Kilka dni temu „Rzeczpospolita” i „Gazeta Polska Codziennie” podały, jako sensację, że z odsłuchanych taśm z rejestratorów samolotu Tu 154M wynika, że generała Andrzeja Błasika w kabinie pilotów tuż przed katastrofą smoleńską nie było. Ma to oznaczać, że nie było nacisków na pilotów, aby lądowali za wszelką cenę. Na podstawie tych informacji, jakie wyciekły z prokuratury, najprawdopodobniej przy udziale adwokatów rodzin smoleńskich, zaczęto budować nową narrację. Brzmi ona – raport komisji ministra Millera (Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego) jest z gruntu fałszywy, należy powołać nową, najlepiej międzynarodową.
Dziś odbyła się konferencja prasowa prokuratury, prowadzona przez prokuratora generalnego, Andrzeja Seremeta. Omówił on sprawy śledztwa smoleńskiego, swojej wizyty w Rosji, rozmów z rosyjską prokuraturą. Ale dziennikarze czekali na potwierdzenie swoich rewelacji. I doczekali się – rzeczywiście, słowa do tej pory przypisywane generałowi Błasikowi, odczytane ze stenogramów przez biegłych z Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych imienia J. Sehna, zostały faktycznie wypowiedziane przez kogoś innego – członka załogi, drugiego pilota, mjr Roberta Grzywę. Prokuratura stwierdziła, że nie może podać dowodów, że w ostatniej fazie lotu Błasik był w kokpicie samolotu, podawał komendy, lub odczyty przyrządów i wywierał nacisk na załogę, aby ta lądowała w warunkach niedozwolonych (a takie były w dniu 10 kwietnia 2010 roku). Odczyty laboratorium krakowskiego przyporządkowały – uwaga – wszystkie odczytane i rozpoznane głosy konkretnym komendom i rozmowom. Ale są również w stenogramach głosy i frazy, których przyporządkować się nie da. Oznacza to, że obecności generała Błasika w kabinie pilotów wykluczyć nie można.
Prokurator Ireneusz Szeląg podał jeszcze jedną ważną informację – kopie taśm znajdujące się w Polsce są zgodne w 100% z oryginałami z rejestratorów samolotu, a oryginały po katastrofie nie podlegały żadnym zabiegom. Oznacza to, że kopie taśm i ich stenogramy mogą być zaliczone jako dowód w postępowaniu prokuratorskim.
Czy rewelacje dziennikarzy „Rzeczpospolitej” i „GPC”, dziś w pewnym stopniu potwierdzone przez prokuratorów wojskowych, mają jakiekolwiek znaczenie dla zmiany naszego osądu o bezpośrednich przyczynach katastrofy smoleńskiej? Nie, nie mają praktycznie żadnego znaczenia. Podstawowe przyczyny katastrofy, czyli błędy załogi były już wiadome praktycznie dwa tygodnie po kwietniowej katastrofie. Dalej nie znamy odpowiedzi na pytania z pogranicza techniki, organizacji i polityki, czyli na te, kto i dlaczego podjął probe lądowania (czy próbnego podejścia, jak chcą niektórzy) w warunkach skrajnie niesprzyjających, poniżej poziomu bezpieczeństwa lotniska, a przede wszystkim poniżej poziomu uprawnień i wyszkolenia załogi. Nie wiemy również tego, co, lub kto zmusił załogę do startu z Warszawy, pomimo informacji o złych warunkach pogodowych, nie wiemy dlaczego załoga już w trakcie lotu nie odeszła na lotniska zapasowe, pomimo potwierdzenia dramatycznie złych warunków nad pasem lądowiska. We wszystkich tych pytaniach, jako podmiot domyślny może występować generał Andrzej Błasik, jako faktyczny dowódca tego lotu. To on przecież przyjmował rankiem 10 kwietnia na płycie lotniska Okęcie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, meldując samolot i załogę gotową do lotu.
Raport komisji ministra Jerzego Millera jest rzetelny, opierał się na dostępnych materiałach i nic nie przemawia za tym aby powoływać nową komisję. I będzie on zaliczony jako dowód w postępowaniu prokuratorskim. Nie do podważenia jest teza, oparta o analizę dokumentów, zeznań i właśnie odczyty rejestratorów samolotu, że główną i bezpośrednią przyczyną katastrofy były błędy w szkoleniu polskiej załogi. W raporcie wyraźnie jest zaznaczone, że poziom wyszkolenia załogi zagrażał bezpieczeństwo lotów. I do tego załoga prezydenckiego samolotu została zestawiona dzień przed wylotem. Raport komisji stwierdził lekceważenie procedur, norm, a przede wszystkim brak szkoleń, w tym na symulatorach. Łamano przepisy w pułku, który miał zapewnić bezpieczeństwo najwyższym urzędnikom państwa. Lotnicy nigdy nie trenowali awaryjnych sytuacji na symulatorze lotów. Byli to młodzi wiekiem i stażem żołnierze, o zbyt słabym wyszkoleniu i małym doświadczeniu do pilotowania ciężkiego samolotu pasażerskiego w tak skrajnych warunkach. I powinien zdawać sobie z tego sprawę ich przełożony, dowódca lotnictwa, generał Andrzej Błasik. Jak również z tego, że załoga nie miała ważnych uprawnię formalnych do lotu samolotem Tu 154M.
10 kwietnia 2010 roku na pokładzie samolotu znajdował się zwierzchnik sił zbrojnych, prezydent RP, Lech Kaczyński i najwyższa kadra oficerska Wojska Polskiego. Warto przypomnieć, że raport komisji Millera stwierdza, że nie odnotowano w dostępnych materiałach bezpośrednich nacisków na załogę. Arkadiusz Protasiuk i jego zastępca, Robert Grzywa, mieli jednak tę świadomość, na jaką uroczystość lecą, że spóźnieni wylecieli z Warszawy, że niewylądowanie może mieć poważne reperkusje. Dla nich, pilotów i oficerów, ale również dla osób będących na pokładzie. Kapitan Protasiuk poddany był, być może niezwerbalizowanej, ogromnej presji, ponieważ dowódcą tego statku powietrznego nie był on, lecz prezydent Lech Kaczyński? i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie będą reperkusje, nie tylko dla niego, jeżeli samolot nie przyziemi na smoleńskim lotnisku. Być może piloci nie mieli czasu na to, aby po prostu zastanowić się nad tym, aby podjąć własną, w pełni autonomiczną decyzję.
To co się działo po konferencji prokuratury wojskowej, czyli szybkie konferencje Jarosława Kaczyńskiego z przybocznym, Antonim Macierewiczem, a także briefing w Sejmie Zbigniewa Ziobro, szefa Solidarnej Polski, świadczą o tym, że w tym wszystkim dalej głównie chodzi o politykę. Ustalenie w innym brzmieniu kilku linijek stenogramu taśm rejestratora Tu154M, jakie dokonali biegli z Krakowa, nic nie zmienia. Honor polskiego generała? Nie ucierpiał. Zarówno piloci Tu 154M, jak i samolotu CASA, który rozbił się pod Mirosławcem w styczniu 2008 roku, byli jego podwładnymi. Warto o tym pamiętać, ponieważ do obu katastrof, jak się dziś wydaje, doprowadziły błędy pilotów, którymi generał dowodził.
„Ustalenie w innym brzmieniu kilku linijek stenogramu taśm rejestratora Tu154M, jakie dokonali biegli z Krakowa, nic nie zmienia”.
„Honor polskiego generała? Nie ucierpiał”
To ma czelność takie rzeczy pisać, po tym jak w świat poszły informacje o pijanym Błasiku?
Trzeba zaiste duzo złej woli i iście proletariackiej zaciekłości, aby ważyć się na takie słowa, które pan raczył napisał w swym komenatarzu.
Znaleziono Generała wraz z nawigatorem, więc samo musiało się narzucać stwierdzenie, że w momencie katastrofy byli blisko siebie. Ponieważ był „obcym ciałem” w kokpicie, badano rożne okoliczności. Na dodatek dotąd nic nie wiemy, w jakim stanie były zwłoki. A może to ich stan (rozczłonkowanie?) spowodował konieczność badań analitycznych? I przy okazji wykryto alkohol. To jest takie dziwne? Żaden wojskowy kropelki do ust nie bierze? Gdyby to miało wpływać na honor polskiego generała, to honor mieliby jedynie sporadyczni, pokazywani palcem abstynenci!
A w świat nie poszły informacje o „pijanym Błasiku”. Nieliczni zainteresowani doczytali się informacji o zawartości alkoholu we krwi, bo tak ujął to raport MAKu.
I z innej beczki; czy smoleńscy wyznawcy wierzą, że świat pamięta o tej katastrofie ? A tym bardziej o tym, kto to był Błasik? Dopiero „dawanie odporu” dałoby podstawy jeśli nie śmiechu, to wielkiego zdumienia. Bo jak miałoby się to odbywać? przez wielkie anonse zamieszczane w prasie światowej?
I ustalenie w innym brzmieniu kilku linijek stenogramu taśm rejestratora Tu154M, jakie dokonali biegli z Krakowa, faktycznie nic nie zmienia. Po prostu tam, gdzie inna ekipa, pracuje innymi metodami, na innej aparaturze wyniki mają pełne prawo się nieco różnić. Wie o tym każdy przedstawiciel tzw. nauk eksperymentalnych. A tu nie zanegowano całkowicie odczytu stenogramów komisji millerowskiej. Cała różnica to nierozpoznanie głosu generała tam, gdzie uczynili to poprzednicy i brak odczytu tam, gdzie poprzednikom się to udało. I wszystko to w chwili gdy samolot i tak kierował się ku zatraceniu.
Rapperswilku. Czasem warto przyjrzeć się co ma rodzj męski i do tego inteligentny do powiedzenia. Nawet jak inna prawda tak boli, że piana leci z ust…
Zamachu (pewnie na 99.999 proc.) nie bylo.
Dlaczego jednak zaden z komentatorow nie dociek dlaczego zastosowano Konwencje Chicagowska i dlaczego pocieto to co pozostalo z wraku, a nastepnie wrak zostawiono, przepraszam, polska strona wywalczyla brezent, a teraz mowi sie o jakiejs blasze falistej (to jest zdaje sie jakies novum w historii badan katastrof lotniczych).
Dlaczego nikt nie widzi tutaj sprzecznosci:
1. Miller: lot do Smoleńska był lotem cywilnym
Pomiędzy Rosją a polską komisją wyjaśniającą okoliczności katastrofy smoleńskiej nie ma sprzeczności w kwestii, jaki charakter miał ten przelot – oświadczył szef MSWiA Jerzy Miller. I dodał: – To był lot cywilny. Minister dał w ten sposób odpór słowom płk. Edmund Klicha, który stwierdził, że ostatnia faza lotu powinna być zakwalifikowana jako lot wojskowy. Szef MSWiA nie ma wątpliwości, że o charakterze lotu nie decyduje właściciel samolotu, tylko cel przelotu. – A celem tego lotu było przewiezienie konkretnych osób, w związku z tym miał on charakter lotu pasażerskiego. Wobec tego nie ma między nami sprzeczności – powiedział Miller, który przewodniczy pracom polskiej komisji badającej katastrofę w Smoleńsku.
(Miller: lot do Smoleńska był lotem cywilnym, 24.09.2011)
2. Katastrofa smoleńska: Miller: to był lot wojskowy
Lot samolotu Tu-154 M, który 10 kwietnia 2010 r. rozbił się pod Smoleńskiem, z punktu widzenia polskiego prawa miał status wojskowy – mówił w piątek szef MSWiA Jerzy Miller.
„Z punktu widzenia polskiego prawa, a na takim prawie jest oparte nasze badanie, status lotu jest statusem lotu wojskowego” – powiedział Miller podczas piątkowej konferencji, na której upubliczniono raport komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. W samym raporcie zaznaczono, że samolot Tu-154 M, który rozbił się pod Smoleńskiem, wpisany był do rejestru wojskowych statków powietrznych. (Katastrofa smoleńska: Miller: to był lot wojskowy (PAP, 29.07.2011)
Jak Pan wyliczył procentowo, że nie było zamachu?
Aby obalić jakąkolwiek tezę, nawet pozornie niewiarygodną, należy mieć pełen dostęp do materiału dowodowego.
napisalem „pewnie”. chodzi mi o to, ze z bardzo duza doza prawdopodobienstwa – zamachu nie bylo.
To pan plecie od rzeczy!
Świetny artykuł!
Ale jak widać miłośników teorii strasznego zamach ci u nas dostatek!
Sam też mam podobną ocenę a odpowiedzialni zamiast siedzieć cicho wywołują hucpę!
Oczywiście, że powoływanie nowej komisji jest absurdalne. Wszyscy już mamy opinie co się stało, jedni (prawdziwi Polacy)do końca świata będą wierzyć w teorie spiskowe, inni ci bardziej rozumni wiedzą, że był to potworny wypadek, spowodowany lekceważeniem SWOICH obowiązków przez WSZYSTKICH decyzyjnych uczestników tego lotu.
A przeprosić to powinien Kaczyński za siebie i brata, bo gdyby nie ich małostkowość i megalomania w ogóle nie byłoby tej wyprawy po śmierć.
„To ma czelność takie rzeczy pisać, po tym jak w świat poszły informacje o pijanym Błasiku?” – informacje o „pijanym Błasiku” zostały zdementowane natychmiast po tym, kiedy się ukazały. Teraz jest mowa tylko o tym, czy gen. Błasiki przebywał w kabinie pilotów.
W sprawie presji: nie zapominajmy, ze kapitan Protasiuk, jako drugi pilot podczas słynnego lotu śp. prezydenta do Tbilisi, był świadkiem nacisków w sprawie miejsca lądowania i widział na bieżąco, co przezywał jego kolega po podjęciu samodzielnej słusznej decyzji. Więc kiedy na własną, podobna decyzję miał ułamki sekund…
O jedno tylko bym prosił- żeby PIS i spółka nie opowiadali tak głośno, że narzuconi im walkę o honor munduru, i teraz jest zwycięstwo. Bezsens, bo nie o honor generalny chodzi, lecz o tragedię prawie stu osób i ich rodzin! Chętnie za to poznam precyzyjnie wyrażone odpowiedzi na proste pytania. 1. Kto był dowódcą samolotu- zgodnie z zasadą, że meldunek o gotowości składa dowódca? 2. Jesli ocena wysokości była prawidłowa, a alarmu urządzeń prawidłowe, to dlaczego w ogóle próbę lądowania podjęto? Bez widoczności ziemi- to wynika z zapisów- aż do chwili katastrofy? Przecież podobno- to za fachowcami, których słyszę w TV , jeśli lotnisko nie jest gotowe do lądowań bez widoczności, tę trzeba zauważyć i dopiero lądować. Czy to tez nie swego rodzaju „plama na mundurze”, że odwaga osobista ( jeśli nie desperacja) przekroczyła granicę ryzyka?
Jasne, że sedna prawdy trzeba szukać- żeby groźby powtórek uniknąć i żeby jakoś spłacić część długu, jaki mamy wobec ofiar. Ale błagam- nie stosujmy wytrycha, głośno współrodaków przekonując, że mamy fabryczni dobrany klucz. To na adres zawodowych krzykaczy,niech polityka da spokój Ofiarom. Tak „ponad podziałami” , jak skład Ofiar tragedii.
Taki Wielki Człowiek, Prezydent Lech Kaczyński, Pierwszy Obywatel III i IV RP. Namaszczony w wyborach powszechnych.
Przyjaciel USA, Izraela, Gruzji, Ukrainy i innych państw co mają i miały do czynienia z Imperializmem Rosyjskim dławiącym wolność wszystkich państw demokrację miłujących.
Człowiek Dalekowzroczny, widzący politykę na kilka staj do przodu, nieustępliwy w sprawach małych a spolegliwy w wielkich, co świadczy o Jego wielkim Sercu wypełnionym dobrocią dla wszystkich ubogich materialnie i duchowo.
Wspaniały Prezydent Tysiąclecia, skromny do bólu, nie mógł tak porostu wsiąść z przyjaciółmi do samolotu i nie dolecieć do celu bo nastąpiła zwykła katastrofa jakich wiele na świecie w których giną zwykli ludzie co mieli pecha.
Tak Wielki Człowiek otoczony był od lat wrogami liczniejszymi od wiernych przyjaciół. Zawsze knuto przeciwko Niemu i Jego Bratu i zabiegano o ich unicestwienie, moralne i fizyczne.
TO BYŁ ZAMACH NA 99.999999999 %
tak sądzę..
Nie dowcipkuj Magogu nad mogiłami!
Ten lot nie powinien się odbyć – i na tym poprzestańmy!
„Zdradzeni o świcie”, błyskawicznie „polegli” we mgle smoleńskiej, co rozpylana do dziś wokół tej, jasnej w gruncie rzeczy rzeczy sprawy, ma umożliwić nadużywanie ich po śmierci w nieskończoność. Przez zwolenników „przeczywistości”.
Panie Azrael. Jedno ustalenie komisji Millera zostało podważone. Pan stara się podważyć drugie. W raporcie stwierdzono, cytuję:
„Zdaniem Komisji, w pierwszej rozmowie Dowódca Sił Powietrznych poinformował dowódcę statku powietrznego o zamiarze złożenia przez niego meldunku o gotowości do lotu Panu Prezydentowi RP. Meldunek, chociaż niezgodny z tradycją, miał charakter symboliczny i tylko w takim sensie należy dopatrywać się związku z analizowanym
lotem.” —————————
„Miał charakter symboliczny” stwierdziła komisja, Pan natomiast pisze: „Andrzej Błasik, jako faktyczny dowódca tego lotu. To on przecież przyjmował rankiem 10 kwietnia na płycie lotniska Okęcie prezydenta Lecha Kaczyńskiego…” ——————-
Wypowiedź prokuratorów „nie ma dowodów, że był ale nie ma też, że go nie było” przypomina mi rozmowę Zagłoby z Rochem Kowalskim. – Rochu pij. – Nie było rozkazu pić. – A był rozkaz nie pić? – Też nie było. – Tedy pij. ———- Fajna rozmowa ale krew mnie zalewa kiedy prokuratorzy traktują mnie jak Rocha Kowalskiego. ———————–
Panie Chlubek. Pan tez próbuje podważać lub co najmniej uzupełniać raport komisji Millera. W raporcie nie ma ani słowa o jakimkolwiek oddziaływaniu psychologicznym, na kpt. Protasiuka, zdarzeń z lotu do Tbilisi. Chociaż jest cały rozdział poświęcony analizie psychologicznej. —————————– Drodzy Państwo albo przyjmujemy raport Millera w całości, oczywiście oprócz tego co zostało zweryfikowane przez ostanie badania albo, wzorem sPISkowców, nie przyjmujemy go wcale. Nie można wybiórczo traktować wniosków i tych które nam pasują używać a o innych zapominać. ———————— Zdanie o gen. Błasiku. Badania wykazały, że nie ma dowodów, że był w kabinie. Przyzwoitość – tak jak ja ją rozumiem – nakazywała by zaprzestać wszelkich spekulacji o jego naciskach na załogę i uznać temat za zakończony.
tia, to że znaleziono ciało w tym co pozostalo w kokpicie to oczywista oczywistość żaden dowód ,
Drogi panie Baczyński (przepraszam, ma Pan może jakieś imię? Bo po nazwisku to wygląda trochę niegrzecznie) – nieporozumienie. Pisałem o gruzińskiej presji z myślą o tym, ze nawet poprzednie nieścisłości i dyskusja czy gen. Błasik był czy go nie było w kabinie nie dotyczą meritum: czy ostatnie ustalenia zmieniają obraz przebiegu katastrofy i całe śledztwo trzeba zacząć od nowa, jak twierdzi PiS.
Moim zdaniem nie trzeba, ponieważ piloci tak czy tak działali w stanie psychicznym innym od zwykłego w takich przypadkach i wzmocnionym przez ważny element.
Autor felietonu przytacza najnowsze fakty, a później je komentuje, siląc się na obiektywizm.Niestety, to są tylko przypuszczenia. Sugeruje jednoznacznie winę pilotów (w domyśle także pojawia się Błasik, Kaczynski), a ja się pytam, jakim prawem? Równie dobrze mógłbym przytoczyć z prasy wypowiedzi wielu pilotów (były takie wywiady), którzy uważają, że załoga polskiego samolotu nie popełniła błędów, a na pewno była wprowadzona w błąd przez rosyjskich kontrolerów.Raport komisji Millera po ostatnich „rewelacjach” prasowych definitywnie przestał być rzetelny.Dlatego mam ochotę zapytać p. Azraela, komu chce się przysłużyć, umieszczając taki tekst w internecie, formułując zwłaszcza tak krytyczny osąd o pilotach.Ich wina nie jest przesądzona, niczego im ostatecznie nie udowodniono, a rodziny żyją (proponuję np. poczytać wywiady z ojcem A. Protasiuka.Odrobinę empatii przydałoby się więc p. Azraelowi. Chyba że ktoś mu zlecił upwszechnianie takiej narracji w mediach elektronicznych?