04.02.2025
Po lekturze artykułu ks. Adama Bonieckiego dotyczącego wywiadu z Romualdem Jakubem Wekslerem-Waszkinelem napisałem 31 stycznia list otwarty do Tygodnika Powszechnego. Redakcja nie raczyła mi nawet odpowiedzieć czy list wydrukuje, czy nie, więc po napisaniu poniższych słów:
Szanowna Redakcjo,
Ze względu na brak odzewu od chwili przesłania listu otwartego przesyłam go z odpowiednią adnotacją do publikacji w innym miejscu.
Postanowiłem list opublikować w zaprzyjaźnionym portalu Studia Opinii.
W sprawie Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela
Piszę ten list z ciężkim sercem i długo się zastanawiałem czy powinienem go pisać i wysłać do Redakcji Tygodnika Powszechnego. W końcu, w myśl starej zasady, że amicus Plato, sed magis amica veritas zdecydowałem się zrobić i jedno i drugie.
Moje wątpliwości związane były z pytaniem, czy akurat ja mam taki list napisać, bo przecież zarówno sam TP jak i poruszane w nim tematy od wielu lat nie zaprzątają mojej uwagi. Nie mogę też powiedzieć, że jestem wiernym czytelnikiem tego pisma, więc właściwie nie powinno mnie obchodzić, co Redakcja publikuje. Jednak opublikowany w ostatnim numerze 5/2025 wywiad Karoliny Przewrockiej-Aderet z Romualdem Jakubem Wekslerem-Waszkinelem, a zwłaszcza słowo od Redaktora-Seniora Adama Bonieckiego „Żyd od Jezusa”, w którym wyznał, że „nie zawsze rozumiałem Romualda. Musiałem się uczyć tej osobliwej inności” wzbudziło we mnie mieszane uczucia i falę wspomnień, którymi chciałbym się z Redakcją i Czytelnikami TP podzielić.
Jak wspomniałem nie przychodzi mi to łatwo, bo przez dziesięciolecia Tygodnik Powszechny był moim pismem, a prezentowana przez to pismo wizja Kościoła i świata była mi bardzo blisko. Co tu dużo mówić, to było moje środowisko, a dzięki Jerzemu Turowiczowi oraz pojawiającym się na łamach TP tekstom oraz dzięki blisko z nim związanemu Staszkowi Musiałowi wierzyłem, że katolicyzm otwarty nie jest tylko sloganem, ale rzeczywistością przekuwaną na ważne teksty. Dotyczyło to zwłaszcza problematyki żydowskiej i katolickiego antysemityzmu, o którym TP potrafił mówić jasno i wyraźnie. Wydanie specjalne TP „Polska Żydowska” z początku 2019 roku do dzisiaj jest dla mnie ważnym punktem odniesienia, a do zgromadzonych w nim tekstów często i chętnie wracam. To jest kontekst dyskomfortu z jakim przychodzi mi pisać ten list.
Najpierw o samym Romualdzie Jakubie Wekslerze-Waszkinelu (nie rozumiem dlaczego Redakcja pomija jego drugie imię, którym dzisiaj podpisuje swoje maile, jak sądzę nie tylko do mnie), z którym od lat jestem zaprzyjaźniony i którego przyjaźni wiele zawdzięczam. Gdy w 2002 roku Jakub chciał wznowić wydaną dwa lata wcześniej na KUL-u książkę Błogosławiony Bóg Izraela i napotkał trudności (głównie ze strony ks. Waldemara Chrostowskiego) zaproponowałem mu wydanie w Wydawnictwie WAM gdzie książka ukazała się w wersji rozszerzonej i poprawionej pod tytułem Zgłębiając tajemnicę Kościoła…, do której napisałem „Posłowie”. Wraziłem w nim radość, że książka się ukazuje i wskazywałem na jej symboliczne wręcz znaczenie dla polskiego katolicyzmu. Do dzisiaj jestem przekonany, że „Jego refleksje wpisują się w toczącą się aktualnie debatę na temat jakości polskiego katolicyzmu i jego wierności Ewangelii”. Po 23 latach wiem, że to było wołanie na puszczy.
W następnych latach pisywaliśmy do siebie, kibicowaliśmy sobie na nowej dla nas obu drodze życia. W 2013 roku pojawiła się ważna książka Dariusza Rosiaka, Człowiek o twardym karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela, która stała się kanwą spektaklu wyreżyserowanego w 2017 roku przez Tadeusza Słobodzianka. To były dla mnie ważne doświadczenia nie tylko artystyczne. W biografii Jakuba ja również się przeglądałem i też powoli odchodziłem coraz bardziej od katolicyzmu, choć z innych powodów.
Wcale mnie nie zaskoczyła decyzja Jakuba odejścia od kapłaństwa i od katolicyzmu. Jednak to nie była konwersja na judaizm, Jakub nie „przeszedł na judaizm” jak pisze ks. Boniecki, ale wrócił do religii swoich przodków. Jak on sam mówi w wywiadzie „skoro Kościół mnie nie chce, to trzeba, bym wrócił do swego żydowskiego domu”. Tak więc w judaizmie odnalazł swoje miejsce. To dla mnie dramatyczne wyznanie – oto ksiądz katolicki czuł się w kościele niepotrzebny i zbędny. A tak nie musiało być, co wiemy choćby z historii bliskiego Jakubowi kardynała Paryża Jean-Marie Lustigera. I wielu innych. Kościół francuski potrafił stworzyć Żydowi Lustigerowi dom, Kościół polski ciągle ma z tym problem. Wydaje mi się, że o tym trzeba pisać i o tym trzeba myśleć.
Ksiądz Adam Boniecki pisze o „osobliwej innośći” Jakuba o jego „cierpieniu z powodu milczenia kolegów na pięćdziesięciolecie kapłaństwa”, co dla samego Bonieckiego „nie było problemem”. To zestawienie noszonego dosłownie na rękach przez świeckich katolików i nie tylko księdza Bonieckiego z osamotnionym, jak nikt w środowisku katolickim, Romualdem Jakubem Waszkinelem-Wekslerem wydaje mi się głęboko niestosowne. Również uwaga, że „zwykły mężczyzna nie płacze tak często” jest po prostu wyrazem braku elementarnej delikatności i empatii wobec ocaleńca z Holocaustu.
Może na tym poprzestanę. Wszyscy czekamy na „Autobiografię” Jakuba, której wydanie przygotowuje Wydawnictwo Znak. Mam nadzieje, że stanie się dla nas wszystkich okazją do głębokiego rachunku sumienia, a nie do wydziwiania nad „osobliwą” innością jej Autora.
Z wyrazami szacunku
Stanisław Obirek
Ta historia powyżej ilustruje jeden z wielu prawdziwych powodów odchodzenia ludzi z kościoła, nie chodzi o zgniły Zachód chodzi o zgniły kościół
W uzupełnieniu listu profesora Obirka warto zapoznać się z notką biograficzną
https://pl.wikipedia.org/wiki/Romuald_Jakub_Weksler-Waszkinel
Pod tym adresem znajduje się informacja o publikacjach byłego księdza.
https://archiwum.nauka-polska.pl/#/profile/scientist?id=48553&_k=xlhyph
W przegladarce google znalazłem kilka odsyłaczy do postaci Wekslera. M.in. przeczytałem opowiadanie o sobie samym bohatera listu otwartego. Przy lekturze tych wspomnień trudno powstrzymać łzy. Por.: https://zapispamieci.pl/romuald-jakub-weksler-waszkinel/
Żadnych złudzeń co do Kościoła, ale milczenie Tygodnika po rzeczowym liście Autora, to bardzo smutne…
Już po napisaniu komentarza przeczytałem wywiad, z Romualdem Jakubem Wekslerem-Waszkinelem. Por.: https://www.tygodnikpowszechny.pl/ksiadz-ktory-zmienil-wyznanie-powrot-romualda-weksler-waszkinela-do-zydowskiego-domu-189561 oraz załączony na końcu tekst Jego mowy pożegnalnej w instytucie Jad Waszem z 22 grudnia 2024 r. We wzruszającym i bardzo osobistym wywiadzie, podobnie jak we wspomnianym w poprzednium komentarzu opowiadaniu, uderza wyznanie bohatera o jego skłonności do płaczu. Położenie w jakim się odnalazł po 1978 roku oraz cała historia życia i kapłaństwa w krk uświadomiły mi, że płacz jest być może najwłaściwszym sposobem odreagowania traumy i wielu intensywnych przeżyć osobistych. Płacz pozwala zachować równowagę psychiczną w okolicznościach ekstremalnych i jakoś ułożyć się ze światem zewnętrznym. Jestem wdzięczny prof. Obirkowi, że przybliżył na SO postać tego wspaniałego człowieka.
No cóż sprawa jest przykra tym bardziej, ze Ks. Adam Boniecki cieszy się zasłużonym szacunkiem i sympatia wielu ludzi. Nie powinien nigdy zostać redaktorem naczelnym pisma, które od początku było kierowane przez osobę świecka i to tego formatu, co Jerzy Turowicz. Przejęcie pisma przez księdza oznaczają jego instytucjonalna klerykalizację i rezygnacje z formalnej niezależności. Po przejęciu pisma przez osobę świecka mogło pismo odrodzić. Niestety nowy naczelny pozostawił redaktora seniora jako autora wstępniakowej, które De facto określały i określają linie pisma. Mój list miał na celu powiedzenie, ze należy się zastanowić czy nie należy z ta praktyka skończyć. Jak widac redakcji ten głos nie był potrzebny.
Rzeczywiście po Jerzym Turowiczu Tygodnik Powszechny nie miał szczęścia do naczelnych. Tygodnik Polityka potrafił rozwiązać problem następstwa wybitnej postaci jaką był M. Rakowski, a Tygodnik Powszechny niestety nie. Skutkiem tego jest marginalizacja pisma pośród tytułów opiniotwórczych. W 1989 r. stało się jasne, że pismo nie będzie odgywać takiej roli politycznej jak w PRL, ale Turowicz potrafił jakoś uratować format i znaczenie Tygodnika do śmierci w 1999 r. Następne 25 lat to zdecydowanie coraz mniejsze znaczenie tego tytułu – nie tylko w rynku periodyków społeczno-kulturalnych, ale przede wszystkim jako pisma opiniotwórczego i ważnego w Polsce. Zasłanianie się wstępniakami księdza Bonieckiego, postaci szacownej i szlachetnej, ale specyficznej w swoim posłannictwie na rzecz krk, nie pozwoli Tygodnikowi zatrzymać postępującej marginalizacji znaczenia na rynku prasowym.