2012-04-14. Podczas wczorajszej debaty sejmowej na temat proponowanej pseudouchwały adresowanej do organów władz obcego państwa (sic!) upewniliśmy się co do jednego: to premier Donald Tusk jest właścicielem tej psiarni. Do niego należą wszystkie smycze, kagańce, kolczatki i miski, od niego zależy kto i co dostanie, kto zostanie ukarany, a kto nagrodzony. Tak więc po wybrykach pisowskich w dniu drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej, trzy dni później premier pociągnął w sejmie za smycz, a kolczatka na szyjach polityków PiS zacisnęła się – i zostali oni w ten sposób upomniani gdzie jest ich miejsce i jak należy się zachowywać.
Celne, rzeczowe, trafiające w najczulszy punkt przeciwnika przemówienie Tuska udowodniło zarówno innym politykom jak i też komentatorom wydarzeń sceny politycznej, że Tusk to polityk z górnej półki, zdecydowanie najmocniejszy w dzisiejszej Polsce, i że być może długo jeszcze będzie sprawował najwyższe funkcje państwowe. Jarosław Kaczyński bowiem nie ma czym – ani jak – zabrać Tuskowi atrybutów zarządzającego psiarnią, a Janusz Palikot póki co zajmuje pozycję małego shi-tzu, który co prawda wydaje z siebie dużo piskliwych dźwięków, lecz ma zbyt małe zęby, aby poważnie ugryźć inne polityczne bullterriery. Dobitnie pokazało to głosowanie nad proponowanymi przez Ruch Palikota zmianami zasad finansowania działalności partii politycznych.
Smycz, pociągnięta wczoraj w sejmie przez Tuska, ostudzi za pewne na jakiś czas niektóre działania polityków PiS i SP, aczkolwiek w dłuższej perspektywie nie pozostanie im znów nic innego poza Smoleńskiem i tradycyjnym już ujadaniem na nutę swojskiego burka-kundelka, mieszańca owczarka kaukaskiego, mieszkającego gdzieś pod oborą na prowincji. To chyba dziś jedyne nośne medialnie spoiwo jakie jest w stanie mobilizować elektorat Kaczyńskiego, a to z kolei jest na rękę Tuskowi i rządzącej PO. Niewykluczone więc, że będziemy uprawiać politykę smoleńską jeszcze długo. Opłaca się ona bowiem wszystkim stronom. Jeśli więc będą kłopoty z poparciem społecznym dla jakichś proponowanych przez rząd rozwiązań, to zawsze będzie można spuścić ze smyczy podwórzowego burka, dać mu się wyhasać i poszaleć, nastraszyć sąsiadów jego głośnym ujadaniem, aby w odpowiednim momencie pociągnąć za smycz, zacisnąć mu na szyi kolczatkę i uspokoić wszystkich tych, których ten mieszaniec kaukaza nastraszył. Na pewno jest to dość interesujący sposób uprawiania polityki, jednak jak słusznie zauważa coraz więcej komentatorów sceny politycznej, zupełnie nic z tego nie wynika dla kraju i jego obywateli.
Kogo jednak w tej psiarni obchodzą obywatele? Najważniejsze jest aby bilety na występy tego psiego cyrku sprzedawały się dobrze. O to dbają już dziennikarze i telewizje informacyjne, których działalność w ostatnich dniach przypominała raczej ujadanie smoleńskie, niż rzeczywistą pracę. I w tej psiarni wszystko jest nierzeczywiste, prawdziwa są jedynie smycz i kolczatka jaką wczoraj w sejmie pokazał premier Tusk i to dlatego on jest głównym rozgrywającym na polskiej scenie politycznej. PiS nie dysponuje właściwie niczym poza bajkami w stylu projektów uchwał „zobowiązujących” władze obcych państw, Palikot (a zwłaszcza jego otoczenie) coraz bardziej przypomina kiepsko napisaną slapstickową komedię. Natomiast SLD to partia, która umie grać już tylko na starą zgraną nutę. Stronnictwo, które jest jak Ogar Polski, stara niszowa rasa dla wąskiej grupy miłośników. Wszystko wskazuje na to, że w nieodległej przyszłości ugrupowanie to, podobnie jak rzeczone ogary, może chyba już tylko pójść w las.
Szkoda tylko widzów tego żałosnego psiego widowiska; bardzo możliwe, że wielu z nich niedługo opuści więc tę psiarnię, aby udać się na cichsze, spokojniejsze i zdecydowanie bardziej kameralne wystawy kotów organizowane coraz częściej w różnych państwach Unii Europejskiej, gdzie w wielu nisko płatnych zawodach wciąż brakuje rąk do pracy. Może nie będzie dużo weselej, ale na pewno spokojniej, mniej nerwowo, a co najważniejsze bardziej treściwie. Koty bowiem w odróżnieniu od psów są mnie hałaśliwe, ale bardziej konkretne.
Benfranklin
Przegonienie hien smolenskich pod wyzwaniem PIS bylo dlugo oczekiwane przez obywateli! Tusk znalaz wlasciwy moment aby to skutecznie zrobic.
Benie jak zwykle celnie
W bardzo obrazowy sposób opisany konflikt Pis kontra PO.Natomiast nie zgadzam się z tobą Benfranklin co do tego że dla PO gra na ten konflikt i jest mu z tym wygodnie.Należy postawić pytanie czy Tusk stworzył Jarosława Kaczyńskiego.Jarosław stworzył się sam,kompletnie sam.
@rodakzusa,masz rację.
Polska to nie są Stany Zjednoczone i tu sam się nikt nie stworzy. Przeceniasz Kaczyńskiego, od czasów palenia kukły Wałęsy można było przynajmniej próbować coś z nim zrobić.
Nie szczekaj tak głośno! Obudzisz brytana! –
napomniał jamnika wyżeł nakrapiany.
Jamniczek w tej konfuzji schował się za pana,
a w nerwach łapę podniósł i obsikał ścianę.
Tusk to „polityk z górnej półki” – ciekawy jestem, o jakiej półce myśli Benfranklin? Tusk w swoim ostatnim głośnym przemówieniu sejmowym mija się co najmniej kilka razy z realiami. Mówi np., że powinniśmy budować wspólnotę narodową, którą skądinąd skutecznie swoimi działaniami zaburzył, więc to chyba oczywiste, że pod jego przewodnictwem nie jest to możliwe.
Określa siebie i swój obóz „odpowiedzialną elitą”, co na pewno potwierdziło zorganizowanie w kwietniu 2010 takich, a nie innych obchodów katyńskich, a później śledztwo smoleńskie.
Dalej zwraca się do opozycji ze zdumiewającym, tupeciarskim zawołaniem „ nie zakrzyczycie prawdy”, podczas gdy sam się jej panicznie boi, świadom swojego amatorskiego podejścia do wyjaśnienia przyczyn katastrofy (tu stawiam tezę, że ta amatorszczyzna mogła być świadomym wyborem).
Rozśmieszył mnie stwierdzeniem, że „nawet ci najbardziej opozycyjnie nastawieni, nie mieli wątpliwości, że wspólnie robiliśmy to, co do nas należy, że wspólnie oddaliśmy cześć naszym zmarłym, że państwo polskie zrobiło wszystko, aby przetrwać ten kryzys i równocześnie żeby uszanować potrzebę narodowej wspólnoty w tych trudnych chwilach”. Akurat takie „zadania” nawet przeciętnie zorganizowane państwo wykonuje sprawnie. Wtedy chodziło nie tylko o godne pochowanie zmarłych, ale zwłaszcza o opracowanie mądrej strategii w postępowaniu z Rosją. Dodajmy jeszcze, że opozycja nie zajmowała się wówczas akceptowaniem bądź odrzucaniem działań rządu, ale przeżywaniem żałoby.
Potem Tusk stawia idiotyczne pytania: „Co wy wtedy robiliście? Co wy robicie dzisiaj?” Na pierwszą część już odpowiedziałem, choć premier zapewne marzył też o nieustannym, cichym przeżywaniu żałoby; a co do drugiej – to zadaniem opozycji jest także ocena rządu, który zdaje się, że zaprzepaścił świadomie lub nieświadomie – szansę na przekonujące niemal wszystkich Polaków wyjaśnienie przyczyn katastrofy.
Kolejna fraza z przemówienia Tuska mówi o dopuszczalności kłótni w „atmosferze wzajemnego szacunku”. Proponuję mu puścić z kasety jego niektóre własne przemówienia lub np. Niesiołowskiego.
Wreszcie Tusk mówi tak: „Rosja nie postępuje w sprawie śledztwa smoleńskiego tak, jak my byśmy sobie tego życzyli. Tak, widzimy to każdego dnia”. A przecież, ileż to razy słyszeliśmy jego słowa o niemal o idealnej współpracy z Rosją. Czy to panie Tusk i panie Benfranklin nie nazywa się okłamywaniem własnego narodu? Słyszymy te słowa o postawie Rosjan co najmniej o rok za późno.
Mówi też Tusk o „podejmowaniu inicjatyw na najwyższym szczeblu” w sprawie ściągnięcia wraku do Polski. I co? Żadnego efektu naszej „żyrandolowej„ władzy. Złą wolą opozycji nazywa jej nieufność wobec ostatniej propozycji Rosjan przekazania nam szczątków samolotu. Przepraszam, ale na jakiej podstawie mam ufać rosyjskim politycznym „szachistom” w sytuacji, gdy mówi się o umyciu wraku Tupolewa czy zaginięciu nagrań z wieży?
Polska nie potrafiła w skutecznej formie zobligować Rosjan do zwrotu wraku, podczas gdy opozycja już rok temu zwróciła się do MSZ z prośbą o wystąpienie dyplomatyczne w tej sprawie. Wtedy wiceminister spraw zagranicznych zobowiązywał się, że następnego dnia taka nota się ukaże, zostanie przesłana i podana do wiadomości”. Ale jakoś głucho było o niej, a jeżeli nawet była, to żadnych namacalnych efektów nie przyniosła. Nie słyszeliśmy też protestów ze strony polityków PO pod adresem Rosjan. Wpatrzeni w swojego wodza i guru – siedzieli cicho, wszak milczenie złotem jest (chyba ta dewiza obowiązuje dość często działaczy PO). Tusk marzy więc chyba, aby także wszyscy pozostali Polacy zamilkli i podziwiali z otwartymi ustami jego dokonania jako przywódcy „psiarni”.
Na koniec Tusk zarzuca opozycji warcholstwo, naiwność, podłość – i czyni to oczywiście w imię postulowanej wyżej wspólnoty narodowej! Oto – dość powierzchowny – obraz „polityki wyższej półki”, „celnej, rzeczowej, trafiającej w czułe punkty” nie tylko opozycji, ale i Rosjan, a do której chce nas przekonać Benfranklin w swoim felietonie.
Nie, Mała Koso, nie chce mi się, nie przeczytałam.Nie dość,że zwykle piszesz takie dyrdymały,to jeszcze tak dużo.Czytaj sobie sam.
Ależ kynologicznie się zrobiło Benfranklinie. Celne porównania ale w tym wszystkim jednego mi brakuje. Czy my kundelki codzienności musimy znosić ten wymiar zarządzania Polską. Dlaczego te dziś szlachetne rasy psów nie widzą Ojczyzny swej jako dużo bardziej skomplikowany system zarządzania organizmem społecznym (vide robótki przy 67). Czy wzrok i węch nie powinien podpowiedzieć im jak mamy żyć wspólnie, bez ujadania i skakania do gardła – za kilka lat? Moje obawy są takie ,że rasa aktualnie przewodząca stadu tych mechanizmów nie ogarnia,co frustracją co raz większą kundli codzienności się przejawia.