Dziś przekonałem własna żonę (było to trudniejsze niż dla Obamy pozyskanie jako sojusznika Wielkiej Brytanii), że Obama jest tym przywódcą, którego wzrok sięga dalej niż większości ludzi – tak jak on sam nienawidzących wojen. Wybrany dokładnie po to, żeby te wojny skończyć filozof i moralista Obama decyduje się na krok, który podjąć potrafią tylko ludzie wysokiego lotu.
Świat arabski nie wydaje się Obamie (i mnie) tak bardzo skomplikowany, jak wydawało się to Grażynie.
- Młode społeczeństwa arabskie, które demokracje odkryły w Internecie, uważają ją za lepszy pomysł na życie, niż rządy dyktatorów;
- Gdy miliony ich w Algierii, Tunisie, Libii, Iraku i Egipcie, a teraz w Syrii, domagają się demokracji, robią to najlepiej jak potrafią: od terrorystycznej Al.-Kaidy, poprzez różne odcienie islamizmu aż do orientacji laickich, wolne wybory wydają się ich wspólnym celem;
- Niezależnie od tego jak trudny – a często tragiczny – jest ten proces i ile przynosi ludzkich ofiar (Grażyna nazwala to cynicznym wzajemnym wyżynaniem się) – to oni, a nie dyktatorzy, wymagają poparcia wolnego świata.
Wracam do Obamy, który odrzucając militarną interwencję jako sposób instalowania demokracji w innych krajach, popiera wolne wybory w Egipcie, które doprowadzają do rządów radykalnych islamistów; ale potem protestuje przeciwko dyktaturze wojskowej, która więzi legalnie wybranego prezydenta. Nie widzę w tym sprzeczności. Na tym samym fundamencie opiera Obama swoją „czerwoną linię”, niedopuszczającą do ludobójstwa.
Pan Prezydent RP powiedział w „Kropce nad i”, że Barack Obama i on nie maja przyjacielskich stosunków i nie dzwonią do siebie raz w tygodniu, ale gdyby Obama do niego zadzwonił, to poprosiłby go o przedstawienie dowodów, ż-e użyto broni chemicznej i kto jej użył, a wtedy służyłby mu swoją radą.
Panie Bronisławie, proszę się nie spodziewać telefonu od Obamy – jak również zdjęcia przedstawiającego żołnierzy armii syryjskiej ładujących pociski z napisem „gaz”. Jeżeli nie wystarczają Panu podsłuchane przed atakiem chemicznym rozmowy i fakt, ze chmura gazowa przyszła od strony rządowej i rozeszła się po stronie opozycji, ani zdjęcia ofiar, to znaczy, że nie jest Pan wielkim prezydentem, a po stronie Pańskiej logiki stoi światowej sławy, błazen polityczny, gospodyń Putin.
Piszę te słowa, oglądając Obamę przemawiającego na szczycie dwudziestki w St. Petersburgu. Wybieram kanał 486, gdzie nadaje TVN-24, z nadzieją, że tam też będzie transmitowane jedno z najlepszych wystąpień amerykańskiego prezydenta na temat doktryny „czerwonej linii” i jego mądrego uznawania argumentów tych Amerykanów, którzy jakichkolwiek działań wojennych maja po dziurki w nosie. Obama przypomina im, że po zbombardowaniu Londynu w czasie II wojny światowej większość Amerykanów była przeciwna interwencji, a późniejsze przyłączenie się USA do europejskich aliantów wymuszone było przez Roosevelta.
Ale w TVN-24 nie ma Obamy, a jest Donald Tusk tłumaczący, co zrobił z OFE. Syria na pewno wróci na polskie anteny, a ja znów będę się łapał za głowę, słuchając powierzchownych opinii na temat Ameryki: wielkiej, zarozumialej, moralizującej, którą się kocha albo nienawidzi, ale nigdy nie rozumie. Jak gdyby ten wielki moralizator nie zmienił radykalnie losów milionów biednych polskich emigrantów, a później swoim przykładem nie dodał Polakom odwagi do uporania się z komunistyczną dyktaturą?
oglądałem i słuchałem live Obamy j.w.
I, w największym skrócie, pamiętam że „nie będziemy umierać za Gdańsk”.
A czasem trzeba.
Zanim.
wyżynaniem się -> wyrzynaniem się
„ten wielki moralizator nie zmienił radykalnie losów milionów biednych polskich emigrantów, a później swoim przykładem nie dodał Polakom odwagi do uporania się z komunistyczną dyktaturą?”
.
Pogubiłem sie. Wielki moralizator Obama dał przykład i dodał odwagi Polakom w roku 1989, zeby uporali sie z komunistyczną dyktaturą?
.
Czy moze ma Pan na mysli tzw. Ameryke, jak megalomansko nazywamy konkretne panstwo na jednym z dwu kontynentow, ktorym obydwu przysługuje miano Ameryki? (Prosze powiedziec „America” Meksykaninowi, po czym posłuchac komentarza. Moze Pan sie zdziwic.) To konkretne panstwo Pan nazywa „wielkim moralizatorem”? To samo panstwo, ktore popierało Pinocheta? To samo, ktore weszło do Iraku? A moze Pan zapomniał, co to był „Pinochet” albo „Irak”?
.
A na zakonczenie chciałbym Pana poinformowac, ze ja ogladałem z bliska, jak Polacy uporali się z komunistyczną dyktaturą. W przeciwienstwie do Pana dokonywałem obserwacji uczestniczacej. Co nieco jeszcze pamietam. Do głowy by mi nie przyszła taka fantazja, ze jakis wielki moralizator zza oceanu dodawał Polakom odwagi do uporania się z komunistyczną dyktaturą. Taka fantazja to moze przyjsc do glowy komus, kto był bardzo daleko.
.
Dobrze sie czyta Pana felieton, ale po przeczytaniu trudno mi nie wzruszyc ramionami nad głebia Panskiej refleksji politycznej.
@Chełstowski Walter:
Problem polega na tym, ze tam sie rozpala wojna religijna. Tyle zrozumiałem z komentarzy osob, ktore sie znaja na realiach Orientu. Jesli te osoby maja racje (jesli), to rakieta tej sprawy nie załatwi. Podobnie, jak nie załatwiła w Iraku.
.
Juz przed Irakiem wojskowi fachowcy ponoc mowili, ze potrzeba kilku milionow zołnierzy, zeby okupowac Irak. Potrzebny byłby pobor w USA. Na to sie nikt nie zdecydował, bo USA ciagle pamieta Wietnam. Wiec Bush posłał 1/10 potrzebnych sil. Co było potem, to chyba Pan wie?
.
Jesli racje maja wspomniani komentatorzy (jesli…), to trzebaby okupowac w zasadzie cały Bliski Wschod. Do tego potrzeba kikudziesieciu milionow zołnierzy, i to na długo. To jest całkowicie nierealne. Obama chce tam posłac jedna milionowa potrzebnych sił, a nawet i tyle nie. To nie moze zapracowac. Z bardzo prostego powodu: jesli tzw. bojownikom niestraszna jest bomba zdetonowana we własnej kieszeni, to dlaczego mieliby sie przestraszyc swistu rakiety? Oni taki swist maja gdzies. Ich trzebaby wszystkich wyłapac, obezwładnic, i zabrac im bron, a to mozna zrobic jedynie na miejscu rekami sił okupacyjnych.
.
Jest jeszcze jedno wyjscie, o ktorym jakos nikt nie mowi. Zaaresztowac fundusze dyktatorow, ich przydupasow, oraz rozmaitych Hezbollachow. To akurat mogłoby zapracowac, bo fanatyzm fanatyzmem, ale przywodcy licza pieniadze. Ale jakos nie słyszymy, ze ktos na powaznie bierze sie za konta bankowe dyktatorow. Moze Pan mi powie, dlaczego? Czemu mozna posłac rakiety, a nie mozna zamrozic kont w bankach?