Tak nas, gdynian, określili kiedyś odwieczni adwersarze zza miedzy. Zawiedli się, bo gdynianie przezwisko przyjęli z humorem i dziś uznają je za własne.
Nie będę się rozpisywał o tym, jaka Gdynia jest wspaniała (chociaż jest) i w ogóle nie będę się chwalił (choć jest czym). Sam fakt potwierdzany badaniami prof. Czapińskiego, że jesteśmy najbardziej zadowolonymi z miejsca zamieszkania ludźmi w Polsce powinien wystarczyć.
Badania naszego niezwykłego społeczeństwa prowadzone są zresztą regularnie i dotyczą różnych spraw.
Na jednych, których wyniki niedawno opublikowano chciałbym się skupić w nadziei, że zainteresują nie tylko nas, ale choćby poprzez porównanie mieszkańców innych miast w naszym pięknym i uwielbiającym narzekać kraju.
Chodzi o temat tak delikatny, jak komunikacja miejska.
Ma ona w Gdyni ciekawą historię. W absolutnie zwariowanym tempie rosnące miasto (w ciągu 16 lat powiększyło liczbę ludności 100-krotnie) w wielu dziedzinach było „nie do ogarnięcia” nawet dla najlepiej wyszkolonych urzędników. Komunikacyjnej także.
W 1927 roku ruszyły pierwsze regularne trasy autobusowe, ale dopiero w latach 1930 – 1932 powstały pierwsze wiaty na przystankach a pod nimi rozkłady jazdy. A jak się jeździ bez rozkładu? Zwyczajnie – kto pierwszy ten lepszy. Kierowcy autobusów ( wtedy to były Komnick, Opel, Chevrolet i Büssing) walczyli zaciekle wymijając się na trasie by podebrać z przystanku jak najwięcej pasażerów. Kompletna wolnoamerykanka obfitująca w bójki między kierowcami, awantury właścicieli itp. Pierwszy Związek Właścicieli Dorożek Samochodowych powstał także w 1927. Na „kolej bez szyn” (tak określano wtedy trolejbusy musieliśmy poczekać trochę dłużej.
Po wojnie jeździły po Gdyni angielskie „piętrusie”, trolejbusy stały się „okrętami flagowymi” komunikacyjnej floty, a Zarząd Komunikacji Miejskiej przy aprobacie dyrekcji i przychylności miejskich władz stał się wdzięczną przystanią wszelkich entuzjastów i ludzi z pomysłami, dla których znajdują ujście w – było, nie było – zakładzie pracy. To samo w sobie jeszcze dość rzadkie zjawisko.
(polecam zakładkę „historia”)
Równie mało spotykanym zjawiskiem jest zainteresowanie ze strony mieszkańców. Na organizowanych spotkaniach bywa więcej ludzi, niż można by się spodziewać po tak „przyziemnym” temacie. Historia, ale i nowe plany i perspektywy rozwoju widać interesują pasażerów na tyle, by przyjść, popatrzeć, pogadać, posłuchać.
Najnowsze dzieje gdyńskiego transportu to sukcesy w przerabianiu autobusów na trolejbusy. Operacja pozwala na poważne, bo sięgające 30% oszczędności kosztu zakupów nowych pojazdów. Jest atrakcyjna na tyle, że nasze zakłady sprzedają swój pomysł w ramach licencji do Niemiec, Włoch i Szwajcarii. Ten ostatni kierunek jest szczególnie ciekawy, bo kiedy przed wojną zastanawiano się nad wprowadzeniem trajtków na ulice miasta, zakupów chciano dokonywać właśnie w Szwajcarii. Wyszło odwrotnie, ale nie narzekamy.
Wynalazki dosłownie sprzed chwili: trajtki ładujące w czasie jazdy akumulatory tak, że w razie wyłączenia prądu są w stanie jechać bez zasilania z pełnym obciążeniem jeszcze ok. 6 km. To zapewnia dowóz pasażerów do przystanku, gdzie mogą przesiąść się na inny rodzaj transportu. Drugi zrealizowany pomysł: trolejbus „oszczędnościowy”, który nie pobiera energii stojąc na przystanku, a jedynie w czasie jazdy. Niby mała rzecz, a okazuje się, że w skali roku są to miliony złotych.
I ostatnia informacja: po naszych ulicach jeżdżą pojazdy napędzane benzyną, ropą, gazem i elektrycznością. Ta różnorodność jest świadomie zaplanowana i ma być utrzymana w przyszłości.
Od 1996 roku (to pierwszy rok, w którym Gdynia zaczęła otrzymywać pieniądze z Unii Europejskiej – na 8 lat przed akcesją Polski) Zarząd Komunikacji Miejskiej przeprowadza systematyczne badania opinii mieszkańców na temat swojej działalności.
Chciałbym zapoznać czytelników z najnowszymi ich wynikami, bo wbrew pozornej lokalności, mogą być one pomocne w ocenianiu transportu publicznego w dowolnym miejscu na świecie na zasadzie analogii.
Ogólna ocena miejskiej komunikacji wystawiona jej przez mieszkańców to 4.27 w skali od 2 do 5. Mocna czwórka. Jak na skłonność polskiego społeczeństwa do narzekania, to bardzo dobry wynik. Ponieważ wyniki dwóch poprzednich badań także są powyżej 4, nie jest to przypadek.
Ciekawe są szczegóły. Oceny mieszkańców poszczególnych dzielnic są mniej interesujące dla nietutejszych, bo trzeba znać specyfikę dzielnic i ich położenie. Natomiast interesujący jest fakt, że najlepiej oceniają miejska komunikację emeryci – 4, 37 a najgorzej uczniowie i studenci – 4,17. Z jednej strony ludzie mający wymagania ze względu na podeszły wiek, z drugiej młodzi mający wymagania ze względu na naturę młodości, która nie zadowala się dniem dzisiejszym (i dobrze).
98% ankietowanych uważa, że korzystanie z komunikacji miejskiej jest bezpieczne zawsze, lub prawie zawsze.
Kontrolerom biletów wystawiono ocenę 3,75 co nie jest złym wynikiem zważywszy, jak rodacy lubią wszelakie kontrole. Najlepiej oceniają ich ci, którzy są często kontrolowani. Osobiście nie spotkałem się z chamską, niegrzeczną kontrolą, a od czasu jak wśród kanarów pojawiły się miłe panienki, jestem gotów do kontroli każdego dnia i na każdej trasie!
Dygresja: byłem świadkiem kapitalnej sceny. Kiedy wprowadzono możliwość zakupu biletu przez komórkę na początku bywały kłopoty. Pani jadąca koło mnie dokonała zakupu, a po chwili do trajtka weszła grupa kontrolerów. Pani podała chłopakowi komórkę mówiąc, że nie jest pewna czy wszystko zrobiła dobrze. Chłopak z miłym uśmiechem odparł, że on też nie jest pewny czy potrafi to dobrze odczytać. Usiedli obok siebie i zatopili się w kombinacjach przy telefonie. Po jakimś czasie od strony ich siedzenia rozległy się dwa gromkie okrzyki.
-Jeeeest! W porządku! – to krzyczał kontroler.
-Boże! Przystanek temu miałam wysiąść! – to pasażerka.
Z komunikacji miejskiej częściej korzystają kobiety – 59, 2% co i nie dziwota, gdyś statystycznie jest ich w Polsce więcej. Podobnie jest z dominującą grupą wiekową (31-40 lat) – 20,7% i drugą niewiele ustępującą (51-60) – 19,2%
Zwiększył się w ostatnich latach udział samochodów w przemieszczaniu się po mieście. Obraz „polskiej biedy” to 0,87 samochodu na statystyczne gospodarstwo domowe w Gdyni. Są poważne różnice między dzielnicami. Chwarzno Wiczlino (głównie domki i nowa deweloperka) – 94,1 % gospodarstw posiada co najmniej jedno auto. Na drugim biegunie Witomino (klasyczne blokowisko) – 53,5%
Pracownia przeprowadzająca badania pytała również o oczekiwania pasażerów.
Nowych linii trolejbusowych oczekuje 17% badanych, 10% opowiada się za zastępowaniem linii autobusowych trolejbusowymi, 63% uważa, że obecna proporcja między autobusami a trolejbusami powinna zostać zachowana.
Na ulicach coraz więcej rowerów. Korzysta z nich 64% ankietowanych. Na razie jednak głównie w celach rekreacyjnych. Do szkoły lub do pracy dojeżdża rowerem tylko 3% badanych (w tym jeden wiceprezydent miasta).
Za to coraz więcej osób przesiada się do pojazdów komunikacji miejskiej dojeżdżając do pracy (także dwóch wiceprezydentów) co do pewnego stopnia jest wynikiem świadomości ekologicznej od lat wpajanej mieszkańcom, ale także coraz większym tłokiem na ulicach miasta.
Na koniec moja osobista przygoda. Postanowiłem zorganizować wycieczkę w teren dla grupy seniorów z Domu Opieki. Są to osoby bardzo wiekowe, często po 90tce (z „moją najstarszą” 97 letnią słuchaczką), fizycznie już mało sprawne, kilka osób na wózkach, kilka z balkonikami, osoba niewidoma itd. Niektórzy od lat nie opuszczali swego miejsca zamieszkania.
Pierwszy problem był łatwy do rozwiązania. Nasze Solarisy i Mercedesy są przystosowane do przewozu takich osób. „Przyklęk” autobusu czy trajtka pozwala na samodzielne wjechanie do pojazdu osoby niepełnosprawnej.
Z drugim problemem było gorzej. Nie miałem pieniędzy na wynajęcie wozu. Zaczepiłem kiedyś kierowcę autobusu pytając, jak i gdzie mam uderzyć, by załatwić sprawę.
Dał mi namiary wraz ze wskazówkami jak rozmawiać z szefem, jakich argumentów używać, co on lubi a czego nie oraz… zaoferował swą pomoc jako ew. kierowca w planowanej wyprawie. Za darmo, obcy człowiek, pierwszy raz mnie widział na oczy.
No i niech mnie teraz jakiś ankieter zapyta o naszą komunikację!
Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że nie jestem obiektywny. No bo nie jestem.
Trudno jednak wyzuć się z emocji, kiedy na dorocznych spotkaniach organizowanych przez ZKM słyszy się jak pasażerowie „poprawiają” autobusy zarzucając fachowców pomysłami, a inżynierowie i mechanicy z warsztatów nie uśmiechają się z wyższością, tylko na bieżąco „ogarniają temat” dyskutując czy nie dałoby się go wykorzystać. Kiedy byłem tam pierwszy raz doznałem lekkiego szoku widząc, że warsztaty składają się z gromady zapaleńców, którzy nieustannie kombinują „co by tu”. Pietyzm (to nie przesada) z jakim traktują zabytkowe trajtki, które w sezonie turystycznym są wypuszczane na miasto rozbroił mnie kompletnie.
Wbrew pozorom, powyższy tekst nie jest peanem na cześć komunikacji gdyńskiej. Jest refleksją na temat tego, jak daleko można zajść, kiedy ludzie uświadomią sobie, że w gruncie rzeczy ich cel jest wspólny.
Bo przecież jest.
Jerzy Łukaszewski
Hm…może się przeprowadzę do Gdyni. Nigdzie i nic mnie nie trzyma. Od dawna śledzę sprawy Gdyni i bardzo podoba mi się to miasto 🙂
Pozdrawiam 🙂
Panie Jerzy, bardzo proszę o opinię w sprawie waszego lotniska. Nie powoduję mną złośliwość, a jedynie chęć poznania, czy jest za tym jakaś choćby szczątkowo rozsądna argumentacja, czy też jest to przypadek zwykłej przypadłości władców popadających po pewnym czasie w zadufanie od którego o włos najzwyczajniejsza głupota.
@Jan Cipiur, trudno mi dać obiektywną opinię, bo nie jestem fachowcem, a sprawa jest dość emocjonalnie rozgrywana i argumentów rzeczowych pada mało.
Z tych, które wyłowiłem wynika, że lotnisko w Gdyni ma sens.
Po pierwsze, miało być to lotnisko inne, niż Rębiechowo. Inna „grupa docelowa”. Trudno więc tak naprawdę mówić o „konkurencji”. To ma być lotnisko dla małych, prywatnych samolotów, czarterów, szkółki lotniczej itp. Po drugie lotnisko w Babich Dołach ma lepsze warunki, co potwierdzi każdy kto zna się na meteorologii. Rębiechowo jest kompletnie nietrafionym pomysłem z lat PRL (wtedy przeniesiono lotnisko gdańskie z Zaspy do Rębiechowa). Bardzo często bywa, że Rębiechowo nie przyjmuje z powodu mgły, a w Gdyni tymczasem piękne słońce, mimo że to tylko dwadzieścia parę km. Rzecz w odległości od morza. Babie Doły są tuż nad morzem, a nad samym morzem rzadko kiedy nie ma wiatrów, które rozpędzają mgłę. Ostatnio zdarzyło się tak w lutym na rocznicę Gdyni, kiedy nie doleciała ekipa z Warszawy bo ją zawrócono znad Rębiechowa.
Mogłoby być więc lotnisko w Gdyni zapasowym dla Gdańska w razie mgły. Niemcy budując gdańskie lotnisko na Zaspie wiedzieli co robią. Niestety, po wojnie ich „poprawiono”.
O władzach Gdyni można powiedzieć wiele, ale nie to, że wyrzucą setki milionów złotych dla jakiejś fanaberii. Gdyby tak było, miasto nie wyglądałoby jak wygląda. Oprócz lotniska na babich Dołach planuje się lokalizację wielu innych firm współpracujących, generujących miejsca pracy. Przed zawiązaniem spółki eksperci badali sprawę i wydali opinię pozytywną. Ale wie pan, jak to jest z ekspertami. Na twojego eksperta mam swojego itd., więc nie potrafię rozstrzygnąć.
Mam wrażenie, że zaciążył na tym projekcie „tradycyjny” konflikt gdańsko – gdyński, gdyż chciano zmusić Gdynię do ładowania pieniędzy w spółkę Rębiechowo, w której udziały (i coś do powiedzenia) ma znikome. Co ciekawe, wówczas by nikt nie latał kapować do Brukseli, że „nielegalnie” wspiera się firmę. To jest w ogóle jakaś unijna paranoja, której nie umiemy zrozumieć. Miasto jest udziałowcem spółki „Gdynia – Kosakowo”, ale nie może w nią inwestować. Przecież to jest chore. Bruksela nakazała zwrot pieniędzy. Tylko, że nie zainwestowano tam ani jednego brukselskiego euro. Nie jest więc prawdą, że Gdynia straciła setki milionów. Wręcz przeciwnie. Nakaz zwrotu powoduje, że do kasy miasta wrócą zainwestowane w spółkę pieniądze. Brzydkim akcentem unijnej „kontroli” było to, że dokonywali jej gdańscy eksperci, a nie zewnętrzni. No cóż, nasz prezydent jest bezpartyjny, więc gra fair wobec niego nie obowiązuje. Ich nie interesowała zasadność budowy lotniska, a jedynie sposób inwestowania.
Pomijam już sam fakt latania Polaków ze skargą do Brukseli na innych Polaków, co u nas na podwórku określało się dość jednoznacznie, ale niestety zbyt brzydko jak na wytrzymałość BM, więc nie przytoczę.
Podsumowując: z punktu widzenia lotniczego inwestycja ma sens, z punktu widzenia biznesowego ponoć też (piszę :ponoć, bo za chudy w uszach jestem, by to rzetelnie ocenić). Po trzecie: co kogo obchodzi w co ja pakuję SWOJE pieniądze? Jeśli ktoś się boi konkurencji (moim zdaniem w dużym stopniu wydumanej), to niech może sam zrezygnuje z prowadzenia biznesu, a nie zakazuje tego innym. Są w Europie lotniska blisko siebie i jakoś nikt z tego powodu się nie popłakał. Dopiero PO z panem Adamowiczem.
Wszystko to jednak tonie we mgle osobistych niechęci, które zaczęły się nasilać wraz z odmową Gdyni przystąpienia do tzw. obszaru metropolitalnego. Pan Adamowicz średnio radzi sobie z Gdańskiem, zastosował więc klasyczną „ucieczkę do przodu” czyli chciał być panem na większych włościach, bo na tych zawsze jest bezpieczniej. Platforma i jej baronowie w biały dzień zaczęli stosować wobec Gdyni zwyczajny szantaż zmuszając ją do uległości. Nikt nie brał pod uwagę opinii mieszkańców, którzy w razie uległości Szczurka w tej sprawie wywieźliby go na taczkach. Ale kogo (w Gdańsku i w Warszawie) obchodzi opinia mieszkańców? A mieszkańcy przecież widzą jak jest tu i jak jest tam, więc wiedzą dobrze czego nie chcą.
P. Szczurek jest prezydentem już prawie 16 lat. I będzie nim dalej (ostatni jego wynik wyborczy jest chyba rekordem świata w demokracjach). Sądzi pan, że osiągałby taki wynik robiąc jakieś nieodpowiedzialne bzdury? Musiałby nas pan uważać za idiotów, a przynajmniej te 87%, które na naszego Wojtusia (inna ksywka: Słoneczko Bulwaru) głosowało.
Ostatnia rzecz: informacje dot. lotniska (które i tak będzie budowane) otrzyma pan bez trudu w Urzędzie Miejskim W Gdyni. Oni się z tym projektem nie tajniaczą.
Odpowiedź „lezie” 🙂
@Jerzy Łukaszewski, bardzo dziękuję za obszerne naświetlenie. W kwestie meteo-biznesowe nie wchodzę, bo istotnie trzeba by było odbyć wiele rozmów z ekspertami i doświadczonymi ludźmi z branży. Widzę teraz, że sprawa nie jest zupełnie jednoznaczna. Wciąż jestem wszakże zdania, że lotnisko to chyba niejedyny przykład dyskwalifikującej niestety obu panów prezydentów nieumiejętności współpracy dla rozwoju całego obszaru Trójmiasta. Gdybym tam mieszkał namawiałbym współmieszkańców do pokazania obu czerwonej kartki w nadchodzących wyborach. Zbyt długie sprawowanie władzy źle się kończy, praktycznie w każdym przypadku.
@Jan Cipiur: Potwierdzają to liczne przykłady, mimo to się nie zgadzam w tym przypadku. Bo pozytywna skuteczność demokracji jest funkcją dystansu rządzących od rządzonych. Jeśli dystans jest za mały, wygrywa i rządzi ten, co ma najmocniejszą piąchę i największą jadaczkę. A system prawny, niby wspierający demokrację, nigdy nie nadąża za rzeczywistością, więc ci z przodu się go nie boją. Jeśli dystans jest za duży, (demokracja parlamentarna i europejska) nie ma kto położyć kresu radosnej twórczości oszołomów, co im się akurat udało coś sp*****lić. Bo nie ci starcy z senatu. (u nas, a nie wiem kto w EU). Dlatego zamiast senatu chciałbym czegoś w rodzaju Bundesratu, co jest sejmikiem samorządów niższej instancji (u nich, Niemców – Landów). Aby sprowadzić na ziemię rzeczywiste skutki projektowanych ustaw i zwalić je w zarodku, jeśli bezsensowne.
Dla Pana tymi przykładami są, przypuszczalnie, Harry Ford, Grundig, Stalin, Breżniew, Indira Ghandi, i tylu innych. Ale to były dyktatury, bądź dyktatury zamaskowane, sankcjonowane tchórzostwem najbliższych współpracowników (np. Gomółka) Natomiast ten Szczurek Gdański, to dla mnie zdrowy przykład demokracji, co nie przypiera wyborcy do lin ringu, ani nie punktuje go, z bezpiecznego dystansu, „punktami procentowymi” sondaży.
@Jan Cipiur, zbyt daleko idące wnioski, moim zdaniem. Gdynia „robi swoje”, a ponieważ jej to dobrze wychodzi, mieszkańcy są zadowoleni, nie widzę powodu, by to zmieniać.
Obszar metropolitalny nie był zamysłem mającym, jak pan sądzi, ułatwiać rozwój Trójmiasta, a jedynie pod tym pretekstem dostarczać więcej pieniędzy Gdańskowi. Miał narzucić czyjąś kontrolę nas samorządem gdyńskim. A tego to my, mieszkańcy sobie nie życzymy. Już kiedyś „Warszawa” decydowała gdzie ma stać kiosk „Ruchu”, więcej nie potrzeba.
Co do dbania o interesy mieszkańców, to było już wiele prób wspólnych inicjatyw. Wszystkie skończyły się nieciekawie. Nie znając szczegółów, lepiej z góry nie oceniać wszystkich jak leci.
Dam panu przykład: trzy miasta umówiły się na budowę tzw. Drogi Różowej, równoległej do istniejącej A. Zwycięstwa biegnącej przez całe Trójmiasto. Gdynia swój odcinek zbudowała już kilka lat temu. Gdańsk jeszcze nie zaczął, a Sopot wymyślił (teraz, nagle!), że chce tunelu pod miastem, ale nie ma na niego pieniędzy. Miała być budowana wspólna hala widowiskowo sportowa. Potem Gdańsk zaczął zmieniać lokalizacje, raz i drugi, itd. W międzyczasie powstała hala gdyńska, która nam służy. Itp. Itp.
Sęk w tej współpracy, o czym przekonały się już gminy, które przystąpiły do tzw. obszaru metropolitalnego polega na tym, że Gdańsk ma i zawsze będzie miał największe potrzeby, a co za tym idzie będzie do siebie ciągnął kasę. A reszta?
To wszystko nie jest takie proste, jak się panu z odległości wydaje. Ja rozumiem, że u nas jest 87% durniów, którym trzeba podpowiadać, że powinni Szczurkowi pokazać czerwona kartkę, ale obawiam się, że nie skorzystamy.
Nie skorzystamy choćby z powodu, który jest na początku pańskiej wypowiedzi.
” W kwestie meteo-biznesowe nie wchodzę…”
No właśnie, a dla nas TO są kwestie najważniejsze, nie zaś jakieś hasłowe ple ple ple typu „interes mieszkańców, rozwój” i tym podobne banały. Swój interes każdy mieszkaniec widzi każdego dnia, jak wyjdzie z domu. No, ale rzecz jasna, on się myli. Z całą pewnością się myli!
A widzę, że nasza Rada Miasta coraz bardziej kłuje w oczy. Ciekawe, że niemal wyłącznie ludzi z zewnątrz. Łaj? że tak z angielska zapytam.
@Łukaszewski: Przepraszam za ten Gdański. Mendel mi się podczepił.
Pierwsza część odpowiedzi przyjdzie później, proszę chwilkę zaczekać 🙂
@A. Goryński no masz szczęście, żeś się zreflektował 🙂 🙂
Każdemu proponuję przyjrzenie się jak wyglądają miasta, gdzie mamy wielka politykę w Radzie i takie bez. U nas partie zostały wyrzucone na margines i miasto rozwija się, jak nigdy dotąd. No to ktoś wymyślił, że trzeba to zmienić.
Dodam jeszcze, że nie ma czegoś takiego jak „obszar Trójmiasta” i nigdy nie było. To są zupełnie inni ludzie, o innej mentalności i podejściu do życia. Wspólnych interesów tez raczej niewiele, bo niby jakie? Pierwszy „obszar metropolitalny” wymyśliła komuna w 1946 roku. Teraz PO to powtarza.
I powtarzam pytanie: dlaczego ktoś z zewnątrz uważa 87% mieszkańców za idiotów, których trzeba prowadzić za rączkę?
@A.Goryński
Może to by ci pasowało?
https://studioopinii.pl/jerzy-lukaszewski-cztery-szariki-i-senat/
@J. Łukaszewski: uciekło mi, bo byłem wtedy na obczyźnie, dzięki. Pomysły jak najbardziej po mojej myśli. Dzięki również za tę „izbę refleksji”, co ją mój ojciec nazywał „haźlem”.
W podzięce dołączam własną (choć cudzą) butelkę mocnego płynu.
To tłumaczenie z B.Brechta, wykonane w 1980r. przez R.R.Stillera, do spektaklu wykonanego (chyba tylko raz) w teatrze Ateneum. Było śpiewane chórem, nie wiem czyja muzyka. Uprzedzam czytających, że tekst może być brutalny, bo Brecht taki bywał, a Stiller też pisuje czasem siekierą.
***
[Najmilsze miejsce]
Najmilsze miejsce, jakie jest na globie
To nie ławeczka przy rodziców grobie.
Nie konfesjonał, nie kurewskie łoże
Nie dupsko tłuste, ciepłe, w ruchu hoże.
Jak chcesz, to śmiej się, a jak chcesz, to płacz
Ale ze wszystkich miejsc najmilszy sracz.
Tam człek odczuwa rozkosz nadzwyczajną
Że nad nim gwiazdy są, a pod nim łajno.
Tam w pocie czoła człowiek i w pokorze
Pojmuje, że zachować nic nie może.
Bezpieczny schron, ach! tam, ach! tylko tam
I w noc poślubną zostać możesz sam.
Świątynia dumań, gdzie się brzuch patroszy
Aby do nowych gotów był rozkoszy.
Gdzie jak ten król, z naciskiem, w siódmym niebie
Wyłącznie swoje robisz i pod siebie.
I tam przekonasz się, gdy gnój cię sparł
Żeś bydlak, co i w sraczu będzie żarł.
***
W spektaklu były również znacznie mocniejsze teksty (dwa wykonywała Janda)
Popieram Autora.
Gdynia JEST najlepsza.
Zaś gdyńska komunikacja to ewenement – autobusy i trolejbusy jeżdżą zgodnie z rozkładami jazdy!