Bralczyk czy Miodek, podobno, machają ręką…
*
Znany aktor, satyryk, mistrz słowa mówionego i pisanego, jakieś pół wieku temu, na spotkaniu ze studentami w Krakowie, w sali użyczonej przez zakon Misjonarzy – występy takie były nielegalne – opowiadał o absurdach PRL: politycznych, społecznych, obyczajowych, towarzyskich – jakich kto chciał… W pewnym momencie, wcieliwszy się w postać Kolegi-kierownika[4] o Mieczysławie Rakowskim powiedział coś takiego: „Mnietek mówi, żeby mówić, a nie żeby powiedzieć”. Polska przemija i zmienia się, a słowa satyryka trwają i obowiązują.
- Podobno nieożywiona również… ↑
- Pisał o tym Mikołaj Rej. ↑
- Tytuł zapożyczyłem od nowej audycji w TVP. ↑
- Z Trójkowej audycji Sześćdziesiąt minut na godzinę. ↑
JS
Wyjątkowy wykład poparty świetnymi “perełkami” językowych wpadek, czy “autentycznymi faktami”(jak mawia pewien polityk). Wypadałoby przypominać go przed wychodzeniem z domu czy publicznym zabieraniem głosu. O język ojczysty troszczy się również, w rubryce: “W pięknej mowie wielka siła” Maurycy Polaski (Angorka nr 40). Jeden przykład:
Zbicie z tropu
Gdzie wyprzedza język głowę,
Tam dochodzi – przez przypadek
– Do zabawnych przejęzyczeń
Albo językowych wpadek.
Usłyszałem gdy dziennikarz
W trakcie starcia tęgich chłopów
Rzekł: “Nie może nasz zawodnik
Dać się wyprowadzić z tropu”.
Połączenie dwóch powiedzeń !
Posłuchajcie mej uwagi:
Można dać się z tropu zbić lub
Wyprowadzić z równowagi.
Zbicie z tropu! Gdy ktoś nie wie,
Wytłumaczę mu w potrzebie:
Zbity z tropu jest ktoś taki,
Kto utracił pewność siebie.
JS tym razem prowadzi nas przez jedno ze swoich królestw – język polski. Ilustruje jak współcześni Polacy, w większości wykształceni a zatem teoretycznie światli, twórczo traktują mowę ojczystą. Na podstawie opisanych przykładów należałoby napisać „tfurczo”, bo nie tyle używają języka ojczystego ile się na nim wyżywają.
Pewnie każdy z nas, starających się poprawnie używać polskiego, ma przykłady podobne do tych które znajdujemy w eseju. I tak np. zmarły papież-Polak używał pojęcia nawiedzać w znaczeniu odwiedzać, co zwykle kojarzy się z byciem nawiedzonym czyli lekko oderwanym od rzeczywistości. Z niewielkimi wyjątkami polszczyzna Karola Wojtyły była nienaganna i piękna, tym bardziej kiedy przypomnieć jakim był znakomitym mówcą.
Z językiem polityków, dziennikarzy i osób publicznych, w tym celebrytów, wiąże się wiele sformułowań do których możemy mieć zastrzeżenia. Mnie szczególnie irytuje określenie „najbardziej optymalny” oraz „współobywatel”. Niewiele mniej denerwujące jest często spotykane sformułowanie: „myślę sobie” – tak jakby można było myśleć komu innemu !
Autor przywołuje wiele kwiatków językowych, które zamiast ubarwiać i wzbogacać mowę ojczystą przypominają bardziej humor zeszytów szkolnych czy raportów policyjnych, w stylu: „zabił żonę z którą miał siedmioro dzieci za pomocą sznurka…”. Mnie szczególnie rozśmieszyło sformułowanie: „Drzewa dają usługi typu cień”.
Na koniec JS przytacza historyczną wypowiedź weterana satyry, znaną nie tylko ze wspominanego spotkania w Krakowie, przypominając że Jacek Fedorowicz, bo o nim mowa to „mistrz słowa mówionego i pisanego”.
Również JS jest mistrzem słowa pisanego i mówionego, o czym świadczy nie tylko ten esej ale wszystkie inne artykuły i książki Autora, które czytałem – także te na SO. O mistrzostwie mowy zaświadczam naocznie i nausznie, bo mam przyjemność i zaszczyt osobiście znać JS.
Artykuł został zadedykowany Panu Andrzejowi Markowskiemu-Wedelstett – osobie znanej ze wspaniałej satyry rysunkowej publikowanej regularnie na SO. Pan Andrzej jest jednocześnie autorem świetnych porad dla majsterkowiczów pisanych bardzo ładnie po polsku, o czym możemy się przekonywać od lat na SO. Obaj Panowie są również wspaniałymi rozmówcami, za czym oprócz kultury osobistej i takiegoż uroku stoi nienaganna polszczyzna.
Mogłoby się wydawać, ze to tekst typu czepialskiego. Tzn autor czepia się, łapie za słówka i pisze rzecz nieistotna. Tak nie jest bo pisze o rzeczy podstawowej jaka jest sposób w jaki się do siebie odnosimy. Tzw nowomowa, której niebezpieczne konsekwencje unaoczniło po raz pierwszy G. Orwell i V. Klemperer, nadal ma się dobrze i zaciemnia obraz rzeczywistości. Chwała autorowi, ze o tym napisał.
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem tekst, szkoda tylko, że pojawiły się w nim rażące błędy ortograficzne:
“uległy by” i “nie przerwany” /lapsus computerandi?/. Pozdrowienia!
Poprawione. Redaktor bije się w piersi i dziękuje.
Przykłady naszego językowego niechlujstwa można by mnożyć w nieskończoność… Dziwi jednak, że Autor zapomniał o najbardziej irytującym językowym absurdzie typu: ciężko wyczuć, ciężko powiedzieć, ciężko rozstrzygnąć…, ustalić, rozeznać, zrozumieć, wycenić, rozsądzić, doradzić, wypróbować, opisać, zdiagnozować, podpowiedzieć, pomóc… i tak dalej… Choć wszystkie te (i inne) czasowniki domagają się przysłówka “trudno”, a nie “ciężko”. Odwołajmy się do Hegla (ojca Marksa), który mówił: “jak substancją materii jest ciężar, tak substancją, istotą ducha jest wolność”. Ciężar jest tam, gdzie trzeba wykonać pracę fizyczną, a trudność pojawia się tam, gdzie nieodzowny jest wysiłek umysłu, czyli ducha. Polacy, nie dosyć, że mają wstręt do myślenia (wolą wiarę), to jeszcze nie chcą się uwolnić z okowów marksizmu; są narodem mentalnie zniewolonym!
“Ciężkie czasy” – powiedział żołnierz radziecki zdejmując zegar z wieży ratuszowej.
Gdyby rzekł coś o “trudnych czasach” mógłby dokończyć, że tworzą one silnych ludzi, którzy tworzą łatwe czasy, wytwarzające słabych ludzi, po których nadchodzą trudne czasy…
No chyba, że byłby nie żołnierzem armii czerwonej, a legionów Piłsudskiego, wtedy mógłby dośpiewać, że “Ciężkie czasy legionera, raz, dwa trzy // los go gnębi jak cholera raz dwa trzy…”
Taki legioner na pewno nie miał lekko (łatwo?), ale czy musiał aż tak ciężko pracować, jak chłop pańszczyźniany w trudzie i znoju orzący ziemię? Ciężkie życie miał taki chłop, choć niekoniecznie wynikało ono z ciężaru pługa, którym to orał pole.
Czasy, życie czy praca swojego własnego ciężaru nie mają, a jednak ciężkie być potrafią. Czy Hegel miał rację, czy jednak się mylił? Fizyk by dowodził, że właściwością przedmiotów jest masa, ciężar zaś jest względny i przedmioty o tej samej masie mogą mieć różny ciężar w innych okolicznościach. Czy powołując się więc na słowa Hegla można więc oskarżać o nieprawidłowe użycie słowa “ciężki”? Hegel był Niemcem, w jego języku słowo trudny – schwierig, można zastąpić słowem “ciężki” – schwer.
Chociaż nie zawsze w drugą stronę – np “Er war 90 Kilo schwierig” – nie przejdzie.
Zdanie “Trudno mi było zrozumieć, co on mówił.”
można prawidłowo przetłumaczyć jako:
“Ich konnte schwer verstehen, was er sagte”
“Es war für mich schwirig zu verstehen, was er sagte”
Obie formy prawidłowe, przy czym raczej pierwszego tłumaczenia użyłbym, by podkreślić trudności związane z czynnikami zewnętrznymi: fatalną akustyką, trzeszczeniem w słuchawce, hałasem itd, podczas gdy w drugim przypadku raczej bym mówił o własnych męczarniach, to mnie było ciężko (trudno), bo nie nadążałem, nie przygotowałem się. “Ciężkość” w języku ojczystym Hegla absolutnie nie musi wynikać z masy . A, że język nie jest martwy, rozwija się (czasem zwija) w dużym stopniu pod wpływem innych to możliwe, że i polskie ciężary metaforycznie przeniosły się w sferę ducha pod wpływem (a może niezależnie?) niemieckiego, choćby przez języki czy gwary bardziej zbliżone do niemieckiego, jak kaszubski czy śląski.
Kiedyś w formie żartu sporządzone zostały tłumaczenia tytułów filmów na śląski. I tak np. “Przeminęło z wiatrem” otrzymało tytuł “Pizdło z luftem”, “Obcy” to “gorol”, ” Sami swoi” – ” bez goroli”, “Silent Hill” – “Sosnowiec”, natomiast “Mission impossible” przetłumaczono jako “Szwagier, to je cinżko sprawa!”.
Może ze względu na kontakt z niemieckim?
W angielskim dla odróżnienia nie zastąpiłbym słowa “difficult” słowem “heavy”, natomiast zamiennikiem mogłoby być “hard” lub “tough”.
Jak ktoś zacznie mówić, to jest “twarda sprawa”, lub “twardo (mocno?) rozstrzygnąć”, zamiast “trudno rozstrzygnąć” – wtedy będę się naprawdę dziwił.
Na zbyt częste i niezbyt fortunne użycie wyrazu ciężki narzekał ponad dekadę temu prof. Jan Miodek w znakomitym wykładzie https://www.youtube.com/results?search_query=polszczyzna+najm%C5%82odszych+pokole%C5%84 komentując zestawienia: cięzki problem metodologiczny czy ciężki problem do rozwiązania.
Każda wpadka jest inna, nie zawsze wynika z niewiedzy. Wiele lat temu dziennikarz nadający z Moskwy: “Kongres o którym państwu opowiadam mać trwa…,trwa mać…., yyy, państwo i tak wiedzą o co chodzi – 2 tygodnie”. Jego kolega, komentujący etapowy finisz Wyścigu Pokoju: ” Stanisław Sz., cudowne dziecko dwóch pedałów”, a w parlamencie: ” Wysoka Izbo, obywatelku Marszałku!”. Takie przykłady można przypominać bez końca, jest to oczywista oczywistość. Nikt mnie nie przekona, że białe jest białe, a czarne czarne. Wystarczy pomyśleć ile błędów można popełnić w słowie: Sztokolm, Stohol, Sztoookholm…, a może chodziło o Helsinki…?
Pan redaktor od “wieszcza” zaczął to ja też:
“Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty
Swój róg bawoli, długi, cętkowany kręty…”
Język się rozwija niezależnie od prawideł gramatyki (czy logiki). Lingwiści wyłapują reguły analizując używany język, który poprzez nowe zjawiska, kontakty z innymi językami, a także niestety przez niechlujstwo jego użytkowników czy, o zgrozo (!) – modę* nieustannie się zmienia.
Przy pierwszych próbach kodyfikacji sięgano po utwory najwybitniejszych pisarzy, jako wzór.
Tak więc jeśli Mickiewicz używał przyimka “na” w połączeniu z czasem: “na-ten-czas” zamiast “W-ten-czas” czy choćby “wówczas”, to i całe pokolenia Polaków, które nierzadko na pamięć się uczyły fragmentów owego utworu, nie widzą niczego zdrożnego w łączeniu czasu z przyimkiem na.
Zwłaszcza, że przyimek “w” także służy do określania miejsca. Np. coś jest w kieliszku, ale w parę sekund zniknąć może. Ponadto “umówiłem się z nią na dziewiątą” na placu teatralnym. “Natenczas” jest wtłaczane dzieciom do głów, “na dziewiątą” podśpiewują być może jeszcze niektórzy zakochani, wielu pracowników ma zadania do wykonania zgodnie z planem na za tydzień, na jutro (niektóre tak pilne, że “na wczoraj”), a jeśli mają wywołać trwały efekt, to “na wieki wieków, amen” to “na ten moment” i “na dziś” nie wydaje mi się tak rażące, jak “dzień dzisiejszy”, który w powiedzeniu “na dzień dzisiejszy” mi bardziej przeszkadza niż sam przyimek.
.
Ciekawym choć zgoła innym przykładem mieszania czasu i przestrzeni, już nie w przyimkach, jest jednostka odległości jaką jest rok świetlny. I używanie odległości, by podkreślić, że coś się działo dawno temu – “lata świetlne temu” – nieraz słyszę, co jest dość absurdalne.
.
Jeszcze o tym, że trzeba “zdecydowanie wpłynąć na decyzję”. Nie wiem skąd ów przykład. Nie znam całego kontekstu wypowiedzi. Ale może to nie owo wpływanie ma być zdecydowane.
Jeśli jakieś grono się zastanawia, czy wpływać na decyzję, jeden może uznawać, że raczej nie należy tego robić, ale drugi uzna w kontrze, że zdecydowanie należy!
Jednym z synonimów słowa zdecydowanie jest wg słownika języka polskiego “niewątpliwie”.
Także mogło się “zdecydowanie” odnosić do konieczności wpływania, a nie jego jakości.
.
—
* Jakieś 20at temu modne stało się słowo opisujące osobę łatwo się komuś podporządkowującą, uległą.
Słowem tym było “spolegliwy” pierwotnie oznaczjące kogoś, na kim można polegać.
Moda sprawiła, że nieużywane wcześniej słowo zyskało drugą młodość i nowe znaczenie.
Ciekawe, czy moda wygra z gramatycznie poprawną obmianą liczebników. Póki co wciąż jeszcze druga wojna światowa wybuchła w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku, a nie w tysięcznym dziewięćsetnym trzydziestym dziewiątym. Natomiast np przystąpienie Polski do Unii Europejskiej według niektórych odbyło się w “dwutysięcznym czwartym”, a nie w “dwa tysiące czwartym”.
Pełna zgoda co do przykładów podanych przez autora w akapicie dot. mieszania miejsca i czasu. Ale to nie takie jednoznaczne i proste bo np. nie powiemy “nie wracam w noc” tylko “nie wracam na noc”; nie “wychodzę w 15 min.” tylko “wychodzę na 15 min.”.
Komentarze pod artykułem są bardzo ciekawe i pouczające stanowiąc rozwinięcie bądź uzupełnienie rozważań Autora. Zanim pojawią się kolejne poważne wpisy warto dla rozluźnienia przypomnieć suchara :
Jaki język jest namniej brudny ? OjCzysty !
Panowie komentują po aptekarsku (i ze znawstwem), dzieląc włos na czworo… A mnie zła krew zalewa, kiedy w radio, telewizji, a teraz nawet przy stole słyszę: “Powiem tak”… i po takim wstępie on/ona zaczyna mówić, co wie, choć wie niewiele. Rozpleniło się to za Pis-u, gdzie są sami mędrcy. Żaden z nich nie powie – “nie wiem”, tylko “nie mam wiedzy” – bo to dodaje splendoru, co ciemny lud kupuje z otwartymi gębami. Jeśli ktoś zaczyna od ‘powiem tak’ to znaczy, że ‘nie powie nic. Daje sobie czas, zastanawia się, jakby tu z mądrą miną powiedzieć jakąś durnotę.
Mnie szlag trafia, kiedy rozmówca dziennikarza czy polityka na sugerowaną przez nich odpowiedź mówi: “Dokładnie!” Po polsku można by odpowiedzieć: istotnie, faktycznie, rzeczywiście, albo: ma pan rację, zgadzam się z panią itd. Ale poco, skoro jest anglicyzm (exactly) i nikt go już nie wykorzeni z języka, bo my jesteśmy papugi (narodów), albo małpy (małpowanie)
Spotykamy także błędy wynikające ze swoistej mody językowej lansowanej prze celebrytów. Ponad dziesięć lat temu taką karierę zrobiło słowo półtorej. Wielu ludzi występujących publicznie mówiło, a niektórzy tak mówią także obecnie, półtorej roku, półtorej kilograma, półtorej kilometra, tak jakby nagle wyraz półtora zmienił rodzaj na żeński. Z upodobaniem mówił tak również prezydent Bronisław Komorowski mimo, iż od niego należałoby wymagać poprawności językowej.
Kiedy usiłowałem dociec skąd wział się taki kuriozalny błąd dowiedziałem się, od wykształconego skądinąd celebryty, że to zapożyczenie z gwary galicyjskiej gdzie np. mówi się potocznie półtorej litry czy półtorej rzyci. To tłumaczenie jest absurdalne, ponieważ te wyrazy występują tam w rodzaju żeńskim – jedna litra czy jedna rzyć, stąd wyrażenie półtorej jest jak najbardziej na miejscu.
Chociaż należę do ludzi zrównoważonych chętnie bym autorów takich wypowiedzi kopnął w rzyć, bo bredzą jakby wypili półtorej litry.
Niechlujstwo językowe stało się normą.,a głosy językoznawców to wołanie na puszczy. Ważne, aby Józek powiedział Czeskowi, że idą do …kawiarni
A czy to powie poprawnie, czy nie nikogo nie obchodzi, a najmniej ich samych.
Świetnie uchwycone zmiany językowe przez J.S. wprowadzają nas w nadchodzące zmiany w mowie i piśmie Codziennie stykamy się z błędami w mediach. Bardzo podobała mi się wiadomość podana w Radiu Zet” Spotykamy się za tydzień, w przyszłym tygodniu.”
Uczenie nas poprawnej polszczyzny przez Prof. Bralczyka i Prof. Miodka też odchodzi do lamusa. Nie wystarcza im już myśląca głowa i język. Do wyrażenia znaczeń nowych wyrazów potrzebują już gestykulacji rąk.
Nieuchronnie zbliżamy się do dużych zmian językowych, przyczynia się do tego młodzież.
Wszyscy zauważamy, że język literacki, potoczny, język urzędowy oraz język migowy mają coraz wspólnych cech..
Język młodzieżowy posiada już setki słów i zmian, jakie nastąpiły w mowie młodego pokolenia.
Zadbajmy o kulturę istniejącą i nowości jakie do niej wchodzą.
Język ma być elastyczny i zrozumiały.